Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia walka gen. Jerzego Wójcika: męża, przyjaciela, człowieka honoru

Marta Paluch
Gen. Jerzy Wójcik nie był duszą towarzystwa, wolał  zostawać w cieniu. Skromny, nieco wycofany, nie lubił gwiazdorzyć jak niektórzy dowódcy. Za to nigdy nie odmawiał pomocy przyjaciołom ani żołnierzom
Gen. Jerzy Wójcik nie był duszą towarzystwa, wolał zostawać w cieniu. Skromny, nieco wycofany, nie lubił gwiazdorzyć jak niektórzy dowódcy. Za to nigdy nie odmawiał pomocy przyjaciołom ani żołnierzom Wojciech Matusik
Żołnierze go szanowali, przyjaciele kochali. Jaki był? - Po prostu: Jurek - opowiadają. Najwięksi twardziele z wojska są poruszeni, kiedy pomyślą, że dziś, na cmentarzu na krakowskim Salwatorze, przyjdzie im pożegnać dowódcę. Szefa, dla którego oni byli zawsze najważniejsi.

To był potężny chłop. Rosły, barczysty. Ale w spojrzeniu miał łagodność. Nie zniknęła także wtedy, gdy po miesiącach leczenia leżał przykuty do łóżka.

Nie było rozkazu chorować
- Niedawno spotkaliśmy się, mówię: Jurek, kurde, nie było rozkazu chorować. A on: Damy radę. Taki był. Siła spokoju. Nie panikował, nie chciał nikogo zamartwiać - opowiada Wiesław Ibek, przyjaciel generała.

To było niedługo przed śmiercią generała. W ubiegłą sobotę mówił już tylko: tak, nie. Choroba spowodowała, że miał kłopoty z wymawianiem słów.

Zmarł w niedzielę, miał 65 lat.

Odszedł tak jak żył: bez robienia wokół siebie zbędnego hałasu.
To była niedziela. Generał leżał w łóżku. Po prostu zasnął.
Rok temu zaczął chorować, a po kilku miesiącach różnorakich diagnoz usłyszał wyrok: stwardnienie zanikowe boczne. Największym twardzielom miękną kolana, gdy słyszą coś takiego.

Bo to bardzo ciężka choroba.
Powoli przestają działać mięśnie w całym ciele. Najpierw ręce i nogi, w końcu paraliż całego ciała. Potem, w ciągu 3-5 lat zazwyczaj następuje śmierć. Mięśnie klatki piersiowej przestają pracować i człowiek się dusi.

Najgorsze, że choroba wcale nie atakuje mózgu. Chory jest przez cały czas absolutnie świadomy tego, co się z nim dzieje.
W lutym 2014 r. generałowi zaczęła lekko opadać głowa. Potem miał niedowład ręki, potem zaczęły się trudności w mówieniu.

Ale walczył.
Bo choć choroba jest straszna, to niektórzy, jak wybitny fizyk Stephen Hawking, żyją z nią wiele lat. A w świecie medycyny co i rusz pojawiają się informacje o nowatorskich metodach.

Nadzieja go nie opuszczała

Jedną z nich jest przeszczep komórek macierzystych.
- Tata jeździł do kliniki do Olsztyna na te przeszczepy, potem do kliniki do Kijowa, przyjaciele pomagali. Ta placówka na Ukrainie miała spore wyniki, duże doświadczenie. Mieliśmy ogromną nadzieję, że uda się przynajmniej zahamować chorobę - mówi Piotr Wójcik, syn zmarłego. Po zabiegach nie było lepiej, ale nie było też pogorszenia - a to już dużo. Przyjaciele zaczęli zbierać pieniądze na kolejny wyjazd do Kijowa. Potrzebne było 150 tys. zł.

- Jurek nie chciał się poddać chorobie - wspomina prof. Kazimierz Flaga, kolega generała.

Biblia, Tora i Koran
Chętnych do pomocy było wielu, bo wielu miało wobec generała dług wdzięczności.
Choćby żołnierze z 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa, której dowódcą był do 2008 roku. Co rzadkie u dowódców, zawsze był dla nich dostępny, a miał ponad 3 tysiące żołnierzy.

- Był bardzo konkretny i to chyba im pasowało. Kiedy podjął decyzję, nie zmieniał jej co chwilę. Ludzie wiedzieli, co mają robić - mówi Piotr Wójcik, który poszedł w ślady ojca i został żołnierzem, w tej samej zresztą jednostce.
Z dzieciństwa pamiętał powroty ojca z poligonu i to jak z wypiekami na twarzy razem z siostrą czekał na "eski" - racje żywnościowe, w których były ulubione przez nich suszone owoce... Oczywiście nie dlatego został żołnierzem.
Kiedy Piotr był już dorosły, jego ojciec nagle, w ciągu tygodnia, został skierowany do Iraku.
- Baliśmy się o niego, to jasne. Każdy telefon nas wtedy z foteli podrywał - wspomina żona Piotra Wójcika.
T
am również Jerzy Wójcik cieszył się autorytetem.

Pomagał żołnierzom w kłopotach. Poza tym, dobrze znał sytuację na miejscu, historię Iraku.
- Nie przygotowywał się specjalnie do tego wyjazdu, bo był nieoczekiwany, nagły. Ale już wcześniej czytał różne księgi religijne, Biblię, Torę i Koran. Lubił też być na bieżąco z polityką - wspomina syn generała. Przyjaciele mówią, że o Iraku potrafił wspaniale opowiadać, można go było słuchać godzinami.

W wojsku panuje opinia, że to on ustabilizował 6. Brygadę po okresie zawirowań. I także on zapłacił wysoką cenę za to, że nie patrząc na swój osobisty interes, bronił swoich żołnierzy.

W 2008 roku generał stanął stanowczo w obronie oskarżonych przez prokuratora siedmiu podwładnych, którzy ostrzelali wioskę Nangar Khel w Afganistanie. Sprawa była głośna, bo zginęli cywile.

Żołnierze od początku podkreślali, że są niewinni i nie wiedzieli, że strzelają do cywilów.
Generał Wójcik publicznie się opowiedział po ich stronie, przeciwnie niż inny krakowianin, ówczesny minister obrony Bogdan Klich. I zapłacił za to.

Odwołany przez Klicha
Jerzy Wójcik został przez Bogdana Klicha odwołany ze stanowiska.
- Bardzo to przeżył. Nie skarżył się, ale widać było, że głęboko go to dotknęło. Trochę się jednak wewnętrznie załamał - mówi prof. Flaga.

Generał zdawał sobie sprawę, że sprzeciwiając się ministrowi, może stracić stanowisko.
- Ale niczego nie żałował i z niczego się nie wycofał. Taki już był: kiedy raz podjął decyzję i wiedział, że jest słuszna, to się jej trzymał - opowiada Piotr Wójcik.

- To był prawdziwy człowiek honoru, co dziś jest rzadkością. Został potraktowany jawnie niesprawiedliwie, to było robione na pokaz, pod publiczkę. Potem wyszło, że miał rację, a ta cała szopka z sądem była niepotrzebna - dodaje Wiesław Ibek.
Na początku 2009 roku generał został odwołany do rezerwy.

On, żołnierz uhonorowany dziesięcioma medalami (w tym złotym i srebrnym Krzyżem Zasługi), został przez polityków odstawiony na boczny tor.

Nie poddał się, nie zaszył w czterech ścianach. Zaczął na dobre działać charytatywnie. Kierował też małopolskim oddziałem Związku Żołnierzy WP.

Gdy tylko niepełnosprawne dzieciaki albo te z biednych rodzin potrzebowały pomocy, zawsze był dla nich. Bezinteresownie pomagali też "jego" żołnierze.

- Budowali estradę, rozstawiali namioty, zabezpieczali. Wspaniali, cudowni chłopcy - wspomina Wiesław Ibek. - Nie ukrywam, że gdy trzeba było zebrać np. pieniądze na kolonie dla dzieci, używaliśmy jego autorytetu - podkreśla.

Lepszy niż brat

Kilka dni temu 23 kwietnia, był to czwartek, w dzień imienin Jerzego, profesor Kazimierz Flaga zadzwonił do Jerzego Wójcika z życzeniami.

Żona podała osłabionemu generałowi telefon do ucha.
- Powiedział tylko: "Słucham?" To było ostatnie słowo, które od niego usłyszałem. Więcej nie był w stanie powiedzieć - mówi profesor. On też wciąż nie może uwierzyć, że dziś o godz. 14 rodzina, żołnierze i przyjaciele pożegnają generała na cmentarzu na krakowskim Salwatorze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska