Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wbrew słowom szefa FBI, musimy pokazać, że gramy w jednej drużynie [ROZMOWA]

Karolina Koziolek
Prof. Przemysław Osiewicz
Prof. Przemysław Osiewicz archiwum prywatne
Z prof. Przemysławem Osiewiczem, z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, rozmawia Karolina Koziolek.

Słowa Jamesa Comeya, szefa FBI, o współodpowiedzialności Polaków i Węgrów za Holocaust, poruszyły nie tylko polską dyplomację. Jakie konsekwencje dla stosunków polsko - amerykańskich mogą mieć jego słowa?
Przede wszystkim nie sądzę, by jego słowa były w jakiś sposób inspirowane. To raczej niefortunna wypowiedź jednego z urzędników. Nie ulega wątpliwości, że wypowiedzi tego typu wysokopostawionych urzędników Stanów Zjednoczonych negatywnie wpływają na stosunki polsko - amerykańskie. Obecnie nasze stosunki są bardzo dobre, co nie znaczy, że nie mogą one ulec pogorszeniu. Przypomnę, że to nie pierwsza taka wypowiedź ze strony Amerykanów. Wcześniej była wypowiedź Baracka Obamy, który mówił o polskich obozach zagłady. Mieliśmy wówczas do czynienia ze skrótem myślowym. Była to niefortunna i nieprzygotowana wypowiedź, która odbiła się szerokim echem.

O czym świadczy wypowiedź szefa FBI?
Takie wypowiedzi świadczą nie tylko o ignorancji, ale także o braku wrażliwości i chęci zrozumienia partnera, a to w stosunkach międzynarodowych jest bardzo istotne. Nie słyszałem, by ktokolwiek w Polsce stawiał tezy, że to Amerykanie sprowokowali atak japoński na Pearl Harbor. A to można porównać do słów Comeya. Myślę, że wypowiedzi takie jak jego, wynikają z brakach w edukacji. Być może Polska będzie musiała coraz częściej bronić się przed tego typu opiniami ponieważ szwankuje system edukacji. Proces kształcenia stawia na szybkość, nie ma czasu na pogłębione analizy. To się odbija także na horyzontach wykształconych osób na stanowiskach.

Wcześniej wspomniał Pan jednak o głośnym wystąpieniu Baracka Obamy, Comey musiał je pamiętać, mimo to pozwolił sobie na słowa o polskiej odpowiedzialności za Holocaust. Dlaczego?
Mimo to uważam, że była to przypadkowa wypowiedź, która absolutnie nie jest wyrazem oficjalnego stanowiska Stanów Zjednoczonych. Choć są środowiska, nie tylko w USA, którym na rękę jest takie rozmywanie odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie. Po części wynika to chęci rozliczenia mienia pożydowskiego, które zostało w Polsce. Wiadomo, że trudniej domagać się zadośćuczynienia od ofiary, kiedy jednak przerzuci się na nasz kraj część odpowiedzialności, sytuacja zaczyna wyglądać inaczej.

Jak powinny zareagować nasze służby dyplomatyczne?
Tak jak się zachowały. W niedzielę Stephen Mull, ambasador USA w Polsce został wezwany do MSZ. Sytuację porównałbym do użycia bomby atomowej. Takie wezwanie na dywanik i to w niedzielę w dyplomacji stosuje się niezwykle rzadko. Ostatnio zdarzyło się to chyba za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Amerykanie muszą zrozumieć, że Polska nie jest krajem bananowym, ale w wielu kwestiach mamy stanowisko, którego będziemy bronić. Ambasador Mull to wybitny, oddany sprawie polskiej ambasador USA. Pech, że akurat on musi się tłumaczyć. Wątpię, by Amerykanie wystąpili publicznie z przeprosinami. Odbędzie się to zapewne kanałami dyplomatycznymi. Bez względu na wszystko powinniśmy podkreślać, że działamy w jednej drużynie. Każde poróżnienie naszych krajów daje satysfakcję Putinowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski