Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie młodzieńczej beztroski zawsze nas przyciąga

Rozmawiał Paweł Gzyl
Andrzej Piaseczny woli dzisiaj muzykę klasyczną od popu
Andrzej Piaseczny woli dzisiaj muzykę klasyczną od popu FOT. KAROLINA MISZTAL
Rozmowa. ANDRZEJ PIASECZNY opowiada o swojej nowej płycie – „Kalejdoskop”.

– Jak Pan wspomina początki swojej kariery z lat 90.?

– To był czas ogromnej swobody i beztroski. Załapałem się na okres transformacji ustrojowej w Polsce, bo na okres walki z Peerelem – już nie. Byłem za młody, ale pamiętam tamten okres, ponieważ moi rodzice, ale też starszy brat, byli bardzo aktywni w tym wymiarze. Kiedy wchodziłem w dorosłość, trafiłem na moment wyzwolenia Polski.

– Na co Pan wydał swoje pierwsze wielkie pieniądze zarobione na płycie z Robertem Choj­nac­kim – „Sax & Sex”?

– To nie były jakieś wielkie pieniądze – ze względu na moją naiwność przy podpisywaniu kontraktów (śmiech). Nie mówię tego jednak z jakimś żalem czy złością. Takie po prostu były czasy. Z tego, co wiem, sprzedało się ponad milion egzemplarzy tej płyty. A zarobione na niej pieniądze wydałem oczywiście na samochód.

Kupiłem sobie srebrną hondę. To było szczeniackie myślenie, ale byłem wtedy po dwudziestce i chciałem po prostu spełnić młodzieńcze marzenie. Dopiero po następnych sukcesach zacząłem myśleć o ważniejszych sprawach – choćby o domu.

– A jak Pan imprezował w tamtych czasach?

– Analogowo (śmiech). Chociaż wkroczyły wtedy do polskiego show-biznesu twarde używki, ja ograniczałem się wyłącznie do alkoholu i zioła. I przede wszystkim imprezowałem z chłopakami z zespołu. Podobnie, jak dzisiaj również wtedy trzymałem się z dala od skupiska celebrytów. A możliwości były ogromne.

Kiedy pojechałem z Robertem Chojnackim w trasę, to graliśmy w największych halach Polski. I kiedy występy się kończyły, musieliśmy uciekać autobusami przed fanami i fankami. Woleliśmy się schronić gdzieś z dala od nich. Dzięki temu konsumpcja odbywała się już we własnym gronie.

– Wraca Pan obecnie do lat 90., prezentując na „Kalejdoskopie” covery piosenek z tamtego okresu. Z sentymentu?

– Będąc 44-letnim facetem, zdaję sobie sprawę, że nie powinienem się oglądać wstecz, ale raczej patrzeć w przód, bo inaczej postęp w tym, co robię, będzie wolniejszy. Ale wspomnienia młodzieńczej beztroski i pierwszych sukcesów zawsze nas przyciągają. Z każdą z tych piosenek mam związane jakieś wspomnienia. Dlaczego więc ich nie przywołać?

– Nagrał Pan te piosenki ze słynną Metropole Orchestra z Amsterdamu. Dlaczego?

– Z jednej strony to realizacja jakiejś części moich marzeń, a z drugiej – ślad fascynacji muzyką klasyczną. Bo ja naprawdę często chodzę na koncerty symfoniczne. Gdyby spojrzeć na zawartość płytoteki na moim iPhonie, ze zdziwieniem zobaczylibyście, że większość to muzyka poważna. To wszystko wynika z mojego charakteru.

– Nie słucha Pan już dzisiaj popu?

– Najczęściej słucham radia internetowego. Kiedy wstaję rano, włączam kanał „Bossa­nova Breakfast”, który mnie fajnie rozkręca. Kiedy siadam przy komputerze, żeby popracować, przełączam jednak na kanały z muzyką poważną. Tam łatwo wybrać, co akurat pasuje do mojego nastroju – od miksów przebojów klasycznych, przez dzieła poszczególnych kompozytorów, do muzyki z różnych epok.

– Czy współpraca ze słynną orkiestrą była ciekawym doświadczeniem?

– Nie chciałbym mówić o tej współpracy jako o czymś dokonanym. Marzy mi się bowiem występ na żywo z tą orkiestrą. Są takie plany, ale określamy je raczej w perspektywie jesiennej niż wiosennej. Bardzo mi jednak na tym zależy, bo choć nawet ktoś słucha muzyki w domu na najlepszych słuchawkach, nigdy nie doświadczy, czym jest muzyka, jeśli nie pozna jej na koncercie. Tym bardziej jest to słyszalne, kiedy mamy do czynienia z instrumentarium akustycznym, jak w przypadku orkiestry symfonicznej.

– Trzeba było angażować tak znaną i drogą orkiestrę z Holandii? W Polsce nie ma takich?

– Jasne, że są. Polska szkoła grania orkiestrowego jest nastawiona jednak wyłącznie na muzykę klasyczną. A muzycy z Holandii mają niezwykłą lekkość w pracy z muzyką rozrywkową. Zauważyłem to, oglądając występ Hanny Krall z tą orkiestrą.

Nie przeczę – być może to moja próżność zdecydowała w tamtej chwili, że też chciałem z tym zespołem coś nagrać. Niby w Polsce też bym mógł to zrobić, ale na pewno trwałoby to dłużej. A oni byli przygotowani do grania muzyki rozrywkowej, dlatego zrobiliśmy to szybko i sprawnie.

Kiedy zobaczyłem, że każdy z muzyków orkiestry zastrzegł sobie w kontrakcie kopię naszej płyty, pomyślałem wtedy: „No tak, skoro wy graliście z Dianą Krall i chcecie mój album, to ja muszę go dobrze zrobić!” I mam nadzieję, że udało mi zrealizować ten zamiar.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski