Kodeks honorowy pojedynku na szable

Zuzanna Wierus
Książę Jan Żyliński wyzwał na pojedynek Nigela Farage'a. W ten sposób przypomniał o tradycji, która w dawnej Polsce była bardzo żywa - i precyzyjnie zdefiniowana w kodeksie

Ostatnio w polskich i brytyjskich mediach zrobiło się głośno o polskim księciu krwi Janie Żylińskim, który na portalu YouTube deklaruje bronić żyjących na Wyspach Polaków do ostatniej kropli krwi. Trzeba przyznać, że mości książę nie rzuca słów na wiatr - w swoim youtube'owym wystąpieniu zaprezentował odziedziczoną po ojcu ułańską szablę i wyzwał na prawdziwy dżentelmeński pojedynek Nigela Farage'a. Do heroicznego wystąpienia sprowokowały go komentarze Nigela Farage'a, lidera brytyjskiej partii UKIP, który zasłynął niezbyt pochlebnymi wypowiedziami na temat polskich imigrantów żyjących w Wielkiej Brytanii.

Książę Żyliński to nie byle kto. Oprócz arystokratycznego tytułu może poszczycić się także własną inicjatywą - to właśnie dzięki niemu w Kałuszynie na Mazowszu wystawiono pomnik Złotego Ułana. Pomnik nie powstał przez przypadek - Jan Żyliński chciał w ten sposób uczcić ojca, rotmistrza Andrzeja Żylińskiego oraz polskich kawalerzystów - bohaterów września 1939 roku. Ochota jest, rodzinne tradycje są, szabelkę już zaprezentowano: pozostaje jeszcze przypomnieć sobie zasady, którymi powinien kierować się w pojedynkach każdy szanujący się ułan.

Pojedynkowym dokumentem, który do tej pory oficjalnie obowiązuje w pewnych środowiskach, jest opublikowany w 1919 roku "Kodeks honorowy" autorstwa Władysława Boziewicza. Nie był to żaden dokument prawny, a najzwyklejszy zbiór zasad honorowego postępowania wszystkich dżentelmenów polskiego międzywojnia. Według przyjętego wtedy prawa pojedynki były zakazane, jednak kto żyw co chwila łapał za broń, aby w mało pacyfistyczny sposób bronić nadszarpniętego honoru swojego lub kogoś z rodziny. Szacuje się, że za czasów II RP co roku odbywało się ponad 500 nielegalnych pojedynków.
Pojedynkowy teatrzyk był jednak rozrywką dla wybranych - w nielegalnych bojach uczestniczyli przede wszystkim przedstawiciele ówczesnych elit: wojskowi, posłowie, artyści i dziennikarze. Najczęstszą przyczyną wyzywania na pojedynek były problemy miłosne, zniewagi oraz konflikty na tle zawodowym. Ci, którym pojedynkowanie się było nie w smak, mieli poważne kłopoty: obrazić kogoś było wyjątkowo łatwo, a zostać wyzwanym na pojedynek - jeszcze łatwiej. Obraźliwą mogła okazać się "każda czynność, gestykulacja, słowne, obrazowe lub pisemne wywnętrzenie się, mogące obrazić honor lub miłość własną drugiej osoby, bez względu na zamiar obrażającego". Co więcej: "Do wyrządzenia obrazy nie potrzeba zamiaru obrażenia".

To jednak jeszcze nie wszystko - obrazy bowiem według Boziewicza dzielą się na kilka kategorii: obrazę lekką, czyli afront, ciężką (uwłoczenie czci), a także bardzo ciężką (znieważenie czynne). Najgorsze (nazywane obrazą najcięższą) było np. znieważenie czci rodziny.

W niektórych przypadkach dopuszczano odmowę pojedynkowania się, jednak nie wszyscy mieli do tego prawo - przywilej odmowy przysługiwał tylko nielicznym. Adwokat, sędzia, senator i poseł - panowie pełniący te funkcje byli zwolnieni od obowiązku obrony honoru. Podobnie było z mężami, którym zdarzyło się znieważyć panów uwodzących im żony, oraz ojcami wyzywanymi przez zawiedzionych adoratorów ich córek. "Kodeks honorowy" przewidywał także ograniczenia wiekowe - pojedynkować mogli się panowie między 18 a 60 rokiem życia. Na pojedynki nie mogli się wyzywać także członkowie tej samej rodziny.

Co ciekawe, przed rozpoczęciem pojedynku panowie zwyczajowo przystępowali do... mediacji. Zazwyczaj jednak działania rozjemcze nie przynosiły pożądanego skutku, a obrońcy swojego lub cudzego honoru (po uprzednim wyznaczeniu sekundantów) zaczynali pojedynek. Pierwszym (można powiedzieć najważniejszym) etapem było oczywiście wybieranie broni (szabla, pistolet i szpada) oraz miejsca potyczki. Warszawskie elity na miejsce pojedynków najchętniej wybierały teren koszar przy ul. Huzarskiej (teraz 29 Listopada) na Ujazdowie albo Lasek Bielański.

To jednak jeszcze nie wszystko. Przy każdym pojedynku asystował chirurg, który nie tylko udzielał pierwszej pomocy, ale przede wszystkim... dezynfekował broń, której mieli używać pojedynkujący się panowie. Broń była dokładnie sprawdzana pod względem technicznym - starano się bowiem, by szanse przeciwników były jak najbardziej wyrównane. Ci, którzy decydowali się na pojedynek na szable, mogli się nawet obandażować. Wojujący na szable panowie opatrywali więc zawczasu szyję, brzuch i przedramiona.

Takie procedury zaczęły jednak trącić myszką jeszcze w początkach lat 30. "Moda, mania pojedynków minęła. Zdarzają się one dziś rzadko, tylko wyjątkowo; w większości tzw. zatargów honorowych sprawę likwidują bezkrwawo zastępcy, unikający roli sekundantów" - obwieszczał w 1937 roku "Kurier Polski". Traktowany śmiertelnie poważnie pojedynek z czasem zaczął tracić na znaczeniu, postrzegano go raczej jako mało szkodliwe, choć dość obciachowe przedstawienie.
Nawet (a może zwłaszcza) wtedy, gdy kończył się ledwie zadraśnięciem, mimo że pojedynki często dotyczyły zawodowych żołnierzy. Tak było zresztą w większości przypadków - niewielu śmiałków czuło się tak urażonych, by decydować się na walkę na śmierć i życie.

Taka zmiana podejścia do kwestii pojedynków była kwestią zmiany zwyczajów - prawo, mimo że zakazywało pojedynków, nie było zbyt rygorystyczne. W latach 20. za udział w pojedynku groziły zupełnie symboliczne kary. Zgodnie z obowiązującym prawem za udział w pojedynku oficerowi groził najwyżej kilkunastodniowy areszt. Kary za pojedynki zaczęto zaostrzać za czasów sanacji, jednak prawdziwym panaceum na krwawe porachunki okazała się właśnie zmiana nastawienia społeczeństwa do tego typu rozrywek.

Książę, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, zaproponował Farage'owi alternatywę - pojedynek słowny. To na wypadek, gdyby przydarzyły mu się problemy... z zardzewiałą szabelką. "Proponuję, by spotkać się z naszymi szablami w Hyde Parku o świcie i rozwiązać tę sprawę w tradycyjny sposób, w jaki XVIII-wieczny polski arystokrata i angielski gentleman by uczynili. Czy zgadza się pan?" - pytał książę swojego oponenta w youtube'owym filmie. Odpowiedź Nigela Farage'a nie jest jeszcze znana, ale jedno jest pewne - obaj panowie będą musieli na nowo zacząć pisać historię dżentelmeńskich porachunków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl