Lot, który mógł skończyć się tragedią, 66-letni Jan G. i 58-letni Mark B. odbyli 1 maja ubiegłego roku. - Tego dnia obaj oskarżeni udali się do Zegrza Pomorskiego, gdzie w hangarze koszalińskiego aeroklubu był przechowywany przez zimę helikopter Mi-2, należący do Jana G. - relacjonuje Jacek Korycki, rzecznik słupskiej prokuratury okręgowej.
- Około godziny 15 właściciel helikoptera oraz pilot Mark B. zabrali na pokład pięcioro pasażerów, w tym dwoje dzieci i wystartowali. Należy podkreślić, że w zbiornikach śmigłowca znajdowało się paliwo zatankowane w listopadzie 2013 roku i częściowo już zużyte w czasie wcześniejszych lotów.
Według śledztwa, przelot helikoptera był wykonywany bez planu oraz bez nawiązania łączności radiowej, a sterujący helikopterem Mark B., emerytowany amerykański pilot wojskowy, mieszkający pod Darłowem, nie miał polskiej licencji uprawniającej do pilotowania śmigłowca ani orzeczenia lotniczo-lekarskiego.
W Czystej w czasie wykonywania manewru, z uwagi na niewielką ilość paliwa doszło do zassania powietrza w układzie paliwowym i zgasły oba silniki helikoptera. Pilot doprowadził do autorotacji, wybierając miejsce przymusowego lądowania. Ominął linie energetyczne i wykonał konieczne według niego manewry, które spowodowały gwałtowny spadek obrotów wirnika i utratę siły nośnej. Helikopter zaczepił belką i śmigłem ogonowym w wystający metalowy słupek i się rozbił.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?