W absurdalny zarzut nie uwierzyli przede wszystkim Amerykanie, którzy - zapewne nie bez rekomendacji swoich służb - nadal zapraszali Ceynowę na spotkania ze swoim ambasadorem. Nie uwierzyli ci, którzy Ceynowę od lat znają i zgodnie twierdzą, że nie jest on idiotą, który najpierw odmówił współpracy, a potem - rzutem na taśmę - zdecydował się w latach 1988-1990 (czyli wtedy, gdy system się walił) zostać agentem.
Nie uwierzył w końcu gdański sąd. W uzasadnieniu wyroku usłyszeliśmy, że dziwne jest, iż w meldunkach nie ma ani słowa o Lechu Wałęsie, którego Ceynowa był w tym czasie tłumaczem. Za to dużo jest informacji o tym, kto przyszedł, wyszedł i z kim się spotkał. A to oznacza, że - tak jak w wielu innych przypadkach - esbek spisał taśmę z podsłuchów i wymyślając Tajnego Współpracownika, brał na jego konto pieniądze.
Mimo braku jakichkolwiek innych dokumentów i zeznań świadków, wbrew logice, nadal jednak są wśród nas ludzie, którzy ufają takim meldunkom. Jako pierwsi komentują wyrok, pisząc anonimowo w internecie: "ja osobiście nie wierzę w te wszystkie wyroki oczyszczające... nie wierzę...!!!". Dlaczego? Bo świat jest zły, bo ludzie są podli, bo na tym absurdalnym łez padole muszą być jacyś agenci. I tylko zapiskom byłych agentów można dziś zaufać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?