Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia o strasznych psach, co chciały człowieka zalizać na śmierć

Maciej Sas
Pani Stanisława zaczyna dzień od nakarmienia swojej ukochanej papugi
Pani Stanisława zaczyna dzień od nakarmienia swojej ukochanej papugi fot. Piotr Krzyżanowski
Napięcie rosło z godziny na godzinę. Kolejne doniesienia medialne tylko zaogniały sytuację - telewizje licytowały się sprawozdaniami z linii frontu, gazety relacjonowały rozwój sytuacji, a rozgłośnie radiowe podsuwały co chwila gorące komentarze. Atmosfera napięcia gęstniała. Nie chciałem być gorszy - postanowiłem wybrać się od razu na front. Niewykluczone, że za chwilę Legnica i Chojnów zetrą się w bratobójczej walce. Psia wojna wisiała w powietrzu. Pojechałem, wysłuchałem, spisałem. Kto ma rację? Nie wiem. Oceńcie sami.

Ludzie listy piszą. Do sanepidu

Coś mi się pomyliło - "psia wojna"? Tak, bo to właśnie cztery psy stały się przyczyną wielkiego zamieszania. Jest też jeden kot, ale że chadza swoimi drogami, mało się rzuca w oczy. Wszystkie zwierzaki mieszkają w Dolnośląskim Ośrodku Pielęgnacyjno-Rehabilitacyjnym "Niebieski Parasol" w Chojnowie razem z ponad 90 jego pensjonariuszami. Dyrektor Ośrodka Małgorzata Członka mówi, że są tu z jednego powodu - dla dobra pacjentów. Do tego jeszcze za chwilę wrócimy.
Najpierw trzeba wyjaśnić, w jaki sposób pięć zwierzaków, z czego jeden bez łapy, mogło wywołać poważny konflikt. Sprawa zaczęła się (przynajmniej oficjalnie) od skargi, którą ktoś złożył w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Legnicy. Część pomieszczeń chojnowskiego Ośrodka jest wynajmowana przychodni lekarskiej czynnej w weekendy i w nocy. Mieści się tam też pracownia rentgenowska. Wszystko tuż obok pokoi, w których mieszkają pensjonariusze ośrodka, a z nimi psy i kot. W świat popłynęła wieść, że na tej podstawie dyrektor legnickiego sanepidu Jacek Watral nakazał pozbycia się wszystkich zwierząt z budynku. To zaś miało radykalnie pogorszyć stan zdrowia tych pensjonariuszy, którzy są emocjonalnie związani z psami i kotem.

Tyle doniesienia medialne. Wieść się rozprzestrzeniała, plotka rosła - czekać tylko, aż Legnica zaatakuje malutki Chojnów...

Ruszyłem do Legnicy. Dyrektor Watral z chęcią zgodził się na rozmowę. Zaraz na początku zaznaczył, że nie rozumie całego zamieszania. Twierdzi, że sprawcą wszystkiego jest szefowa Ośrodka w Chojnowie. - Bo my wcale nie jesteśmy za wyrzuceniem zwierząt stamtąd! Zostałem okrzyknięty największym rakarzem, który chce wyeksmitować zwierzęta - denerwuje się dyrektor. Dodaje, że nie może się zgodzić, by nie respektowano przepisów. - Nie mogą osoby z zewnątrz być narażone na kontakt z psami, które ludzi obwąchują, liżą. Nie można wszystkich zmuszać do kochania zwierząt. Sam mam psa, ale nie żądam, by wszyscy go kochali - wyjaśnia.
Ale poza skargą na piśmie, jest kilka innych zarzutów dotyczących obyczajów sanitarnych w Ośrodku. Jak mówi szef sanepidu, pobyt zwierząt obniża poziom sanitarny w tym obiekcie. - Poza tym pani dyrektor wzięła sobie dodatkowe zajęcia, jak opieka nad tymi zwierzętami. Proszę mi powiedzieć, za jakie pieniądze to jest robione? Z Narodowego Funduszu Zdrowia. A przecież NFZ nie daje pieniędzy na ochronę psów. Poza tym personel ma dodatkowe zajęcia, bo jeśli pies załatwi się w pomieszczeniu, trzeba to sprzątnąć - mówi. - Poprosiliśmy też panią dyrektor, by przedstawiła, jak postępuje ze zwierzętami - czy nie mają chorób, które mogą przenieść na ludzi. Nie zrobiła tego.
Jak dodaje, niepokoją go też doniesienia o tym, że zwierzęta leżą na łóżkach pensjonariuszy. - W takim obiekcie wymiana pościeli musi być częstsza - podkreśla. - Nie wierzę, że po każdym spacerze personel myje psom łapy. A nie możemy się zgodzić na to, by pensjonariusze leżeli w brudnej pościeli.

Barbara Borzymowska psycholog i zoopsycholog z Centrum Pozytywnych relacji Ludzie-Zwierzęta Audiatur przy Urzędzie Miejskim Wrocławia:
Zwierzęta w ośrodkach pomocy społecznej sprawiają, że ludzie czują się potrzebni, mogą się kimś zaopiekować. Ci, którzy są w stanie, chodzą na spacery, mają więc zapewniony ruch. Co równie ważne, zwierzęta wspomagają kontakty socjalne - w takich miejscach czas, jaki ludzie spędzają ze sobą, podwaja się - nie chcą być w swoich pokojach, wolą przebywać ze zwierzętami. Siedzą i rozmawiają np. o psach. W takich warunkach lepiej działa też personel - z pogodnymi pensjonariuszami pracuje się o wiele łatwiej. Jest też aspekt fizjologiczny - dotykanie zwierząt wywołuje wydzielanie się oksytocyny. Ona obniża ciśnienie krwi, łagodzi stres. Jeśli często można się temu poddać, jest się zdrowszym, bo stres jest łagodzony właśnie przez kontakt ze zwierzęciem. Dlatego np. w Niemczech 96 proc. domów opieki społecznej ma zwierzęta. W niektórych ludzie mają swoich pupili, inne mają własne zwierzęta, a nawet zagrody z kozami czy owcami. Pensjonariusze, chcąc je nakarmić, są zmotywowani do ruszania się. Poza tym np. wnuki chętniej przychodzą do dziadka, gdy u niego są ciekawe zwierzęta. Wszelkie badania wykazują, że starzy ludzie, którzy mają kontakt ze zwierzętami, żyją dłużej i o połowę rzadziej chodzą do lekarza.

Czy wszystko to stwierdzone fakty, czy może podejrzenia? Podobno fakty, bo z takimi informacjami ktoś dzwonił do sanepidu w Legnicy. Kiedy nieco skołowany rosnącą liczbą zarzutów pytam o podstawę prawną mówiącą o tym, że zwierzaki nie mogą leżeć na łóżku (jeśli wszyscy zainteresowani sobie tego życzą, a futrzaki mają stosowne badania), dyrektor Watral odpowiada pytaniem: - A wie pan, na jakiej podstawie w szpitalu nie powinno być zwierząt? A przecież nie ma ich tam. Czy jest podstawa mówiąca o tym, że w miejscu publicznym nie załatwiamy potrzeb fizjologicznych? Nie ma, a jednak tego nie robimy - tłumaczy emocjonalnie.
Na koniec rozmowy dodaje, że nie jest wielbicielem wojen. Przeciwnie, jeśli dyrektor Małgorzata Członka przedstawi dokumenty świadczące o tym, że psy są odpowiednio przygotowane na kontakt z ludźmi i sprawi, że nie będą przeszkadzały pacjentom przychodni, sprawę uzna za zamkniętą. W sumie to... dobre wieści - jest szansa na rozejm! Pora wybrać się na drugą stronę frontu.

Na następnych stronach przeczytasz o zabójczych psach i okrutnych kotach

"Zabójcze psy" i "okrutny kot"

Do dużego czerwonego budynku, w którym mieści się Ośrodek, docieramy bez przeszkód - żadnych zasieków czy rowów przeciwpancernych. Atmosfera w środku też daleka od wojennej, chociaż czuć napięcie - mijani pracownicy przypatrują się uważnie mi i mojemu koledze fotoreporterowi. Na razie nie dopadły nas też żadne zabójcze psy ani kot okrutnik. Może czają się za rogiem?

Kiedy wchodzimy do gabinetu pani dyrektor, ta akurat odbiera telefon - to koledzy dziennikarze z dwóch stacji telewizyjnych anonsują swój przyjazd na front psiej wojny. Z kąta łypie na nas okiem rozleniwiony czarny pies. A właściwie suka - Betina. - Ma tu ksywkę "dyrektorka" - śmieje się Małgorzata Członka, przywołując "psa zabójcę". Po chwili wiemy, skąd przezwisko - Beti niechętnie wstaje i leniwie podchodzi do nas - pokazuje, kto tu jest najważniejszy. - Ma 6 lat. Nikomu nie robi krzywdy. Do każdego podchodzi i czeka, żeby ją pogłaskać - charakteryzuje psią terapeutkę pani dyrektor.

Jedna suczka niedawno trafiła z Ośrodka do nowego domu. Na miejscu są jeszcze trzyletnia Łapka (straciła łapę w sidłach) i Wenus, która ma etat stróża. Zanim tu trafiła, była okrutnie bita. Nie pozbierała się po tym. Ale stróżem jest świetnym. Śpi w kojcu i pracuje nocami z ochroniarzem. Za to Łapka zwykle pilnuje swojej ukochanej pani - 93-letniej Ifigenii. - Kiedy uratowaliśmy Łapkę, pani Ifigenia przez rok się nią opiekowała. Teraz to ona opiekuje się człowiekiem - starsza pani żyje tylko po to, żeby się nią opiekować - opowiada Małgorzata Członka. Wcześniej, niemal od początku istnienia placówki był tu też kundel Platon, ale jakiś czas temu zmarł - na nowotwór. Pod koniec życia też stracił łapę - podobnie jak mała Łapka.
Jest jeszcze kilkunastoletnia kotka, Zuzka. Jej jednak nie będzie nam dane poznać. Zadaje się ludźmi tylko wtedy, gdy ma na to ochotę. Ech, ta to ma dobrze - aż zazdrość bierze... Część oficjalną mamy za sobą, pora więc ustalić protokół rozbieżności, z których składa się cała ta wojenna historia.

Pytam Małgorzatę Członkę, co złego dzieje się w Ośrodku i czy może skomentować zarzuty, jakie stawiają pracownicy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Legnicy. Słyszę, że sprawcami zamieszania są... ludzie z sanepidu. - Kiedy dzwonimy do nich, podają nam ciągle inną wersję swoich zastrzeżeń. Ostatnio usłyszałam, że nasze psy są brudne i zapchlone. Proszę spojrzeć - tak wygląda brudny, zapchlony pies? - to mówiąc, wskazuje na leżącą obok rozleniwioną Betinę. Szefowa "Niebieskiego Parasola" zapewnia, że wszystkie zwierzęta są pod stałą opieką weterynarza, mają niezbędne szczepienia, są systematycznie odrobaczane i odpchlane. I kąpane - przez pracowników Ośrodka. - I co roku stosowne dokumenty przedstawiamy paniom z sanepidu, które przyjeżdżają na kontrolę - zapewnia.

Zwierzęta w kawiarni, pubie, restauracji
Umówiliście się ze znajomymi na kawę i chcecie do kawiarni zabrać psa? Nie ma przeciwwskazań - pod warunkiem że właściciel lokalu zgadza się na to. Jeśli nie pozwala psu wejść do środka, nie powinien tłumaczyć tego obowiązującymi przepisami. W Polsce nie ma przepisów zabraniających zwierzętom przebywania w lokalach gastronomicznych. Oczywiście każdy pies powinien być zadbany i zdrowy. No i przeszkolony tak, by nie przeszkadzać innym gościom.

Dlaczego psy chodzą wśród pacjentów przychodni? Pani dyrektor mówi, że przez 13 lat nikomu to nie przeszkadzało. Jeśli jednak to konieczne, sprawi, że to się zmieni - tak żeby psy nikogo nie przerażały. - Użyczyliśmy tych pomieszczeń dla dobra mieszkańców Chojnowa. Ale jeśli mimo wszystko to będzie nadal przeszkadzało pacjentom, to wymówię najem - zapowiada. Bo zwierzaki, jak podkreśla, są tu potrzebne i nie znikną. Zwłaszcza że nie ma jakiegokolwiek przepisu, który by zabraniał im przebywania w takim miejscu. - A przecież jeśli coś nie jest zabronione, jest dozwolone – podkreśla.

Futrzaci terapeuci

Wiele spośród ponad 90 mieszkających tu starszych osób cierpi na choroby otępienne. W niektórych przypadkach pomoc psa jest zbawieniem. - Mamy taką pacjentkę z otępieniem starczym, która kilka dni temu nie chciała jeść, strasznie krzyczała. Wtedy opiekunka zabrała do niej Beti. Ta siadła naprzeciwko, popatrzyła na tę panią i od razu się dogadały - kobieta nagle się uspokoiła, zaczęła jeść - opowiada pani dyrektor.

Podobne cuda czyni kotka Zuzka - jeśli ma ochotę, rzecz jasna (w końcu to kot...). Upodobała sobie np. jednego ze starszych panów. Zwykle śpi na krześle koło niego. Czasem natomiast sprawia człowiekowi zaszczyt i śpi w jego łóżku - wtedy mężczyzna jest wniebowzięty. Zuza przychodzi też do niego napić się. Ale nie z miseczki, a z kranu. - Ten pan zwykle nie chce się przesiadać z łóżka na wózek. Ale kiedy przychodzi Zuzanna i chce pić, sam się przesiada, żeby tylko kotkowi odkręcić kran. To dla nas radość, bo przecież on znowu wstał i to z własnej woli - uśmiecha się Małgorzata Członka. I dodaje, że nikt nie jest zmuszany do kontaktu ze zwierzętami.
A co z ich utrzymywaniem na koszt NFZ--u, co zarzucał dyrektor Watral? - Niech nie szuka dziury w całym. Może dlatego mam więcej pracowników, żeby się zwierzętami zajmowali? Mamy też składki członkowskie. Nie okradamy pensjonariuszy - wyjaśnia. - Jeśli to wszystkie zarzuty, pan dyrektor mógł mi to powiedzieć tydzień temu. Bo to ja się do niego zwróciłam z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu - dodaje poirytowana.

Jak wygląda życie w ośrodku? - przeczytasz na następnej stronie

Łapka i Ifigenia

Ruszamy popatrzeć, jak wygląda życie w Ośrodku. Pani dyrektor nas dyskretnie obserwuje. Jak to na wojnie: nie wiadomo, kto przyjaciel, a kto wróg... Idziemy powoli, a za nami człapie Beti. Pacjentów czekających do pracowni rentgenowskiej mija obojętnie. Ale jedna z siedzących tam pań sama ją zaczepia i głaszcze. Ale moją uwagę zwraca starsza kobieta karmiąca w jednym z pokoi papugę. To pani Stanisława. Jak mówi, co rano po przebudzeniu się najpierw karmi papużkę, a dopiero potem sama je śniadanie. - Rozmawiam z moim ptaszkiem i patrzę na niego. Kocham go! - deklaruje. A psy? - Tego dużego to nie - za duży dla mnie. Lubię tę mniejszą, Łapkę - szepcze mi na ucho.
No, skoro tak, pora poznać Łapkę. Znajdujemy ją w pokoju na końcu korytarza - siedzi obok pani Ifigenii. Widząc nas, mruczy zaniepokojona. Ale żadnej agresji nie okazuje. Z klatki obok łypie na nas wystraszony królik. Jego też dogląda pani Ifigenia. - Ja to i konia mogłabym tu mieć w łóżku - śmieje się. - Bo psy i konie kocham najbardziej. Ale najważniejsza na świecie jest Łapka. Ona nie uznaje życia beze mnie, a ja bez niej. Ostatnio byłam na ćwiczeniach, a ona sama została w pokoju. Ktoś ją wypuścił, a wtedy pobiegła do mnie jak strzała - opowiada.

To, że psy wskakują na łóżko, nie jest powodem, by je wyrzucić. Jeśli są zaszczepione, odrobaczone, odpchlone i zadbane - prof. Andrzej Gładysz, były konsultant krajowy do spraw chorób zakaźnych

No dobrze - ale w takim razie o co cały ten spór? Coś tu nie gra, ktoś mija się z prawdą. Czy psy szkodzą pensjonariuszom Ośrodka, będąc blisko nich? Czy mogą zarazić ich jakąś groźną chorobą? Jeszcze z Chojnowa wybieram numer do prof. Andrzeja Gładysza, byłego konsultanta krajowego do spraw chorób zakaźnych. Relacjonuję, co zastałem na linii frontu Ośrodek - sanepid. Profesor słucha. - To, że psy wskakują na łóżko, nie jest powodem, by je stamtąd wyrzucić. Oczywiście jeśli są zaszczepione, odrobaczone, odpchlone i zadbane - wyrokuje bez cienia wątpliwości. - Żeby podjąć taką decyzję, trzeba postawić zarzut dotyczący tego, że roznoszą jakąś chorobę. Ale jeśli są zadbane, taki argument jest beznadziejny - wyjaśnia. I mówi, że nie zna żadnych przepisów, które zabraniałyby psom i kotom życia z ludźmi w takim miejscu.
To rozjaśnia sytuację. "Boże, pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego bierze mnie mój pies" - zdanie Janusza Leona Wiśniewskiego przychodzi mi do głowy, gdy zastanawiam się, jak zakończyć chojnowsko - legnicką psią wojnę. Psy zwykle nie lubią wojowania. Skoro więc obie ludzkie strony konfliktu deklarują, że są gotowe na rozejm, może pora spotkać się - nie w mediach, ale na żywo. Wyjaśnić sobie sprawy i pozwolić psom (i kotu, rzecz jasna...) nadal spokojnie leczyć skołatane ludzkie dusze. Miejsce spotkania? Najlepiej neutralne, gdzieś pośrodku - już patrzę na mapę. O, mam - to będzie wieś Studnica. Sołtys pewnie użyczy miejsca przy stole. I poczęstuje herbatą.
Nie ma za co...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska