Ratownik medyczny przyznał, że gdy wszedł - w lipcu 2014 roku - do mieszkania Krzysztofa J., dziecko leżało na łóżku. Dziewczynka była nieprzytomna i nie reagowała na bodźce. Przyznał też, że matka była roztrzęsiona i płakała. Nie wiedziała co stało się z dzieckiem. Z kolei ojciec zachowywał się obojętnie.
- Zapytałem ojca, co stało się z dzieckiem. Skomentował to słowami "Czy wierzę w baby rzucające czary na dzieci?" - opowiadał ratownik i dodał, że od Krzysztofa J. czuć było alkohol. Drugi ratownik, stwierdził, że ojciec dziecka może być też pod wpływem substancji psychoaktywnych. - Miał wyraźnie zmienione źrenice, a także w specyficzny sposób ruszał żuchwą - tłumaczył ratownik. Jego zdaniem, ojciec przyznał też, że dziecko upadło na drewnianą część łóżka.
Zobacz też: "Niemowlę walczy o życie. Ojciec zatrzymany. Pobił je?"
Obrażenia Anastazji z lipca 2014 roku to jednak nie pierwsze kłopoty ze zdrowiem dziecka. O tym mówiła Sylwia Świdzińska, dyrektorka Szpitala im. Krysiewicza, gdzie ojciec przyjechał z Anastazją w maju. Jak wspominała, kiedy ojciec zgłosił się z dzieckiem do szpitala, obruszył się na pytanie co się stało.
- Tłumaczył, że dziewczynka odepchnęła się i uderzyła w jego głowę - stwierdziła dyrektorka. Ojciec na sugestię, że z uwagi na etap rozwoju, dziecko nie mogło tego zrobić, stał się wulgarny.
Z kolei siostra zakonna z Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci we Wschowie, przyznała, że dziecko do teraz nie jest w stanie utrzymać główki w pozycji pionowej. - Anastazja ma dzisiaj 13 miesięcy, a jej rozwój zatrzymał się na etapie kilkumiesięcznego dziecka. Wymaga stałej opieki - przyznała i dodała: - Nie przewraca się z boku na bok, jej oczy reagują tylko na światło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?