Morderstwo koło Miechowa. Zginął, bo chciał być z Jadzią

Artur Drożdżak
Stanisław Rabski pokazuje zdjęcie zabitego syna Jacka, który tragicznie zginął w swoim domu w 44. urodziny
Stanisław Rabski pokazuje zdjęcie zabitego syna Jacka, który tragicznie zginął w swoim domu w 44. urodziny Artur Drożdżak
58-letni Andrzej D. z zazdrości o byłą partnerkę nie zawahał się sięgnąć po nóż, by wyeliminować konkurenta. Jacek Rabski zginął w domu w Charsznicy koło Miechowa w swoje 44. urodziny.

Jadzia ścisza głos, gdy wraca myślami do tamtej chwili. Nie potrafi bez emocji mówić o śmierci ukochanego. Skonał jej na rękach. Nie powiedział słowa, tylko raz głośno westchnął. Jeszcze o niego walczyła, rozpaczliwie tamowała krew wypływającą mu z rany na szyi, ale Jacek odszedł.

Jacek, czyli dola strażaka

- Poznaliśmy się w kapuście - Jadzia śmieje się na to wspomnienie. To nic dziwnego, bo małopolska Charsznica to kapuściana stolica kraju.

Przypadli sobie do gustu, choć oboje byli po przejściach. Jacek miał za sobą nieudane małżeństwo. Było dwoje dzieci, żona, dom, samochód. Wszystko niby poukładane, ale to był tylko pozór szczęścia.
Świat mu się zawalił, gdy okazało się, że żona po 10 latach wspólnego życia z dziećmi odchodzi do innego. Cios w samo serce, bo wyszło na jaw, że jeszcze przed ślubem spotykała się z tym innym, a małżeństwo z Jackiem wcale nie przerwało pierwszej miłości.

- Syn czuł się oszukany, mocno przeżył zdradę - opowiada jego matka Anna.

Żona odeszła z dziećmi, a Jacek, by przetrwać trudny czas, rzucił się w wir pracy. Był zawodowym strażakiem w Miechowie. Służbie oddał ponad 15 lat życia. Grzegorz Kosiński, komendant PSP z Miechowa, nie kryje, że Jacek był profesjonalnym, dobrym strażakiem. Jednak w domu niechętnie mówił o robocie.

- Pomagał w czasie powodzi, był na akcji w Katowicach, gdy zawaliła się hala targowa- wspomina jego ojciec Stanisław, emerytowany kolejarz. Jacek dużo jeździł na szkolenia i poświęcał się pracy i ciągle go nie było. To, niestety, przyczyniło się też do rozpadu jego małżeństwa.

Jadzia, czyli panna z dzieckiem
Jadwiga Markiewicz, czyli Jadzia, jak o niej wszyscy mówią, nie miała łatwo. Panna z dzieckiem jakoś musiała sobie radzić. Z synem Rafałem, dziś 19-letnim, trafiła do Andrzeja D.

Rolnik spod Jędrzejowa na kilku hektarach wydawał się dobrą partią. Żona go zostawiła dla innego, więc przyjął Jadzię z synem, ale nie traktował go najlepiej. Poniewierał, dokuczał, gonił do roboty, ale póki Jadzia dbała o gospodarstwo, to większą agresję trzymał na wodzy.

- Ostrzegałam go, że kiedyś odejdę, ale mnie nie słuchał. W końcu byliśmy razem prawie 20 lat. Wydawało mu się, że jak tyle czasu ma niewolnicę, to tak będzie zawsze - opowiada Jadzia, 44-latka, szczupła, niebieskie oczy. Robotna. Pobudka codziennie o 4.00 rano i od razu w kapuściane pole, albo do trzech krów i świniaków. Na wsi robota jest zawsze, o każdej porze dni i nocy.

W końcu nie wytrzymała. Odeszła w listopadzie 2013 roku.

Prześladował z nożem
Wyprowadziła się do matki, ale Andrzej D. nie był w stanie się pogodzić z jej odejściem.

Zaczął ją śledzić, nachodzić, domagać się, żeby wróciła. Odmawiała. Nie wierzy, że chodziło mu o miłość. - Raczej o tanią siłę roboczą. Słyszałam, że były po mnie inne, ale się nie sprawdziły - mówi. Andrzej D. coraz mocniej prześladował Jadzię. Przyjeżdżał do szkoły jej syna, ale nauczyciele szybko nauczyli się przeganiać intruza. Zjawiał się u matki Jadzi, groził, wyzywał.

- Raz w Kozłowie wyrwał mi torebkę. Wezwałam policję to zaraz go zatrzymali i odzyskałam rzeczy - wspomina. Gdy dowiedział się, że związała się z Jackiem Rabskim, przyjeżdżał do domu w Charsz- nicy. Jadzia coraz częściej tam nocowała.
- Syn mówił, że nie ma co, by Jadzia wydawała pieniądze na bilety i po robocie w polu przy kapuście wracała do swojego domu - nie kryje Anna Rabska. Wątpi, by Jacek miał poważniejsze zamiary wobec Jadzi, zwłaszcza po tym jak wcześniej potraktowała go żona. Jadzia uważa inaczej.

- Mieliśmy wspólne plany. Wynająć mieszkanie, kupić auto, żyć razem. Byliśmy jak dwie połówki, które się odnalazły i do siebie pasowały - opowiada.

Wszystko runęło 23 września ub.r., dokładnie w 44. urodziny Jacka.

Tragiczna wizyta
Tego dnia Andrzej D. od rana zachowywał się nerwowo. Cały dzień był z kuzynką w polu przy kapuście. W drodze powrotnej kiedy jechał swoją skodą, niby przez przypadek źle skręcił i podjechał pod dom Jacka w Charsznicy. Wpadł do kuchni, i nie zwracając uwagi na Stanisława Rabskiego, od razu skoczył do Jadzi. - Co ty tutaj robisz ? - pytał podminowany. - Obiad gotuję - odparła.

Chciał, by się z nim zabrała, ale w tym momencie Jacek wszedł do kuchni i doszło do pyskówki. Andrzej D. rzucił w niego krzesłem. Szamotali się. Napastnik czuł że słabnie i sięgnął po leżący na ladzie nóż, by mieć przewagę nad młodszym Jackiem. Dźgał go w klatkę piersiową, po rękach, w szyję. Przeciął tętnicę. Krew trysnęła z ran. Trzy z nich miały głębokość 10 cm. Andrzej D. nie czekał na rozwój wypadków i wybiegł z budynku. Powiedział kuzynce, że zabił Jacka.

- I teraz Jadzia do mnie wróci - mówił. Ona w tym czasie tamowała krew z rany na szyi ukochanego. Wezwała pogotowie, ojciec Jacka zawiadomił policję.

- Andrzeja D. zatrzymaliśmy w jego domu koło Jędrzejowa. Na łóżku, pod poduszką znaleźliśmy nóż, narzędzie zbrodni - potwierdza Wojciech Domagała, zastępca szefa Komendy Powiatowej Policji w Miechowie.

Grozi mu dożywocie
Andrzej D. przyznał się do winy. O Jadzi nie przestał myśleć. Pisał do niej płomienne listy. - Wyznawał w nich miłość do Jadwigi M.- potwierdza Agnieszka Kupracz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Miechowie, autorka aktu oskarżenia w sprawie Andrzeja D.

Jadzia mówi, że ostatnio dostała list, w którym Andrzej D. napisał, że "życzy jej i synowi szczęścia". - List zniszczyłam. Na widzenie się nie wybieram - ucina.

- Nie tak się załatwia takie sprawy, nie nożem. Ludzie się rozstają w inny sposób - nie ma wątpliwości.
Proces Andrzeja D. przed krakowskim sądem rozpocznie się 20 kwietnia br.

Koronnymi dowodami prokuratury są zeznania dwojga naocznych świadków zbrodni oraz wyniki opinii biegłych, którzy potwierdzili, że na nożu był ślad ręki oskarżonego.

Mężczyźnie grozi dożywocie. Za zabójstwo będzie odpowiadał w warunkach ograniczonej poczytalności. Psychiatrzy stwierdzili, że ma taką osobowość, iż w pewnych sytuacjach jego reakcje emocjonalne mogą być nadmierne i przedwczesne.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Morderstwo koło Miechowa. Zginął, bo chciał być z Jadzią - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl