Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna z Sopotu czeka na bilet w jedną stronę na Marsa. Dlaczego chce polecieć? [ROZMOWA]

Kamila Grzenkowska
Czy tak będzie wyglądać kolonizacja Marsa? Tak w każdym razie wyobrażają to sobie ci, którzy organizują misję Mars One
Czy tak będzie wyglądać kolonizacja Marsa? Tak w każdym razie wyobrażają to sobie ci, którzy organizują misję Mars One materiały prasowe
Joanna Karczewska z Sopotu jest jedyną Polką, która zakwalifikowała się do trzeciego etapu rekrutacji w odważnym, światowym projekcie zasiedlenia bezludnego Marsa. Z Joanną rozmawia Kamila Grzenkowska.

Jak wyglądałaby Ziemia, gdyby mieszkało na niej tylko 20 osób? Trudno to sobie wyobrazić. Za to jedna z holenderskich firm wyobraziła sobie, że 20 osób mogłoby zamieszkać na stałe... na Marsie. Ogłosiła więc wszystkim mieszkańcom kuli ziemskiej, że chce założyć stałą, ludzką bazę na Marsie. Pierwsi mieszkańcy mają polecieć na planetę już w 2024 r. Projekt nazwano Mars One.

Zainteresowanie nim zaskoczyło chyba nawet samych pomysłodawców. Zgłosiło się bowiem ponad 200 tys. osób z różnych zakątków świata. Wśród nich znalazła się Joanna Karczewska, 26-latka z Sopotu. To absolwentka ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego, która dziś zarabia głównie jako grafik. Zarabia i szuka stałej pracy, bo na razie udziela się głównie jako wolontariuszka w różnych przedsięwzięciach. Jest też harcerką.'

Sopocianka Joanna Karczewska ma szansę polecieć na Marsa [WIDEO]

Joanna, jak twierdzi, lubi podróże. Dotąd, najdalej, była w Stanach Zjednoczonych. Gdyby poleciała na Marsa - na pewno długo nikt by jej nie przebił. Fascynują ją miejsca nieodkryte i nie przeraża jej to, że na podróż na Czerwoną Planetę nie dostanie biletu powrotnego. Będzie musiała tam zostać już na zawsze. Z rodziną i znajomymi zamierza komunikować się za pomocą internetu.
Na Marsa wybiera się jeszcze dwóch innych Polaków. Cała trójka dotychczas nie miała okazji się poznać.

Media od kilku dni nie przestają o Pani mówić. Jak się Pani z tym czuje ?
Całkiem dobrze. Czasem trudno jest się umówić z niektórymi dziennikarzami, bo mam też swoje zobowiązania, ale daję radę.

Dużym zaskoczeniem dla wielu osób jest to, że młoda, ładna kobieta podejmuje nietypową i bardzo odważną decyzję - chce lecieć na Marsa i tam się osiedlić.
No cóż, jest to decyzja bądź co bądź do realizacji w dalekim horyzoncie czasowym. Pierwsze loty zorganizowane zostaną pewnie za 10 lat. Zawsze szukałam przygód, zawsze pociągały mnie miejsca nieodkryte, takie, w których jeszcze nikogo nie było.

Zacznijmy od początku. Skąd Pani w ogóle się dowiedziała o projekcie holenderskiej firmy?
Trafiłam na niego przez przypadek, w internecie, jeszcze zanim zaczął się nabór. Moja decyzja nie była spontaniczna. Długo się zastanawiałam i przymierzałam do tego, by wysłać swoje zgłoszenie. Zdecydowałam się jakieś dwa, trzy dni przed zamknięciem naboru.

Jak wyglądała rekrutacja?
W zasadzie podobnie jak w przypadku zgłoszeń do innych projektów. Musiałam wypełnić formularz, podać m.in. informacje o tym, skąd pochodzę i kim jestem. Trzeba było też dołączyć krótki filmik o sobie. Na podstawie tych zgłoszeń specjalny komitet wyłonił 200 osób, które przeszły do drugiej tury. Na tym etapie trzeba było dostarczyć zaświadczenie lekarskie o tym, że wykonałam zestaw podstawowych badań i ich wyniki spełniają postawione kandydatom wymagania. Potem była jeszcze rozmowa kwalifikacyjna - przez internet - z dr. Norbertem Kraftem z projektu Mars One.

I to wszystko?

Jak dotąd, tak. Teraz czekamy na informacje o trzecim etapie. W sumie są cztery etapy, więc obecnie jesteśmy w połowie procesu rekrutacji.

Jeżeli dobrze rozumiem - wszystko, na razie, odbywało się wyłącznie na odległość. Żadnych osobistych spotkań, żadnych testów na przykład wytrzymałościowych, psychologicznych?
O ile dobrze pamiętam, to w kolejnym etapie sprawdzane będą umiejętności pracy w grupie. Tego na pewno nie uda się sprawdzić na odległość.

Po co chce tam Pani lecieć?
Jak już wspomniałam, pociągają mnie nieodkryte miejsca. Oczywiście jest masa takich terenów na Ziemi, choćby pod wodą. Ale podróż na Marsa to będzie najdalsza podróż, jaką wykona ludzkość. Dotąd dotarliśmy na Księżyc.

Ale z Księżyca astronauci wrócili, a ci, którzy chcą lecieć na Marsa, dostaną bilet tylko w jedną stronę. Nie przeraża to Pani?

Nie. Długo to rozważałam. Ostatecznie doszłam do wniosku, że nie będzie mi to przeszkadzać.

Załóżmy, że pomyślnie przejdzie Pani wszystkie etapy rekrutacji i dostanie bilet na Marsa. Jak wyobraża Pani sobie życie tam?

Konkretne informacje o tym, jak będzie to wyglądało, znajdują się na stronie projektu Mars One. Na planecie zbudujemy habitat - specjalną bazę o powierzchni kilkuset metrów sześciennych. Znajdą się tam przestrzenie prywatne i wspólne. Wychodzenie na zewnątrz habitatu będzie wiązało się z zakładaniem kombinezonu, gdyż ciśnienie na tamtej planecie jest dużo niższe niż u nas.

Ale nadal nie wiem, jak będzie wyglądało wasze codzienne życie? Na początek polecą tam tylko cztery osoby. Życie na Marsie będzie chyba strasznie nudne...
Zgodnie z założeniem, ma tam zamieszkać w sumie 20 osób. Na początek polecą faktycznie tylko cztery. W 2030 r. firma, która chce nas wysłać na Marsa, sama planuje zbudować tam swoją bazę. Będziemy więc mieli sąsiadów.

A co będziecie tam jedli, jak spędzali wolny czas?
Do naszych obowiązków będzie należało utrzymanie habitatu i wykonywanie niezbędnych napraw. Będziemy tam na pewno uprawiać rośliny. Co do jedzenia, będziemy je hodować w granicach habitatu. Niestety, będę musiała zapomnieć o jedzeniu mięsa. Tęskniłabym za wołowiną. Będziemy też wykonywać różne doświadczenia zlecone nam z Ziemi. Nie wszystkie można zrobić zdalnie, przy pomocy łazików. A co do czasu wolnego - myślę, że będzie podobnie jak tu. Malowanie czy gra na gitarze będzie tam przecież możliwe. Z czasem sami będziemy też rozbudowywać habitat przy użyciu materiałów, które się tam znajdują.

Jak reaguje na to wszystko rodzina? To chyba dla nich szok...
Rodzice wychodzą z założenia, że może do tej podróży dojść za 10 lat, więc wszystko jeszcze może się zdarzyć. Podchodzą do tego z dystansem. Pozostała część rodziny była trochę zdziwiona, ale wspierają mnie. Jeden z moich kuzynów też zastanawiał się, czy nie zgłosić się do projektu. Ostatecznie nie zdecydował się, ale u nas to chyba rodzinnie jest coś na rzeczy (śmiech).

Jeśli wyląduje Pani na Marsie, czy będzie miała możliwość kontaktowania się z bliskimi?
Rozmowy telefoniczne będą niemożliwe ze względu na opóźnienie wynikające z przesyłania sygnału. Może on iść nawet 20 minut w jedną stronę, więc pytając o coś, czekałabym na odpowiedź 40 minut. Ale będziemy mieli dostęp do internetu...

Znajomi już nazywają Panią Marsjanką?

Tak (śmiech). Ale uważam, że to pozytywne.

Jeszcze jedną rzecz ustalmy: Z jednych źródeł słyszałam, że jest Pani sopocianką, z drugich, że gdynianką. Co jest prawdą?

Całe życie mieszkałam w Sopocie, tu jest mój dom rodzinny i z tym miastem identyfikuję się, choć obecnie osiadłam w Gdyni.

Nie brakuje opinii, że projekt "zaludniania" Marsa to jedynie akcja promocyjna tej firmy.
Powiem tak: jest to projekt odważny, z gatunku tych, w który trzeba się zaangażować i wierzyć w jego powodzenie, by mógł dojść do skutku. Myślę, że warto spróbować. Najgorsze, co może się stać, to to, że nie wyjdzie. A jeśli wyjdzie - będzie to kolejny krok do odkrywania przez nas wszechświata.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki