Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W niedzielę przypada Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych [ROZMOWA]

rozm. Marcin Lange
Dr hab. Piotr Niwiński
Dr hab. Piotr Niwiński Archiwum
Z dr. hab. profesorem Uniwersytetu Gdańskiego Piotrem Niwińskim rozmawia Marcin Lange.

Żołnierze wyklęci, żołnierze drugiej konspiracji, żołnierze niezłomni. Które z tych określeń najlepiej pasuje do polskiego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego?
W zasadzie każde z nich ma swoją wartość. Określenie "wyklęci" ma znaczenie symboliczne, bo byli wyklęci, i to skutecznie, z naszej świadomości. "Niezłomni" również doskonale pasuje. Podziemie niepodległościowe było bowiem niezłomne, czy to pod niemiecką, czy radziecką okupacją. I niezłomnie walczyło o wolną Polskę. Z kolei określenie "żołnierze drugiej konspiracji" jest trochę sztuczne, stosowane głównie przez historyków. Wzięło się stąd, iż częściowo 1944 i 1945 rok dla większości był chwilą wolności i dopiero potem z powrotem wrócili do podziemia.

Do 1989 roku, przez cały okres PRL, funkcjonowali jednak w świadomości społeczeństwa jako bandy leśne, zaplute karły reakcji czy też reakcyjne podziemie. I byli stawiani w jednym szeregu z UPA oraz Wehrwolfem...
Z prozaicznego powodu - byli szalenie niebezpieczni dla ówczesnej władzy. Sama pamięć o nich była niebezpieczna dla reżimu i dlatego z taką zawziętością reżim ich zwalczał. W 1939 roku żołnierze chwycili za broń, ale był to efekt powszechnej mobilizacji. Po przegranej kampanii wrześniowej część żołnierzy poszła do niewoli, część wróciła do domów. Inni, jak choćby Hubal, dalej walczyli w polskich mundurach z okupantem, a reszta stworzyła Państwo Podziemne. W sumie należało do niego pół miliona ludzi, czyli 2 proc. społeczeństwa. Elita. Te liczby to fenomen w skali światowej, nigdzie nie miało to bowiem miejsca na taką skalę. To jednak wciąż było tylko 2 proc. społeczeństwa i po wejściu na teren Polski wojsk radzieckich ci ludzie mieli kolejny wybór - albo wyjść z podziemia, albo dalej walczyć. Część z nich - bardzo duża - zdecydowała się kontynuować walkę.

Mimo naprawiania historii nadal część ludzi żołnierzy wyklętych nazywa leśnymi bandami. To ich przekonania czy po prostu wciąż brak odpowiedniej wiedzy?
Jest kilka powodów takiej sytuacji. Po pierwsze, pięćdziesięcioletnia, nieustanna propaganda, którą intensywnie prowadzono nawet jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku. Druga sprawa to problem zjawiskowy. Podziemie niepodległościowe zwalczało folksdojczów, później też współpracowników Urzędu Bezpieczeństwa. Gdy ich wybatożyli, to oni i ich rodziny nastawiały się do podziemia negatywnie i wśród tych rodzin taka opinia była kultywowana. Stąd to się bierze. Swego czasu trafiłem na dokument komórki Polskiej Partii Robotniczej ze Starogardu Gdańskiego, w którym zawarta była instrukcja, iż jeśli w ich rejonie dojdzie do morderstwa, a nie da się wykryć sprawców, to winą należy obarczać bandy leśne. W efekcie tego jeszcze w latach 60. ub.w. Łupaszka mordował w Borach Tucholskich, mimo że przecież już od dawna nie żył.

Wcześniej historia była zakłamana, ale czy teraz żołnierze wyklęci nie są przesadnie mitologizowani?

Mitologizowani to oni z pewnością nie są, bo trudno tak mówić, skoro wciąż wcale nie tak mocno funkcjonują w świadomości społeczeństwa. Dam taki przykład: dla uczniów szkół średnich hasło ,,żołnierze wyklęci" jest znane, gdzieś je słyszeli, ale nie do końca wiedzą, o co chodzi, co to tak naprawdę znaczy. W podziemiu niepodległościowym, choć zmęczonym latami wojny, degeneracja była minimalna. Oni w lesie żyli, walczyli nie dla pieniędzy, nie dla zasług, a dla wolnej Polski. To był ich cel.

No tak, walczyli o wolną Polskę, ale też zabijali, przeprowadzali akcje ekspropriacyjne. Była choćby akcja w okolicy Krościenka czy pogrom w Parczewie - podobno o podłożu ideologicznym, ale i rabunkowym. Zarzucano im także mordowanie Żydów i przedstawicieli innych mniejszości narodowych.
Kwestie Żydów, mniejszości narodowych mają swoje podłoże, to były jednak zdarzenia marginalne. Aby dobrze odnieść się do tych spraw, trzeba by napisać książkę, więc teraz nie chciałbym się w to wgłębiać. Tak czy inaczej ja tych akcji nie pochwalam, ale też nie widzę w nich znamion ludobójstwa.
To natomiast, że byli antysemitami, to dla mnie bzdura. Ówczesny antysemityzm zbliżony jest do obecnego antyislamizmu - boimy się, nie znamy go, ale jeśli nikt do nas nie strzela, traktujemy obojętnie, nie palimy przecież synagog.
W meldunkach UB często przewijało się, że zabity był takiej a takiej narodowości. Ta jednak nie miała znaczenia. Znaczenie miało, czy ktoś działał na szkodę społeczeństwa. Jeśli był w porządku - to tak jak w Skórczu, gdzie żołnierze podziemia złapali szefa tamtejszego UB i puścili wolno, zabierając mu tylko broń i nakazując odejście z Urzędu Bezpieczeństwa. Dlaczego? Bo mieszkańcy powiedzieli, że on akurat nie szkodzi im, zachowuje się w stosunku do nich w porządku.

Ich opór przeciwko sowietyzacji kraju w zasadzie skończył się w 1947 roku po sfałszowanych przez Polską Partię Robotniczą wyborach. Większość z nich przestała wierzyć w powodzenie walki i wyszła z lasu. Pozostali tylko nieliczni...

W oddziałach partyzanckich wszyscy czekali na wybory - obiecane jako zapłata za Jałtę i choć częściowo wolne. Liczono, że konkretna wygrana ugrupowań niepodległościowych odwróci sytuację w kraju. Wybory były jednak kompletnie sfałszowane. To było dla nich jak plunięcie w twarz. Wówczas wiara w ludziach upadła i zaczęli wychodzić z lasów. Ci, co zostali, to natomiast nie byli desperaci, to byli żołnierze niezłomni. Oni po prostu uważali, że jest jeszcze szansa, że można się jeszcze uchronić przed narzuceniem woli ZSRR. Warto jeszcze zaznaczyć, że ci, którzy zostali w lesie, ścigali też pospolitych bandytów i złodziei, z którymi nie dawała sobie rady Milicja Obywatelska.

Reżim walczył z nimi zbrojnie, jednak przede wszystkim starał się podziemie wykończyć podstępem i prowokacjami...

Taki styl działania brał się stąd, iż od początku w Urzędach Bezpieczeństwa byli sowieccy doradcy od lat specjalizujący się w rozbijaniu opozycji u siebie w kraju. Mieli olbrzymią wiedzę oraz doświadczenie i dzieląc się nimi z polskimi pracownikami UB, pomagali im. Ich główną techniką był podstęp i prowokacja. I nie da się ukryć, że wykorzystywali to nad wyraz skutecznie.

Mam wrażenie, że z upływem czasu ludzie coraz mniej wspierali podziemie. Po pierwsze, mieli już dość wojny i niemieckiej okupacji, a po drugie, po prostu zaczęli przywykać do rzeczywistości. Było tak?
Odpowiedzią nie będzie z mojej strony prosta rzecz: partyzantka nie przetrwa bez życzliwości społeczeństwa i okolicznej ludności. Jeśli dany oddział był w stanie wytrwać w lesie miesiąc, dwa miesiące, rok czy kilka lat, to właśnie dzięki życzliwości społeczeństwa.

Pierwszego marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jego obchody, choćby w Gdańsku, rozpoczną się już w piątek...

Myślę, że to krok w bardzo dobrą stronę. Obchodom towarzyszyć będzie wiele wydarzeń, od Apelu Poległych do koncertu rockowego.Myślę, że w takiej palecie wiele osób znajdzie niszę dla siebie i dzięki temu będzie mogło pogłębić swoją wiedzę odnośnie historii żołnierzy wyklętych. Albo ją po prostu poznać.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki