Felsztynski: 3. wojna światowa wybuchnie we wrześniu. Putin się nie cofnie - trzeba go...

Wojciech Rogacin i Tomasz Skłodowski AIP
- 3. wojna światowa może wybuchnąć we wrześniu. Po Ukrainie następna będzie Białoruś. Putin tam się nie zatrzyma - mówi Jurij Felsztinski, rosyjski historyk, w rozmowie z Wojciechem Rogacinem i Tomaszem Skłodowskim.

Trzecia wojna światowa rozpocznie się we wrześniu, jak pisze Pan w swojej najnowszej książce?
Polski tytuł mojej książki - "Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę" - kończy się znakiem zapytania. W ukraińskim wydaniu, które wyszło po rosyjsku w Kijowie, nie ma znaku zapytania. Kiedy natomiast pokazano mi polską okładkę i w tytule zobaczyłem znak zapytania, pomyślałem, że to bardzo dobry pomysł. Dlatego, że dla Ukrainy trzecia wojna światowa już się zaczęła. A dla Polski ciągle stoi ona pod znakiem zapytania.

Czy zacznie się wojna światowa? Uważam, że są dwa scenariusze: Jeśli Ukrainie zostanie przekazana pomoc i kraj ten będzie w stanie przeciwstawiać się rosyjskiej agresji, wówczas Europa - a co za tym idzie i świat - uniknie trzeciej wojny światowej. Jeżeli Ukrainie nie zostanie przekazana pomoc i Rosja ją podbije, wówczas staniemy przed ryzykiem wybuchu trzeciej wojny.

Jaką pomoc Europa i Ameryka powinny przekazać Ukrainie, by uniknąć tej wojny?
Pamiętacie - kiedy wojska rosyjskie weszły na Krym, to głośno i jednoznacznie Amerykanie i europejskie kraje - Niemcy, Francja - stwierdziły dwie rzeczy: po pierwsze, że Krym to raczej była rosyjska ziemia i że jest to konflikt ukraińsko-rosyjski, oraz że ani Ameryka, ani Europa nie udzielą Ukrainie wojskowej pomocy. Tak powiedziano na początku. Od tamtej pory minęło 11 miesięcy i administracja Obamy oraz rządy krajów europejskich - nie wszystkich, ale części - a także dowództwo wojskowe NATO mówią o tym, że jeśli dyplomacja nie przyniesie rezultatów, Ukraina otrzyma pomoc wojskową. To rezultat, który Putin osiągnął po pierwszych 11 miesiącach swojej agresji. Rozumie się, że pomoc, jaka jest potrzebna Ukrainie, to pomoc wojskowa i finansowa.

To cena, którą Europa i Ameryka muszą zapłacić, aby nie było trzeciej wojny światowej. Jeśli tego nie zapłacą, trzecia wojna światowa na pewno wybuchnie.

A dlaczego uważa Pan, że ta wojna wybuchnie akurat we wrześniu.
Dlatego, że obecne mińskie porozumienie to tylko taktyczny oddech. To nie jest zawarcie pokoju, ale przerwa, aby wszyscy mogli rozeznać się w sytuacji. I myślę, że wiosną - latem 2015 r. nastąpi kolejna fala rosyjskiej agresji. Jeśli Ukraina zostanie zajęta przez Rosję do września, to na pewno będziemy szli w kierunku wojny. A to dlatego, że następnym oczywistym wojennym krokiem Putina będzie Białoruś. Tam przeprowadzona zostanie operacja podobna do krymskiej - to będzie blitzkrieg. W końcu września 2015 r. Rosja znajdzie się na granicy Pribałtyki, Polski i na zachodniej Ukrainie. A to oznacza ryzyko trzeciej wojny.

Zaatakuje kraje nadbałtyckie?
Wie pan, kiedy Hitler 1 września 1939 r. przekraczał polską granicę, nie wiedział, że zaczyna drugą wojnę światową. On w rzeczywistości uważał, że Anglia z Francją nie będą zaczynać wielkiej wojny za Polskę. I to mimo że wiedział, iż jest umowa międzypaństwowa, zgodnie z którą Anglia i Francja powinny wypowiedzieć wojnę Niemcom. Z Putinem jest tak samo - on wie, że jest zasada NATO, zgodnie z którą NATO powinno wypowiedzieć wojnę państwu, które napada na członka sojuszu. Putin uważa jednak, że NATO tej umowy nie dotrzyma i nie zacznie wojny. I niestety, w tym właśnie jest zagrożenie.

Weźmy rok 1962, kiedy był kryzys kubański. Obie strony - Ameryka i ZSRR - były przekonane, że w razie ataku strona przeciwna również odpowie atakiem. I właśnie dlatego do wojny nie doszło. A Hitler uważał, że Francja z Anglią nie zaczną wojny z nim i dlatego sam wywołał wojnę przeciw Polsce.

I dokładnie tak samo może być z Putinem, tego się bardzo boję. Właśnie dlatego, że Putin jest przekonany, iż NATO nie wypowie mu wojny, ta wojna z dużym prawdopodobieństwem może się zacząć. Jeśli natomiast będzie przekonany, że NATO przystąpi do wojny, to on sam wojny nie rozpocznie.
Z czego wynika to przekonanie Putina, że NATO nie rozpocznie z nim wojny? Czy tak wynika z analiz jego doradców, czy może ma jakieś dane wywiadu?
Na pewno jakieś informacje przekazują mu ludzie z FSB. Putin sam jest z FSB. A to są ludzie o określonej mentalności. Nie mam pewności, na ile to, co piszą Putinowi, przedstawiają uczciwie i szczerze, a na ile próbują odgadnąć myśli Putina i przekazują mu to, co Putin chce usłyszeć.

Mamy przykład Ukrainy. Jest pewne, że Putin brał pod uwagę zupełnie inny scenariusz niż ten, który się wydarzył. Z Krymem poszło wszystko zgodnie z jego przewidywaniami. Sprawdziły się raporty, że można anektować Krym i ani ukraiński rząd, ani ukraińska armia nie będą się temu przeciwstawiać. Wierzę, że takie doniesienia Putin otrzymywał od służb, nim zdecydował się zająć Krym.
A w przypad
ku wschodniej Ukrainy na pewno również były raporty i przewidywania służb, tu jednak widzimy, że one okazały się nie do końca prawidłowe. Bo chociaż Donieck i Ługańsk znajdują się już obecnie pod kontrolą Rosji, to jednak Rosja zapłaciła za nie ogromną cenę. Po pierwsze, wszystko to zajęło aż 11 miesięcy, a po drugie - cały świat zobaczył, że Rosja jest agresorem. O ile po Krymie jeszcze pojawiały się pytania, czy Rosja jest agresorem, czy może Krym rzeczywiście powinien być rosyjski, o tyle po tym, jak w Ługańsku i Doniecku z udziałem rosyjskiej armii zostało zabitych tysiące ludzi, jasne jest, że Rosja jest agresorem. I odnoszenie do Rosji na Ukrainie jest dziś zupełnie inne, nie takie jak było w marcu 2014 r. To cena, którą Putin zapłacił za dwa regiony.

Wysoka cena?
Uważam, że dla Putina wysoka. I że Krym, Ługańsk i Donieck nie były jej warte. Ale wszystko zależy od tego, jakie on ma dalsze cele.

Chce podbić całą Ukrainę?
On chce czegoś więcej. On pragnie odbudować rosyjskie imperium, Związek Radziecki. Chce zbudować nowe państwo, które będzie przypominać były ZSRR. Sam Putin przecież o tym mówił, kiedy powiedział, że największa tragedia jego życia to rozpad Związku. Mówił też, że jest świat rosyjski, który składa się z tych rozproszonych kawałeczków dawnego Związku Radzieckiego, które trzeba zjednoczyć, mówił, że jest rosyjski gen, który odróżnia Rosjan od innych narodów, i powiedział wreszcie, że uważa się za rosyjskiego nacjonalistę oraz uważa, że to dobre. To są jego cztery wypowiedzi, które odkrywają nam plany Putina.

Chce on zjednoczyć terytorium od Leningradu do Naddniestrza w ramach jednego państwa. Aby tak się stało, trzeba wziąć Ukrainę, trzeba zająć Pribałtykę i Białoruś. Zatem plany znamy.

Pytanie, czy może Putin je osiągnąć bez wielkiej wojny, czy nie może oraz czy gotowy jest rzeczywiście zacząć wielką wojnę, czy ten plan to tylko blef. Groźny blef, że Putin gotowy jest zacząć wojnę, którym szachuje on cały świat. W marcu 2014 r. okazało się, że ten blef działa. Zajęto Krym, a świat powiedział, że nie będzie nic robił, bo nie chce ryzykować wielkiej wojny.
Jednak obecnie, po 11 miesiącach, widać, że ten blef już nie działa. NATO zaczyna już jakieś działania w odpowiedzi na to, co robi Rosja. Politycy - od Merkel do Obamy - którzy początkowo byli dość miękcy, już zaczynają mówić o Putinie i rozmawiać z Putinem dość ostro. Sankcje, oczywiście, są niewiele znaczące i jestem przekonany, że na sankcje Rosja była przygotowana. Na pewno Putin spodziewał się, że będzie jakaś reakcja Zachodu na okupację Krymu i wschodniej Ukrainy. Myślę, że oni rozpatrywali wszystkie możliwe scenariusze - od sankcji do jakichś wojennych działań. Dlatego reakcja w postaci sankcji jest oczywiście miękka. Ale do tego doszły niskie ceny ropy, co jest dobre dla świata, ale niedobre dla Putina. W związku z tym te miękkie sankcje okazały się poważnym problemem dla rosyjskiej gospodarki.

Oprócz tego ważne jest, że Rosja popełniła błąd, gdy weszła na Ukrainę od wschodu. W ten sposób całkowicie zniszczyła swoje tradycyjne bazy wpływu. Bo Ługańsk, Donieck to były tereny prorosyjskie. Tam i tak była duża sympatia do Putina i Rosji. To typowe dla Rosji - zamiast wchodzić z czołgami na Ukrainę od zachodu, gdzie mieszkają wrogowie Rosji, oni weszli z czołgami na wschód Ukrainy, gdzie mieszka w dużej mierze prorosyjska ludność. I dzisiaj ten wpływ Rosji, który istniał na Ukrainie - i polityczny, i ekonomiczny, i kulturalny - został zniszczony. Dzisiaj Ukraina stała się terytorium maksymalnie antyrosyjskim. Miną całe pokolenia, nim tradycyjna sympatia Ukraińców do Rosji zostanie odbudowana. To niewątpliwie efekt polityki Putina i jego interwencji zbrojnej we wschodnim regionie Ukrainy.

CZYTAJ TAKŻE: Kleptokracja Putina. Karen Dawisha demaskuje gang prezydenta Rosji

W Polsce pojawiły się opinie, że nasz kraj będzie jednym z kolejnych, który zostanie napadnięty przez Putina. Czy sądzi Pan, że możliwy jest taki scenariusz i że mamy się czego bać w bliskiej przyszłości?
Jeśli spojrzymy na mapę, to widzimy, że dopóki istnieje na niej Białoruś jako bufor, Polska może spać spokojnie. Zrozumiałe, że jeśli dojdzie do sytuacji, że Rosja rozbije Ukrainę - bo jej się nie opłaca okupować Ukrainy, ale może ją rozbić wewnętrznie jako państwo - wówczas powstanie katastrofa humanitarna na Ukrainie. I jednym z problemów, któremu stawić czoła będzie musiała zwłaszcza Polska, będzie kwestia uchodźców z Ukrainy. Jedna sprawa, gdy mówimy o jakichś małych grupkach uchodźców, a inna, kiedy mówimy o katastrofie humanitarnej w kraju o rozmiarach Francji.

To jest problem, który może dotyczyć Polski, jeszcze zanim pojawią się potencjalne wojenne niebezpieczeństwa. On się pojawi, jeśli Rosja zajmie Białoruś i zlikwiduje ten kraj jako bufor - a uważam, że to zależy tylko od tego, jak świat przeciwstawi się Rosji jeszcze na Ukrainie. Bo jeśli NATO przekaże Ukrainie realną pomoc wojskową i Ukraińcy, którzy są gotowi umierać za swój kraj, dostaną narzędzia do wojowania i będą wojować, wówczas dla Rosji ta wojna okaże się bardzo ciężka. Jeśli dla Rosji ta wojna okaże się ciężka i Moskwa zobaczy, że NATO faktycznie, choćby nawet nieformalnie przekazuje Ukrainie pomoc i jest gotowe wojować z Rosją na terytorium Ukrainy, to może dojść do sytuacji, że sama Rosja będzie zainteresowana utrzymaniem tego białoruskiego bufora. Dlatego, że z jednej strony - oczywiście Europa, zwłaszcza Pribałtyka i Polska, boi się rosyjskiej agresji, ale z drugiej strony - władza Rosji, otoczenie Putina to paranoicy, którzy boją się agresji NATO. I jeśli zobaczą, że NATO rzeczywiście przeciwstawia się Rosji na Ukrainie, to będą zainteresowani pozostawieniem Białorusi jako bufora, który zabezpieczy ich przed napaścią NATO. Zatem uważam, ze Zachód ma bardzo wiele powodów do tego, żeby pomóc Ukrainie przeciwstawić się rosyjskiej agresji.

Na Zachodzie jednak nie ma chęci do pomocy zbrojnej Ukrainie. Ameryka wciąż się waha, a kanclerz Niemiec Angela Merkel mówi, że nie da się wygrać wojny z Rosją przy pomocy siły wojskowej.
Wie pan, kiedy Merkel mówi, że nie można wygrać wojny z Putinem zbrojnie, częściowo ma rację. Nikt nie zamierza wysyłać armii, żeby podbić Moskwę i Krym. Nie mówimy o wojnie z Putinem na terytorium Rosji. Mówimy o przeciwstawieniu się rosyjskiej agresji na Ukrainie. To zasadnicza różnica. W tym znaczeniu uważam, że nie ma żadnej sprzeczności w tym, co mówiła Merkel.

Oczywiście trudno oczekiwać od Unii Europejskiej, która składa się z wielu krajów rządzonych przez różnych polityków mających różne poglądy, że szybko i jednogłośnie podejmie decyzję o wysłaniu broni na Ukrainę. Myślę, że nigdy nie zobaczymy takiej decyzji Unii. Myślę, że prędzej decyzję taką podejmą Amerykanie i poszczególne kraje Unii samodzielnie.

Same zaczną okazywać Ukrainie pomoc. Wiedzą one, że aby nie wojować z Rosją bezpośrednio, trzeba pomagać Ukrainie.

Wszystkie inne warianty niż pomoc Ukrainie będą dla Europy bardziej złożone, droższe i bardzo ryzykowne - dlatego, że na razie mamy konflikt rosyjsko-ukraiński, ale tylko do czasu, kiedy nie wyjdzie on poza Ukrainę. Takie jest prawo gry. Powiem tak, jeśli spotkamy się za rok, to będziemy w sytuacji, kiedy już pomoc Ukrainie będzie przekazana.

Czy Polska powinna wysyłać broń Ukrainie?
Gdyby sytuacja nie była tragiczna, to można by było powiedzieć, że to jest śmieszne, iż Litwa i Polska chcą pomagać wojskowo Ukrainie, a Niemcy i Ameryka nie chcą. Dlatego śmieszne, że Niemcy i Ameryka są nie mniej niż Polska i Litwa zainteresowane tym, by Rosja nie zajęła Ukrainy. A to dlatego, że Ameryka ryzykuje, że w przeciwnym wypadku zostanie wciągnięta w trzecią wojnę światową, a Niemcy - najbogatsze państwo europejskie - że to one poniosą największe koszty wojny. Na miejscu Niemiec, które pamiętają przecież najlepiej 1938 i 1939 r., ja bym starał się przeciwstawiać agresji na jej wstępnym etapie.

CZYTAJ TAKŻE: Kleptokracja Putina. Karen Dawisha demaskuje gang prezydenta Rosji

Obecnie wciąż jesteśmy na wczesnym etapie tej agresji. Co prawda Putin planował zająć wschodnią Ukrainę już we wrześniu ubiegłego roku. Dowodem na to jest fakt, że właśnie we wrześniu ubiegłego roku rosyjska agencja prasowa RIA Novosti została przemianowana na TASS [nazwa dawnej Agencja Telegraficzna Związku Radzieckiego z czasów komunizmu - red.], co było ewidentnym nawiązaniem do ZSRR. To znaczy, że na Kremlu sądzili, iż we wrześniu 2014 r. geopolityczna mapa Europy się zmieni. A jednak okazało się, że wciąż - poza obwodami ługańskim i donieckim - nie jest zmieniona. Putin tego się nie spodziewał. On zakładał, że Zachód nie będzie nic robić - i rzeczywiście poza sankcjami nic nie robi - ale ponieważ okazało się, że Ukraińcy są gotowi umierać za swoją ojczyznę, jego kalendarz działań się opóźnił.

Koszty agresji Putina są ogromne dla jego kraju, także w sensie ekonomicznym. Rosja wpadła w recesję. Czy Putin nie obawia się tego. I tego, że naród obróci się w końcu przeciwko niemu?
Myślę, że popularność Putina bezsprzecznie będzie spadać. Jeśli w marcu 2014 r. mówiono, że 85 proc. popiera Putina - oczywiście należy wziąć pod uwagę, że to niekoniecznie są prawdziwe dane - to dzisiaj na pewno to poparcie jest niższe.

Jednak z drugiej strony w Rosji, jak kiedyś w ZSRR, obecnie jest stworzony taki system, w którym społeczeństwo nie ma żadnych możliwości wpływu na władzę. Dlatego Putinowi jest absolutnie wszystko jedno, ilu ludzi go popiera, a ilu jest przeciwko. Instrumenty wpływu na władzę w każdym normalnym kraju to wybory. A w Rosji i wybory centralne, i lokalne kontroluje dość ostro władza. Czyli przez wybory społeczeństwo nie może wpływać na władzę. Przez krytykę w prasie również nie może wpływać, gdyż wszystkie media też są kontrolowane przez rządzących. Niestety, a może i stety, Rosja nie jest takim krajem, w którym lud wychodzi na ulicę i robi rewolucję za każdym razem, kiedy naród nie jest zadowolony z władzy. Dlatego nie ma nadziei na to, że w Rosji dojdzie do Majdanu, który zmiecie obecne rządy.

Putin wie, że płaci wysoką cenę za wojnę przeciw Ukrainie. Problem w tym, że on jest gotowy ją płacić i w jego mózgu nie ma granicy dla tej ceny. Po 2014 r. FSB zajęło się konsolidacją władzy. Czternaście lat temu służby przekazały władzę Putinowi, potem Putin zaczął obsadzać ludźmi FSB ważniejsze stanowiska w państwie, następnie oddawał strategiczne struktury gospodarcze w ręce innych wysokich oficerów służb. Na przykład Rosnieft trafił w ręce Sieczina. A w 2014 r. ludzie FSB w swoje ręce wzięli już wszystko - i sprawy ekonomiczne, i polityczne, i prawne. W Rosji nie ma ludzi, którzy mogą o władzę konkurować z Putinem. Wyborów nie ma.

I właśnie w marcu 2014 r. ci ludzie otworzyli nowy rozdział rosyjskiej historii. Teraz już im nie idzie o pieniądze, o rynek, o biznes. Idzie im o sławę, o wieczność, o naprawienie "pomyłki" z 1991 r., o stworzenie nowego kraju, imperium Związku Sowieckiego.

Ale przecież na świecie jeśli mają jakąś sławę, to bandytów.
To prawda, ale im nie potrzebna sława na świecie. Im marzy się sława w Rosji. I chociaż w Rosji opinia publiczna nie jest wolna, Putin patrzy w lustro i widzi, że jest prezydentem kraju, którego społeczeństwo go popiera. Problem w tym, ze Putin nie uważa się za złodzieja. Putin nie uważa, że to, co robi, jest złe. On uważa, że to, co robi, jest prawidłowe i dobre. A to dlatego, że według Putina co jest dobre dla państwa, jest dobre dla narodu. On nie jest pierwszym i jedynym przywódcą, który tak sądzi. Zgodnie jednak z tą teorią on cały czas uważa, że robi dobrze dla Rosji. Jest przekonany, że Rosja powinna być imperium, że utrata imperialnego statusu kraju w 1991 r. była tragiczną pomyłką i że jego rolą jako przywódcy państwa jest odbudowa imperium. I to robi.

CZYTAJ TAKŻE: Kleptokracja Putina. Karen Dawisha demaskuje gang prezydenta Rosji

I wówczas przejdzie do historii jako budowniczy…
Jako wielki rosyjski przywódca, który odbudował imperium. Putin nie uznaje, że w rezultacie tej próby odbudowy imperium państwo rosyjskie może upaść. On w to nie wierzy, on tego nie widzi. Jest przekonany, że nie może przegrać tej bitwy, dlatego że nikt z nim nie będzie wojować, bo wszyscy boją się ryzyka wybuchu trzeciej wojny światowej. I w tym tkwi ryzyko - ponieważ Putin uważa, że nikt nie będzie chciał walczyć, trzecia wojna światowa może się zacząć.

Gdzie Putin może się zatrzymać? Jakie ma ambicje? Ukraina, Białoruś, państwa bałtyckie, a może Europa Zachodnia?
Stalin i Lenin mieli ambicje, które określali dwoma słowami: "rewolucja światowa". Program maksimum obejmował zajęcie całego świata i stworzenie federacji komunistycznych państw. Putin oczywiście takich ambicji nie ma.

Zwykle jedynym ograniczeniem dla jakiejkolwiek agresji jest bariera, której agresor już nie jest w stanie przejść. Niestety w dziejach nie było przypadków, żeby agresor dobrowolnie zatrzymywał się na jakiejś zdobyczy, przestawał być agresorem, przechodził do historii swojego kraju jako wielki działacz państwowy i spokojnie umierał w swoim łóżku. Jeśli popatrzymy na historię Hitlera i nazizmu do 1 września 1939 r., to możemy przyjąć założenie, że gdyby Hitler zatrzymał się 31 sierpnia 1939 r. i nie zaczął wojny z Polską, nie zaczął drugiej wojny światowej, to wszedłby do historii Niemiec jako ten, który praktycznie bezkrwawo zjednoczył niemieckie ziemie. I umarłby spokojnie w swoim łóżku jako wielki przywódca swego państwa.

Wiemy, że tak się nie stało, bo agresor nie czuje nigdy tej granicy. Tak się po prostu nie zdarza. Tak jak nie widział jej Hitler, tak nie będzie widział granicy Putin. To po prostu niemożliwe. Jeśli czysto teoretycznie założymy, że Putinowi świat pozwoli zająć Ukrainę i nie będzie temu przeciwdziałać, potem Białoruś, potem da mu zająć Pribałtykę i dojść do Kaliningradu, wówczas Putin sobie przypomni, że i Polska kiedyś należała do rosyjskiego imperium, i Finlandia, i Węgry wchodziły w skład bloku sowieckiego, podobnie jak Czechosłowacja. I Niemcy były podzielone. Rozumie pan, tu nie ma granicy. Powiedzmy tak: nie ma granicy, której przekroczenia rosyjska propaganda nie potrafiłaby uzasadnić w rosyjskiej telewizji.

Gdybym rok temu powiedział panu, że Rosja rozpocznie wojnę przeciw wschodniej Ukrainie, powiedziałby pan, że to niemożliwe, absurd. Gdyby Hollywood nakręcił wtedy film o agresji Rosji na Ukrainę, uznalibyśmy, że to science fiction, jakiś hollywoodzki wygłup. A widzimy, że jednak do tego doszło. Zatem to, co dzisiaj wydaje się absurdem, jutro może się okazać już wczorajszą rzeczywistością.

Czy Putin może wygrać w tej wojnie?
Nie może.

Dlaczego?
Bo czołgi same w dzisiejszym świecie nie wystarczą, żeby wygrać wojnę. Widzimy to po Ameryce, która nie może czołgami wygrać wojny ani w Afganistanie, ani w Iraku, ani teraz z Państwem Islamskim. Czołgi nie wystarczą, by podbić jakiś kraj i zawładnąć nim. Putin tego nie rozumie. Merkel niedawno bardzo trafnie powiedziała, że on żyje w innym świecie. On rzeczywiście jest z innego świata. On nie rozumie, że we współczesnym świecie czołgi to wprawdzie ważny instrument działania, ale nie podstawowy. Jedynie wspomagający. A jeśli to jedyny instrument, to jest absolutnie niewystarczający.

Jak skończy Putin? W swojej książce pisze Pan, że dla całej jego ekipy skończy się to nowym procesem norymberskim.
Tak, bo jeśli ja mam rację i Rosja te wojnę przegra, to rezultatem będzie oczywiście proces sądowy. Cała lista miast będzie się bić się o to, by ten proces odbywał się u nich: i Grozny, i Tbilisi, i Sewastopol. Jeśli Putin zreflektuje się, to tych miast może być mniej, a jeśli się nie zreflektuje - a ja myślę, że nie, dopóki ktoś inny go nie zatrzyma - to ta lista może się okazać znacznie dłuższa. Niestety.

Ile czasu zostało Putinowi?
On może być prezydentem do 2024 r. On może w rzeczywistości być prezydentem do śmierci, bo - rozumiemy się - w czasie wojny on nie odda władzy. Myślę, że można obecnie stwierdzić, że Putin nigdy nie odejdzie od władzy żywy. To zrozumiałe dla wszystkich. A ile czasu to wszystko zajmie? To zależy od tego, jak szybko Zachód czy wolny świat, NATO zrozumieją, że Ukrainie należy okazać pomoc. Innymi słowy - zależy to od tego, czy świat nie zrozumie, że wygodnie jest wojnę z Rosją prowadzić na terytorium Ukrainy. Niestety dla Ukrainy ten kraj będzie musiał zapłacić za to wielką cenę. Niestety, Ukraina tej wojny nie wygra, co nie stoi w sprzeczności z tym, że Rosja tę wojnę przegra. To bardzo tragiczne dla Ukrainy, ale to jest cena, która przyjdzie zapłacić światu za to, by uniknąć trzeciej wojny światowej. Jeśli natomiast Putina nie zatrzyma się na Ukrainie, wówczas znajdziemy się w rzeczywistości prawdziwej trzeciej wojny światowej.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl