Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Szarapowa, czyli piękna i bestia w jednym

Justyna Krupa
Jedni mówią o niej, że jest "królową śniegu", inni, że to "królowa decybeli". Tenisistka, celebrytka. Do Marii Szarapowej, która za kilka dni zjawi się w Krakowie, pasuje wiele określeń - pisze Justyna Krupa.

Maria Szarapowa zawita w przyszłą sobotę pod Wawel, gdzie wystąpi w Kraków Arenie. W meczu Polska - Rosja zagra m.in. z Agnieszką Radwańską. Nazywają ją różnie. Raz tenisową księżniczką, a raz piękną i bestią w jednym.

Bo Maria Szarapowa przez jednych jest kochana, przez innych nienawidzona. Na pewno jest jednak największą celebrytką wśród tenisistek. Równie dobrze czuje się w szpilkach na czerwonym dywanie, jak na korcie. W szpilkach własnego projektu, trzeba dodać.

Pewnie ona sama najbardziej dumna jest z innego tytułu. Regularnie zdobywa miano najlepiej opłacanej sportsmenki świata. W zeszłym roku Masza po raz kolejny zajęła pierwsze miejsce w zestawieniu tworzonym przez magazyn "Forbes". I to mimo że przecież od dawna nie jest już liderką rankingu WTA. Gigantycznych pieniędzy, jakie zarabia na umowach sponsorskich, może jej jednak pozazdrościć każda inna tenisistka świata.

W ciągu zaledwie roku, licząc od czerwca 2013, Rosjanka zainkasowała 24,5 miliona dolarów. Z kolei według ostatnich wyliczeń WTA, na samych tylko kortach zarobiła dotąd prawie 33 miliony. W tej sytuacji może sobie pozwolić na to, by - jak chodzą słuchy - sprezentować swojemu chłopakowi najnowszy model porsche.

Nie zawsze jednak tak było. Maria to przykład "self-made woman", która doszła do tych ogromnych pieniędzy równie wielkim wysiłkiem.

Ucieczka po Czarnobylu
Niektórzy twierdzą, że życiorys zielonookiej Marii to doskonały materiał na film w hollywoodzkim stylu. Wiele w tym racji, a taki obraz - jak u Hitchcocka - zaczynałby się od mocnego tąpnięcia. A właściwie od tragicznego w skutkach wybuchu.

Nie każdy wie, że rodzice Szarapowej pochodzili z terenów dzisiejszej Białorusi. Po awarii elektrowni w Czarnobylu odnotowano tam ogromne skażenie środowiska. Gdy Jelena Szarapowa zaszła w ciążę, ona i jej mąż Jurij postanowili uciekać przed skutkami katastrofy z rodzinnego Homla. Skierowali się na Syberię, do krewnych. Tam urodziła się w 1987 roku mała Masza.

Wiele lat później dorosła już Maria przeznaczy setki tysięcy dolarów na pomoc dzieciom dotkniętym szkodliwym promieniowaniem i związanymi z tym chorobami. - Rodzice opowiadali mi, jak wszyscy desperacko chcieli z naszych stron uciekać. Zostawiali nawet najcenniejsze rzeczy, biorąc z sobą tylko dokumenty - mówiła w rozmowie z ESPN.

Już jako czterolatka Maria nauczyła się posługiwać tenisową rakietą. Osobą, która odkryła jej talent, była obecna doradczyni Agnieszki Radwańskiej, czyli Martina Navratilova. Zobaczyła jak sześcioletnia Masza radzi sobie podczas turnieju w Moskwie. Przekonała rodziców Marii, że dziecko musi trenować w USA, pod okiem fachowców.

W ten sposób Szarapowa trafiła na Florydę. Dla małej dziewczynki początkowo nie był to jednak żaden raj na ziemi. Ona i jej ojciec nie znali angielskiego, a w kieszeni mieli tylko kilkaset pożyczonych dolarów. Jurij musiał pracować w restauracjach i imać się innych dorywczych zajęć.

Najgorsze dla Maszy musiało być jednak to, że matka dołączyła do nich dopiero po dwóch latach z powodu problemów wizowych.
Wkrótce Rosjanka dostała jednak stypendium, a swoje wpływowe "skrzydła" roztoczyła nad nią czołowa międzynarodowa agencja sportowa IMG.

Max odkrywa diament
Kluczowym jednak momentem był dzień, w którym 12-letnią wówczas Maszą zainteresował się niejaki Max Eisenbud. To człowiek, który od podstaw stworzył markę "Szarapowa". Zobaczył w niej potencjał nie tylko tenisowy, ale marketingowy. To on przekonywał ludzi w IMG, że warto inwestować w ten diament. Z czasem stał się dla Marii prawie członkiem rodziny. - Moje dzieci mówią na nią ciotka Maria - śmiał się Eisenbud.

Wszystko zwróciło się z nawiązką, gdy w wieku 17 lat sensacyjnie pokonała Serenę Williams w finale Wimbledonu. Wtedy zaczął się huragan ofert sponsorskich, który nie ustaje aż do dziś.

Trudno nawet wyliczać, co reklamowała w ostatnich latach tenisowa księżniczka. Była twarzą perfum, tabletów, ale największą frajdę sprawił jej pewnie epizod w roli projektantki obuwia i torebek jednej z luksusowych firm. Zanim zaprojektowała własne modele - jako życiowa perfekcjonistka skonsultowała się w tej sprawie nawet z naczelną "Vogue'a" Anną Wintour.

Masza elegantka
Bo Maria to największa elegantka w tenisowym światku. Sama pojawiała się już na niejednej okładce kolorowego pisma, więc wie, co w modzie piszczy. Podczas gdy najlepsze nawet tenisistki na oficjalnych galach zwykle "odstawiają się" jak na kiczowate wesele, Szarapowa dba o nienaganny "look".

- Maria łączy osiągnięcia sportowe z elegancją i siłą - chwaliła ją rzecznik Porsche, gdy Masza została ambasadorką samochodowej marki. A teraz wozi ją tym "porszakiem" sam Mark Webber znany z Formuły 1.

Sponsorskie eldorado mogło się skończyć, bo w 2008 roku Szarapowa doznała poważnej kontuzji ramienia i - jak sama przyznaje - nie była pewna, czy wróci do tenisa. To wtedy zaczęła myśleć, że powinna mieć jakiś plan B, czyli własny biznes. Ostatecznie stworzyła własną markę… słodkich żelków i cukierków.

Jako Sugarpova
Jeśli jej wierzyć, przy tworzeniu Sugarpovej - bo tak nazwała swoją firmę - naprawdę dobrze się bawiła. Wizytowała fabrykę patrząc na lejący się strumień tęczowych słodkości, a nawet szkicowała kształty poszczególnych cukierków.

- Mamy tu żelki w kształcie butów na wysokim obcasie, okularów przeciwsłonecznych - wyliczała w promocyjnym filmiku. I śmiała się z Eisenbuda, że zawsze zjada od razu całą paczkę naraz.

Aby wypromować swoje żelki wypuściła nawet plotkę o tym, że w US Open wystartuje pod nazwiskiem Sugarpova. Szybko jednak wyszło na jaw, że to tylko marketingowa sztuczka. Chyba udana, bo interes się kręci, a najwięcej żelków w kształcie tenisowych piłeczek kupują ponoć Japończycy.

Swoją drogą, cukierkami Szarapowa próbowała chyba osłodzić też swój wizerunek. Przez swój zimny typ urody i zdystansowanie, Masza dorobiła się w końcu przezwiska "Królowa śniegu".

Bardzo stara się więc robić wrażenie kobiety słodkiej, jak Sugarpova. Czasami wychodzi z niej jednak ostrzejsza natura. A wtedy potrafi ciąć językiem, jak bekhendowym slajsem.

Swego czasu przekonał się o tym Gilles Simon. Francuz pozwolił sobie na uwagę, że tenisiści powinni dostawać znacznie więcej pieniędzy za wygrane turnieje wielkoszlemowe, niż tenisistki, bo grają do 5 setów, a ich mecze są bardziej pasjonujące.

- Jestem pewna, że nieco więcej osób ogląda moje mecze, niż jego - natychmiast wbiła Francuzowi szpilę Maria.

Nie mniej ostro potrafiła też traktować koleżanki z kortu. Najmocniej "dołożyła" chyba Serenie Williams, gdy ta nieostrożnie wypomniała Rosjance jej miłosne podboje. Poszło o 23-letniego bułgarskiego tenisistę Grigora Dimitrowa, z którym wcześniej miała spotkać się Williams. Ostatecznie Dimitrow związał się z Maszą, a Serena ośmieliła się wspomnieć coś o "chłopaku o czarnym sercu".

Na reakcję Szarapowej długo nie trzeba było czekać. - Jeśli ona chce mówić o prywatnych sprawach, może niech powie coś na temat jej relacji. I jej chłopaka, który był przecież żonaty i bierze rozwód, a w dodatku ma dzieci - wypaliła Rosjanka. Chodziło jej oczywiście o trenera Williamsa Patricka Mouratoglou. Uff, gorąco się zrobiło.

Związek Dimitrowa i Szarapowej - podobno - ma się całkiem dobrze. Spekulowano nawet o możliwych oświadczynach podczas Australian Open, ale sama Szarapowa stwierdziła, że to byłoby zupełnie nie w jej stylu. - To byłoby straszne. Nie lubię takich spektakli! - orzekła.

Wcześniej Masza spotykała się ze słoweńskim koszykarzem Saszą Vujaciciem. Bułgar ma jednak tę przewagę, że zna się na tenisie. Zresztą Maria musi darzyć Dimitrowa naprawdę dużym afektem, bo wybaczyła mu nawet to, że razem z Novakiem Djokoviciem ośmielił się ją publicznie sparodiować. Dwa lata temu Nole i Grigor dali prawdziwy popis, gdy jeden imitował zestaw tików Maszy, a drugi jej słynny wrzask towarzyszący odbiciu piłki. Musi mieć Szarapowa do siebie dystans, że chłopakom uszło to na sucho.

105 decybeli Marii
Bo "Królowa decybeli" to kolejny tytuł nadany Maszy przez media. Jej przeraźliwe okrzyki towarzyszące odbijaniu piłki zrażają nawet do Rosjanki pewną część kibiców. Bywały mecze, w których publiczność wyśmiewała ją, a z trybun było słychać nawet niewybredne okrzyki w stylu "zamknij się!".

Podobno rekord pobiła w 2009 roku, gdy - jak wyliczono - dobiła do 105 decybeli. Według specjalistów, to już hałas, który uplasować trzeba między odgłosem wydawanym przez motocykl bez tłumika a piłą łańcuchową.Czy w takim razie widzowie, którzy przybędą do Kraków Areny na mecz z Rosją w Pucharze Federacji, powinni zaopatrzyć się w nauszniki tłumiące hałas?

Może nie będzie tak źle. Na pewno jednak ludzie wolą patrzeć na Szarapową, niż jej słuchać...

***

Maria i biznes
W 2006 roku magazyn "Forbes" umieścił ją na czele listy najlepiej opłacanych kobiet sportu na świecie, z rocznymi zarobkami wynoszącymi 18 mln dolarów. W 2013 roku ten sam Forbes uznał ją za najbardziej wartościową celebrytkę w Rosji.

Maria i piękno W 2005 roku amerykańskie czasopismo People umieściło ją w rankingu 50 najpiękniejszych ludzi świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska