Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedam dziecko. Szybko i tanio

Małgorzata Moczulska
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne fot. Marcin Oliva Soto
Ile kosztuje zdrowy noworodek? Małgorzata M. wyceniła swoje dziecko na 5,5 tys. zł. Kobieta, która je kupiła, nawet się nie targowała. Wiedziała, że to okazja. Dwa dni po urodzeniu dziecka dobiły targu...

Małgorzata ma 34 lata, męża i trójkę dzieci. Te starsze mają 10 i 6 lat. Najmłodsze - cztery tygodnie. To je nosiła pod sercem 9 miesięcy, czuła, jak kopie, a potem urodziła i... sprzedała. Dostała za nie 5,5 tys. zł. Małgorzata nigdzie nie pracuje, podobnie jak mąż, który dodatkowo lubi zaglądać do kieliszka. Mieszkają w centrum dużego miasta. Z pozoru normalna rodzina, jakich w okolicy wiele. Sąsiedzi twierdzą, że dobra była z niej matka, że dbała o dzieci. Kiedy zaszła w kolejną, nieplanowaną ciążę, postanowiła z mężem, że dziecko sprzedadzą.

W grudniu zamieścili ogłoszenie w internecie. Już po kilku dniach odpowiedziała na nie Roksana. Niezależna finansowo, młoda i samotna. Nie chciała czekać, aż w jej życiu pojawi się mężczyzna. Postanowiła sobie kupić dziecko. To ona wymyśliła chytry plan, który - gdyby nie anonimowy donos na policję - zrealizowałaby bez większych przeszkód.
Małgorzata systematycznie chodziła prywatnie do ginekologa, podając się za Roksanę. Dziecko urodziła też jako ona. W tym samym czasie Roksana zaczęła ubierać luźniejsze ubrania, a widząc ciekawski wzrok sąsiadów, kiwała twierdząco głową, głaszcząc się po poduszce na brzuchu. 2 września, dwa dni po porodzie, w dzień 24. urodzin Roksany, kobiety dokonały transakcji. Maluch pojechał ze swoją nową mamą do domu, a Małgorzata wróciła z pieniędzmi do męża i dzieci. Kilka dni później na policję trafił anonimowy list od kogoś, kto widział, że była w ciąży, już nie jest, a zamiast dziecka w domu pojawiły się zakupy i imprezy.

Obie kobiety i mąż Małgorzaty zostali zatrzymani i aresztowani pod zarzutem handlu dzieckiem. Sąd Okręgowy skazał oskarżonych na kary po dwa lata więzienia w zawieszeniu, ale w apelacji wyrok uchylono. Obecnie sprawa czeka na rozpatrzenie kasacji w Sądzie Najwyższym.

To desperacja

Beata Dołęgowska z fundacji Dziecko - Adopcja - Rodzina twierdzi, że w Polsce podobnych transakcji jest co najmniej kilkaset rocznie. Dowód? Do ośrodków adopcyjnych coraz rzadziej trafiają noworodki (na takie maleństwa rodziny czekają tu 3,4 lata), a w szpitalach proceder zostawiania dzieci przestał już niemal istnieć. - A przecież nic się nie zmieniło, niechcianych dzieci wciąż jest wiele, a społeczeństwo wciąż biedne. Więc gdzie one są? Zostały sprzedane - Dołęgowska podkreśla, że sposoby są różne. Dzieci znikają już w szpitalach, gdzie fałszuje się metryki, i rodzą się one już pod nazwiskiem kupujących. Zdarza się, że biologiczna matka wskazuje kupującego jako ojca dziecka, a potem dziecko adoptuje tylko jego żona.
Kolejny sposób to tzw. adopcja ze wskazaniem - wynajmuje się brzuch młodej kobiety, która po urodzeniu dziecka sprzedaje je, a kupujących wskazuje jako tych, którzy malucha adoptują. O tym, że kupno noworodka jest proste, można się przekonać, dając ogłoszenie w internecie czy też przeglądając te, które już tam są. Niektóre panie wplatają je między posty na forach poświęconych macierzyństwu, inne reklamują się wprost. Anonsy dają przyszłe mamy, jak i pośrednicy, którzy zarabiają na tym coraz większe pieniądze.
Niedawno w ręce policji wpadł młody mieszkaniec Kalisza. Tą drogą wyszukiwał w Polsce kobiety w ciąży, które chciały oddać dziecko, i takie, które chciały je adoptować. Od tych drugich brał pieniądze, pierwszym płacił, a sam na całym procederze zarabiał po kilkanaście tysięcy. Koszt jednej transakcji wynosił od 30 do 70 tysięcy. Chętnych nie brakowało.

Są chętni, będzie handel

Beata Dołęgowska twierdzi, że będzie jeszcze gorzej. Par, które mają problem z bezpłodnością, przybywa w zastraszającym tempie, a procedury legalnej adopcji stają się coraz bardziej wyśrubowane i zwyczajnie zniechęcają potencjalnych rodziców. Z drugiej strony kobiet, które zaliczyły tzw. wpadkę, nie chcą dziecka, a chętnie by na tym zarobiły, przybywa. - Roksana jako osoba samotna i młoda nie miałaby szans na adopcję dziecka. Jeśli naprawdę bardzo go chciała, rzeczywiście wybrała najprostszy sposób - mówi Dołęgowska i podkreśla, że do takich działań zachęca też prawo. - Jestem przekonana, że żadna z tych pan nie zostanie skazana, no, chyba że za poświadczenie nieprawdy. W kodeksie karnym jest bowiem wyraźny zapis, że ścigany jest handel ludźmi jedynie w przypadku, kiedy zostają oni potem wykorzystani do przestępczych działań. A przecież ta kobieta kupiła dziecko, bo chciała je wychować, kochać - mówi Dołęgowska i przytacza głośną historię mieszkanki Lublina, która sprzedała noworodka Dunce. Sprawa została umorzona, bo uznano, że nikt dziecku nie chciał i nie zrobił krzywdy.
- Zajmuje się tym problemem od dawna i wiem, że nie wolno zbyt szybko oceniać - twierdzi Beata Dołęgowska. - Wielu tych ludzi decyduje się na kupno dziecka w desperacji, przeżywając wcześniej wielkie dramaty. Podobnie jak te matki, które dzieci sprzedają. Pewnie część robi to z wyrachowania, ale nie wszystkie. Czasem bieda i bezradność podpowiadają im, że może ich dziecko ktoś inny, bogatszy wychowa lepiej - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska