Egzekucja kpt. Władysława Mroza pod Paryżem. Jak wywiad MSW zabił podwójnego agenta

Witold Głowacki
Kpt. Władysław Mróz
Kpt. Władysław Mróz IPN
Najpierw powiodło się Francuzom - kpt. Władysław Mróz, "nielegał" z wywiadu MSW, przeszedł na ich stronę i wydał całą siatkę agentury. Ale ludzie z Warszawy nie mogli tego puścić płazem.

Wieczorem 27 października 1960 roku mieszkaniec paryskiego przedmieścia Argenteuil słyszy strzały dochodzące z pobliskiego wysypiska śmieci. Wykręca numer alarmowy. Gdy policjanci przyjeżdżają na miejsce, mają szczęście - choć przeszukanie zwałów odpadków mogłoby trwać długie dni, znajdują zwłoki już tej pierwszej nocy.

Trzydziestokilkuletni denat został wrzucony do nieczynnej studni. Przywalono go deskami i ziemią, ale bez pietyzmu. Ciało jest zmasakrowane - mężczyzna został ciężko pobity przed śmiercią, a choć zginął od pierwszego strzału w głowę, miał jeszcze kilkanaście innych ran postrzałowych. Szczególnie mocno zmasakrowano mu twarz - z pewnością po to, by opóźnić identyfikację ofiary.

Niemniej i tu policja wraz z medykami sądowymi mają szczęście. Dość szybko jest już jasne, kto padł ofiarą brutalnego mordu. Wtedy właśnie w komendzie pojawiają się elegancko ubrani, stanowczy cywile. Są z DST - czyli z kontrwywiadu. Przejmują śledztwo, nakazują policjantom dyskrecję. Rzeczywiście - są ku temu powody. Ofiara znajdowała się pod stałym nadzorem i ochroną DST. Egzekucja bije więc bezpośrednio w autorytet francuskiego państwa.

Człowiek, który zginął na wysypisku śmieci, to Polak- Władysław Mróz. We Francji znany jako fotoreporter jednego z dzienników, w rzeczywistości kapitan wywiadu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL, jeden z najlepiej wyszkolonych "nielegałów" wykreowanych przez resort z Rakowieckiej. Szpieg, który osobiście prowadził kilkunastoosobową siatkę agentów wpływu i współpracowników we Francji, i który miał dostęp do wielu innych tajemnic.

Tyle tylko, że bezpośrednio przedśmiercią Mróz nie pracował już dla peerelowskiego ministra Władysława Wichy, lecz - jako podwójny agent- dla Francuzów. Jego śmierć była natomiast regularną egzekucją z wyroku MSW.

Od 1958 roku Mróz nadzorował silną siatkę komunistycznej agentury we Francji. Byli w niej ludzie wpływowi - widujący się z ministrami, podobno także tacy mający dostęp do samego Charles'a de Gaulle'a. Większość z nich pracowała dla wywiadu PRL z naiwnych pobudek ideowych - francuska kawiorowa lewica wciąż nie bardzo pojmowała, jak bardzo rzeczywistość za żelazną kurtyną różni się od wyobrażeń. Mróz utrzymywał stały kontakt z centralą - funkcjonował system komunikacji oparty na listach "od rodziny" - w których zaszyfrowane były polecenia z MSW i paczkach żywnościowych wysyłanych przez Mroza "rodzinie" w Polsce - w nich to ukryte były materiały zdobyte przez agenta.

Przez prawie dwa lata wszystko chodziło jak w zegarku. I pewnie byłoby tak jeszcze przez długi czas, gdyby nie słaby punkt Mroza.
Była nim oddana, kochająca żona - urodzona we Francji i mająca francuskie obywatelstwo Polka, która po krótkim pobycie w PRL marzyła tylko o jednym - nigdy więcej tam nie wracać. To najprawdopodobniej ona powiadomiła DST o działalności męża. Dlaczego?

Sądziła, że tylko praca dla Francuzów może zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Mróz raczej łatwo poszedł na układ z DST. Wydał całą siatkę, przekazał Francuzom mnóstwo informacji. Wywiad PRL musiał wygasić kontakty z dziesiątkami (jeśli nie setkami) współpracowników i ewakuować aż 12 głęboko zakonspirowanych "nie-legałów" z różnych krajów Europy - operacja ewakuacyjna została zakończona zaledwie na trzy godziny przed śmiercią Mroza. Przez Mroza wpadł nawet słynny Lucjan Levi - as peerelowskich i sowieckich służb pracujący wewnątrz izraelskiego Mosadu. Za sprawą agentury wewnątrz francuskich służb ludzie z Warszawy dowiedzieli się szybko, kto zdradził. Szybko też zapadła decyzja o likwidacji podwójnego agenta.

Dlaczego MSW zdecydowało się zareagować w ostateczny sposób? Z kilku powodów - ten najważniejszy to chyba chęć odstraszenia tych, którzy chcieliby pójść w ślady Mroza. Na przełomie lat 50. i 60. z szeregów wywiadu, zarówno wojskowego, jak i MSW, zdezerterowało co najmniej kilku oficerów "nielegałów". Kierownictwo miało prawo obawiać się "epidemii". Nie bez znaczenia był też fakt, że "odwrócenie" Mroza przyniosło wyjątkowo dotkliwe szkody komunistycznym służbom - stąd też potrzeba odwetu.

Co stało się na wysypisku śmieci? Likwidatorów było trzech. Przyjechali z Warszawy pod dyplomatycznymi przykrywkami - ich bazą była najprawdopodobniej ambasada PRL w Paryżu. Nie byli to - wbrew mitowi - członkowie żadnej stałej "grupy egzekucyjnej" - peerelowski wywiad w roku 1960 takiej nie miał. Do akcji użyto oficerów wywiadu, którzy zgłosili się na ochotnika.

Mróz został dostarczony na miejsce kaźni w bagażniku samochodu osobowego. Dawni koledzy najpierw "wytłumaczyli" mu dokładnie, za co ma zginąć - nie szczędząc razów. Podobno - dowodów na to nie ma - odczytano mu nawet wyrok. Pierwszy strzał był między oczy - kolejne już tylko po to, by upodobnić tę egzekucję do mafijnych i zmylić pogoń.

Broń, z której oddano śmiertelny strzał, miała kaliber 7,62. Niewykluczone, że była to najzwyklejsza tetetka przywieziona z kraju pocztą dyplomatyczną. Najprawdopodobniej po akcji mordercy odjechali najzwyczajniej w świecie do ambasady.

Ale w jaki sposób ludzie z Warszawy przechwycili w Paryżu cennego podwójnego agenta pozostającego pod czujną opieką DST i tym samym skompromitowali francuski kontrwywiad?

Peerelowski wywiad użył raczej topornego podstępu. Mróz dostał wiadomość, że jego ojciec miał poważny wypadek. Chwilę później - zupełnie przypadkiem oczywiście - spotkał na paryskiej ulicy dawno niewidzianego przyjaciela z Polski, kumpla jeszcze z podstawówki. Umówił się z nim na następny dzień na jednej ze stacji metra, by przekazać mu list do rodziny. Przyjaciel był zresztą tak miły, że sam to zaproponował. Oczywiście przywieźli go do Francji ludzie z wywiadu. Nie wiadomo, czy był w pełni wtajemniczony w to, co się stanie.

Mróz połknął przynętę. Stawił się na stacji metra, ale nie spotkał przyjaciela - zamiast niego pojawiło się tam trzech smutnych panów z Warszawy. Dalszą część historii już znamy - nie miała dobrego zakończenia dla Mroza ani dla jego żony, która w chwili egzekucji męża była w trzeciej ciąży.

Skąd o tym wszystkim wiemy? Najpierw opisał całą sprawę historyk Leszek Pawlikowicz, później jego wersję weryfikował, trochę zresztą nie dowierzając, nie kto inny a Zbigniew Siemiątkowski - były szef Agencji Wywiadu, który doszedł do zbliżonych wniosków.
Tym samym mamy jedyny udowodniony przypadek egzekucji wykonanej przez peerelowski wywiad na agencie renegacie.

Po śmierci Mroza Francuzi próbowali się odegrać na PRL. Była seria aresztowań agentów i współpracowników wywiadu, był też tajemniczy wypadek samochodowy polskiego konsula Bronisława Wyczyńskiego. Choć konsul go przeżył, jego kierowca został bardzo ciężko ranny.

***

Polecamy nasz miesięcznik historyczny! Zajrzyj do nowej NASZEJ HISTORII.

Nowy numer NASZEJ HISTORII znajdą Państwo w kioskach i salonikach prasowych.

Nowa NASZA HISTORIA na LISTOPAD

TUTAJ - w serwisie prasa24.pl mogą Państwo już teraz, nie ruszając się z domu, kupić e-wydanie Naszej Historii lub zamówić prenumeratę: PRASA24.PL

Zapraszamy także na profil Naszej Historii na FACEBOOKU i do obserwowania naszego konta na TWITTERZE.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl