Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Upadki i wzloty Sławomira Nowaka. Polityczny bankrut czy wańka-wstańka?

Ryszarda Wojciechowska
Sławomir Nowak kiedyś na swojej stronie internetowej żartobliwie napisał, że jego żona, stomatolog, zawsze mu powtarza, że jak mu nie pójdzie w polityce, to może z nią pracować jako pomoc dentystyczna
Sławomir Nowak kiedyś na swojej stronie internetowej żartobliwie napisał, że jego żona, stomatolog, zawsze mu powtarza, że jak mu nie pójdzie w polityce, to może z nią pracować jako pomoc dentystyczna Bartek Syta
To jedna z najbłyskotliwszych karier w polskiej polityce ostatnich lat. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych posłów i ministrów w rządzie Donalda Tuska. Wcześniej był szefem gabinetu politycznego premiera i sekretarzem stanu w gabinecie prezydenta RP, a także liderem pomorskiej Platformy. Namaszczano go nawet na przyszłego premiera. I to wszystko jeszcze przed 40 rokiem życia. Ale to przypadek polityka, który zaliczył nie tylko sukcesy, ale też upadki.

Pierwsze polityczne zdmuchnięcie Nowak poczuł w 2009 roku. W 2007 został ministrem w kancelarii premiera. Po dwóch jednak latach Donald Tusk odwołał go na fali dymisji spowodowanych aferą hazardową. Drzewiecki, Schetyna i Nowak musieli odejść. Jak potem opowiadano, Nowak bardzo to przeżył. Jednego dnia był kimś, drugiego został zwykłym posłem.
Ale już po roku zaczął mozolnie odrabiać straty. Start w wyborach na szefa pomorskiej Platformy miał być trampoliną do odbudowania pozycji. Bardzo nad tym pracował. I wygrał. Zagłosowało na niego 413 delegatów, przeciw było tylko 32. Delegaci wiele sobie obiecywali po nowym szefie. Mówiono, że to dobry lider na te czasy, że potrzebne są rządy twardej ręki w regionie. I że Nowak tę twardą rękę uosabia. Jeden z członków PO stwierdził w kuluarach nawet dosadnie: - Mamy nasz desant polityczny w Warszawie, nasz rząd. Trzeba go "wydoić" dla Pomorza.

Wkrótce po awansie na pomorskiego lidera Nowak został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Zaczął też powoli wracać do łask premiera Tuska. W 2011 roku, po zwycięskich wyborach Platformy do parlamentu (on, jako jedynka na Pomorzu, dostał rekordowe 65 tys. głosów), został ministrem transportu, budownictwa i gospodarki wodnej. Zaczęła się faza otwierania, budowania, przecinania, planowania. Media nazwały go "Bobem Budowniczym".

W 2013 roku po raz kolejny został szefem pomorskiej Platformy. Zwycięstwo i tym razem odniósł miażdżące. Zwłaszcza że znowu walczył sam ze sobą. Bo nikt się do rywalizacji z nim nie zgłosił. Wtedy też płomiennie przemawiał: - Musimy się bardzo wyraźnie zwrócić twarzą do obywateli. Pokazać swoje szczere oczy, ręce pełne roboty, bo ludzie zbyt często do tej pory oglądali nasze plecy.

W tym czasie dziennikarze "Wprost" oglądali skrupulatnie jego zegarki. Szczególnie zainteresował ich jeden... marki Ulisses Nordin. Tygodnik napisał, że minister nie wpisał do oświadczenia majątkowego cennego, wartego powyżej 10 tysięcy złotych gadżetu.

Po tym tekście partyjni koledzy Nowaka mówili, że nic się nie stało, że Sławek na pewno to wyjaśni i będzie po sprawie. Premier jeszcze na konwencji PO w Gdańsku ciepło mu życzył, żeby się trzymał w tych ciężkich czasach.
- Jesteśmy z tobą - głośno zapewniał.

Premier przestał być z Nowakiem, kiedy prokurator generalny poinformował o zamiarze wystąpienia do Sejmu o uchylenie immunitetu posła, ponieważ prokuratura chce postawić mu zarzuty w sprawie zegarka. Jeszcze tego samego dnia minister złożył dymisję i zawiesił się w prawach członka PO.

Ale gwoździem do jego politycznej trumny - jak się wydawało - będzie tzw. afera podsłuchowa. I znowu uderzył tygodnik "Wprost". Tym razem upublicznił on prywatną rozmowę Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem, byłym wiceministrem finansów, dotyczącą kontroli skarbowej w gabinecie żony posła. Podczas rozmowy padły słowa o zablokowaniu tej kontroli.

Po tej aferze taśmowej Donald Tusk, wściekły, zapowiedział: - Dopóki będę szefem PO, współpracy ze Sławomirem Nowakiem nie będzie. W tym samym czasie sam poseł opublikował oświadczenie, w którym dziękował za współpracę kolegom z partii, informując, że składa legitymację członkowską. Stwierdził, że usuwa się w polityczny niebyt, żeby nie szkodzić Platformie, i że jest celem "medialnych ataków". Mówił, że od dłuższego czasu obserwował proces niszczenia i zaszczuwania jego oraz rodziny.
Kilka godzin wcześniej prokurator generalny Andrzej Seremet, również na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, poinformował, że zostanie wszczęte dochodzenie, w którym prokuratorzy wyjaśnią, czy podczas rozmowy Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem doszło do popełnienia przestępstwa.

Już po odejściu z Platformy Nowak udzielił jedynego wywiadu - dla "Newsweeka", w którym zapowiedział, że w ciągu kilku tygodni złoży mandat poselski i odejdzie z polityki. Ale mijały tygodnie, a on mandatu nie składał.

Miał potem wyznać kolegom z Sejmu, że dla niego miesięczne uposażenie to rata kredytu. Media, nie tylko tabloidowe, pisały więc o tym, że mandat dla Nowaka jest niczym respirator. I że nie znalazł w sobie ani chęci, ani odwagi, żeby go odłączyć.
Od tamtego wywiadu Nowak był niedostępny dla dziennikarzy. Przyłapany w Sejmie, potrafił arogancko odpowiedzieć, że nie ma przyjemności rozmawiać. A dziennikarce, która go wprost o oddanie mandatu spytała, odrzekł w biegu: - A pani mi go dawała?

Przed dwoma tygodniami pisaliśmy, że poseł jest nie tylko nieuchwytny dla dziennikarzy, ale też dla wyborców. Że spotkanie w biurze poselskim jego pracownika albo samego posła graniczy z cudem. Jedyny ślad na drzwiach jego biura to proporzec z imieniem Sławek i hasło: "Głosuj na Bronka".

Mimo złej prasy i procesu w ostatnim czasie poprawiała się w klubie PO atmosfera wokół niego. Powietrze zaczęło się rozrzedzać, kiedy na stanowisku premiera nastąpiła zmiana. Premier Ewa Kopacz stwierdziła, że oddanie mandatu to musi być decyzja samego Nowaka i nikt go nie będzie do tego zmuszać.

Nowak, mimo że był poza PO, nadal pozostał w klubie poselskim tej partii. Pytani o to partyjni działacze, odpowiadali coraz głośniej, że ten polityk zasługuje na kolejną szansę. Niedawno Paweł Graś w wywiadzie radiowym stwierdził: - Sławek zapłacił ogromną cenę za swoje błędy. I dodał, by pozwolono byłemu ministrowi "spokojnie ten mandat wypełnić do końca". Iwona Śledzińska-Katarasińska zasugerowała nawet, że ich kolega odzyskał... zaufanie wyborców. I że w klubie nie ma woli, żeby go wyrzucać. Jacek Protasiewicz cieszył się z powrotu posła Nowaka do Sejmu po wakacjach, mówiąc, że będzie o jednego kompetentnego posła więcej. Tomasz Siemoniak stwierdził z kolei, że Nowak jest niezasłużenie dyżurnym przykładem aferzysty itd.

Prokurator Przemysław Nowak przekonywał w sądzie, że w przypadku Sławomira Nowaka doszło do przestępstwa urzędniczego. I tłumaczył: "Wiedział, że ma zegarek, codziennie miał go na ręku. Godził się z tym, że zegarek jest wart powyżej 10 tysięcy złotych, i mając tę świadomość, pięciokrotnie złożył nieprawdziwe oświadczenie majątkowe". Domagał się 20 tysięcy złotych grzywny. Obrona chciała uniewinnienia. Sam Nowak prosił, by sąd osądził go jako człowieka, a nie jako polityka, i tłumaczył, że popełnił błąd, a zegarek był prezentem od rodziny na 35 urodziny.

Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Grzegorz Schetyna w TVN24 zapowiadał, że jeśli będzie uniewinniający, to droga do partii dla byłego ministra zostanie znowu otwarta.

Sąd jednak zdecydował, że poseł jest winny złożenia nieprawdziwych oświadczeń majątkowych. I ukarał go grzywną łącznie wynoszącą 20 tysięcy złotych.

Jan Kozłowski, szef pomorskiej Platformy, pytany o dalszy los Nowaka, mówi, że nie powinien on już być w klubie poselskim PO.
- Najlepiej, gdyby odszedł sam - dodaje.
A na pytanie, czy to koniec tej błyskotliwej kariery, odparł: - Życzyłbym mu jak najlepiej.
- Każdy po upadku może się podnieść. Ale na to trzeba dużo czasu - tłumaczył.

Poseł Jerzy Borowczak stwierdził z kolei, że gdyby on był sędzią, to uniewinniłby Sławka.
- Przecież nie ukrywał tego zegarka. Poza tym za to niewpisanie i tak poniósł do tej pory dotkliwą karę. I pewnie będzie się odwoływał od wyroku. A wtedy zobaczymy, na czym stanie - zakończył.

- To już jest koniec kariery politycznej Sławka. Sam wie, że musi zrezygnować - usłyszeliśmy od osoby z jego otoczenia.
I rzeczywiście wczoraj po południu Sławomir Nowak zrzekł się mandatu oraz członkostwa w klubie PO. Jednocześnie powiedział: - Nie zgadzam się z wyrokiem. Będę się odwoływał.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki