Prof. Vetulani: Nauka nie wie nic o duszy

Maria Mazurek
Prof. Jerzy Vetulani: Wiara w życie pozagrobowe i potrzeba religii jest ewolucyjnie w nas wpisana. Bóg istnieje w mózgu człowieka. Nauka nie odpowie, czy istnieje także poza nim
Prof. Jerzy Vetulani: Wiara w życie pozagrobowe i potrzeba religii jest ewolucyjnie w nas wpisana. Bóg istnieje w mózgu człowieka. Nauka nie odpowie, czy istnieje także poza nim Andrzej Banaś
Znany naukowiec, neurobiolog, biochemik i psychofarmakolog z Krakowa, prof. Jerzy Vetulani mówi, że istnieją zjawiska związane ze śmiercią, których nauka nie potrafi wytłumaczyć w żaden sposób.

Czy dusza istnieje?
To zależy od definicji duszy. Przez wieki pojawiały się różne koncepcje. W starożytnej Grecji wierzono w istnienie psyche, nieśmiertelnej duszy aktywnej tylko we śnie. Epikur uważał, że dusza to maleńkie, krążące po ciele cząsteczki, które po śmierci je opuszczają. Platon twierdził, że dusza jest cząstką absolutu. Starożytni Egipcjanie wierzyli zaś, że mamy po kilka dusz: jedna z nich to ciągnący się za nami cień, inna, Ren, to nic innego jak imię, żyjące tak długo, jak długo je pamiętamy i wypowiadamy. Najważniejsza dusza według Egipcjan znajdowała się zaś w sercu i to w niej "odkładały" się dobre i złe uczynki. Jeśli uczynków złych było wiele, obciążały serce tak bardzo, że spadało ono z wagi sądzącego zmarłych Anubisa i ginęło w szczękach potwora. Jeżeli występki ważyły mało, szala wznosiła się, a dusza szła do raju.

Jeszcze 30 lat temu, kiedy Zbigniew Religa zaczął przeszczepiać w Polsce serca, budziło to sprzeciw niektórych lekarzy. Czy nie pozbawiamy pacjentów duszy? - pytali.
Do dziś wielu wierzy, że dusza mieszka w sercu.

A to tylko kawałek mięśnia.
Tak, ale mięśnia, który cały czas pracuje i którego nie możemy kontrolować. Który nierozerwalnie wiąże się z naszymi emocjami - choć teraz już wiemy, że tymi emocjami nie kieruje, że to emocje wpływają na pracę serca, a nie odwrotnie. Ale kiedy człowiek kocha, kiedy się boi, serce bije mocniej. I wreszcie to po sercu najpierw widzimy, że ktoś umiera. Nie można więc temu organowi odmówić jakiejś magii. Choć dziś wiemy, że nasze człowieczeństwo tkwi w mózgu.

Myśli Pan, że tylko w mózgu?
Nie wiem. Nauka nie odpowiada na to pytanie. Nie potrafi potwierdzić istnienia życia pozagrobowego i Boga, tak samo jak też nie potrafi go wykluczyć. Nie ma do tego narzędzi - przynajmniej na razie. A ja jestem zdania, że jeśli nauka nie potrafi czegoś zrobić, to niech na ten temat się nie wypowiada.

Ponad 100 lat temu amerykański lekarz, Duncan MacDougall, ważąc ciała pacjentów odkrył, że w momencie śmierci stają się lżejsze o 21 gramów. Niektórzy uważają to za dowód na istnienie duszy.
To żaden dowód. Pacjentom w momencie śmierci często puszczają zwieracze. To może być ciężar moczu. Badania MacDougalla były obciążone wieloma błędami metodycznymi - dane zbierał na zaledwie sześciu pacjentach - i nie zostały nigdy powtórzone. Poza tym uważam za absurdalny pomysł, że dusza miałaby ważyć 21 gramów. Jeśli wierzyć teorii Einsteina E=MC2, z tych 21 gramów powstałoby tyle energii, że nasza dusza rozniosłaby kosmos.

W Pana głosie słychać ironię.
Bo teoria, że dusza ma jakąś wagę, brzmi dla mnie absurdalnie.

A teoria, że ona w ogóle istnieje?
To już kwestia wiary. Jestem naukowcem i mogę wypowiadać się o tym, co nauka potrafi wyjaśnić. Tego nie potrafi. A jeśli my, naukowcy, nie potrafimy czegoś wyjaśnić, to nie mamy prawa mówić, że to nie istnieje. Tak jak pękające szklanki i zatrzymujące się zegary w momencie czyjejś śmierci - obserwujemy takie zjawiska, choć nie jesteśmy w stanie racjonalnie ich wytłumaczyć. Sam przeżyłem zaskakujące doświadczenie. Przyjechał do mnie stryj z Poznania. Rano okazało się, że nie żyje. Lekarz określił, że zgon nastąpił między pierwszą a czwartą w nocy. Powiedziałem: "Nastąpił o 2.25, bo o tej godzinie stanął u nas zegar w korytarzu". Rodzina zbeształa mnie, że wygaduję bzdury. Okazało się, że w rodzinnym domu stryja w Poznaniu tej samej nocy też stanął zegar.

O 2.25?
O 2.27. Albo mój przyjaciel opowiadał mi - a nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć - że miał umierającego ojca. W pewnym momencie, kiedy cała rodzina siedziała przy stole, nagle bez powodu pękła szklanka, odłożona gdzieś na komodzie. Najmłodszy wnuk powiedział: O, dziadek umarł. I rzeczywiście, to okazało się prawdą.

Moja babcia też twierdziła, że wie, gdy ktoś z rodziny umiera.
Nie widzę powodu, żeby takim ludziom nie wierzyć. Ja nie wierzę tylko w to, co jest wymyślane dla pieniędzy. W bioenergoterapeutów, hochsztaplerów, tych, co niby widzieli Chrystusa, a potem opisują to w przynoszących krociowe zyski książkach.

W historie ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną, też Pan nie wierzy?
W opowieści o tunelu i unoszeniu się nad ciałem? One powtarzają się u większości osób, które przeżyły stan tzw. NDE - Near Death Experience. Na pewno tego nie wymyślają. Tyle że nauka potrafi te zjawiska wytłumaczyć zakwaszeniem mózgu, wzrostem poziomu serotoniny, stymulacją pewnych receptorów podczas śmierci. To wszystko prowadzi do halucynacji. Zresztą mózg ludzi po NDE trwale się zmienia.

Jak?
A zna pani kogoś po takim doświadczeniu?

Tak. Wydaje się spokojna. Jakby zaprzyjaźniona ze śmiercią.
Ci ludzie na ogół śmierci się nie boją. Wierzą, że jest coś po.

Mniej boją się chyba też samego umierania?
Mniej. Bo możemy przypuszczać, że śmierć jest dość przyjemna. W naszym mózgu chwilę przed nią znacznie podnosi się poziom serotoniny, odpowiedzialnej za przyjemne doznania. Poza tym nawet jeśli wcześniej ktoś cierpi, to w samym momencie umierania ból znika, bo zmysły działają coraz słabiej. Najdłużej działa zmysł słuchu i stąd pewnie pacjenci po śmierci klinicznej pamiętają, co mówili lekarze. Pewnie też dlatego wyznawcy buddyzmu czytają swoim odchodzącym bliskim Tybetańską Księgę Umarłych, która zawiera instrukcje, jak mają zachowywać się po śmierci.

Co jeszcze wiemy o umieraniu?
Że tuż przed śmiercią aktywność elektryczna mózgu gwałtownie wzrasta. Zbadano to w Stanach, na pacjentach, u których wyłączano aparaturę podtrzymującą życie. Do tego badania - a jednocześnie do momentu śmierci tych pacjentów - zapraszano ich rodziny. Tę wzmożoną aktywność rodziny pacjentów odbierały jako dowód na istnienie życia pozagrobowego. Ale u zwierząt, np. u psów, również obserwujemy podobne zjawisko, choć nie w takim stopniu. Więc jeśli te badania mają być dowodem na istnienie duszy ludzkiej, to muszą być również dowodem na istnienie duszek zwierzęcych.

Troska o zmarłych jest tym, co czyni nas ludźmi?
Nie. Kiedy słonie, idąc przez sawannę napotykają kły, zatrzymują się i nad nimi medytują. Ceremonie pogrzebowe nie są typowe wyłącznie dla ludzi. Ale u ludzi rozwinęły się najbardziej. Już neandertalczycy chowali swoich bliskich.

Odwiedzanie grobów bliskich mamy w genach?
To wydaje się społecznie pożyteczne. Trzema sprawami, które decydują o poczuciu jedności poszczególnych ludów czy narodów, są: język, religia i historia. A jak tę historię - poszczególnych rodzin, i całych narodów - można pielęgnować piękniej niż przez dbałość o groby?

Dbanie o groby jest też zazwyczaj oznaką wiary w życie po śmierci.
Bo wiara w życie pozagrobowe i potrzeba religii jest ewolucyjnie w nas wpisana. Człowiek, nie mogąc wytłumaczyć sobie racjonalnie pewnych zjawisk na świecie, zaczął sięgać do nadprzyrodzonych źródeł. Jest udowodnione, że konkretne obszary mózgu odpowiadają za wiarę, za modlitwę.

Mimo tej ewolucyjnej potrzeby nie wszyscy wierzą.
Najłatwiej byłoby wytłumaczyć, że to zależy od kultury, od wychowania. Ale czemu ludzie wychowani w niewierzących rodzinach zaczynają chodzić do kościoła? Albo przeciwnie, ludzie wychowani w wierze od niej odchodzą?

Bo im się nie chce?
Bo mogą pozwolić sobie na to, by nie wierzyć.

A jak trwoga, to do Boga?
Tak. Ludzie przeżywający życiowe tragedie na ogół odnajdują w Bogu ukojenie. W obozach koncentracyjnych ponoć wszyscy się modlili. Ateiści też. Mogę powiedzieć: Bóg istnieje w mózgu człowieka. Ale nauka nie odpowie, czy istnieje poza nim.

I czy Boga wymyślił nasz mózg, czy to Bóg wymyślił mózg?
Mózg wymyślił Boga. Pytanie brzmi inaczej: Czy wymyślił go w toku ewolucji - po to tylko, żeby żyło nam się łatwiej, czy wymyślił go dlatego, że jakaś nadprzyrodzona siła ewolucję zaplanowała i zainicjowała? Odpowiedź na to drugie pytanie zostaje wyłącznie kwestią wiary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Vetulani: Nauka nie wie nic o duszy - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl