Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Azji nie przytrzaskują zmarłego wiekiem grobowca [ROZMOWA]

Paweł Durkiewicz
Mieszkańcy Tybetu i Himalajów układają ciała swoich zmarłych na kamiennych płytach i zachęcają orły i sępy, by przyfrunęły się nimi pożywić. Ciało ludzkie podtrzymuje w ten sposób krąg życia
Mieszkańcy Tybetu i Himalajów układają ciała swoich zmarłych na kamiennych płytach i zachęcają orły i sępy, by przyfrunęły się nimi pożywić. Ciało ludzkie podtrzymuje w ten sposób krąg życia
W kulturze azjatyckiej nie ma tak silnego oddzielenia świata żywych i umarłych jak w Europie. Azjaci zamiast chodzić do psychoterapeuty, rozmawiają ze zmarłymi przodkami - tłumaczy psycholog, dr Joanna Różycka-Tran

Czym jest dla nas 1 listopada z psychologicznego punktu widzenia? Nie jest tak, że przez 364 dni w roku wypieramy ze świadomości myśli o śmierci, by tego jednego dnia poświęcić im trochę uwagi dla higieny psychicznej?
Nie sądzę, żeby taki był pierwotny zamysł tego święta, choć rzeczywiście można tak to odbierać. 1 listopada czcimy zmarłych, a co ważne - robimy to w towarzystwie całej Polski. Cmentarz jest pełen ludzi i zniczy, a więc pełen życia i światła. Czujemy więc wsparcie społeczne przed spotkaniem z tematyką śmierci. Jest nam łatwiej. Poza aspektem czasowym można dostrzec też aspekt przestrzenny zamykania tematu śmierci. Jest ona obecna tylko na wydzielonym obszarze cmentarza. Do tego można dodać ewentualnie kościół i przydrożne krzyże. Nie ma dla niej miejsca w naszym domu.

Przeciwnicy religii jako takiej mówią, że to nasza podświadoma obrona na opanowanie lęku przed śmiercią. Podobnie twierdził Freud.
Są badania, które pokazują, że religia, podobnie jak wysoka samoocena, rzeczywiście jest swoistym buforem bezpieczeństwa, który chroni nas przed lękiem przed śmiercią, który notabene jest jednym z podstawowych mechanizmów napędzającym ludzkie zachowanie. Badania wskazują, że ok. 30 procent Polaków myśli o śmierci i świadomie się jej boi, a lęk spada wraz z wiekiem. Gdyby zaczepić na ulicy pierwszą lepszą osobę i zapytać ją o tę tematykę, byłaby na pewno mocno zaskoczona i potrzebowałaby chwili na zastanowienie. Gdy ludzie już zaczynają myśleć o śmierci, zaczynają się bać, czują dyskomfort. Istnieje szeroki paradygmat psychologiczny badający możliwość opanowywania trwogi przed śmiercią. Stwierdzono, że aktywizacja tego tematu wywołuje lęk, który z kolei nasila zachowania konsumpcyjne, w tym pożądanie dóbr luksusowych, nasila konserwatyzm i postawy fundamentalistyczne, ponadto obniża tolerancję.

Badania prof. Wiesława Łukaszewskiego pokazują, że aktywizacja myśli o śmierci nasila tendencję do popierania poglądów, które się akceptuje, do akceptowania osób, które mają takie same poglądy i przekonania, a zarazem skłania do potępiania tych, których zachowanie odbiega od naszego światopoglądu, np. wartości chrześcijańskich.
Inna sprawa, że dominująca w Polsce religia zawiera w sobie koncepcję piekła, która sprawia, że boimy się tego, co nas czeka po dokonaniu żywota. Z jednej strony liczymy na życie wieczne i opiekę Boga, a z drugiej obawiamy się Sądu Ostatecznego i kotła z gorącą smołą, w którym diabeł z widłami gotuje grzeszników.

Leszek Kołakowski na początku swojego miniwykładu "O pogrzebach" zwracał uwagę, że zupełnie różne emocje towarzyszą pochówkom świeckim i chrześcijańskim.
To ciekawy wątek. Przy obrządku religijnym w ogólnym smutku zebranych da się odczuć nadzieję na ponowne spotkanie i dobry dalszy los zmarłego. Na pogrzebach świeckich, jak zauważa Kołakowski, ludzie nie wiedzą za bardzo, jak odnosić się do faktu śmierci. Czują się nie na miejscu, wychwalanie zmarłego trąci jakąś sztucznością, każdy czeka tylko, aż niezręczna chwila się skończy. Można to łatwo odnieść do całości naszego zlaicyzowanego kręgu kulturowego, w którym umieranie jest tematem wypychanym poza codzienność. Jest to tabu, które odgrywa się w kontekście konsumpcji i materializmu. Kult młodości, wzniecany przez media nakazuje walczyć ze starzeniem się, dbać o swoje piękno, "utrwalać się". Tymczasem śmierć często zaskakuje zza parawanu szpitalnego. Nie ma tego w innych kulturach, zwłaszcza na obszarze Dalekiego Wschodu. W filozofiach azjatyckich, którym poświęciłam swoje badania, człowiek całe życie przygotowuje się do dobrego umierania.

Które kraje objęły Pani badania?
Głównie były to Indie, Nepal, Tybet i Wietnam. Wszystkie te kraje mają swój wspólny wątek kulturowy, który mówi o cykliczności życia i śmierci. Ma to związek z koncepcją reinkarnacji. W naszym kontekście można to interpretować jako genetykę. W każdym z nas są przecież geny naszych pradziadów, które sprawiają, że istniejemy i przedłużają w jakimś sensie życia naszych przodków.

W jaki sposób Azjaci obcują ze śmiercią na co dzień?
Ciekawy jest przykład wietnamskiego kultu przodków. W tamtej kulturze żywi żyją wspólnie z umarłymi - karmią ich codziennie i "rozmawiają" z nimi, kiedy trzeba podjąć ważne decyzje. Zmarły członek rodziny nie jest przytrzaskiwany grobowym wiekiem głęboko pod ziemią, tylko czynnie uczestniczy w codzienności domowników. Ma swój ołtarz, pod który codziennie podsuwa się świeże owoce, lampiony i kadzidła. W każdym wietnamskim domu, ołtarz przodków wraz z ich zdjęciami znajduje się w najlepszym miejscu. Pierwszego i piętnastego dnia każdego miesiąca odbywa się też większa uczta ku czci danej osoby. Obchodzi się też rocznice śmierci, które są dużymi świętami, umacniającymi więzi rodzinne. Wietnamczycy wierzą, że zmarłe osoby dalej z nimi żyją, dlatego gdy mają zmartwienia lub kłopoty, proszą ich o pomoc. W tych rejonach świata nie stosuje się w zasadzie psychoterapii jako takiej - receptą na problemy jest rozmowa z duchami zmarłych.
W Tybecie z kolei śmierć jest wykorzystywana do życia. W środowisku Himalajów warunki do egzystowania są ekstremalnie trudne - nie ma jak uprawiać roślin, dlatego podstawowym pożywieniem jest mięso, masło i mleko jaka. Dopóki człowiek żyje, musi zabijać zwierzęta, aby przeżyć. Natomiast gdy już umrze, nie wywyższa się ponad naturę. Ciało zmarłego jest wystawiane dla orłów i sępów. Taki "podniebny" pochówek wynika też z uwarunkowań geograficznych - w wysokich górach nie można pogrzebać ciała w ziemi, nie ma też drzew, by wzniecić ogień i je spalić. Filozoficznie uzasadniane jest to tak, że ciało zmarłego musi służyć dalszemu kręgowi życia - w tym wypadku podtrzymywać przy nim ptaki. Więcej na ten temat będzie można przeczytać w przyszłorocznej książce pt. "Podróże psychologiczne przez kultury świata", w której wspólnie z prof. Boskim i dr. hab. Sorokowskim opisujemy swoje przygody z Afryki, Azji i Ameryki Południowej, w kontekście pogłębionej refleksji psychologicznej.

Czy to pogodzenie z własną śmiertelnością oznacza, że w obliczu zbliżającego się końca życia Azjaci nie wpadają w rozpacz?
W czasie moich podróży po Azji najbardziej szokującym przeżyciem dla mnie, jako białej kobiety z Europy, było to, co zobaczyłam w Varanasi. Znalazłam tam hostel nad brzegiem świętej rzeki Ganges, która w wierzeniu Hindusów jest tunelem pomiędzy światem żywych a światem zmarłych. Pod moim oknem przez cały dzień i noc płonęły stosy, na których tliły się martwe ciała. Wokół były tłumy ludzi, w tym bawiące się dzieci. Kobiety gotowały posiłki, a równocześnie sadhu medytowali, mnisi odprawiali różne rytuały. Wśród tych palących się zmarłych byli także ci ubożsi. Ich rodziny były tak ubogie, że nie mogły wykupić odpowiedniej ilości drewna do kremacji ciała. Zwłoki były więc nadpalane, a resztki po prostu wrzucano do rzeki. Rano płynęłam łodzią i widziałam unoszące się na powierzchni wody ludzkie szczątki. Tymczasem tuż obok ludzie dokonywali rytualnego... oczyszczenia, zanurzając w rzece siebie i swoje ubrania, a nawet myjąc zęby. Trudno o bardziej wymowny obraz współistnienia życia i śmierci. Osobom z naszego kręgu kulturowego trudno w to uwierzyć.
Ciekawostką na temat Gangesu jest to, że niedawno w rzece odkryto pozytywne dla człowieka drobnoustroje żywiące się tymi szkodliwymi. Można więc powiedzieć, że im więcej zanieczyszczeń w wodzie, tym bardziej jest ona oczyszczająca. Im więcej śmierci, tym więcej życia.

Domyślam się, że wielu turystów z innych stron świata chce to sprawdzić.
Dla człowieka z Europy kontakt z Gangesem mógłby jednak spowodować spore problemy z przewodem pokarmowym, choć rzeczywiście pojawiają się tacy śmiałkowie. Nie było mi niestety dane śledzić ich późniejszego stanu zdrowia.

Czy dzieci również są wtajemniczane w sprawy ostateczne?
Azjatyckie dzieci współuczestniczą we wszystkich rytuałach pogrzebowych. Temat bynajmniej nie jest ukrywany przed najmłodszymi. W Indiach i Nepalu nawet małe dzieci widzą, jak palone są ciała zmarłych. W Wietnamie po śmierci rodzica w domu należy poczekać z wyniesieniem ciała, dopóki do domu nie wrócą dzieci i osobiście nie pożegnają się z nieboszczykiem. Potem wraz z innymi członkami rodziny dbają o jego ołtarz. Dzieci są tam po prostu od małego oswajane z obecnością śmierci.

Południowo-wschodnią Azję kojarzymy często z tętniącymi życiem gigantycznymi metropoliami, które naśladują wielkie miasta Zachodu.
Te wielkie przeszklone metropolie są niemal identyczne w każdym regionie świata. W nich religią panującą jest konsumpcjonizm, który bezpośrednio wiąże się z lękiem przed śmiercią. Dopóki konsumuję, buduję moją tożsamość i mogę powiedzieć, że kimś jestem. Śmierć zabiera mi to wszystko i nagle staję się nikim, znikam. Dlatego spycha się ją do ograniczonych przestrzeni szpitali, hospicjów, cmentarzy. Z drugiej jednak strony nie można powiedzieć, że materializm metropolii wyparł tradycyjne azjatyckie kultury. Tradycje są zbyt potężne. Nawet w najbardziej luksusowych sklepach czy hotelach Sajgonu można spotkać ołtarze ku czci nieśmiertelnych świętych. Podobnie jest w Indiach, gdzie w ekskluzywnych miejscach znajdujemy symbole bóstw.

W Polsce filozofie azjatyckie budzą ciekawość, ale i nieufność. Coraz popularniejszą jogę nazwano niedawno przejawem satanizmu.
Znów do głowy przychodzi mi Wietnam, którego ludność, w związku z niegdysiejszą obecnością Francuzów, jest w 20 procentach katolicka. Jak wyglądają ich kościoły? Otóż w większości są to zwyczajne pagody, tyle że z krzyżem na dachu. Otwartość i współistnienie różnych rzeczy, nawet przeciwstawnych sobie, jest na porządku dziennym. W Katmandu widziałam, jak w jednej pagodzie mogli modlić się zarówno buddyści, jak i hindusi. Połowa ołtarza przedstawiała Buddę, a połowa boginię Kali. Azjaci umieją łączyć ze sobą przeciwieństwa, co wiąże się z ich holistyczną koncepcją świata. Badania psychologiczne wykazały, że w tamtych regionach świata ludzie łatwiej uruchamiają myślenie dwukierunkowe, podczas gdy w naszym kręgu kulturowym myśli się kategoriami "tak lub nie", "czarne lub białe". To już na poziomie poznawczym zamyka możliwość dialogu.

Dr Joanna Różycka-Tran

Adiunkt w Instytucie Psychologii na Uniwersytecie Gdańskim, dwukrotna stypendystka MEN (stypendium na Wietnamskim Uniwersytecie Narodowym w Hanoi). Odbyła wiele podróży w rejonie Himalajów (Indie, Nepal, Tybet) oraz wypraw, również ze studentami (Wietnam, Kambodża, Tajlandia), gdzie badała m.in. medytujących mnichów w klasztorze zen czy wietnamskich adeptów sztuk walki. Interesuje się psychologią różnic międzykulturowych oraz tematyką przekonań i aksjomatów społecznych. Autorka monografii "Życie społeczne jako Gra. Kontekst międzykulturowy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki