Wszystkim miastom na do widzenia, czyli Budka Suflera kończy swój wieloletni sen o dolinie

Dariusz Pawłowski
Felicjan Andrzejczak wyśpiewał z Budką m.in. hit "Jolka, Jolka pamiętasz"...
Felicjan Andrzejczak wyśpiewał z Budką m.in. hit "Jolka, Jolka pamiętasz"... archiwum Polskapresse
Wielki płacz. Po "ledwie" czterdziestu latach grania i śpiewania zespół Budka Suflera rozpoczął pożegnalną trasę koncertową. Fani mogą się pocieszać tym, że grupa Rolling Stones w taką trasę ruszała już kilka razy...

Lublin przez długi czas kojarzył się z unią lubelską, katolickim uniwersytetem i manifestem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku owe symbole zdecydowali się przyćmić długowłosi młodzieńcy - Krzysztof Cugowski i Romuald Lipko. Patent mieli prosty: założyć zespół rockowy, w którym będą grali ukochaną muzykę, a nie taką, do której chcą ich przymusić nauczyciele. Pójście za marzeniami wyniosło ich na szczyt popularności i zapewniło życie w zawodzie, który był dla nich przyjemnością. A przecież zaczynali od tego, że znowu w życiu im nie wyszło...

Najlepszy moment

Decyzję o zakończeniu działalności Krzysztof Cugowski, wokalista Budki Suflera, tłumaczy krótko: "Bo kiedyś musiało się to stać". Artysta jest przy tym przekonany, że zejście grupy ze sceny wydarza się w najlepszym momencie: - Jesteśmy w dobrej formie fizycznej i psychicznej, nie jesteśmy zespołem zapomnianym, gramy już czterdzieści lat. To szmat czasu, a jednocześnie mam wrażenie, że będą słuchacze, którzy za nami jeszcze zatęsknią.

Zatęsknią? Już tęsknią. Najlepiej świadczy o tym zaplanowany na sobotę 25 października łódzki koncert Budki Suflera, wyprzedany do ostatniego biletu. W Atlas Arenie! Jaki jeszcze polski zespół jest dzisiaj w stanie tego dokonać? I grać przez dwie godziny same przeboje?

Muzycy Budki Suflera przez czterdzieści lat działalności mieli niezwykłe wyczucie gustów polskiej publiczności - chociaż główny kompozytor zespołu Romuald Lipko zapewnia, że jego wyobrażenie o piosenkach nie pokrywa się z wyobrażeniami słuchaczy. Grając cały czas rocka, swoją muzykę, reagowali na zmiany nastrojów i potrzeb audytorium, nagrywali piosenki, za które jedni ich kochali, inni nie znosili, by za chwilę odwrócić sytuację. Stworzyli utwory pomnikowe, gigantyczne, legendarne ("Sen o dolinie", od którego zaczęli, choć to nie ich kompozycja, ale nadali jej własną, polską wartość, "Cień wielkiej góry", "Jest taki samotny dom", "Czas wielkiej wody", "Cisza jak ta", "Kolęda rozterek", "Za ostatni grosz", "Pieśń niepokorna", "Memu miastu na do widzenia" i... długo można by wymieniać) oraz takie, które bywały powodem do żartów, a stały się megapopularne ("Jolka, Jolka pamiętasz", "Takie tango").

Zdarzało im się ocierać o muzykę bliską poprockowi (np. płyta z Urszulą), wypuszczać utwory w stylistyce podobnej do popularnych w danym czasie światowych wykonawców. Byli - jak to w życiu - na wyżynach i w głębokich dolinach. A jednak pozostawiają repertuar autentyczny, bogaty, ważny, z przesłaniem, wykonany na najwyższym poziomie profesjonalizmu, którego będzie się słuchać na wieki wieków...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Z głębi dziejów

Najpierw jednak trzeba było zacząć. A początków, mimo obchodzonego w tym roku jubileuszu 40-lecia Budki Suflera, nie należy szukać w roku 1974. Ta data wiąże się z nagraniem i upublicznieniem pierwszej piosenki, wspomnianego już "Snu o dolinie" (świetnej polskiej wersji "Ain't No Sunshine" z repertuaru Billa Withersa). Co ciekawe, podczas sesji nagraniowej w studiu Polskiego Radia w Lublinie powstało ponad dwadzieścia wersji tego utworu, a muzycy wybrali tę, w której pod koniec- na skutek pomyłki perkusisty - wszystkie instrumenty przestają grać, a tylko wokalista kontynuuje śpiewanie... Ale muzyka pojawiła się wcześniej.

Formowanie muzycznej grupy Krzysztof Cugowski rozpoczął w 1969 roku, jeszcze jako licealista. Zaczął grać w towarzystwie szkolnych kolegów - gitarzysty Krzysztofa Brozi, perkusisty Jacka Grüna i basisty Janusza Pędzisza (niestety, dwaj pierwsi z tej trójki już nie żyją). Młodym muzykom udało się nawet poczynić pierwsze nagrania - po latach w archiwach lubelskiego radia udało się odnaleźć tylko jeden utwór tego składu - "Blues George'a Maxwella", wydany później na albumie "Underground". Legenda głosi, że i nazwa zespołu - Budka Suflera - miała światowe korzenie. Otóż chłopcy, długo zmagając się z wymyśleniem chwytliwego miana formacji, postanowili, że otworzą losowo słownik języka angielskiego i pierwsze hasło, które znajdzie się pod palcem, stanie się szyldem grupy. Gdy okazało się, że to "budka suflera", mieli się skrzywić. Ale skoro powiedziało się a...

W tym samym czasie w Lublinie działał konkurencyjny zespół, o nazwie Stowarzyszenie Cnót Wszelakich, w którym grał kolega Cugowskiego z dzieciństwa, Romuald Lipko, wówczas gitarzysta basowy. Uczyli się w jednej klasie w muzycznej podstawówce, potem spotkali się w liceum muzycznym, a gdy z niego odeszli, znowu wylądowali w tym samym liceum. Łatwo im więc przyszło dojść do wniosku, że także razem jako muzycy rockowi mają największe szanse na sukces. Nowy zespół przyjął nazwę Budka Suflera, na gitarze grał Andrzej Ziółkowski, kilka razy zmieniano perkusistę, aż w końcu do składu dołączył Tomasz Zeliszewski (nie z Lublina, ale z Tarnowa). I poszło z górki. A właściwie z wielkiej góry...

- Nikt się wtedy nie spodziewał, że tak szybko się potoczy - wspominał Krzysztof Cugowski. - Można powiedzieć, że lata 1974 i 1975 należały do nas. Staliśmy się popularni, na koncerty przychodziły tłumy młodzieży, przekonały się do nas radia. To był mocny start.
Wtedy też pojawiła się pierwsza propozycja występów za granicą. Z takiego kraju, którego dziś już nie ma - NRD.

Włodarze socjalistycznej wersji Niemiec domagali się nie tylko koncertów, ale również wykonywania piosenek w języku niemieckim. Powstały więc niemieckie teksty. Cugowski, nie znając tego języka, zapisywał sobie wszystko fonetycznie i systematycznie wkuwał. Piosenki wschodnioniemieckim słuchaczom spodobały się do tego stopnia, że tamtejsza wytwórnia płytowa Amiga zamierzała nagrać album z Budką Suflera. Projekt jednak nie doszedł do skutku. Według jednej z oficjalnych wersji najpierw Krzysztof Cugowski nie zjawił się w umówionym terminie na sesji nagraniowej, a gdy później zespół wrócił z intensywnej trasy koncertowej, wokalista nie był w stanie wziąć udziału w nagraniach. Sytuacja musiała być jednak trudna, bo od tego momentu zaczął się nasilać konflikt między muzykami a wokalistą.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Na rozstaju dróg

Po nagraniu dwóch płyt (legendarny dziś debiut "Cień wielkiej góry" oraz "Przechodniem byłem między wami") i setkach koncertów oczywistym stało się pytanie: co dalej? Właśnie niejednoznaczna odpowiedź na nie miała się stać powodem rozstania Budki Suflera z Krzysztofem Cugowskim.

- Zastanawialiśmy się, czy dalej grać tak, jak na pierwszych dwóch płytach, czy też spróbować dotrzeć do szerszej publiczności i nagrywać lżejsze, bardziej przebojowe piosenki - opowiadał o tym czasie Krzysztof Cugowski. - Byłem za tym, żebyśmy zrobili krok dalej i grali jeszcze mocniej, koledzy zaś byli innego zdania. Nasze drogi więc się wówczas rozeszły.

Cugowski zajął się własną karierą w rockowym świecie, Romuald Lipko zaś, który w międzyczasie "przesiadł" się z gitary basowej na instrumenty klawiszowe (na pierwszej płycie elektroniką muzyków wspierał sam Czesław Niemen), mówi o tym kryzysie, że... nie warto do niego wracać. - Jak w każdej relacji, tak i w naszej, bywały chwile smutne. Dziś pewnie wszyscy jesteśmy zdania, iż to, że się rozstaliśmy, było błędem. Ale być może wtedy nie mogło się ułożyć inaczej - wyjaśniał.

Zapewne sytuacja i popularność były wyzwaniem nie tylko pod względem artystycznym.

- Nie będę ukrywał, że jak jeździliśmy w trasę, to zdarzało nam się ostro pić - przyznawał po latach Krzysztof Cugowski. - Było nawet w branży takie powiedzenie, że Budka Suflera, No To Co i Skaldowie to mogą wypić, a reszta to słabe głowy.

Wielu z pamiętających tamte czasy powie pewnie teraz: a kto wtedy w Polsce nie pił?... W każdym razie mocne głowy podzieliły się na dwa obozy. Krzysztof Cugowski wylądował we Wrocławiu i współtworzył funkrockowy zespół Spisek (m.in. z Jackiem Krzaklewskim, dziś gitarzystą Perfectu i Mieczysławem Jureckim, później basistą Budki Suflera). Grupa łatwej muzyki nie grała, więc sukcesu nie było. Później Cugowski występował w Art Fleshu i chyba najbardziej znanym z tego okresu bluesrockowym Crossie.
Budką Suflera zajął się Romuald Lipko. Przemontował skład - jako gitarzysta dokooptował Jan Borysewicz, późniejszy lider Lady Pank, a nowym wokalistą został początkowo Stanisław Wenglorz (śpiewał m.in. w grupie Skaldowie), ale szybko wymienił go Romuald Czystaw z zespołu Dzikie Dziecko.

W tym zestawie Budka Suflera nagrywała kolejne płyty i nowe przeboje - m.in. "Nie wierz nigdy kobiecie", "Za ostatni grosz", "Ona przyszła prosto z chmur" (Romuald Czystaw zmarł w 2010 roku). Na przełomie lat 80. i 90. doszło też do przygody z paniami. Najpierw była słynna i niezwykle efektowna współpraca z Izabelą Trojanowską. Cała Polska dowiadywała się "wszystkiego, czego dziś chce" artystka oraz że "jest twoim grzechem", a także, że w życiu "jest tyle samo prawd, ile kłamstw". Sukces był to ogromny, a Izabela Trojanowska na owe czasy jawiła się jako artystka kontrowersyjna i skandalizująca. Była jedną z pierwszych w naszym kraju rockowych idolek obu płci: chłopcy się w niej podkochiwali, dziewczyny uwielbiały.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Drugą panią w drużynie Budki Suflera była sąsiadka muzyków, Urszula z Lublina. Romuald Lipko skomponował dla niej takie przeboje, jak "Fatamorgana '82", "Bogowie i demony", "Luz blues w niebie same dziury", "Michelle ma belle", "Malinowy król", z najpopularniejszą w jej repertuarze balladą "Dmuchawce, latawce, wiatr" na czele. I znowu - pełne widzów koncerty, zdominowane listy przebojów, sława i chwała.

Muzycy współpracowali również z Anną Jantar, przygotowali wspólnie kilka utworów, ale tragiczna śmierć piosenkarki unicestwiła plany nagrania płyty. A to przecież także byłby hit...

Za wyjątkową "kobietę" w zespole można też uznać piosenkę "Jolka, Jolka pamiętasz" - o tej, co zdradzała go "z autobusem Arabów" (powstała nawet wersja angielska "Lifeline")... Kompozycję zaśpiewał ochrypłym głosem Felicjan Andrzejczak, a utwór należy do najbardziej znanych numerów zespołu. Muzycy szanują wybór publiczności, choć z "Jolką"... do ślubu by nie poszli. - Początkowo traktowaliśmy tę piosenkę jako rodzaj żartu, nie spodziewaliśmy się, że osiągnie aż taką popularność- przyznawał Romuald Lipko. - Dla kompozytora to miłe, jeżeli jego utwór cieszy się takim uznaniem wśród publiczności. Jednak w pewnym momencie wrócił do nas Krzysztof i już mogłem komponować inne piosenki.

I znowu razem

Ów moment nastąpił w 1984 roku. I stało się jasne, że Lipko, Zeliszewski i Cugowski to tercet, który stanowi o sile zespołu i najlepiej jakościowo potrafi wyrazić stylistykę grupy.

Przełom lat 80. i 90. był dla Budki Suflera trudny i zespół przetrwał właściwie głównie dzięki koncertom w Stanach Zjednoczonych, dla "solidarnościowej" emigracji. Już od roku 1990 muzycy zaczęli jednak przystosowywać się do nowej rzeczywistości i stali się niezależną firmą wydawniczą. Konsekwencja i talent mogły zatem sprawić, że w 1997 roku Budka Suflera- którą niektórzy mieli już za grupę z przeszłości - znowu zaskoczyła kraj. Album "Nic nie boli tak jak życie" (tak, tak, z przebojem "Takie tango") sprzedał się w nakładzie miliona egzemplarzy (w legalnym obrocie)! Muzycy Budki stali się nie tylko ponownie bardzo popularni, ale także należycie zamożni.

Teraz mogli sobie pozwolić na koncert w słynnej nowojorskiej Carnegie Hall (1999 rok), występ z grupą Scorpions na największym koncercie w dziejach naszego kraju na podkrakowskim lotnisku dla około miliona widzów (2000) czy sesję nagraniową w studio The Village w Los Angeles w Kalifornii z producentem i klawiszowcem Gregiem Philiganesem, basistą Marcusem Millerem, gitarzystą Steve'em Lukatherem i perkusistką Sheilą E. Ba, anglojęzyczne teksty napisał sam Jonathan Caroll (2004). A na swój koncert jubileuszowy w tym samym roku na festiwalu w Opolu muzycy mogli zaprosić Gary'ego Brookera i Garou.

- Myślę, że swoją karierą udowodniliśmy, że zostaliśmy obdarzeni jakimiś talentami i potrafiliśmy to odpowiednio wykorzystać - podsumowywał Romuald Lipko. - Poza tym mieliśmy szczęście, że zaczynaliśmy w czasach rozkwitu rocka, gdy ceniona była przede wszystkim jakość, gdy artyści komponowali piosenki, które można było zanucić, a jak dziś zanucić perkusję? Dziś piosenki są jak cięte z metra. Szybko przychodzą i równie szybko odchodzą. My odchodzimy po wielu latach, czy ktoś z dzisiejszych wykonawców osiągnie taki wynik?

Artyści Budki Suflera zapowiadają, że choć kończą historię grupy, to sami nie zamierzają jeszcze kończyć z zawodem. Krzysztof Cugowski myśli o karierze solowej, Romuald Lipko będzie wciąż komponował piosenki, bo to po prostu lubi i potrafi, Tomasz Zeliszewski także ma swoje artystyczne i produkcyjne plany. Niech więc to tango jeszcze trwa - może Budka jeszcze nie jest zamknięta...

W artykule zostały wykorzystane zdjęcia autorstwa: JACKA BABICZA, MAŁGORZATY GENCY, TATIANY JACHYRY, MARCINA WASILEWSKIEGO, KAROLINY MISZTAL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wszystkim miastom na do widzenia, czyli Budka Suflera kończy swój wieloletni sen o dolinie - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl