Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna Janda: Praca w operze to były najmilsze miesiące w moim życiu

rozm. Dariusz Pawłowski
Maciej Stanik
Wielka artystka kina i teatru Krystyna Janda po raz pierwszy wyreżyserowała operę - i to w łódzkim Teatrze Wielkim. Skończyło się uzależnieniem...

Są tacy, co powiedzą, że "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki to dziś już ramota. Są tacy, którzy będą się domagać nowoczesnej interpretacji. Jeszcze inni zapragną wykpienia patriotycznego przesłania dzieła. Krystyna Janda natomiast postawiła na tradycyjne potraktowanie tej opery.
Ja do Moniuszki i jego dzieła podeszłam na kolanach. Uważam, że to utwór wybitny, fantastyczny pod każdym względem. Od czterech miesięcy jestem z tym arcydziełem bez przerwy, w samochodzie słucham tylko "Strasznego dworu". Teatr Wielki w Łodzi niejako zamówił u mnie tradycyjną wersję tej opery, ale i sama uważam, że to najwłaściwsze podejście. Dziś można je uznać za szpicę awangardy. Od piętnastu lat w teatrze na scenie widzimy reżyserów i długo, długo nic. A ja, zaczynając pracę z operą Moniuszki, przypomniałam sobie starą dobrą zasadę, o której ostatnio zapomnieliśmy, że najlepsza jest ta reżyseria, której nie widać. Oczywiście, mogliśmy akcję przenieść do pizzerii lub rzeźni. Wybraliśmy tradycję, ale pokazaną nowocześnie. Jedyna zmiana, na jaką się zdecydowałam, to przeniesienie akcji dokładnie w czasy, kiedy Stanisław Moniuszko napisał "Straszny dwór", ku pokrzepieniu serc, czyli tuż po powstaniu styczniowym.

Zapowiada się inscenizacja, podkreślająca patriotyczną wymowę dzieła...
Jeżeli powiem, że jedną z ostatnich rzeczy, którą zajmowałam się z reżyserką światła Katarzyną Łuszczyk, było ustawienie świateł w kolorze biało-czerwonym, to wszystko będzie jasne. Postawiłam na patriotyzm, rodzinę, honor, miłość, ale opera Moniuszki jest też pełna dowcipu, dlatego będzie to widowisko żywe, lekkie, uśmiechnięte. Pełne ruchu. I jestem za to bardzo wdzięczna solistom, bo widzę za każdym razem, z jaką wielką przyjemnością oni to śpiewają.

Praca w operze była dla artystki kina i teatru odkryciem...
To były najmilsze miesiące w moim życiu. W Teatrze Wielkim w Łodzi przyjęto mnie wspaniale i z wielką życzliwością, świetnie się tu czułam. I okazało się, że praca w operze tylko trochę przypomina pracę w teatrze, czasem zachowywałam się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Wiele swoich pomysłów musiałam korygować, szybko zrozumiałam granicę, której nie należy przekraczać, by nie przeszkadzać solistom w śpiewaniu, a widzowi nie odebrać komfortu słuchania. Na szczęście soliści, muzycy i inni artyści, pracujący ze mną przy tej inscenizacji, podeszli do tego ze zrozumieniem i bardzo mi pomagali. Co ciekawe, wielu wykonawców, których zobaczymy na scenie, będzie po raz pierwszy śpiewać w tej operze lub pierwszy raz wykonywać daną partię, a niektórzy zaśpiewają nawet pierwszy raz po polsku (Tomasz Konieczny, który na co dzień śpiewa w Niemczech - dop. red.). Śpiewają wspaniale, a ja uzależniłam się od nich i tego dzieła.

Czy przygoda operowa dla Krystyny Jandy była na tyle znacząca, że chętnie wyreżyserowałaby w Łodzi jeszcze jeden spektakl?
To byłoby piękne, ale jest to trudne do zrobienia. Mam swoją fundację oraz teatr i mam wobec nich zobowiązania. Muszę grać. W ciągu ostatniego miesiąca, reżyserując "Straszny dwór", zagrałam dwadzieścia spektakli w swoim teatrze. Rano przyjeżdżałam do Łodzi na próbę, a później jechałam do Warszawy na przedstawienie. Jestem bardzo zmęczona. Ale też nieprawdopodobnie szczęśliwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki