Polska - żydowska ziemia obiecana. Czy znów powinniśmy zamieszkać razem?

Severyn Ashkenazy
Marsz Żywych w obozie Auschwitz
Marsz Żywych w obozie Auschwitz TADEUSZ JACHNICKI
W obliczu rosnącego antysemityzmu w Europie jako najbezpieczniejsze dla Żydów miejsce na kontynencie jawi się dziś Polska. Może znów powinniśmy zamieszkać razem?

Przeżyłem Holokaust, ukrywając się w pewnej piwnicy w Tarnopolu, mieście na dzisiejszej zachodniej Ukrainie, które wówczas, oprócz Polaków i Ukraińców, zamieszkiwała znakomicie prosperująca społeczność żydowska. Po wojnie, zanim przybyłem do Stanów Zjednoczonych, dorastałem we Francji rządzonej przez Pierre'a Mendesa France'a, drugiego już w historii tego kraju premiera Żyda.

Ludzie pochodzenia żydowskiego wnieśli istotny wkład w dorobek duchowy tego kraju, poczynając od Montaigne'a, ojca kultury francuskiej, poprzez kompozytorów tak różnych jak Giacomo Meyerbeer i Jacques Offenbach, malarza Camille'a Pissarro, twórcę socjologii Emile'a Durkheima, pisarza Marcela Prousta, filozofa Henriego Bergsona, aktorkę Sarah Bernhardt, po wszechstronnie utalentowanego Serge'a Gainsbourga - że wymienię tylko niektórych.

Dziś mam wrażenie, że Francja zapomniała o swych kulturalnych żydowskich korzeniach. Kiedy oglądam w telewizji, co się dzieje na ulicach Paryża i Marsylii, odczuwam smutek i konsternację. W połowie lipca tysiące muzułmanów, którym towarzyszyła pewna liczba nastawionych antysemicko francuskich chrześcijan, maszerowały przez centrum Paryża, wznosząc okrzyki: "Śmierć Żydom!". Demonstranci podpalali samochody, demolowali żydowskie sklepy i - jak podawała prasa - część z nich, uzbrojona w noże, obrzuciła kamieniami i butelkami synagogę Izaaka Abravanela niedaleko Bastylii. Czytałem sondaże, z których wynika, że aż czterdzieści procent francuskich Żydów ukrywa żydowskie symbole. Trudno się temu dziwić, skoro każdego dnia dochodzi we Francji do tylu antysemickich ekscesów.

Nie lepiej sprawa wygląda w innych częściach zachodniej Europy. W Wuppertalu w Niemczech podłożono bombę w nowo zbudowanej synagodze, na sklepach w żydowskiej dzielnicy Rzymu ktoś wymalował swastyki, w Austrii doszło do ataku na izraelskich piłkarzy. To kilka przykładów realiów, z którymi mają do czynienia europejscy Żydzi. I nie jest to tylko chwilowa erupcja antysemityzmu w środowisku muzułmańskich imigrantów wywołana przez działania Izraela w Strefie Gazy. Nienawiść do Żydów narasta w zachodniej Europie od wielu lat.

Coraz częściej dają jej wyraz przedstawiciele elit oraz wykształconych klas średnich. Najpopularniejszy włoski filozof Gianni Vattimo powiedział w wywiadzie dla tamtejszej stacji Radio 24, że Europejczycy powinni "kupić Hamasowi trochę rakiet", żeby "miał z czego strzelać do tych drani syjonistów", ponieważ arsenał, którym w tej chwili Hamas dysponuje, to tylko "rakiety-zabawki, z których tak naprawdę nikogo nie da się zabić". Jeden z najpopularniejszych hiszpańskich dramaturgów Antonio Gala opublikował artykuł, w którym usprawiedliwiał wypędzenie Żydów przed wiekami, z sugestią, że Europa powinna znów stać się Judenrein, aby ukarać Izrael za rzekome rzezie na niewinnych Palestyńczykach.

Światowe media dostrzegły problem, publikacje poświęcone aktualnej sytuacji europejskiego żydostwa i jego perspektywom na przyszłość utrzymane są w wyjątkowo ponurej tonacji. Pisano, że rośnie groźba nowej Kristallnacht ("Newsweek") lub że atmosfera w Paryżu zaczyna przypominać tę w Jerycha i Ramallah ("The Economist").

Skoro historia się powtarza, w sytuacji fizycznego zagrożenia, ponowny exodus Żydów z Europy Zachodniej nie jest czymś nie do pomyślenia. Chcę postawić hipotetyczne pytanie: jeśli wszyscy Żydzi znów będą musieli opuścić zachodnią Europę, w którą stronę powinni się udać? I gdzie natrafią na najbardziej gościnne przyjęcie? Zakładam tu czysto teoretycznie, że nie zdecydują się na wyjazd do pozostającego w stanie nieustannej wojny i zagrożenia z zewnątrz, przeludnionego Izraela.
Może Ameryka mogłaby im zapewnić bezpieczne schronienie, jakie niejednokrotnie dawał Nowy Świat w ciągu pięciu ostatnich stuleci? Ja sam należałem do tych szczęśliwców, którzy - przeżywszy Holokaust - w końcu zostali przyjęci przez Stany Zjednoczone.

Na początku lat 60. zrobiłem studia doktoranckie z literatury francuskiej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, potem zająłem się biznesem i zostałem hotelarzem. Ale gdybyście mnie zapytali wtedy, kiedy jako młody człowiek przybyłem do Ameryki, czy może być ona bezpieczną przystanią dla Żydów, miałbym poważne wątpliwości. Poziom antysemityzmu w Stanach Zjednoczonych osiągał zawrotne wyżyny przed II wojną światową (kiedy to dziesiątki milionów radiosłuchaczy wsłuchiwały się z zachwytem w antyżydowskie diatryby księdza Coughlina). W latach 30. za sprawą biurokratycznych trudności piętrzonych przez amerykańskich urzędników konsularnych nie zostały osiągnięte wyznaczone limity przyjęcia imigrantów z Niemiec. Na konferencji w Evian w 1938 roku Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania odrzuciły ofertę Hitlera, który proponował, że deportuje tylu Żydów, ile tamte kraje zechcą przyjąć. A w 1939 roku straż przybrzeżna nie pozwoliła przybić do brzegów Florydy parowcowi "S.S. St. Louis" wiozącemu 937 żydowskich uciekinierów z Niemiec, którzy w rezultacie musieli zawrócić do Europy i w większości zginęli w obozach koncentracyjnych. Nawet bezpośrednio po wojnie badania opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych pokazały silny sprzeciw wobec przyjęcia większej liczby żydowskich uchodźców. Miało to być "rozwiązanie po rozwiązaniu ostatecznym" proponowane przez tych Żydów, którzy sprzeciwiali się koncepcjom syjonizmu i lansowali ten pomysł jako alternatywę dla stworzenia państwa Izrael.

Dopiero po klęsce powstania na Węgrzech w 1956 roku postawy społeczne w USA zaczęły się w znacznym stopniu zmieniać, w modę weszło udzielanie azylu nieżydowskim antykomunistycznym uchodźcom. Po roku 1960, kiedy to John Fitzgerald Kennedy określił siebie samego jako "prezydenta narodu imigrantów", ta jego wizja zatriumfowała pośmiertnie w Reformie Ustawy Imigracyjnej z 1965 roku. Potem, w roku 1967, nieoczekiwane zwycięstwo spisywanego już na straty Izraela w wojnie sześciodniowej zelektryfikowało Amerykanów bez względu na pochodzenie i antysemityzm znowu zaczął gwałtownie wygasać.

Amerykańscy Żydzi, pomimo ich stale malejącego udziału procentowego w strukturze ludności USA, zaczęli odnosić bezprecedensowe sukcesy w dziedzinie intelektualnej, gospodarczej, kulturalnej i politycznej.

Sądzę jednakże, że nie od rzeczy będzie postawić niewygodne pytanie: czy sprzyjająca Żydom atmosfera będzie trwała w USA wiecznie? Wątpliwe, jeśli na Bliskim Wschodzie nadal będzie się utrzymywał ostry żydowsko-muzułmański konflikt. Kiedy z biegiem czasu społeczność muzułmańska Stanów Zjednoczonych wzrośnie z 2-3 procent do 8-10 procent, wzorem Francji, wywoła to określone konsekwencje społeczne, podobne do tych w Marsylii czy Paryżu.

Tu dochodzimy do ostatniego z zuchwałych pytań, które chcę postawić. Być może zatem, zamiast puszczać się na niepewne wody, europejscy Żydzi powinni przenieść się na jej wschód, tak jak czynili to ich przodkowie od XII do XVI wieku, kiedy setkami tysięcy wypędzani byli z praktycznie wszystkich krajów Europy Zachodniej? W Polsce, pomimo antysemityzmu Kościoła katolickiego, żydowska społeczność Rzeczypospolitej Obojga Narodów od czasu statutu kaliskiego (1264) uzyskała bezprecedensowy poziom autonomii. Następnie przez kilkaset lat Polska była jedynym krajem w Europie, który chętnie przyjmował Żydów, za co my, Żydzi, winni jesteśmy Polsce wieczystą wdzięczność. Z drugiej strony Żydzi odwzajemniali się w wielkim stopniu za tę gościnność przez swój wkład w intelektualne, kulturalne i gospodarcze życie Polski.

Dzisiejsze Marsze Żywych, podczas których amerykańska młodzież żydowska odnawia znajomość korzeni swych rodzin przed odwiedzinami w Izraelu, mają pewne niefortunne efekty uboczne. Jednym z nich jest utrwalenie dominującego obecnie spojrzenia na historię stosunków polsko-żydowskich w kategoriach czarno-białych, wzbudzającego, z jednej strony, nostalgię za światem sztetl, z drugiej zaś - odruch odrzucenia wywołany koszmarem Holokaustu. Tymczasem ponadsiedemsetletnie dzieje polsko-żydowskie były o wiele bogatsze, o wiele bardziej złożone i zniuansowane.
Sądzę, że zachodnioeuropejscy Żydzi chcący zacząć nowe życie w środowisku bezpiecznym dla nich i ich rodzin, ale tak, by nie opuszczać Europy, powinni znowu spoglądać na Polskę niczym na latarnię morską wśród wzburzonych fal. Polska może posłużyć za bezpieczną bazę i główną siedzibę dla żydowskich elit biznesu z Europy, których interesy mają charakter globalny. Jednym z powodów jest dynamizm polskiej gospodarki oraz gościnność Polaków i ich otwartość na kulturę żydowską. Przemawia do mnie metafora kończyny fantomowej, przywoływana przez polskich intelektualistów i dziennikarzy. Niegdyś prężną, a dziś niemal wygasłą społeczność żydowską porównują oni do amputowanej kończyny, której już nie ma, ale pozbawiony jej człowiek ciągle ma w niej czucie.

Żydzi powracający do Polski przynieśliby ze sobą swe doświadczenie w nauczaniu na najwyższym poziomie akademickim (nawet w Papieskiej Akademii Nauk blisko jedna trzecia członków to Żydzi). Ich wiedza ekonomiczna, w dziedzinie handlu międzynarodowego i w ogólności biznesu mogłaby zmienić Warszawę w główne centrum obrotu finansowego w Europie. Nie zapominajmy też o żydowskiej tradycji działań charytatywnych, by wspomnieć chociażby Leopolda Kronenberga, inicjatora i fundatora Filharmonii Warszawskiej oraz Szkoły Handlowej w Warszawie. Liczniejsza obecność Żydów w Polsce również dzisiaj zaowocowałaby budową szpitali, szkół, uniwersytetów czy muzeów, tak jak dzieje się to od lat w innych częściach świata.

Przed stuleciami ludowa etymologia żydowska zabawiała się twórczo, acz niezbyt ściśle, pochodzeniem nazwy Polski, wywodząc ją z hebrajskich słów: "po lin", co znaczy: "tu zamieszkaj". Pewna żydowska legenda ludowa opowiada, że gdy Żydzi przybyli do Polski, natrafili na Las Kawęczyński, gdzie na każdym z drzew wyryty był traktat z Talmudu. Może przyszedł już czas, by odkurzyć korę z tych drzew.

Severyn Ashkenazy urodził się w Polsce w 1936 r. Przeżył Holokaust wraz z rodzicami i bratem. W 1946 r. wyjechał z rodziną z Polski do Francji, a w 1957 r. emigrował do USA. W 1964 r. założył firmę deweloperską. Obecnie prowadzi Fundację "L'Ermitage", która udziela wsparcia dzieciom z udziałem światowej sławy artystów. Jest założycielem i filarem stowarzyszenia Beit Warszawa oraz fundacji Heritage and Rebirth, Beit Polska i Beit Warszawa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl