Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Miasto 44" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Ola Grochowska / Akson Studio
Wojna jest straszna. Wybuchają bomby, świszczą kule, na ulice spada deszcz rozerwanych eksplozjami ciał, rzeka krwi jest szersza od Wisły. Podczas wojny można stracić mamę, brata, przyjaciela - ba, ukochaną dziewczynę czy chłopaka. No jest tak okropnie, że nie wiem... Tylko czy naprawdę dzisiejszy młody człowiek aż tak bardzo sobie tego nie uświadamia?

A właśnie młodociany widz jest ewidentnie najważniejszym adresatem wyczekiwanej produkcji "Miasto 44", w reżyserii Jana Komasy, przezdolnego absolwenta łódzkiej Szkoły Filmowej. I to widz obeznany lepiej w historii Hogwartu niż Zamku Królewskiego w Warszawie; znawca różnych rodzajów broni, który niejeden magazynek w Doomie czy Quake'u wystrzelał i potrafi docenić "wypasioną" grafikę.

Tak ukształtowanej percepcji i wrażliwości Komasa dostarcza wielu doznań i trzeba podkreślić, że "Miasto 44" to jeden z tych nieczęstych przykładów w polskiej kinematografii, gdzie naprawdę widać wyłożone wielkie pieniądze - 25 mln zł. Dawno nie oglądane w naszym kinie na taką skalę wizualny rozmach i śmiałość, a przy tym dbałość o każdy kadr, robią piorunujące wrażenie. Niekłamany szacunek budzą reżyserska sprawność młodego twórcy i umiejętność opanowania tak rozbuchanej materii. Obrazkową atrakcyjność i wynikające stąd emocje podnoszą też liczne triki i formalne pomysły na poszczególne sceny oraz wykorzystanie utworów muzycznych z różnych dziesięcioleci- takie jest dziś kino popularne, którym "Miasto 44" przecież jest. Z tym zastrzeżeniem, że owe rozwiązania robią wrażenie tylko podczas projekcji, szybko zamieniając się w oczekiwanie jeszcze mocniejszych "odjazdów" w następnym filmie.

Próba opowiedzenia o Powstaniu Warszawskim jako doświadczeniu pokolenia ówczesnej młodzieży, oczami młodych ludzi, przez młodych i dla młodych, musiała okazać się pracą wyobraźni na zadany temat osób, które nie mają przejść podobnych do przedstawianych na ekranie. Komasa poszedł nawet krok dalej: zrobił wszystko, by złagodzić wszelkie kontrowersje i nikogo nie urazić (szkoda), a także wyprać film z ciężaru historii i tak modnych dziś rozważań o sensie lub nie powstania (co akurat tej produkcji wyszło na dobre). Konsekwencją tych założeń jest powierzchowne prześlizgnięcie się po problemie, ale i szukanie języka, który będzie jak najbardziej aktualny. Obawiam się jednak, że tym szybciej się on zdezaktualizuje i za czas jakiś ciągle będziemy oglądać "Kanał" Andrzeja Wajdy.

Koncentrując się na nowoczesności, a może w obawie przed schematyzmem, Komasa pozbawił swój film bohatera, z którym można by się utożsamiać, uczestniczyć w jego emocjach i za nim podążać. W roli "bohatera" mamy tu szereg fotogenicznych młodych ludzi a także miasto w obliczu Apokalipsy (w niektórych scenach "zagrane" przez Łódź). Jednak choć hekatomba dziewcząt i chłopców, którzy mieli przed sobą całe życie, dotyka obrazem, trudno wynieść z kina głębszą, osobistą refleksję poza upuszczeniem nieco łez. Już dawno wymyślono, że wielkie tematy najcelniej opowiada się w kinie poprzez krwistych, świetnie skonstruowanych bohaterów i wiele znakomitych filmów udowodniło, iż można ową zasadę skutecznie ogrywać na niezliczone sposoby. W przypadku "Miasta 44", moim zdaniem, lepsze okazało się wrogiem dobrego.

Komasa, co prawda, próbuje "ujednostkowić" rzucone na ekran postaci przez lekkie zarysowanie ich relacji rodzinnych, nic niestety nie wnoszącą do filmu kwestię różnic społecznych oraz wyjęty z klasycznych romansideł wątek uczuciowy (ona kocha go, ale on kocha tamtą, która też go kocha, lecz dopiero w sytuacji ostatecznej zrozumie jak bardzo), niewiele jednak z tego dla widza wynika, trudno się indywidualnie każdym przejąć, a już najmniej emocji tkwi - paradoksalnie- w motywie miłosnym.

Także jedynie drużynowo grają tu młodzi aktorzy (co ciekawe, w takim ustawieniu proporcji dużo dobrego na ekranie pokazała w roli Biedronki amatorka Zofia Wichłacz, którą wyraźnie polubiła kamera). Wykorzystali to zatem odtwórcy drugiego planu, z Tomaszem Schuchardtem (znanym ze sceny Teatru im. S. Jaracza w Łodzi) na czele, tworząc najbardziej wyraziste i energiczne role.

Powstanie Warszawskie doczekało się filmu z wnętrza komputera, ale nie uruchomiło w produkcji Komasy metafory, uniesienia opowieści ponad oddanie jeden do jednego tego, jak zdaniem autorów filmu wygląda wojna w mieście.

Eksperyment z odświeżeniem spojrzenia na naszą historię został zatem zaliczony, frekwencja pewnie dopisze, przekonaliśmy się, że młodzi polscy reżyserzy też potrafią robić filmy za ciężkie pieniądze i wiedzą jak uderzyć zmysły obrazem. Na ponadczasowe dzieło samego Jana Komasy musimy jednak jeszcze poczekać.

OCENA: 4/6

MIASTO 44
Polska, dramat wojenny
reż. i scen. Jan Komasa
wyst. Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki