Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alan walczy z rakiem, a jego mama - z polską służbą zdrowia

Ewa Chojna
(od lewej): 15-letni Alan, jego 7-letni brat Alex oraz ich mama – Magdalena
(od lewej): 15-letni Alan, jego 7-letni brat Alex oraz ich mama – Magdalena fot. Archiwum Rodzinne
Do czerwca Alan i jego rodzina żyli normalnie, jak tysiące innych rodzin. Czas wolny spędzali na wspólnej zabawie. Alan uczył się w szkole sportowej, z zapałem grał w piłkę ręczną, a popołudniami jeździł na deskorolce. W dniu 15. urodzin chłopaka zmieniło się wszystko. Dziś Alan, jego mama Magda oraz młodszy brat Alex nie mogą swobodnie planować wyjazdu, wakacji ani rodzinnych świąt. Żyją z dnia na dzień, a swój czas spędzają głównie w szpitalu.

– W dniu urodzin Alan usłyszał diagnozę. Wykryto u niego mięsaka mozaikowego, dwupostaciowego – mówi mama Alana. – To złośliwy nowotwór stawów, który może pojawić się u każdego, zarówno noworodka, jak i 100-latka.

Alan szybko trafił do szpitala. Wycięto mu guza z dolnej części biodra. Potem zaczęło się przygotowanie do chemioterapii. Teraz 15-latek jest po drugiej chemii. Dwa tygodnie w domu, pięć dni w szpitalu. Życie w rozjazdach, ciągły strach o przyszłość.

– Syn jest coraz słabszy, ale ani na chwilę nie przestał walczyć – mówi mama Alana. – Z każdą chemią jest coraz gorzej, ale on się nie skarży, nie mówi nawet, kiedy go boli. Walczy cały czas i się nie podda, ja to wiem. Alan jest prawdziwym wojownikiem.

Magda Wójcik opowiadając nam o leczeniu syna, ich codziennym życiu, które w tak tragiczny sposób rozpadło się w zaledwie kilka dni, walczy ze łzami. Jej głos drży, kiedy opowiada o dzieciach. Synowie, których wychowuje sama, to jej największe skarby. Jej całe życie, o które teraz musi zawalczyć.

– Jest ciężko. Zawsze to ja pomagałam innym. Jeździłam z dziećmi po domach dziecka, odwiedziliśmy z synami dom starców, Alan grał tym ludziom na gitarze – wspomina Magda. – Pokazywałam im takie życie, żeby wiedzieli, że są ludzie, którzy od nas potrzebują pomocy. Teraz powoli dociera do mnie, że to ja będę tej pomocy potrzebować.
Mama Alana nie zna przyszłości, nie wie, czy jej syn wyzdrowieje i co jej rodzinę czeka za kilka tygodni.

– Zdarzają się chwile słabości, ale nie mogę tego pokazać Alanowi. Muszę być silna, tak jak on. Jestem jego matką i czasami wystarczy, że na niego popatrzę i widzę. Widzę jego ból i cierpienie. Ale on się nie żali. Cały czas mówi, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

Kiedy mama razem z Alanem jadą na kilka dni do wrocławskiej kliniki, Alex zostaje z chrzestną.
– Te rozstania są bardzo ciężkie – opowiada mama chłopców. – Przez te kilka dni nawet do siebie nie dzwonimy, bo wtedy Alex się rozkleja. Jemu też jest ciężko. Brat jest chory, mamy przy nim nie ma. Raz nawet przepraszał Alana za to, że to przez niego ma raka. Zapytałam Alexa, dlaczego tak mówi. Powiedział, że to jego wina, bo jak się przytulił do brata, to go wtedy zabolało.

W lepsze dni Alan sam chodzi. Gdy poczuje się gorzej, jeździ na wózku inwalidzkim. Razem z bliskimi chodzi na spacery, często też patrzy na swoich kolegów, którzy jeżdżą, tak jak on do niedawna, na deskorolkach.
– Mówi, że skoro on nie może z nimi jeździć, to chociaż sobie popatrzy – opowiada Magda. – Założył też stronę na Facebooku. Publikuje tam zdjęcia, opowiada o swojej chorobie. Alan w ten sposób chce pomagać innym. Chce wspierać tych, którzy nie mają tyle siły co on.

Przyjaciele Alana przygotowują się do założenia stowarzyszenia. W ten sposób będą mogli mu pomagać na wiele sposobów. Niedługo ruszy również cykl koncertów, w trakcie których będą zbierane pieniądze na jego leczenie.
– To zadziwiające, jak często zupełnie obcy sobie ludzie w takich sytuacjach zwyczajnie się jednoczą – mówi mama Alana.– To naprawdę cudowne. Może Alan ma rację, że jego choroba jest po to, żeby ludzie poczuli tę wyjątkową więź i chęć niesienia pomocy innym.

CZYTAJ DALEJ
Choroba, z którą przyszło walczyć Alanowi, nie wybiera.
– Ten rodzaj nowotworu atakuje tkanki miękkie – opowiada mama 15-latka.– Kiedy zaatakuje kończynę, może dojść do jej amputacji. Jeśli przerzuty są na płucach, lekarze nawet nie ratują chorego.
Leczenie jest bolesne, długotrwałe i bardzo kosztowne. Mama Alana przy jednej z wizyt w szpitalu usłyszała, że dla jej dziecka może zabraknąć leku.

– Jeden lek to koszt rzędu 50, a nawet 80 tys. zł – mówi.– A co jeśli dziecko musi dostać cztery leki? Leczenia nie można przerwać, podania leku nie można opóźnić. Niektóre rodziny już stanęły przed tym problemem. W kilka dni musiały zebrać ogromną sumę, by zapłacić za leki, które powinien zapewnić szpital.
Magda Wójcik walczy nie tylko ze swoim strachem i biurokracją, ale też z innymi brakami na szpitalnym oddziale onkologii i hematologii dziecięcej. Z tym, że na dyżurze jest tylko jeden lekarz, że tylko jedna pielęgniarka opiekuje się pacjentami. Z tym, że jedzenie woła o pomstę do nieba, a warunki szpitalne są skandaliczne.

– Jestem na początku drogi i jestem załamana tym, co słyszę. Tym czego będę potrzebować i czego nie daje Narodowy Fundusz Zdrowia – mówi mama Alana. – Jednak przede wszystkim potrzebuję dużo zdrowia, tak by starczyło dla mnie i mojego syna. Potrzebuję również dużo siły, bym mogła wspierać moje dzieci i walczyć z tym, z czym przyszło mi się teraz zmierzyć, bo wiem, że przed nami jeszcze daleka droga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska