Jochen Böhler: Polscy jeńcy byli uznawani przez Wehrmacht za gatunek podludzi

Jakub Szczepański
Egzekucja Polaków w Kórniku (1939)
Egzekucja Polaków w Kórniku (1939) Wikipedia
- Przez żołnierzy Wehrmachtu walczących na pierwszej linii w przytłaczającej większości przemawiała propaganda narodowosocjalistyczna. Wszyscy Żydzi i Słowianie wydawali się podejrzani - mówi Jochen Böhler, historyk i autor książki "Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce".

Jak to jest możliwe, że tak - wydawałoby się - cywilizowana armia jak Wehrmacht mogła dopuścić się takiego bestialstwa jak podczas kampanii wrześniowej w Polsce?
Kampania wrześniowa była pierwszym prawdziwym zadaniem dla Wehrmachtu podczas tej wojny. Żołnierze nie byli przeszkoleni, bo nigdy wcześniej nie walczyli. Masakra, jakiej Niemcy dopuścili się w Polsce, była przede wszystkim spowodowana lękiem żołnierzy przed agresją partyzantów. Oczywiście dzisiaj wiemy, że na zaatakowanych terenach nie było ruchu partyzanckiego na początku września 1939 r. Ale żołnierze wierzyli, że był. Dowódcy mówili im, że cywile chwycą za broń przeciwko Wehrmachtowi. Dlatego wojacy wszędzie widzieli wrogów. Zaliczali się do nich ludzie starzy, kobiety i dzieci. Słowem: cała populacja. Na początku września, w obliczu przypadkowych strzałów oraz friendly fire - zwłaszcza w nocy - niemieccy żołnierze byli przekonani, że padają ofiarą ataków partyzanckich. Dlatego, kiedy tylko strzały cichły, zabijali wszystkich w danej wiosce.

Z tego, co Pan pisze, wynika, że nie było wyraźnych rozkazów dotyczących masakr ludności cywilnej.
Mówimy o różnicy między armią a jednostkami policyjnymi. Masakry armii można uznać za akcje spontaniczne. Reakcję na fikcyjne ataki cywilów, których w rzeczywistości nie było. Pamiętajmy, że żołnierze w nie wierzyli. Natomiast jednostki policyjne takie jak Einsatzgruppen, które wkraczały na teren Polski za przesuwającą się armią, otrzymały ustny rozkaz mordowania ludności. Mamy tu do czynienia z dwoma różnymi fenomenami. Jeden to zwykła armia, która popełnia straszny błąd i morduje kilka tysięcy niewinnych ludzi, bo jest przekonana o tym, że ci są partyzantami. Z drugiej strony, są jednostki policyjne otrzymujące ustny rozkaz wymordowania ogromnej części polskich elit.

Jest jakaś różnica?
Z punktu widzenia Polaków, którzy to widzieli, wychodzi na to samo. Bo cały czas mówimy o jednostkach mordujących ludzi. Z punktu widzenia historyka trzeba jednak zauważyć, że to dwa różne zjawiska. Na początku września Wehrmacht urządził bardzo wiele masakr. Ale kiedy dowództwo armii doszło do wniosku, że ruch partyzancki tak naprawdę nie istnieje, zabójstwa ludności ze strony tych żołnierzy ustają. W tym czasie zwiększyły się masakry przeprowadzane przez Einsatzgruppen. Początkowo mordowali kilku, kilkunastu ludzi. Kiedy odkryli, że Berlin nie protestuje i naziści dobrze odbierają akcję przeciwko polskim elitom, liczby diametralnie rosną. Szacuje się, że do końca roku zabili kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Skąd się wzięła niemiecka psychoza dotycząca rzekomej polskiej partyzantki?
To nie jest odosobniony przypadek w historii. Podczas pierwszej wojny światowej sytuacja wyglądała podobnie. Kiedy niemieccy żołnierze wkroczyli do Belgii, w 1914 r. w pierwszych dniach i tygodniach inwazji wymordowali kilka tysięcy osób. Myśleli, że strzelają do partyzantów. W przypadku Polski należy brać pod uwagę wiek żołnierzy. To byli młodzi ludzie, którzy przez dekadę podlegali nazistowskiej propagandzie. Tereny wschodniej Europy znali jako państwa zamieszkałe przez podludzi. Polacy i Żydzi, czyli największa część populacji II Rzeczypospolitej, w oczach niemieckich żołnierzy nie byli niczego warci. Żołnierze Wehrmachtu, którzy walczyli na pierwszej linii, to ludzie w wieku od 22 do 24 lat. W przytłaczającej większości przemawiała przez nich propaganda narodowosocjalistyczna. Oni nawet nie rozumieli języka ludzi, z którymi się stykali. Nie było możliwości bezpośredniej komunikacji. Wszyscy Żydzi i Słowianie wydawali się podejrzani, więc tak czy owak nie można było im zaufać. Dlatego przemoc rozwijała się tak szybko i w tak dużym stopniu. Warto popatrzeć na to, co działo się rok później we Francji.

Co ma Pan na myśli?
Tam też pojawiały się pojedyncze przypadki, kiedy żołnierze się mylili i uważali, że ludność cywilna bierze udział w walce. Tyle że z góry padają ostre rozkazy zakazujące odwetu. We Francji Niemcy patrzyli na prawo międzynarodowe obowiązujące podczas wojny. W Polsce nie ma o tym mowy. Tu mamy młodych żołnierzy ukształtowanych w nienawiści wobec Wschodu i dowódców Wehrmachtu, którzy w ogóle nie hamują rozlewu krwi. Dopiero w drugiej połowie września masakry się kończą. Szefowie Wehrmachtu zorientowali się, że podpalenia wsi szkodzą armii. Od tej pory zaczęli reagować dopiero po tym, kiedy jakieś oddziały zaczęły rzeczywiście występować przeciwko wojskowym.
Niemcy uważali, że Polacy strzelający z dachów, zza drzew czy innych kryjówek są niehonorowi. To właśnie dlatego, poza ludnością cywilną, źle traktowano również jeńców wojennych?
To mieszanka zagadnień, którą trudno rozszyfrować. Nie mamy za wielu świadectw dotyczących zabijania jeńców wojennych. Przytłaczająca większość masakr jest nieudokumentowana. Polscy historycy mówią, że zginęło 2-3 tys. polskich żołnierzy od razu po tym, jak zostali schwytani. Nie wiemy do końca dlaczego. Nie dysponujemy zbyt wieloma dokumentami Wehrmachtu, ale wiemy, że rzeczywiście mordowano. Możemy wywnioskować, że - z jednej strony - polscy jeńcy w oczach żołnierzy niemieckich byli uznawani za podludzi. Cywile i wojskowi byli uważani za niewolników, ludzi, którym nie można ufać. Z pewnością był to także owoc frustracji.

Zaraz po walce, w której ginęli Niemcy, ich kompani, po prostu się mścili. I to prawda, żołnierze niemieccy uznawali niektóre potyczki za niehonorowe. Zwłaszcza te w lesie. "Ci Polacy nie walczyli jak wojskowi, zachowywali się jak partyzanci" - sądziła przytłaczająca większość. Kiedy żołnierze nie byli uznawani za wojsko, ale partyzantów - oczywiście to nonsens, ale o tym pisali żołnierze Wehrmachtu w swoich pamiętnikach - nie traktowano ich jak żołnierzy i mordowano w egzekucjach.

Skąd takie absurdalne podejście do wojny?
Niemcy mieli romantyczne spojrzenie na konflikt zbrojny. Chcieli rywalizować oko w oko, twarzą w twarz. W sytuacji, kiedy nie mogli się domyślić, skąd padają strzały, zwłaszcza w małych miasteczkach i wsiach, oznaczało to dla nich atak partyzancki. To oczywiście mógł być polski oddział ukryty za jakąś ścianą. Ale dla Niemca strzał z ukrycia był automatycznie uznawany za działanie partyzanckie.

Która masakra w Polsce była dla Pana jako badacza najbardziej brutalna?
Wymieniłbym nawet dwie. Jedna to ta w Częstochowie z 3 września. Na sto procent nie znamy liczby ofiar, ale przynajmniej dwustu cywilów zostało zabitych przez Wehrmacht w akcie zemsty za atak partyzancki, który w rzeczywistości się nie odbył. To bardzo wysoka liczba, masakra została przeprowadzona bardzo brutalnie. Do dziś niewielu ludzi o tym pamięta i pisze, ale w Przemyślu zabito ponad 500 Żydów 18 i 19 września 1939 r. Nie mamy za wielu dowodów, niemniej, wnioskując po dokumentach, które przetrwały wojnę, ta zbrodnia obciąża zarówno Wehrmacht, jak i Einsatzgruppen. To największa masakra Żydów na początku wojny. Ludzie w Przemyślu o tym pamiętają, ale nie ma za wielu publikacji na ten temat. A uważam, że warto to pamiętać.

Jaka jest różnica pomiędzy bombardowaniem Warszawy a Wielunia? Co różni zachowanie Luftwaffe?
Nie twierdzę, że bombardowanie Warszawy było w porządku z punktu widzenia militarnego. Są historycy, którzy uważają inaczej. Pamiętajmy, że w stolicy kraju stacjonowały oddziały polskiego wojska. Dookoła miasta doszło do starć pomiędzy Polakami a Niemcami. W Wieluniu było zupełnie inaczej. Tam nie ma mowy o stacjonujących oddziałach polskich. Co wcale nie oznacza, że bombardowanie Warszawy było uzasadnione. W wyniku akcji Luftwaffe ucierpiały obiekty cywilne, co dla mnie również jest zbrodnią. Wieluń był zaatakowany z powietrza w początkowym etapie wojny. Nikt go nie bronił i nie było żadnych podstaw militarnych, żeby to robić.

W takim razie z jakiego powodu zbombardowano bezbronne miasto?
Kampania polska w 1939 r., zaraz po wojnie domowej w Hiszpanii, była kolejną okazją, żeby przetestować nowe Luftwaffe. Wcześniej Niemcy ćwiczyli jedynie w Rzeszy. Tym razem mogli sprawdzić się w akcji na terytorium wroga. Przy okazji nic ich nie ograniczało.

Niemiecki historyk, którzy pisał o tym trzy lata temu, Hans-Erich Volkmann udowodnił, że była to akcja Wolframa von Richthofena, który był odpowiedzialny również za bombardowanie Guerniki podczas hiszpańskiej wojny domowej. To on zadecydował o zbombardowaniu Wielunia i swoistym teście dla Luftwaffe.
W Polsce doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że na terenach naszego kraju doszło do ludobójstwa. Ale jak nazistowscy żołnierze zabijali w praktyce?
To bardzo dobre pytanie. Dużo mówimy o mordach, a rzadko opisujemy, jak te wydarzenia wyglądały naprawdę. W przypadku Wehrmachtu i tak zwanej zemsty wzór postępowania był zawsze taki sam. Kiedy niemieccy żołnierzy uważali, że zostali ostrzelani, jednostki wchodziły do domu i wyrzucały na zewnątrz cywilów. Podpalali też domy i wrzucali do środka granaty. Tych, którzy wychodzili, rozstrzeliwano. Jeżeli wioska była już spalona i pokonana, ofiary wyprowadzano na przykład na rynek albo w jakieś miejsce nieopodal. To typowe zachowanie Wehrmachtu we wrześniu 1939 r. Polscy historycy wyliczyli kilkaset wiosek, które w całości albo w części spalono.

Egzekucji często dokonywano publicznie. Z jakiego powodu?
Wehrmacht był przekonany, że to, co robi, jest słuszne. Taka egzekucja była wiadomością dla tych, którzy przetrwali. "Jeżeli przyłączysz się do partyzantki, to cię zabijemy". Tyle że ludzie nie wiedzieli, co to za wiadomość, bo nie brali udziału w ruchu partyzanckim.

Powiedział Pan o praktykach Wehrmachtu. Co z działaniami Einsatzgruppen?
Mieli listy ludzi, których powinni aresztować. Wywozili swoje ofiary ciężarówkami z miasta. Potem zostawiali ich w dołach i dokonywali masowych egzekucji. Dysponujemy nawet dokumentami oficerów policji, którzy brali udział w tych zbrodniach. Żalili się, że nie zostali przygotowani do takich mordów.
Jeńców trzeba było dobijać, bo nie potrafili dobrze zabijać. Pierwsze masowe egzekucje były czymś nowym również dla jednostek niemieckich. To bardzo cyniczne, ale musieli zyskać doświadczenie w mordowaniu.

W jaki sposób się tego nauczyli?
Nabrali doświadczenia w Polsce i Związku Radzieckim. Uczyli się oczywiście w praktyce. Dowiedzieli się, jak gromadzić ludzi, żeby nie uciekali, jak oszukiwać, żeby ofiary nie wiedziały, że idą na śmierć. To były techniki masowej zbrodni, jakie musieli uzyskać sami. Nikt ich tego nie uczył. Nie było podręczników uczących zabijania setek ludzi.

Jak dzisiaj mówi się w Niemczech o kampanii wrześniowej z 1939 r.?
Do niedawna nie było za wielu dyskusji. Kampania została odrobinę zaniedbana. Oczywiście Niemcy wiedzą, że wojna rozpoczęła się 1 września 1939 r. Ale zazwyczaj myślą, że zbrodnie wojenne rozpoczęły się w kampanii przeciwko Sowietom, 15 maja 1941 r. Ostatnimi laty Niemcy uczą się więcej o tym, że zbrodnie na wielką skalę były popełniane już w Polsce. Ciągle trwają dyskusje, czy był to nowy sposób prowadzenia wojny, czy konflikt wymknął się spod kontroli. Biorąc pod uwagę szeroką skalę zbrodni Wehrmachtu i Einsatzgruppen, ich współpracę oraz eksterminację Żydów jako grupy etnicznej, to ludobójstwo zapoczątkowano w Polsce. Inni niemieccy uczeni powiedzieliby, że tak nie jest.

To jest dyskusja, która toczy się obecnie w Niemczech. Ale w moim kraju nikt nie powie, że te zbrodnie się nie wydarzyły. Wiemy dziś, że Wehrmacht i jednostki policji brały udział w mordach. To kwestia interpretacji, czy eksterminacja ludności zaczęła się w Polsce. Ja uważam, że tak.

Pozostały jeszcze jakieś zagadki, które kryje kampania wrześniowa?
W Polsce od kilku lat dyskutuje się o oskarżeniach wobec niemieckiej ludności w Polsce. To kwestia, o której wiele nie wiemy. Dla przykładu Bydgoszcz. IPN wiele nad tym pracował. Wciąż nie wiemy wiele o mordowaniu volksdeutschów przez polskich policjantów i żołnierzy w pierwszych dniach kampanii. Wiemy natomiast, że nie można ich porównywać do działań niemieckiej armii albo Einsatzgruppen. Tamte jednostki otrzymały rozkazy, żeby zabić dziesiątki tysięcy ludzi. Działania Polaków w pierwszych dniach września to były raczej akty odwetu i frustracji wywołane agresją niemiecką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

c
czyli
woda (Wasser) z mózgu.
v
verstehen?
Plan fizycznej likwidacji warstw przywódczych narodu polskiego został opracowany w III Rzeszy już około 1935 roku. Polacy zostali uznani jako istotne zagrożenie dla nazistowskich planów, w których nie było miejsca dla „podludzi” przeszkadzających w utworzeniu Wielkogermańskiej Rzeszy. Masowe mordy na polskiej inteligencji miały miejsce już jesienią 1939 roku. „Intelligenzaktion” na Pomorzu, w Poznaniu, na Mazowszu, w Łodzi i „Sonderaktion Krakau” i Lublin, przeprowadzone w pierwszych miesiącach okupacji niemieckiej przyniosły wymordowanie tysięcy istnień polskich naukowców, ludzi kultury i sztuki, działaczy społecznych i politycznych i duchowieństwa. Szczególnie dotkliwe były straty wśród polskiego duchowieństwa
G
Gość
Niemiecka wizja drugiej wojny...lol
Niemcy chyba są na poziomie Ruskich. Nic dziwnego , że ciągle w sojuszu. Nawet teraz.

"Niemcy mieli romantyczne spojrzenie na konflikt zbrojny."
"Masakra, jakiej Niemcy dopuścili się w Polsce, była przede wszystkim spowodowana lękiem żołnierzy przed agresją partyzantów."
"Ale kiedy dowództwo armii doszło do wniosku, że ruch partyzancki tak naprawdę nie istnieje, zabójstwa ludności ze strony tych żołnierzy ustają."

No po prostu Goebels. Nic sie u Szkopów nie zmienia.
Niemcy z stosowali terror w celu pacyfikacji podbitej ludności, a kiedy uzyskali efekt, to poluzowali.
A ten opowiada, że dlatego, że nie było "terroru partyzanckiego"...

Dobrze poznać mentalność Szkopów, chcociaż tej gazetce chyba nie o to chodziło.
Wróć na i.pl Portal i.pl