Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

4-letnia Beatka z Kobyla wciąż nie odzyskała przytomności. Krewni modlą się o cud

Małgorzata Więcek-Cebula
Z dokumentacji szpitalnej wynika, że karetka pogotowia z bocheńskiego szpitala  jechała 14 minut do nieprzytomnej dziewczynki z Kobyla. Rodzina poszkodowanej twierdzi, że trwało to dłużej
Z dokumentacji szpitalnej wynika, że karetka pogotowia z bocheńskiego szpitala jechała 14 minut do nieprzytomnej dziewczynki z Kobyla. Rodzina poszkodowanej twierdzi, że trwało to dłużej Małgorzata Więcek-Cebula
Czteroletnia Beatka z Kobyla, która pół roku temu zadławiła się orzeszkiem, wciąż nie odzyskała przytomności. Dziewczynka przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu w Krakowie- Prokocimiu. Jej stan jest nadal bardzo poważny, choć nie leży już na oddziale intensywnej terapii. W tej chwili nie ma szans, żeby przewieźć pacjentkę do innej placówki specjalizującej się w leczeniu takich przypadków.

Stan 4-letniej Beatki z Kobyla pod Bochnią jest krytyczny. Rodzice modlą się o cud

Śledczy wyjaśniają, czy były nieprawidłowości
Prokuratura Rejonowa w Bochni od około pół roku wyjaśnia, czy nie doszło do nieprawidłowości podczas akcji zespołu karetki wysłanego do nieprzytomnej dziewczynki. Na razie nikomu nie przedstawiła zarzutów. - Do przesłuchania pozostał nam jeszcze tylko jeden z lekarzy. Kolejnym krokiem będzie wystąpienie do Zakładu Medycyny Sądowej o opinię w sprawie pracy zespołu, który reanimował dziewczynkę - wyjaśnia Barbara Grądzka, prokurator rejonowy w Bochni.

Przewlekłości prokuratorskiego postępowania wynikają z tego, że na przesłuchanie każdego z medyków musi zezwolić sąd, zwalniając ich z tajemnicy lekarskiej.

Szpitalna komisja i zawieszenie lekarza

Zanim sprawą zajęli się prokuratorzy, okoliczności wyjazdu ambulansu i akcji ratunkowej w Kobylu badała specjalna komisja powołana przez dyrektora Szpitala Powiatowego w Bochni. W jej skład weszli przedstawiciele dyrekcji, szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego i koordynator ratowników medycznych.

Rezultatem pracy komisji było zawieszenie w czynnościach służbowych lekarza, który jechał wraz z dwoma ratownikami medycznymi do nieprzytomnej Beatki. Okazało się bowiem, że w chwili wezwania karetki, medyka nie było w dyżurce lekarskiej. Tłumaczył się, że miał problemy żołądkowe i znajdował się w toalecie. Jest jednak inna wersja jego nieobecności, którą bada prokuratura. Nieoficjalnie mówi się, że lekarza w chwili wezwania zespołu wyjazdowego do Kobyla mogło w ogóle nie być na terenie szpitala. Miał bowiem robić zakupy w pobliskim sklepie.

Jak było naprawdę, wyjaśni dopiero prowadzone postępowanie karne. Śledczy sprawdzają między innymi zapis z kamer monitoringu.

Dyrekcja: czekamy na ustalenia prokuratury
Medyk, który jechał w karetce do nieprzytomnej Beatki, nie wrócił dotychczas do pracy. Na razie nikt nie potrafi powiedzieć, czy podejmie obowiązki służbowe w bocheńskim szpitalu.

-Cały czas czekam na rozstrzygnięcie postępowania prowadzonego przez prokuraturę. Od jego wyników wiele będzie zależeć - powiedział wczoraj "Gazecie Krakowskiej" Jarosław Kycia, dyrektor szpitala w Bochni.

Wszystko wskazuje jednak, że zakończenie śledztwa nie nastąpi szybko. Bocheńscy śledczy wyjaśniają m.in., czy nie doszło do narażenia dziewczynki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Wkrótce zamierzają poprosić biegłych o opinię dotyczącą interwencji zespołu karetki. Ekspertyza będzie znaczącym dokumentem przy podejmowaniu decyzji o postawieniu lub nie zarzutów.

- Z doświadczenia wiem, że na taką opinię czeka się co najmniej sześć miesięcy - zauważa prokurator Barbara Grądzka.

Rodzina milczy i modli się o przebudzenie dziecka
Rodzina czteroletniej dziewczynki nie chce się wypowiadać ani na temat okoliczności przyjazdu karetki, ani stanu dziecka. To, co się stało, jest zbyt bolesnym doświadczeniem. Wszyscy gorąco modlą się o wyzdrowienie Beatki, mając nadzieję, że pewnego dnia się obudzi.

Przebieg zdarzeń
Pół roku temu do Kobyla (gmina Nowy Wiśnicz) zostaje wezwana karetka pogotowia. Chodzi o pomoc czteroletniej Beatce, która w wyniku zadławienia się orzechem straciła przytomność. Rodzina błaga o szybką interwencję. Z dokumentacji szpitala wynika, że karetka została wezwana o godzinie 17.23, wyjechała o 17.25 na miejscu była o 17.39. Blisko 15-kilometrowy odcinek pokonała w 14 minut. Ratownicy przekonują, że nie dało się szybciej jechać, gdyż na drodze były korki.

Z tą wersją zdarzeń nie zgadza się rodzina dziewczynki, która twierdzi, że na przyjazd karetki w Kobylu czekano około 30 minut. Przekonuje, że pomoc medyczna była wzywana dwa razy, co można sprawdzić na billingach rozmów telefonicznych.

Zespołowi karetki pogotowia, który przybył na miejsce, nie udało się przywrócić akcji serca (wcześniej reanimować nieprzytomną dziewczynkę usiłowała rodzina). Dziecko zaintubowano i przewieziono do SOR w Bochni. Tutaj w wyniku reanimacji przywrócono akcję serca bez oddechu i reakcji źrenic na światło.
W takim stanie Beatka została przewieziona do Uniwersyteckiego Szpitala w Krakowie- Prokocimiu.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska