Wrocławska dziennikarka zmarła utopiona we własnej wannie. Kto zabił?

Adam Kuźniarski
Martynikę Ł., 24-letnią dziennikarkę wrocławskiego ośrodka Telewizji Polskiej znaleziono 28 lipca 1990 roku. Nagą. Utopioną w wannie. W ósmym miesiącu ciąży. Policja i prokuratura od razu za głównego podejrzanego uznały Jana Sz., 41-letniego realizatora programów telewizyjnych.

- Środowisko dziennikarskie było wtedy bardzo podzielone. Ci, którzy nie uwierzyli w winę Jana Sz., napisali nawet list otwarty, protestując przeciwko zarzutom, jakimi obciążono ich kolegę, a przede wszystkim przeciwko jego aresztowaniu. Inni zgadzali się z oskarżeniem, przypominając sobie egocentryzm Sz.- wspomina mec. Andrzej Malicki, oskarżyciel posiłkowy reprezentujący przed sądem rodziców Martyniki, a także współtwórca scenariusza do filmu "Bezmiar sprawiedliwości" w reżyserii Wiesława Saniewskiego, opartego na motywach głośnej sprawy zabójstwa Martyniki Ł.

Martynika poznała Jana Sz. na przełomie 1988 i 1989 roku, a współpraca przy programie dla dzieci - "Sałata dla małolata" - szybko przerodziła się w bliższą znajomość. On był żonaty od ponad 20 lat i miał dwójkę dzieci w wieku 8 i 14 lat. Ona też była mężatką, ale kiedy zaszła w ciążę, postanowili, że rozwiodą się, zamieszkają razem i wychowają dziecko.

- Ostatni raz widziałam Martynikę krótko przed wyjazdem do Szwecji. Stała z wyraźnie zarysowanym brzuszkiem. Kiedy byliśmy już w Szwecji, któregoś dnia mój mąż, Wojciech Has, słuchał w Radiu Wolna Europa wiadomości. Powiedział: "Zamordowano twoją przyjaciółkę z pracy, nie pamiętam nazwiska, ale miała egzotyczne imię". "Martynika?"- zapytałam i ugięły się pode mną nogi - opowiada Wanda Ziembicka-Has, w 1990 roku redakcyjna koleżanka zamordowanej dziennikarki, dzisiaj wrocławska radna.

Już w czasie procesu Jana Sz. przyjaciółka Martyniki przyniosła listy, jakie pisała do niej koleżanka ze studiów. Odczytała je w czasie zeznań. "(...) lipiec, lato, wakacje. Bosko. Sarkazm nieuzasadniony, bo nie jest źle. Tylko że jest, kurwa, noc, siedzę w kuchni i pierdolca dostaję. Chodzi o to, że Jaś przewozi meble z Łodzi do mieszkania, do którego się przeprowadzamy. Nie wiem, czy dojechał. Fioła tu dostaję. On nigdy do mnie nie dzwoni, jak wyjeżdża. […] Konsekwentny facet, szkoda słów - kontynuując - mam fioła na punkcie Jasia. Jest dla mnie bardzo dobry. To brzmi jak z elementarza. Czuję się przy nim jak w pierwszej klasie uczuć. Nie wiem, o co chodzi, nie potrafię tego nazwać. Czuję, że bardzo mnie kocha. Mówi mi - wymyślaj imię dla dziecka, chciałabym dziewczynkę".

Czytaj dalej na kolejnej stronie

- Kiedy widziałam ją ostatni raz, promieniała. To była taka świetna, subtelna dziewczyna - mówi poruszona, mimo upływu 24 lat, Wanda Ziembicka-Has. A Paula Jakubowska, prowadząca wspólne z Martyniką "Sałatę dla małolata", opowiada: - Zespół podzielił się na frakcje. Aresztowano i w końcu skazano naszego kolegę. Część osób nie była w stanie wyobrazić sobie, że Jan jest winny, inni od razu uwierzyli, że zamordował Martynikę - mówi Jakubowska.

Co się wydarzyło 28 lipca 1990 roku? Wiadomo na pewno, że 29 lipca Jan Sz. zadzwonił do rodziców Martyniki. Tłumaczył, że martwi się, bo nie ma z nią kontaktu. Umówili się na Macedońskiej. Ale choć dzwonili kilka razy, nikt nie otworzył. W końcu rozebrali zamek. Sz. poszedł do pokoju, potem do kuchni. Łazienkę zostawił na koniec. Kiedy wszedł do niej, krzyknął "Jest!" i zamknął drzwi przed matką dziewczyny. Kiedy ta dostała się w końcu do środka, krzyknęła tylko: "Ty bandyto, zabiłeś mi dziecko!".

Jan Sz. został zatrzymany. Nie przyznał się do morderstwa. Kiedy po raz drugi doprowadzono go do pokoju przesłuchań, na stole pojawiła się wódka i przekąską. Czy to była gra psychologiczna? Przesłuchujący tłumaczyli Sz., że musi wykreować wiarygodną wersję wydarzeń. Najlepiej tragiczny wypadek. W raporcie zapisali: "Udało nam się go kupić na kiełbasę z kapustą". A na procesie nie kryli zdziwienia, że tak łatwo - jeśli był niewinny - przystał na propozycję. - Jeśli by wykazano, że składał wyjaśnienia, będąc częstowany alkoholem, to takie wyjaśnienia, jako składane bez swobody, dowodem w sprawie być nie powinny. Po prostu to kiepski, mało wartościowy dowód. Zdarza się, że metody śledczych są różne i nie zawsze legalne, ale o ile pamiętam, ci przesłuchujący Sz. w sądzie nie przyznali się, że dawali mu alkohol - mówi mec. Malicki.
W czasie tego drugiego przesłuchania Sz., który usłyszał, że powinien wymyślić jakąś wersję wydarzeń, powiedział, że poda prawdziwe okoliczności śmierci Martyniki. Czy rzeczywiście były prawdziwe?

Zeznał, że 28 lipca wrócił z pracy ok. 2:30. Zjedli kolację i poszli spać. W nocy obudził go szmer. Zaniepokojony wstał. Po chwili znalazł Martynikę nieprzytomną w wannie pełnej wody. Próbował ją cucić. Złapał za szyję, ale bezwładne ciało wyślizgiwało mu się z rąk. Przypadkowo zsunął kołderkę, która się suszyła nad wanną. Kiedy zorientował się, że Martynika nie żyje, wybiegł z domu. Klucze wyrzucił do Odry z mostu Warszawskiego. Skąd się wziął tak daleko od Macedońskiej? Gdzie uciekał?

Raport biegłych nie dawał cienia wątpliwości. Śmierć Martyniki nie była wypadkiem: "Poszkodowana była bita, następnie dławiona i w końcu utopiona przy pomocy kołderki dziecięcej w wannie wypełnionej wodą". 24-letnia kobieta została pobita. W następstwie duszenia zemdlała i wtedy przeniesiono ją do wanny. Tam, przykryta dziecięcą kołderką, utonęła. Zmarło też jej nienarodzone dziecko. Chłopczyk.

Jan Sz. nie przyznał się do winy. 13 marca 1991 roku sąd wydał wyrok: 25 lat pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych. W grudniu 2001 Sz. ułaskawił prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kancelaria Prezydenta nie odpowiedziała na prośbę o przesłanie uzasadnienia decyzji. W 2002 roku minister Jolanta Szymanek-Deresz tłumaczyła: - Prezydent wziął pod uwagę opinię o skazanym z zakładu karnego, wzorową postawę w trakcie odbywania kary, poparcie osób zaufania społecznego i fakt odbycia 11 lat i 5 miesięcy kary pozbawienia wolności.

Czytaj dalej na kolejnej stronie
- Największym problemem tej sprawy było to, że znajdując motyw zbrodni, ograniczono analizę dowodów rzeczowych i ich gromadzenie. Nie mogłem nie zauważyć błędów postępowania przygotowawczego, ale sąd ma prawo do własnej oceny dowodów i jeśli jest przekonany o układaniu się ich w logiczną całość, to ma prawo do uznania oskarżonego za winnego. Problematyka zagadnienia skazania ludzi niewinnych jest centralnym zagadnieniem nauki procesu karnego, a także doniosłości praktycznej wymiaru sprawiedliwości. Sąd nie może wątpić. Sąd musi być pewien winy. Wątpić może obrońca. Także oskarżyciele powinni być przekonani o słuszności swoich tez - tłumaczy Malicki, a Paula Jakubowska mówi cicho: - Byłam zdruzgotana. To była też ogromna trauma dla dzieci związanych z naszym programem.

W 2006 roku na kanwie tej historii Wiesław Saniewski nakręcił "Bezmiar sprawiedliwości". Do współpracy zaprosił mecenasa Malickiego, który mówi: - Najłatwiej rozstrzygać sprawy, w których są tylko twarde dowody, ale trudność polega na tym, że rozstrzygane są też sprawy poszlakowe.

Dlaczego Saniewski zrobił ten film?
- Chciałem, by widz zobaczył, jak po serii błędów w postępowaniu przygotowawczym można skazać człowieka bez jednoznacznych dowodów świadczących o jego winie. Skazać jedynie na podstawie wiarygodnego motywu - tłumaczy Wiesław Saniewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wrocławska dziennikarka zmarła utopiona we własnej wannie. Kto zabił? - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl