Aneta z Zębu: zrobię wszystko, żeby morderca mojego brata poniósł karę

Marta Paluch
Aneta Władecka z jednym z ostatnich zdjęć brata, Marcina Majerczyka. Zginął zakatowany tępym narzędziem. Nie dożył 16. urodzin
Aneta Władecka z jednym z ostatnich zdjęć brata, Marcina Majerczyka. Zginął zakatowany tępym narzędziem. Nie dożył 16. urodzin Andrzej Banaś
Marcin Majerczyk zginął, ale nikt nie wie, dlaczego. I nikt tego nie rozumie

Zabójstwo 16-latka na Podhalu. Trzej mężczyźni na wolności, nie usłyszeli zarzutów

Zakopane. 16-latek mógł zginąć od uderzeń młotkiem

W grudniu obchodziłby 16. urodziny. W Zębie na Podhalu, swojej rodzinnej wsi, miał ksywkę Śmieszek. Leciutki uśmiech był
na jego twarzy nawet wtedy, gdy w góralskim stroju leżał już w trumnie.

Zaraz wyjdzie z pokoju

W domu rodziców Marcin w zasadzie nie miał swojego pokoju. Najpierw mieszkał tam z bratem i dwiema siostrami, potem siostra przyjeżdżała ze swoimi dziećmi... Marcin w jednym pokoju spał, a w drugim, malutkim, trzymał ubrania. Tam przenosił się na wakacje - żeby dzieci siostry mogły pooglądać telewizję. Muszą mieć głośno, gdy zasypiają.

W tym małym pokoju klamka strasznie skrzypi. Gdy tylko rano siostrzenice ją słyszały, zlatywały się do Marcina, i szli się wygłupiać. Gdy go nie było, pytały: kiedy Marcin przyjedzie?

Anetę, 27-letnią siostrę Marcina, przechodzi teraz dreszcz, gdy usłyszy skrzypienie tej klamki. - Wydaje mi się, że on zaraz wyjdzie z pokoju - mówi. Zawsze mogła na brata liczyć. Gdy pieniędzy brakło, dorobił i pożyczał. On, gimnazjalista. Kiedy trzeba było garnki umyć, mył. - A że ja sierota do rozpalania w piecu byłam, to się śmiał ze mnie i za mnie to robił - wspomina starsza siostra.

Aneta przesuwa ręka po ścianie, na której wiszą dyplomy brata, w równym rządku, od góry do dołu. Za zajęcie pierwszego, drugiego miejsca w slalomie narciarskim. Dyplomy z zawodów strażackich, Marcin był ochotnikiem w miejscowej OSP. Od małego tam pomagał, a ostatnio nawet na akcje jeździł.

Na drugiej ścianie obrazki z końmi. Marcin je kochał. W wakacje dorabiał, wożąc turystów na Gubałówce, na koniach sąsiada. Wsadzał na nie siostrzenice, a te piszczały z radości.

Ostatnie takie zdjęcie

W telefonie Aneta ma takie zdjęcie: wyprostowani Dawid, Aneta, Asia (druga siostra), ojciec. A po prawej stronie uśmiechnięty Marcin. Tylko mamy wtedy zabrakło. Nad ich głowami, pod sufitem, kolorowe balony. - To 50. urodziny ojca, 16 lipca. Mówiliśmy: zróbmy zdjęcie, bo nie wiadomo, kiedy znowu będziemy razem. Ja teraz mieszkam w Anglii, przyjeżdżam do domu na wakacje - opowiada Aneta.

Teraz się cieszy, że była tu już w lipcu. - Spędziłam jeszcze z bratem trochę czasu. A tak co, na sam pogrzeb bym przyjechała? - pyta. Nadal nie może uwierzyć w to, co się stało. Bo przecież Marcin wrogów żadnych nie miał.
- Do bitki chętny nie był. A kiedy jakaś była, pytał brata, Dawida: Mogę na ciebie liczyć? Tamten bardziej do tego skory, trochę z niego zabijaka - mówi Aneta. - Ja bym prędzej powiedziała, że to brat ma kłopoty, nie on. Marcinek taki był miły, pomagał nam - dodaje jedna z sąsiadek.

Nie był święty, w szkole miał problemy z nauką (dwie poprawki, w tym z angielskiego). Ale wszyscy we wsi są zgodni: to był dobry chłopak. I do tych poprawek uczył się, chciał zdać. Miał też swoje plany. - Z dziewczyną taką jedną chodził. Kiedy go pytali, to tylko się uśmiechał, skryty był - mówi sąsiadka Majerczyków.

Był im jak syn

Strażacy z OSP traktowali go jak syna. A najbardziej pan Roman, który mieszka kilka domów dalej.
To z nim Marcin jeździł powozić. Bywał u niego bardzo często. Siedział czasem od rana do wieczora, miał nawet swój kubek na kawę.

Kiedy nie wrócił na ostatnią noc, po festynie w Zębie, w domu myśleli, że właśnie tam poszedł. - Bo Marcin zawsze na noc wracał - mówi jego siostra. Festyn był w niedzielę 10 sierpnia. Pokazy strażackie, dużo jedzenia i picia. Wieczorem już tylko picie. Na takich festynach, jak mówią miejscowi, czesto dochodzi do bijatyk.

Marcin poszedł tam z siostrami, bratem i z przyjacielem ze szkoły, Robertem. - Widziałem go tylko na początku, potem gdzieś mi zniknął - mówi Robert. - Dawid też tam był, siedział z kolegami. Marcin jakoś tak krążył, rozłączyliśmy się - wspomina Aneta. Tym razem Dawid mu nie pomógł.

Tuż po czwartej

Ostatni raz widział go jeden z uczestników festynu, już w poniedziałek, tuż po czwartej nad ranem. Mniej więcej o tej porze jeden z mieszkańców, który ma dom przy skrzyżowaniu, słyszał krzyki: ratunku! Kiedy jednak wyjrzał, nikogo nie zobaczył.
Podobno po Marcina podjechało zielone audi lub bmw. Rodzina twierdzi, że nigdy sam by nie wsiadł do obcego auta. Jego szwagier przypomniał sobie, że rano Marcin powiedział do niego, niby żartem: albo mnie dziś pobiją albo zabiją. Kto?

Chłopak miał podobno zatarg z kilkuosobowa bandą z okolic sąsiedniej wsi - Dzianisza. Młodzi mężczyźni od jakiegoś czasu zastraszali okoliczne wsie. Potrafili nawet wpadać na wesela, zatrzymywali ich nawet antyterroryści. Marcin spiął się z jednym z nich kilka tygodni przed festynem. Wtedy udało mu się uciec.

Podobno też wiedział coś o ciemnych interesach przestępców, którzy na Gubałówce naciągają turystów grą "w trzy kubki".
Podobno ofiarą miał paść jego brat, Dawid. Podobno... Po czwartej rano, w poniedziałek 11 sierpnia nikt Marcina już nie widział.

Tuż po siódmej rano w poniedziałek pracownik TPN znalazł jego ciało w lesie w Brzezinach koło Zakopanego. Miał pięć ran w głowie. Ktoś przywiózł tam zwłoki, na ziemi były ślady opon osobowego auta. - Gdyby nie ten leśnik, nigdy moglibyśmy się nie dowiedzieć. Zwierzęta byt zrobiły swoje i... - mówi sąsiadka Majerczyków.

Jesteś, synku, w domu

Rodzina o śmierci chłopca dowiedziała się około godz. 11. - Od razu zabrali jego ciało. Nie pozwolili go zobaczyć. Potem mówili, że nie cierpiał, że pierwszy cios był śmiertelny - opowiada siostra zabitego. Do domu przywieźli go w czwartek koło szóstej wieczorem, dzień przed pogrzebem. Matka powiedziała: już go nie puszczę. Jesteś, synku, nareszcie w domu.

Aneta musiała załatwić pogrzeb, tu zadzwonić, tam zapłacić, przyjąć kondolencje. - Dawid był taki... jakby go nie było. Rodzice w strasznym stanie, na tabletkach uspokajających. Ktoś musiał się trzymać - mówi. Może trzyma się dlatego, że nie dotarło do niej jeszcze, że on już nie wróci. - Niby codziennie chodzimy na cmentarz, świecimy mu świeczki, ale... mi się wydaje, że wyjechał na jakieś kolonie - mówi Aneta.

Już nie ma siły płakać. - Teraz tylko czekam aż znajdą mordercę. Jak będzie trzeba, bedę tu przyjeżdżać z Anglii. Zapłaciłabym komuś, kto mi go wyda - zarzeka się Aneta.

Kilka dni po tragedii dostała SMS-a od jednego z mężczyzn z Dzianisza (po przesłuchaniu policja ich wypuściła). - Pisał, że to nie oni. I jeszcze że jeśli mi mogą pomóc w poszukiwaniach, to są chętni - opowiada Aneta.

Najbardziej boi się, że sprawa przycichnie. - Teraz się tym zajmują, a tydzień-dwa minie i dadzą sobie spokój. Ja na to nie pozwolę. Wszystko zrobię - deklaruje. Czy gwarancją, że śledczy nie odpuszczą, jest powołanie specjalnej, krakowsko-podhalańskiej grupy do rozwiązania tej sprawy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aneta z Zębu: zrobię wszystko, żeby morderca mojego brata poniósł karę - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl