Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderstwo w Katowicach: Bandyci zmasakrowali Malarza. "Malarz mnie wnerwił" - mówi Łysy

Teresa Semik
Przestępcy przechodzą za kratkami szybki kurs prawa karnego. Jak nikt potrafią dbać o swoje prawa oskarżonego. Kosztów sądowych nie zamierzają płacić
Przestępcy przechodzą za kratkami szybki kurs prawa karnego. Jak nikt potrafią dbać o swoje prawa oskarżonego. Kosztów sądowych nie zamierzają płacić 123RF
Morderstwo w Katowicach: Marcin i Łysy zrabowali artyście 50 zł, ale nie przestawali go bić i kopać, bo za głośno jęczał. Przestali, jak już się nie ruszał. - To nie było morderstwo, lecz rozbój - bronił się Marcin P., jeden ze sprawców.

Składam uprzejmy wniosek o umorzenie kosztów kasacyjnych - napisał potem do sądu Marcin P., lat 20, zabójca z Katowic. - Wniosek swój motywuję tym, że nie jestem w stanie pokryć tych kosztów, gdyż nie pracuję. Jestem na wyłącznym utrzymaniu matki, która również nie pracuje.

Zanim zabił, też na stałe nigdzie nie pracował, ale wtedy państwu nic nie był winien. Po wyroku ma zapłacić 770 zł kosztów sądowych. Do cna wykorzystał swoje prawa oskarżonego. Odwołał się od decyzji sądu pierwszej instancji, który skazał go na 12 lat za zabójstwo 42-letniego artysty plastyka w Katowicach-Murckach.

- Bo to był rozbój, a nie morderstwo - przekonywał skład orzekający. Z kolegą Piotrkiem zabrali "malarzowi", jak nazywali swoją ofiarę, 50 zł, akurat tyle miał przy sobie. Choć już przeszukali wszystkie jego kieszenie, dalej bili i kopali. Po co, skoro nie zamierzali zabić, a tylko okraść? Twarz zabitego mężczyzny była tak zmasakrowana, że sam ojciec nie rozpoznał w niej syna. Zidentyfikował go dopiero po sylwetce i ranie szytej nogi.

Może coś by wypili?

Tej nocy, około godziny 23.00, Marcin i Piotrek, zwany "Łysym", zażyli amfetaminę. Od dawna obydwaj byli już uzależnieni od narkotyków. Około północy poszli jeszcze na piwo do baru. "Malarz" też tam był. Upomniał Piotrka, że czeka na zwrot pożyczonych 50 zł, ale nie nalegał jakoś specjalnie. Rozstali się spokojnie, bez emocji. 19-letni Marcin i 22-letni "Łysy" wyszli pierwsi. Artysta wypił jeszcze koniak i ruszył w stronę domu. Na przystanku zobaczył chłopców i zagadał, że może by coś jeszcze wypili? Niedaleko był sklep nocny. Kupił butelkę greckiej brandy, czystą wódkę, śledzie i chleb. Poszli do piwnicy należącej do Marcina.
Tu jest Polska, tu się pije, do końca. Ale oni mieli już dość, choć na podłodze stały wciąż niedopite butelki. Nikt nikogo nie zamierzał zabić, bo oszukiwał nalewając wódkę. Nawet się nie posprzeczali, gdy artysta ruszył w stronę drzwi chwiejnym krokiem.

Marcin wstał, by otworzyć mu drzwi. Gdy był na schodach, "Łysy" dał mu znak, by zgasił światło. Gorzałka nimi rządziła czy jakaś uraza, nie wiedzą. Marcin wykręcił żarówkę, a wtedy "Łysy" wymierzył artyście pierwszy cios w głowę tak, że ten spadł ze schodów. Już powalonego kopnął raz, drugi. Huk upadającego ciała był tak duży w cichą noc, że przestraszył Marcina. Pobiegł do okna, by sprawdzić, czy ktoś z sąsiadów nie usłyszał. Naokoło wszyscy spali.

Wciągnęli więc ciało z powrotem do piwnicy. "Łysy" nałożył na głowę artysty czapkę i kilkakrotnie kopnął go w twarz. Zdarł z niego kurtkę i dał Marcinowi, by przeszukał kieszenie. Sam penetrował kieszenie spodni ofiary. Znaleźli 50 zł. Nawet się nie złościli, że tak mało, ale bili i kopali bez końca. Resztę alkoholu wlali nieszczęśnikowi do gardła. Kablem i sznurkiem skrępowali jego ręce i nogi, zakneblowali usta.

W pewnym momencie oparli ofiarę o brzeg fotela, jakby chcieli się przyjrzeć swojemu barbarzyństwu. I bili dalej, na zmianę. Gdy artysta przestał się ruszać i jęczeć, nakryli ciało kocem. "Łysy" zasnął obok zwłok. Marcin poszedł się przespać do domu.

Następnej nocy ukradli sąsiadce sanki sprzed drzwi, owinęli artyście głowę bandażem, bo krwawiła zostawiając ślady. Wywieźli ciało do pobliskiego lasu i porzucili w rowie melioracyjnym. Za zrabowane pieniądze pojechali do Katowic kupić działkę amfetaminy.

Na lewo i prawo opowiadali, że zabili "malarza", że "dostał buty i nie przeżył". Telefonowali do kolegów, by przyjechali pomóc wywieźć zwłoki. Nawet pokazali im ciało w piwnicy. Żaden z tych obserwatorów nie doniósł na policję, bo na kolegów się nie donosi, ale sumienie któregoś gryzło, bo zadzwonił do ojca ofiary, że syn zabity i mordercy wywieźli ciało do lasu.
Nie chcieli zabić, tylko pobić i okraść - bronili się potem przed sądem - ale pokrzywdzony jęczał i bali się, że ktoś z sąsiadów te jego jęki usłyszy. Dlatego "Łysy" kilka razy kopnął ofiarę w okolicę klatki piersiowej. Marcin kopał też, bo bał się "Łysego", tak przynajmniej wyjaśniał w czasie przesłuchania. A w ogóle to nawet na rozbój nie chciał się zgodzić, bo to była przecież jego piwnica. Gdy potem "Łysy" spytał: "Zabijemy go?", tylko wzruszył ramionami. Więc zabili.

Płacą za przestępców podatnicy

I Marcin, i "Łysy" odwołali się od skazującego wyroku, ale Sąd Apelacyjny w Katowicach orzekł, że apelacja jest "oczywiście bezzasadna" i zwolnił zabójców z kosztów postępowania odwoławczego. Wprawdzie wcześniej pili i ćpali, mieli za co, ale teraz są biedni jak mysz kościelna. Marcin złożył jeszcze kasację do Sądu Najwyższego licząc, że może jednak uda się skrócić lata nudnej odsiadki. Za kratkami każdy przestępca przechodzi przyspieszony kurs prawa karnego. Marcin już wie, że lepiej odpowiadać za rozbój niż za zabójstwo.

Dlaczego nadal bił ofiarę, skoro już ją okradł, dlaczego nie wezwał lekarza, nie próbował powstrzymać "Łysego"? - nie potrafi powiedzieć. Sąd Najwyższy kasację oddalił jako "oczywiście bezzasadną", ale kazał Marcinowi pokryć koszty postępowania - 770 zł, choć jego sytuacja materialna wcale się nie zmieniła między jednym a drugim wyrokiem. Marcina to oburzyło, bo niby z czego ma zapłacić, przecież siedzi. Dlatego złożył wniosek o umorzenie tej zaległości. Sąd w Katowicach najpierw był stanowczy. Tylko odroczył spłatę. Przed Marcinem przyszłość jest jednostajna, może w końcu zacznie pracować, a wtedy Skarb Państwa upomni się o swoje pieniądze. I rzeczywiście, Marcin zaczął dorabiać, sąd więc rozłożył mu zaległość na miesięczne raty, po 60 zł każda.

Zabójca szybciutko złożył zażalenie: "Działając w oparciu i na podstawie przysługujących mi praw składam zażalenie na postanowienie sądu" - napisał Marcin. Domagał się rat nie wyższych od 20 zł, bo dostaje miesięcznie 60 zł, a musi sobie kupić za to środki higieniczne. Sąd sprawdził w zakładzie karnym. Okazało się, że jego dochody wynosiły 123 zł, więc po 60 zł może jednak płacić. Jak tak, pomyślał Marcin, to grosza nie dam. Zaledwie na kilka miesięcy przed przedawnieniem tego długu sąd skierował sprawę do komornika. Ale Marcin nie ma konta, pracować też nie musi. Po trzech latach zaległości się przedawniły i sąd umorzył sprawę. Zabójca jest górą.

Skarb Państwa, czyli podatnicy, zapłacili za niego. - Sporo takich spraw trafia do komornika, choć ostatnio mam wrażenie, że jest ich mniej - mówi Piotr Sikorski z Izby Komorniczej w Katowicach. - Notoryczni skazani unikają płacenia kosztów procesu. Nie mają wartościowego depozytu, który nadawałby się do zlicytowania. Nie ma też przymusu pracy, żeby można było zająć ich wynagrodzenie, w ogóle mało jest pracy w zakładach karnych. O jakie zaległe kwoty chodzi w skali kraju? Nie wiadomo, ale w sumie są to kwoty ogromne. Wystarczy przypomnieć, że sąd skazując Katarzynę W. za zabójstwo córki Madzi zobowiązał ją do zapłacenia 100 tys. zł kosztów ekspertyz i opinii biegłych.

Marcin wyszedł na wolność po odsiedzeniu siedmiu lat z 12-letniego wyroku. Nikt go o pieniądze nie nęka, choć powinien, nawet do grobowej deski. Zasądzone należności od przestępców nigdy nie powinny się przedawnić. Nad dłużnikiem banku nikt się tak nie rozczula jak nad przestępcą - dłużnikiem Skarbu Państwa. "Łysy" wciąż jest za kratkami. On zainicjował to przestępstwo, polecając Marcinowi zgasić światło, wykazał się większą brutalnością.
- "Malarz" mnie wnerwił - wyjaśniał "Łysy". - Jak wychodził z piwnicy, zaczął mnie wyzywać, że "przećpałem" swoją rodzinę. Dlatego pokazałem Marcinowi, by wykręcił żarówkę. Chciałem dać mu nauczkę, aby więcej do mnie tak nie mówił. Nie wiem, dlaczego potem go związałem, nie wiem, dlaczego spytałem Marcina: "Czy go zabijemy?" Proszę o litość w mojej sprawie. Nie chcę spędzić całego życia w więzieniu, mam jeszcze córkę, którą chcę wychować. To wszystko przez narkotyki i alkohol.

"Łysy" uważa, że kara 15 lat pozbawienia wolności, jaką wymierzył mu sąd, jest rażąco wysoka. Ubiega się o warunkowe zwolnienie.

***

Art. 626. § 1
kodeksu postępowania karnego: "W orzeczeniu kończącym postępowanie sąd określa, kto, w jakiej części i zakresie ponosi koszty procesu".

- Sąd może zwolnić oskarżonego od zapłaty na rzecz Skarbu Państwa kosztów sądowych, jeżeli istnieją podstawy do uznania, że uiszczenie ich byłoby dla niego zbyt uciążliwe ze względu na sytuację rodzinną, majątkową i wysokość dochodów - wyjaśnia sędzia Jolanta Śpiechowicz z Sądu Apelacyjnego w Katowicach. - Z mojej praktyki wynika, że w połowie spraw skazani są zwalniani z kosztów procesu.


*Kto ma zagrać na meczu otwarcia stadionu Górnika Zabrze? ZAGŁOSUJ
*Pielgrzymka kobiet i dziewcząt do Piekar 2014 [DUŻO ZDJĘĆ]
*Wybory w Rybniku 2014: Kogo popierasz? Kto wygra? Rozwiąż quiz wyborczy
*Najlepsze baseny, aquaparki i kąpieliska w woj. śląskim [GŁOSUJ W PLEBISCYCIE]
*Energylandia w Zatorze, atrakcje, ceny, mapa oraz film z kamery Go Pro [WIDEO GO PRO]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!