Złote dzieci PO. "Młodzi Demokraci" - co się z nimi stało?

Joanna Miziołek
Marcin Rosół
Marcin Rosół FOT. MARCIN OBARA/POLSKAPRESSE
Czołowi Młodzi Demokraci Piotr Wawrzynowicz, Sławomir Nowak, Marcin Rosół, Piotr Targiński dziś znajdują się poza polityką. W dodatku wypadli z niej w złym stylu, bo zostali okrzyknięci aferzystami - pisze Joanna Miziołek.

To była kuźnia politycznych talentów. A przynajmniej miała nią być. Czołowi Młodzi Demokraci Piotr Wawrzynowicz, Sławomir Nowak, Marcin Rosół, Piotr Targiński zostali już dawno uznani za złote dzieci platformerskiej młodzieżówki. Paweł Piskorski i Sławomir Potapowicz też do niej należeli. Dziś z Platformą nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego. Zresztą z wzajemnością.
Co się z nimi stało? - W Polsce mamy partie krótkich lotów i takie same młodzieżówki. One nie przygotowują kadr - mówi "Polsce" politolog Kazimierz Kik. Kto w takim razie tworzy ich szeregi? Prześledźmy historię znanych byłych Młodych Demokratów.

Piotr Wawrzynowicz był niegdyś politykiem PO, zresztą zasiadał w krajowych władzach spółki. Później zajął się biznesem, współpracował m.in. z Zygmuntem Solorzem i dr. Janem Kulczykiem. Trafił do rad nadzorczych różnych spółek (np. zajmujących się budową kotłów), był doradcą szefów rad nadzorczych, współwłaścicielem agencji public relations i innej zajmującej się doradztwem giełdowym. Był też społecznym doradcą szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotrowa Nurowskiego.

Ostatnio było o nim głośno, bo został nagrany na opublikowanych przez tygodnik "Wprost" taśmach. Gazeta sugerowała, że Wawrzynowicz bardzo dobrze zna się ze słynnym Łukaszem N., oskarżonym o dokonanie nagrań. Tygodnik zaznacza, że z nagrań wynika, że Wawrzynowiczowi zależy na "konfidencjonalnym charakterze spotkań". Na koniec panowie umawiają się, że wychodzą oddzielnie, jeden po drugim, a za posiłek zapłacił biznesmen. Gotówką, bo jak mówił - płatność kartą zostawia pewne ślady. Ten sam Piotr Wawrzynowicz wbił gwóźdź do politycznej trumny Sławomira Nowaka, kupując dla niego zegarek. Tak wynika z wniosku o uchylenie immunitetu w związku z niewpisaniem przez byłego szefa resortu transportu zegarka do oświadczenia majątkowego: - Z materiału dowodowego wynika, że Sławomir Nowak dokonał wyboru zegarka za radą swojego kolegi Piotra Wawrzynowicza. Następnie przekazał Wawrzynowiczowi pieniądze otrzymane od żony tytułem prezentu i za te pieniądze Wawrzynowicz zakupił 8 marca 2011 r. zegarek w "Pracowni Czasu" przy ul. Wiejskiej w Warszawie. Sławomira Nowaka nie trzeba szczegółowo przedstawiać. Przez dwie kadencje (1998-2002) pełnił funkcję szefa młodzieżówki UW - Stowarzyszenia Młodzi Demokraci, którą wyprowadził z tej partii w 2001 r., podpisując jednocześnie umowę stowarzyszeniową z Platformą Obywatelską. Potem jego kariera polityczna nabrała rozpędu.

W 2001 r. wystartował w wyborach do Sejmu z listy PO w okręgu gdańskim - ale nie zdobył mandatu, uzyskując 2130 głosów. Posłem został trzy lata później, zajmując miejsce wybranego do Parlamentu Europejskiego Janusza Lewandowskiego. W 2007 r. został liderem listy PO w okręgu gdańskim. 16 listopada 2007 r. został sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera i szefem gabinetu politycznego premiera. Dwa lata później podał się do dymisji na fali odejść z rządu związanych z wybuchem tzw. afery hazardowej. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że Donald Tusk zdymisjonował go ze względu na jego "długi język".
21 października 2009 r. Sławomir Nowak został wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego PO.

W czasie przyspieszonych wyborów prezydenckich z 2010 r. został szefem sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego. A potem zastąpił Jana Kozłowskiego na stanowisku przewodniczącego Regionu Pomorskiego PO. 5 sierpnia stracił stanowisko wiceprzewodniczącego klubu PO, a 29 września został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta ds. kontaktów z Rządem i Parlamentem. W związku z rozpoczęciem pracy w Kancelarii Prezydenta musiał zrezygnować z mandatu poselskiego.

W związku z objęciem mandatu poselskiego zrezygnował z pracy w Kancelarii Prezydenta. By później zostać ministrem transportu w rządzie Donalda Tuska. Stanowisko stracił na skutek afery zegarkowej, a dokładniej faktu, że nie wpisał do oświadczenia majątkowego drogocennego zegarka.

Kolejnymi złotymi dziećmi Młodych Demokratów byli Marcin Rosół i Piotr Targiński. W listopadzie 2007 r., gdy na czele rządu stanął Donald Tusk, Marcin Rosół i Piotr Targiński, koledzy ze studiów politologicznych na Uniwersytecie Warszawskim, mieli po 27 lat. Rosół został szefem gabinetu ministra sportu, Targiński - wicepremiera i szefa MSWiA Grzegorza Schetyny.

Marcin Rosół polityczną karierę zaczynał w Warszawie w Młodych Demokratach. Był w grupie Sławomira Nowaka, w opozycji do młodych spod skrzydła Pawła Piskorskiego. Kłopoty z Marcinem Rosołem zaczęły się już w 2006 r., kiedy do prokuratury w Warszawie zgłasza się Marcin K., młody działacz Platformy (członek Młodych Demokratów) - mówi o nieprawidłowościach podczas kampanii w 2004 i 2005 r., a w "Newsweeku" ukazuje się artykuł "Dojenie Platformy". Opisuje, że Rosół i Wawrzynowicz podczas tych kampanii mieli wyprowadzać pieniądze poprzez tzw. słupy, z którymi sztab PO podpisywał fikcyjne umowy.

W czasie śledztwa Rosoła i Wawrzynowicza obciążyły trzy osoby: Maciej Sz., były asystent Jana Rokity, oraz Łukasz L. i Zbigniew T., którzy mieli podpisane umowy-zlecenia ze sztabem PO. Dwaj ostatni mieli być tzw. słupami. Śledztwo trwało, gdy w 2007 r. PO wygrała wybory. Rosoła w prokuraturze bronił także skarbnik PO Mirosław Drzewiecki, będący już wówczas ministrem sportu. Zeznał, że nic nie wie o wyprowadzaniu poprzez "słupy" pieniędzy, a całą sprawę traktuje jako wewnętrzne walki w partii. Ale to nie jedyna afera, w jakiej pojawia się nazwisko Marcina Rosoła. Wkrótce staje się bohaterem afery hazardowej. Bo poleca córkę Ryszarda Sobiesiaka do pracy w zarządzie Totalizatora Sportowego. Po wycofaniu się Mirosława Drzewieckiego z polityki Marcin Rosół też z niej znika.
Nie z polityki, ale z Platformy Obywatelskiej zniknął również Paweł Piskorski. Władze krajowe PO zajęły się Piskorskim po publikacji "Dziennika" w 2006 r. dotyczącej inwestycji eurodeputowanego. Kupił w 2005 r., wraz z żoną, 320 ha po byłych PGR-ach na Pomorzu Zachodnim. Kosztowało to 1,25 mln zł. "Dziennik" zapytał, skąd Piskorski wziął pieniądze bo według gazety z oświadczenia majątkowego, które złożył w 2005 r., nie wynika, by mógł sobie na taką inwestycję pozwolić. Piskorski tłumaczył, że pieniądze pochodziły ze sprzedaży mieszkań, kredytu, oszczędności oraz dochodów bieżących jego i żony. Na konferencji prasowej zorganizowanej przed posiedzeniem zarządu PO, Piskorski zapewnił, że "każda złotówka wydana na ten projekt ma swoje potwierdzenie".

Donald Tusk był jednak nieprzejednany. Wraz z władzami PO wykluczył Piskorskiego z partii. Szef Platformy mówił wtedy, że władze ugrupowania kierowały się dbałością nie tylko o wizerunek partii, ale także o "poważne traktowanie wyzwania, jakim jest odbudowa zaufania między zwykłymi ludźmi a ludźmi władzy".

Dodał, że zarząd krajowy PO nie jest komisją śledczą i nie badał działań Piskorskiego pod kątem zgodności z prawem. "Problem polega na tym, że raz na jakiś czas, ale niestety niezwykle systematycznie, pojawiają się wątpliwości wokół tego polityka i to wątpliwości dotyczące także strony finansowej jego działalności" - powiedział szef PO.

Według Tuska widać że Piskorski "źle godzi działalność publiczną z własną przedsiębiorczością - źle w tym sensie, że nie budzi ona zaufania i uznania opinii publicznej".

Szef Platformy powiedział, że już w czasie pierwszych - jak to określił - "wpadek" Piskorskiego PO sprawdzała dokumentację przy pomocy urzędów skarbowych, Regionalnej Izby Obrachunkowej, NIK i prokuratury. "Paweł Piskorski w świetle prawa jest człowiekiem bez zarzutu. Natomiast działalność publiczna wymaga czegoś więcej niż tylko formalnej zgodności z prawem własnych działań publicznych i biznesowych" - stwierdził Tusk.

Jego zdaniem w przypadku Piskorskiego "mamy do czynienia z ciągłym kryzysem zaufania, zarówno wewnątrz Platformy, jak i w oczach opinii publicznej wobec jego aktywności i sposobu działania".

Na pytanie, czy wykluczenie Piskorskiego nie osłabi Platformy, Tusk ocenił, że "takie decyzje prędzej czy później przynoszą wyłącznie dobre skutki". "Jestem przekonany, że zdecydowanie lepiej podejmować twarde i przykre decyzje - lepiej późno niż wcale - po to, aby naprawdę budować siłę na zdrowych fundamentach" - dodał. Jak pokazała przyszłość i kolejne polityczne afery partii, nie udało się jej zbudować na zdrowych fundamentach.

Miesiąc później zarząd krajowy PO zdecydował o usunięciu z partii 10 osób, dotychczasowych warszawskich działaczy Platformy, pod zarzutem szkodzenia wizerunkowi partii. Wszyscy byli kojarzeni z Pawłem Piskorskim. Usunięci zostali Jan Artymowski, Jacek Chudziak, Jan Dziubecki, Piotr Fogler, Andrzej Kobel, Dariusz Orzechowski, Sławomir Potapowicz, Marcin Widawski, Marek Zwierzyński i Andrzej Zyguła. - Główny zarzut to szkodzenie wizerunkowi partii. Każda osoba to inna historia - mówił ówczesny sekretarz generalny Platformy Grzegorz Schetyna. Schetyna powiedział, że najwięcej kontrowersji wzbudziła sprawa Potapowicza. Sam Potapowicz nazwał skandalem usunięcie z PO jego i dziewięciu innych, dotychczasowych warszawskich działaczy partii. Jego zdaniem decyzja zarządu krajowego partii to dowód, że w Platformie trwa wewnętrzna wojna, w której przeciwników tępi się w bezwzględny sposób.

Potapowicz - dotychczas wiceszef mazowieckiej PO i działacz jej warszawskich struktur - powiedział, że nie wie, jakie zarzuty stawiało mu kierownictwo partii, jak były one uzasadniane, nie miał możliwości porozmawiania z zarządem i nie dano mu możliwości obrony. A najbardziej zabolało go to, że Sławomir Nowak zgodził się jednak być świadkiem obrony przed sądem koleżeńskim, który decydował o jego wyrzuceniu z PO. Potapowicz, który był nawet świadkiem na ślubie Nowaka, dokładnie zapamiętał jego zeznania, bo pogrążyły go do reszty. Jego przyjaciel powiedział, że ich partyjne drogi rozeszły się w 2001 r. i dlatego trudno mu ocenić dzisiejszą postawę kolegi. Ale skoro przewodniczący Tusk podjął decyzję o wykluczeniu z partii Potapowicza, to widocznie jest to słuszne.

- Trochę było mi przykro, bo traktowałem go jak przyjaciela - mówi Potapowicz. Jako przyjaciela Sławomir Nowak natomiast musiał traktować Donalda Tuska, który ostatecznie kilka miesięcy temu stwierdził, że dopóki będzie szefem Platformy Obywatelskiej, były minister transportu nie będzie z nią współpracował.

Kazimierz Kik, podsumowując wszystkie wymienione wyżej polityczne "kariery", mówi: - Funkcjonowanie w ramach młodzieżówki nie daje przygotowania do życia politycznego. Być może dlatego, że nikt nie nauczył ich latać, wszystkie złote dzieci Młodych Demokratów wykonały szybki, krótki polityczny lot z fatalnym lądowaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Złote dzieci PO. "Młodzi Demokraci" - co się z nimi stało? - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl