Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw był zamach, potem leniwy zastój. Lawina ruszyła po miesiącu [I WOJNA ŚWIATOWA]

Włodzimierz Knap
Serbska piechota maszeruje na front
Serbska piechota maszeruje na front Wikipedia commons/Domena publiczna
[I WOJNA ŚWIATOWA] Przykład sprzed wieku pokazuje, jak bieg dziejów potrafi się błyskawicznie zmieniać, jak niewiele dzieli pokój od wojny. Dokładnie sto lat temu, 1 sierpnia 1914 roku, wybuchła pierwsza wojna światowa. Wcale nie musiało do niej dojść.

Można jej było uniknąć. Nie brakowało kluczowych polityków i dowódców, którzy chcieli walce powiedzieć „nie”. Przesądził inny czynnik. Nagły pęd społeczeństw. Wiek temu panujący i rządy musieli liczyć się z opinią publiczną. Mentalność ludzi była kwestią o zasadniczym znaczeniu. Historycy podkreślają, że chyba nigdy wcześniej ani później narody Europy tak wieloma głosami, a przy tym zgodnie, nie rwały się do wojny jak na przełomie lipca i sierpnia 1914 r.

W niedzielę, 2 sierpnia, w Londynie odbywały się wiece robotnicze, w których uczestniczyły setki tysięcy osób. Śpiewano na nich Międzynarodówkę i wzywano rząd, by przystąpił do wojny. Ramsey MacDonald, przywódca brytyjskich pacyfistów, stwierdził, że „wojna, która nadchodzi, będzie najbardziej popularna, jaką kraj toczył”.

Kiedy Wilhelm II z balkonu zamku berlińskiego ogłosił wojnę, tłum zaintonował chorał „Dziękujcie wszyscy Bogu”. Tak było nie tylko w Berlinie. Europa pogrążała się w wojnie i w szale euforii. Zamiast przerażenia, była radość spowodowana nadzieją na szybkie zwycięstwo. W kościołach błogosławiono oręż, a księża w czasie kazań mówili: „Bóg z nami”. Do wojny zachęcali literaci. Obliczono, że w samych Niemczech, i tylko w sierpniu 1914 r., do drukarń trafiło 1,5 mln wierszy wojennych! Do wojny zachęcali również wielcy poeci, np. Rainer Maria Rilke.

Nie inaczej zachowywali się naukowcy. Rewolucyjny, wojenny zapał, na wzór Francji z 1789 r., w 1914 r. rozlał się po Europie. Wierzono w triumf swoich wojsk, w zwycięstwo słusznej sprawy. Dopiero pod koniec 1914 r. zrozumiano, że ta wojna znacznie różni się od wcześniejszych. Nadal jednak zapał społeczeństw był spory. Francuzi, którzy po Serbach najmocniej ucierpieli, dopiero na początku czwartego roku wojny zaczęli protestować z powodu przelanej krwi rodaków.

Historia się nie powtarza, lecz z lekcji sprzed wieku warto zapamiętać, że czasami dzieje świata charakteryzują się niezwykłą dynamiką, nad którą nikt nie jest w stanie zapanować. Skutków również nie można przewidzieć. Odzyskanie niepodległości przez Polskę jest jednym z dowodów na to.

CZYTAJ TAKŻE: Wielka wojna kuzynów. Nieuchronność światowego kataklizmu

Do 3 sierpnia w stanie wojny ze sobą były tylko Austro-Węgry i Serbia. Ten stan rzeczy można jednak skwitować: nihil novi sub sole. Wiedeń bowiem niecierpliwie czekał, by w pojedynkę zdusić Belgrad, zwłaszcza że w wyniku dwóch wojen bałkańskich (1912–1913) nie zapobiegł zdobyczom terytorialnym Serbii. Zamach przeprowadzony przez serbsko-chorwackich nacjonalistów w Sarajewie na arcy- księcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę stał się świetnym ku temu pretekstem.

1 sierpnia, w godzinach popołudniowych, najpierw Niemcy, a ciut później Francja zarządziły mobilizację. Rząd w Paryżu zdecydował się na taki krok, bo dymisją zagroził wódz naczelny gen. Joseph Joffre. Wezwany 1 sierpnia na posiedzenie gabinetu uzasadniał, że mobilizacja jest konieczna, bo bez niej w razie ataku niemieckiego wojska francuskie musiałyby się wycofywać o 15–20 km dziennie. Gen. Joffre podkreślił jednak, że wojna to ostateczność, a Francja przystąpi do niej tylko wtedy, gdy zostanie zaatakowana. Gabinet wydał co prawda dekret o mobilizacji, lecz Rene Vivani, szef francuskiej dyplomacji, nadał jej mocno uspokajające brzmienie: „Mobilizacja to nie wojna. Przeciwnie, wydaje się być ona najlepszym środkiem zapewnienia pokoju z honorem”.

1 sierpnia 1914 r. członkowie rządu w Londynie stanowczo zapewniali, że nie pozwolą, by Wielka Brytania przystąpiła do wojny. Odrzucili nawet w gruncie rzeczy tak drobny wniosek, jaki zgłosił ówczesny lord admiralicji Winston Churchill o powołanie marynarzy rezerwistów i ukończenie przygotowań wojennych we flocie.

Co zaszło zatem, że kilkadziesiąt godzin później zaczęła się rzeź, która trwała przez ponad cztery lata? Śmierć poniosło w niej około 10 mln ludzi, ponad 20 mln zostało kalekami, a 8 mln osób określa się mianem „zaginiony”.

Istota rzeczy polega na tym, że kiedy 28 czerwca 1914 r. zabity został w Sarajewie następca tronu Austro-Węgier, to Europa ograniczyła się do potępienia tego aktu terroru. Zresztą w samej monarchii habsburskiej śmierć następcy tronu nie wszystkich zasmuciła. Ottokar Czernin, zausznik arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, pisał po zamachu: „Na dworze wiedeńskim i w towarzystwie budapesztańskim więcej było uradowanych niż bolejących”. Josef Redlich, znany wówczas prawnik i polityk, przyznawał, że na ulicach Wiednia nie wyczuwało się nastrojów żałobnych. Na marginesie dodajmy: inaczej niż w prowincjonalnym galicyjskim mieście Krakowie.

Przez miesiąc po zamachu wydarzenia na arenie dyplomatycznej toczyły się leniwie. Państwa prowadziły grę dyplomatyczną, straszyły się, ale wojna wydawała się być rzeczą niemożliwą oraz niechcianą. Dopiero 23 lipca 1914 r. rząd Austro-Węgier wysłał rządowi Serbii 10-punktowe ultimatum i dał mu dwa dni na zajęcie stanowiska. Było ono tak sformułowane, by Belgrad nie mógł go przyjąć. Niewiele jednak brakowało, by Serbowie zaakceptowali go w całości. Zgłosili zastrzeżenia tylko co do udziału przedstawicieli Austro-Węgier w śledztwie w sprawie zabójstwa arcyksięcia. Taka odpowiedź zadowoliła Wiedeń, bo chciał on koniecznie dostać pretekst do rozprawienia się z Serbami.
Zdaniem wybitnych znawców, m.in. Jamesa Jolla, Gordona Martela, Janusza Pajewskiego, Jena Durosele’a, dopiero wówczas w Europie zaczęto zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Rząd niemiecki wieczorem, 25 lipca naciskał na swojego sojusznika, czyli Austro-Węgry, by natychmiast uderzyły na Serbię. Berlin liczył, że dzięki temu zamiast wielkiej wojny dojdzie jedynie do wojenki, w której Wiedeń szybko upokorzy Belgrad. Gen. Franc Conrad, szef sztabu generalnego Austro-Węgier, następnego dnia odparł, że najwcześniej uderzyć na Serbię może 12 sierpnia.

Pod koniec lipca 1914 r. władze Wielkiej Brytanii robiły wszystko, by na groźbach słownych się zakończyło. Szef brytyjskiej dyplomacji Edward Grey starał się nakłonić potęgi europejskie do udziału w konferencji pojednawczej. 27 lipca Francja i Włochy zgodziły się. Siergiej Sazonow, minister spraw zagranicznych Rosji, spotkał się natomiast w Sankt Petersburgu z ambasadorem Austrii. Rozmowa dawała nadzieje na uspokojenie napięcia między obu państwami. Dodajmy, że pod koniec lipca cesarz Wilhelm II wysłał telegram do swojego kuzyna, cara Rosji Mikołaja II. Pisał, że podejmuje działania, które mają doprowadzić do porozumienia rosyjsko-austriackiego.

CZYTAJ TAKŻE: Wielka wojna kuzynów. Nieuchronność światowego kataklizmu

Prezydent Francji Raymond Poincare zabiegał natomiast do początku sierpnia 1914 r., by Rosja, sojuszniczka Francji, nie dała pretekstu Niemcom do rozpoczęcia wojny. 31 lipca szef francuskiej dyplomacji Vivani nakłaniał Rosjan, „by nie podejmowali żadnych środków, które mogłyby dać Niemcom pretekst do choćby częściowej mobilizacji”.

Poincare równocześnie przekazał przez ambasadora Wielkiej Brytanii w Londynie wiadomość mówiącą, „że zachowanie pokoju między wielkimi potęgami jest w rękach Anglii”. Uważał, że rząd brytyjski powinien ogłosić, iż w razie wojny stanie po stronie Paryża. To miało, w ocenie Poincarego, ostudzić wojenne nastroje Niemców. Brytyjczycy nie chcieli jednak powiedzieć „tak” Francji. Poważnie zmartwiło to Paryż. 1 sierpnia do rąk króla Jerzego V trafił list od Poincarego. Apelował, że od stanowczej postawy Anglii zależy utrzymanie pokoju.

Jerzy V natychmiast odpowiedział, ale uniknął deklaracji, że Londyn w razie potrzeby wesprze Francję, gdy ta zostanie zaatakowana przez Niemcy. Dopiero gdy Niemcy 2 sierpnia wtargnęli na terytorium Belgii, opierając się o kanał La Manche, Anglicy poczuli sie zagrożeni. Prof. Pajewski zauważa: „Anglicy z dala, spokojnie i beznamiętnie słuchali o nieznanej Serbii, o polityce austriackiej i rosyjskiej na Bałkanach, nawet o konflikcie niemiecko-rosyjskim, ożywili się, gdy widmo wojny zbliżyło się do ujścia Renu. Ostateczną decyzję Londyn podjął, gdy na ulice tego dnia wyszły tłumy, domagając się wojny”.

Od 2 sierpnia sytuacja zaczęła się zmieniać jak w kalejdoskopie. Rządy mocarstw od 3 sierpnia zaczęły wypowiadać sobie wojnę. Potem ruszyły wojska. Z polskiego punktu widzenia dobrze się stało, że do niej doszło, bo dzięki I wojnie światowej odzyskaliśmy wolność. Gdyby wówczas nie wybuchła – w tak sprzyjającej dla Polski międzynarodowej konfiguracji – to do dzisiaj moglibyśmy tkwić w niewoli.

***

– 1 sierpnia 1914 r. członkowie rządu w Londynie stanowczo zapewniali, że nie pozwolą, by Wielka Brytania przystąpiła do wojny. Odrzucili nawet w gruncie rzeczy tak drobny wniosek, jaki zgłosił ówczesny lord admiralicji Winston Churchill o powołanie marynarzy rezerwistów i ukończenie przygotowań wojennych we flocie.

– Przez niemal miesiąc po zamachu

wydarzenia na arenie dyplomatycznej toczyły się leniwie. Państwa prowadziły grę dyplomatyczną, straszyły się, ale wojna powszechna wydawała się być rzeczą niemożliwą oraz niechcianą. Dopiero 23 lipca 1914 r. rząd Austro--Węgier wysłał rządowi Serbii 10-punktowe ultimatum i dał mu dwa dni na zajęcie stanowiska.

– Z polskiego punktu widzenia dobrze się stało, że do niej doszło, bo dzięki I wojnie światowej odzyskaliśmy wolność. Gdyby wówczas nie wybuchła – w tak sprzyjającej dla Polski międzynarodowej konfiguracji – to do dzisiaj moglibyśmy tkwić w niewoli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski