Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Finał Mundialu 2014. Wielki bój butnych narodów

Krzysztof Kawa, Rio de Janeiro
Przed niedzielnym (godz. 21) finałem mistrzostw świata w Brazylii Argentyńczycy wierzą przede wszystkim w uśmiech losu, a rozpędzeni Niemcy - we własną moc

"Pokażemy wam, jak się gra z Niemcami" - wołają argentyńscy fani do Brazylijczyków na ulicach Rio de Janeiro. Zjeżdżają ich tutaj prawdziwe tłumy. Służby porządkowe zostały postawione w stan najwyższej gotowości.

Argentyńskie koszulki widać wszędzie - na ulicach, w metrze, na każdym placu miasta. Są pewni siebie, wręcz butni. Jednak Niemcy, których jest tu nieporównanie mniej, ani myślą im ustępować. W niedzielę na Maracanie czeka nas bitwa dwóch butnych narodów.

Zwycięzca w zasadzie jest już znany. Zespół, który rozbił Brazylię 7:1, nie może kilka dni później przegrać. To po prostu nie mieści się w głowie. Chyba, że w loteryjnych warunkach, po rzutach karnych.

Argentyńczycy upatrują szansy w Leo Messim i wierzą w uśmiech losu. Może nawet, nie przyznając się do tego głośno, bardziej pokładają nadzieję w tym drugim. Bo nie ma bardziej przesądnego narodu w Ameryce Południowej niż oni. W sztabie reprezentacji na mistrzostwa, jako dyrektor generalny, znajduje się Carlos Bilardo. Ostatni z trenerów, który wywalczył z Argentyną tytuł (1986) i ostatni, który doprowadził ją do finału (1990). Dlatego możemy być pewni, że wszystko to, co przyniosło drużynie Alejandro Sabelli szczęście przed dotychczasowymi meczami, zostanie powtórzone przed finałem.
Bilardo to bowiem król przesądów. - Moje rytuały? Mam ich tyle, że przestałem liczyć - opowiadał. - Przed trzema laty proboszcz Lujan powiedział mi, że w religii nie ma przesądów. No więc od tamtej pory nazywam je swoimi zwyczajami.
"Zwyczaje" - według badań Instytutu Ipsos - ma niemal każdy z Argentyńczyków. W trakcie serii rzutów karnych podczas półfinału na stadionie w Sao Paulo Sergio Romero zachowywał się zupełnie inaczej niż bramkarz Holandii. Nie prowokował rywali. Za każdym razem powtarzał swój rytuał - przechodząc tam i z powrotem wzdłuż linii bramkowej bardzo dokładnie ją uklepywał korkami, po czym uderzał otwartą dłonią w każdy z słupków. Obronił dwie "jedenastki".

Niemcy to ostatni naród na świecie, który można by posądzić o wiarę w moc rytuałów. W przeciwnym przypadku nie mieliby wątpliwości, że przed meczem z Argentyną należy odrzucić tradycyjne białe koszulki i założyć te, które przyniosły szczęście w starciu z Brazylią. Zresztą postawienie na "Flalemanhę", jak nazywa się w Brazylii trykot w bordowo-czarne pasy, miałoby jeszcze jedno, bardzo przyziemne uzasadnienie. Okazuje się bowiem, że pomysł Adidasa na nawiązanie w mundialowej propozycji dla niemieckiej kadry do barw klubu Flamengo był strzałem w dziesiątkę. Stroje cieszyły się tak dużym powodzeniem u brazylijskich kibiców, że już w pierwszej fazie mistrzostw zostały wymiecione ze sklepowych półek.

Bez względu na wzór koszulki, Niemcy wierzą, że po finale zmieni się na niej jeden istotny szczegół - nad emblematem federacji będzie można umieścić czwartą gwiazdkę. Z dotychczasowych trzech tytułów ostatni trafił w ich ręce w 1990 roku, po finale właśnie z Argentyną. Tamten mecz nie był porywającym widowiskiem, tak samo jak cały mundial we Włoszech. Jutrzejszy ma zwieńczyć jeden z najpiękniejszych turniejów w historii, więc oczekiwania są nieporównanie większe.

Powtórki wyniku 7:1 nikt nie zakłada, bo obie drużyny zasłynęły w Brazylii z piekielnie mocnych defensyw. Za ofensywę chwalone były mniej, ale, co ciekawe, mimo ostatniej kanonady Niemców w Belo Horizonte, statystyki pokazują, że w dotychczasowych meczach to Argentyńczycy oddali więcej celnych strzałów na bramkę (95 do 88). Ponadto minimalnie dłużej utrzymywali się przy piłce (średnio 57 procent czasu gry, wobec 56 procent Niemców), za to przebiegli mniej kilometrów (683,5, zaś rywale 695,8).

W czasie gdy Niemcy będą dziś lecieć ze swojej bazy w prowincji Bahia do Rio de Janeiro, cała Brazylia wstrzyma oddech przed meczem o 3. miejsce z Holandią (dziś, godz. 22). Nikt nie wie, czy gospodarze doszli do siebie po wtorkowej katastrofie. W Belo Horizonte najpierw zawalił się wiadukt, doprowadzając do śmierci dwóch osób, a kilka dni później runęły nadzieje 200-milionowego narodu na wygranie mundialu. Przesądni, których wśród Brazylijczyków nie brakuje, nie mogli otrzymać lepszego dowodu na sensowność swoich przekonań.

Bez względu na wynik Luiz Felipe Scolari nie odpokutuje w Brasilii win. 39-letni Juninho Pernambucano, którego Felipeao pominął w selekcji na mundial w 2002 roku, dzisiaj bierze srogi rewanż i stanowczo domaga się, by selekcjoner podał się do dymisji jeszcze przed meczem z Holandią.

Największym echem odbiło się wystąpienie Neymara, pierwsze po odniesieniu kontuzji. Bardzo emocjonalne, przerywane łzami, gdy mówił o swoich przeżyciach. Na koniec ogłosił, że w finale będzie kibicował Messiemu: - To mój przyjaciel. Zasługuje na Puchar Świata.

WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CO TY WIESZ O SĘDZIOWANIU?"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska