Falenta, Jakubas, Krauze... "Tłuste misie" i ich związki z wielką polityką

Dorota Kowalska
Ryszard Krauze i Doland Tusk na meczu koszykówki w Sopocie w maju 2007 roku
Ryszard Krauze i Doland Tusk na meczu koszykówki w Sopocie w maju 2007 roku Polskapresse
"Tłuste misie", jak mówi minister Sienkiewicz, od zawsze musiały żyć w zgodzie ze światem polityki. Falenta, Krauze, Jakubas, oni wszyscy doskonale wiedzą, jak wiele zależy od tego, jakim okiem patrzy na nich władza.

Chyba od zawsze świat biznesu był blisko polityki. Ostatnia afera taśmowa czy podsłuchowa, jak kto woli, pokazuje, że te związki są czasami bardziej niż bliskie. W każdym razie podczas słynnej już, nagranej rozmowy Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką sporo było także o tym, jak utrzeć nosa "tłustym misiom", w domyśle - biznesmenom. W tym konkretnym przypadku za "tłustego misia" robi 62-letni Zbigniew Jakubas, jeden z najbardziej znanych polskich biznesmenów i inwestorów giełdowych. W skład jego Grupy Kapitałowej Multico wchodzi Mennica Polska (m.in. bije monety), Newag (produkuje pociągi) czy Feroco (remontuje tory). Jakubas od lat ląduje na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", rok temu uplasował się na zaszczytnym czternastym miejscu z majątkiem szacowanym na 1,55 mld zł.

"(...) Jesteśmy wobec trudnych negocjacji z człowiekiem, który już uważa, żeśmy go okradli. (...) zdaje się, że on jest przyzwyczajony do tego, że jak ma partnera państwowego, to znaczy, że ma c... przez sobą, a on sam gra twardych ludzi (...)" - mówi prezes Marek Belka. Chodzi o kontrakt na bicie monet 1-, 2- i 5-groszowych.

Sienkiewicz: "No to trzeba mu pokazać, jak można bardziej go okraść".

I dalej minister przedstawia swój plan rozegrania Jakubasa: "No, to ja mam taką możliwość, ostatnio mi się pojawiła. Bo zrobiłem takie, ci opowiadałem, zrobiłem taki kompot z Seremeta w sprawie ścigania przestępczości zorganizowanej, gdzie mamy zapięte CBŚ, UKS i urzędy skarbowe, z warsztatami, szkoleniami służby. Mam wrażenie, że za jakiś czas to będzie bardzo przyzwoite narzędzie także do rozgrywania naszych gier z takimi tłustymi misiami, którzy uważali, że są do tej pory kompletnie bezkarni. Oni byli bezkarni, dlatego że sam CBŚ wobec takiego Jakubasa to mógł mu nagwizdać, UKS mógł mu nagwizdać, urząd skarbowy też mógł mu nagwizdać. Wszystko razem złożone do kupy to już jest zupełnie inna bajka. Pierwsze znaczenie, myśl dla państwa jest dość banalna. Państwo w Polsce istnieje tylko teoretycznie, praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi priorytetami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność, że tak powiem...".

Jakubas po tym, co usłyszał, stwierdził tylko, że od miesięcy czuje się przez władzę osaczony. A od roku ma u siebie kontrolę za kontrolą.

Żeby było śmiesznej, na razie śledczy uważają, że za nagrywaniem polityków stoją nie byle kelnerzy, ale biznesmen właśnie - Marek Falenta. Jego majątek szacowany jest z kolei przez "Forbesa" na 440 mln zł. Czemu Falenta miałby zlecić podsłuchiwanie polityków? Według ABW powodem może być jeden z jego ostatnich biznesów: firma Składywęgla.pl handlująca tanim węglem pochodzącym według śledczych m.in. z Rosji i Kazachstanu. Półtora miesiąca temu policjanci z CBŚ zatrzymali 10 osób z kierownictwa firmy. Prokuratura postawiła im zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, oszustwa przy sprzedaży węgla, wyłudzenia podatku VAT i prania pieniędzy. Zatrzymani mieli między innymi sprzedawać węgiel sprowadzany ze Wschodu jako pochodzący z Polski. Zdaniem śledczych taśmy mogły być zemstą Falenty na tych, od których liczył pewnie na większą wyrozumiałość. Bo Falenta wcale nie ukrywał swoich sympatii politycznych. "Zawsze głosowałem na PO, mój ojciec był w KLD, potem w Unii Wolności, nawet współtworzył struktury na Dolnym Śląsku. Teraz już na Platformę nie zagłosuję" - mówił w radiu RMF FM po tym, jak wybuchła afera.

Ponoć biznesmen dobrze się zna z Norbertem Wojnarowskim, posłem Platformy. Falenta bywał dwa razy na dobroczynnych balach PO w Lubinie. W każdym razie sprawnie poruszał się w politycznym światku.

Nie tak sprawnie jednak jak Ryszard Krauze, o którym mówiono: "mistrz w zręcznym układaniu relacji biznesu i polityki". I było w tym stwierdzeniu wiele racji, bo Krauzego łączyły dobre stosunki z politykami właściwie wszystkich opcji. Na turnieju tenisowym w Sopocie często bywali Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Krauze zna się z politykami Platformy, znał go i cenił Lech Kaczyński. Ale też Krauze założył Prokom, wokół którego zbudował największą grupę informatyczną w Polsce, zajmującą się głównie informatyzacją sektora publicznego. To wtedy trafił na listę najbogatszych Polaków miesięcznika "Wprost", o jego wpływach, koneksjach krążyły legendy. "Starał się mieć dobre stosunki ze wszystkimi. Nie tylko z rządzącymi, którzy dopuszczali go do najlepszych konfitur. Był uczciwy wobec partnerów, co w biznesie nie jest takie oczywiste. Raz dane słowo traktował poważnie. Związał ze sobą najlepszych ludzi z polityki i gospodarki. Ma własne służby specjalne oparte m.in. na byłych ubekach, własne wojsko: byłych oficerów GROM. Ma radio, a nawet wyższą uczelnię. Nie korzysta z publicznego transportu, podróżuje prywatnym odrzutowcem. Finansuje sportowców, filmowców, związkowców, katolików i żydów. Z oficjalnych struktur wyssał niemal wszystko, co było do wyssania, i stworzył własne, alternatywne państwo" - pisał o nim w 2007 roku "Dziennik".

Bo rzeczywiście, Krauze był członkiem Polskiej Rady Biznesu, nie szczędził pieniędzy ani dla kultury, ani dla sportu. To był czas, kiedy wszyscy chcieli robić z nim interesy. Miał pieniądze i miał gest. Jego kłopoty zaczęły się w 2007 r., kiedy do władzy doszedł PiS. Jak pisał "Wprost", w 2006 r. w ABW powstała specjalna grupa śledcza, która przygląda się Krauzemu. Dwóch funkcjonariuszy z Poznania delegowano do Trójmiasta. Przez półtora roku zbierali informacje na temat Krauzego. Jego biznesowy świat zaczął się walić 30 sierpnia 2007 r., kiedy śledczy wydali postanowienie o zatrzymaniu Krauzego. Dwa tygodnie później prokurator poinformował, że Krauze jest podejrzany o składanie fałszywych zeznań i utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Biznesmen został przesłuchany przez prokuraturę, postawiono mu zarzuty.

Krauze nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Dwa lata później prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko niemu, uznając, że składając fałszywe zeznania, realizował swoje prawo do obrony, a tym samym nie popełnił przestępstwa.
Perypetie Krauzego z prokuraturą i śledczymi zbiegły się w czasie z jego biznesową decyzją o zainwestowaniu w ropę.

Inwestycja okazała się nietrafiona. Biznesmen stracił na niej grube miliony. Dzisiaj nie pojawia się na salonach, rzadko widują go nawet w rodzinnym Trójmieście.

Trochę inaczej potoczyły się losy najbogatszego Polaka Jana Kulczyka, przez współpracowników zwanego Doktorem, chociaż dzisiaj też nie wszystko idzie po jego myśli. Jak pisała w 2013 r. Joanna Solska w "Polityce": "Imperia Jana Kulczyka i Ryszarda Krauzego wyrosły dzięki świetnym relacjom z kolejnymi ekipami rządzącymi. Obaj przed laty mieli identyczne biznesowe know-how. Najlepsze interesy robili z państwem. Dzięki wielkim prywatyzacjom (m.in. Browarów Wielkopolskich, Telekomunikacji SA) urósł majątek Jana Kulczyka. Dziś oceniany jest na 11 mld zł. Nieprzypadkowo jednak Doktor zyskał przydomek pośrednika. Kupił, sprzedał, zarobił, ale niczego, co by sam zbudował, w kraju nie zostawił. Oprócz kawałka autostrady". Dalej Solska pisze: "Imperium Kulczyka zaczęło drżeć w posadach w kwietniu 2004 r., po wybuchu tzw. afery Orlenu. Formalnie rządził jeszcze SLD, ale wyraźnie szło już na IV RP. Komisje śledcze - pierwsza speckomisja badała tzw. aferę Rywina - miały dobić skorumpowanych komuchów i umożliwić nowe polityczne otwarcie. Komisję orlenowską powołano formalnie do wyjaśnienia okoliczności aresztowania Andrzeja Modrzejewskiego, prezesa PKN Orlen jeszcze z czasów AWS, ale wątek Kulczyka wyglądał zbyt smakowicie, by politycy nie chcieli na nim zbić popularności. Zapachniało przecież zdradą, szpiegostwem. Sensację i medialną gorączkę budziły opowieści o kolacjach wiedeńskich, podczas których »Doktor« miał się spotykać z byłym rosyjskim szpiegiem Ałganowem, wtedy już działającym w rosyjskiej energetyce. Po co? Sugestie były oczywiste: po to, żeby sprzedać Rosjanom cały nasz sektor naftowy, pozbawiając naród energetycznego bezpieczeństwa".

Kulczyk mógł się obawiać IV RP: PiS, Samoobrony, LPR, więc przeniósł swoje inwestycje poza granice Polski. Dzisiaj inwestuje w Afryce, ale ponoć z politykami Platformy nie łączą go już tak dobre relacje jak z lewicą. A jak pokazuje życie, te relacje często decydują o powodzeniu w biznesie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl