CBA, czyli krótka historia o tym, jak zmieniało się Centralne Biuro Antykorupcyjne

Dorota Kowalska
Mariusz Kamiński może triumfować, zachował immunitet
Mariusz Kamiński może triumfować, zachował immunitet Marcin Obara/Polskapresse
Tego chyba nikt się nie spodziewał: Mariusz Kamiński, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zachował immunitet. Obronił się i przeszedł do kontrataku, bo wyszło na to, że posłowie dobrze oceniają jego pracę, kiedy kierował Biurem.

Centralne Biuro Antykorupcyjne znowu trafiło na czołówki gazet. Tym razem, a właściwie jak zawsze, za sprawą swojego byłego szefa Mariusza Kamińskiego. Wprawdzie kilka dni temu obchodziliśmy ósmą rocznicę powstania CBA, ale nie o tym pisali dziennikarze. We wtorek posłowie mieli zadecydować, czy pozbawić posła Kamińskiego immunitetu. Wnioskowała o to Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która chciała postawić Kamińskiemu zarzuty przekroczenia uprawnień podczas czynności operacyjnych CBA w czasach, kiedy kierował Biurem. Choć śledczy nie ujawniają treści zarzutów, wiadomo, że chodzi o sprawę Weroniki Marczuk i byłego prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusława Seredyńskiego oraz sprawę willi w Kazimierzu Dolnym, której - jak domniemywało CBA - cichymi właścicielami byli Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy. Sprawa wydawała się przesądzona: tak koalicja, jak politycy Sojuszu i Twojego Ruchu miłością Kamińskiego nie darzą, od dawna bardzo krytycznie wypowiadali się o czasach, kiedy kierował Biurem. Wydawało się więc, że Kamiński immunitet straci. A tu bach, niespodzianka! Były szef CBA go zachował, ponoć tak płomiennie i przekonywająco opowiadał z sejmowej mównicy o machlojkach państwa Kwaśniewskich i swojej ciężkiej pracy, że nasi parlamentarzyści uwierzyli mu na słowo. Na słowo, bo jak okazało się później, spośród 460 posłów z wnioskiem prokuratury o uchylenie Kamińskiemu immunitetu zapoznało się zaledwie dziewięciu!

W CBA pracuje 766 funkcjonariuszy i 114 pracowników cywilnych. Jedna trzecia zatrudnionych osób to kobiety. CBA jest wciąż najmniejszą i zarazem najmłodszą służbą specjalną w Polsce.

Na sejmowych korytarzach zapanowała konsternacja. Zaczęło się liczenie głosów i szukanie winnych. Szybko okazało się, że siedmiu posłów Platformy opowiedziało się przeciwko uchyleniu immunitetu byłemu szefowi CBA, aż 16 wstrzymało się od głosu, 18 w ogóle nie pojawiło się na sali. Tymczasem do uchylenia immunitetu politykowi PiS zabrakło 15 głosów. Kamiński zmiękczył serca niektórych ludowców, a co najdziwniejsze - także polityków Sojuszu. Bo sześciu posłów SLD wstrzymało się od głosu, ratując byłego szefa CBA.

Prezydium klubu SLD już zdecydowało o ukaraniu ich naganą. - Nie interesowały nas ich motywy, ale skutek, który widzieliśmy w głosowaniu - mówił rzecznik partii Dariusz Joński. Leszek Miller, pewnie wiedząc, że najlepszą obroną jest atak, przyłożył Platformie. - Siedem lat temu PO wygrała wybory, prezentując program rozliczania patologii IV RP. Ten proces nigdy nie został przeprowadzony właściwie, a we wtorek mieliśmy przykład odwrotu od tego zamiaru. SLD był jedynym klubem, który nie poparł powołania CBA, tłumacząc, że to będzie policja polityczna. Działalność CBA za Mariusza Kamińskiego potwierdziła nasze obawy - mówił dziennikarzom w Sejmie. No, ale jakoś trzeba się było wytłumaczyć wyborcom.

W Platformie, co tu dużo mówić, też nastroje nietęgie. - Sam jeszcze do końca nie rozumiem tego, co się stało, pomimo rozmów z posłami z naszego klubu - mówił w środę w Radiu Zet sekretarz generalny PO Paweł Graś.

Rozczarowania wtorkowym głosowaniem nie krył również szef klubu PO Rafał Grupiński. - Część naszych kolegów sprawiła nam przykrą niespodziankę, z której trudno nam się wytłumaczyć do końca przed naszym elektoratem. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Mariusz Kamiński nadużywał władzy, zarządzając CBA, jego funkcjonariusze przekraczali uprawnienia - mówił potem w Sejmie.

Na niewiele te tłumaczenia się zdały. Kamiński triumfuje. Na początku podziękował posłom, a potem apelował o powołanie sejmowej komisji śledczej, która prześwietliłaby majątek Kwaśniewskich. Poseł Kamiński rzeczywiście może czuć satysfakcję. Bo wyszło na to, że pracował dobrze, a za jego czasów CBA skutecznie walczyło z korupcją.

Cofnijmy się więc trochę w czasie. Centralne Biuro Antykorupcyjne powstało w 2006 r. jako "służba specjalna państwa polskiego, urząd do spraw zwalczania korupcji w życiu publicznym i gospodarczym, w szczególności w instytucjach państwowych i samorządowych, a także do zwalczania działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa". Na czele biura stanął Mariusz Kamiński. Kiedy pytamy, kto wpadł na pomysł powołania takiej jednostki, słyszymy, że właściwie Kamiński i Ludwik Dorn. - Mariusz mówił o tym jeszcze za czasów AWS - wspomina Adam Lipiński, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości.

Parę lat temu w Sejmie III kadencji Ludwik Dorn zgłosił z kolei projekt powołania takiego superorganu państwowego. Sami wybrańcy, urzędnicy mieli obstawić wszystkie kluczowe pozycje w państwie, a żeby nie byli podatni na korupcję, mieli dostać luksusowe samochody, mieszkania służbowe w eleganckich dzielnicach i superpensję. Projekt roboczo nazwano projektem "400 sprawiedliwych".

Pytanie, czy powołanie Biura miało w ogóle sens, skoro walką z korupcją zajmowała się policja?

- W powszechnej opinii nie do końca zajmowała się korupcją w sposób właściwy. Trzeba pamiętać, że zwłaszcza w małych miejscowościach istnieją pewne lokalne uzależnienia, wręcz sitwy, więc istniał opór mentalny przed walką z korupcją - mówi Paweł Wojtunik, obecny szef CBA. - Na całym zresztą świecie jest trend, aby powoływać służby antykorupcyjne. Problem w tym, że w Polsce ta służba powstała w wyniku pewnej idei politycznej. Pierwszym jej szefem był były polityk, który wrócił zresztą potem do polityki. Tak nie powinno być. Biuro powinno być uniezależnione od władzy i jeśli na świecie rozmawia się o służbach antykorupcyjnych, to jako jej negatywny przykład podaje się właśnie początki CBA w naszym kraju - tłumaczy Wojtunik.

Centralne Biuro Antykorupcyjne za czasów Mariusza Kamińskiego to była twierdza nie do zdobycia. W każdym razie legendy krążą o tym, jak prześwietlano pocztę, zanim trafiła na biurko szefa, czy interesantów. Wystarczy powiedzieć, że normą było wyciąganie wszystkiego z kieszeni, ba, nawet pasków ze spodni.

Agenci pracowali z rozmachem. Efekt? Wielkie nazwiska i ciężkie oskarżenia. Weronika Marczuk - oskarżona o korupcję. Posłanka Beata Sawicka - oskarżona o korupcję. Znany kardiochirurg Mirosław G. - oskarżony o korupcję, a nawet o zabójstwo. Małżeństwo Kwaśniewskich - podejrzane o ukrywanie majątku pochodzącego z nielegalnych źródeł.

W tle słynny agent Tomek - potem poseł Tomasz Kaczmarek - kokietujący, wręczający łapówki, odgrywający role bogatego biznesmena albo czułego kochanka. Wszyscy zacierali ręce i czekali na sądowe wyroki.

W II instancji posłanka Sawicka została jednak uniewinniona. Wyrok, jak podkreślał sędzia, zwalniał ją z odpowiedzialności karnej, ale nie moralnej, bo ta, co prawda, przyjęła łapówkę, ale - zdaniem sądu - dowody zostały zebrane nielegalnie.

- Sąd apelacyjny uniewinnił oskarżonych z powodu rażących uchybień popełnionych przez CBA w toku prowadzonych wobec obojga oskarżonych czynności operacyjnych. Czynności te podjęto nielegalnie, bo bez istnienia ku temu ustawowych przesłanek prawnych, a następnie wykonywano bez dochowania ustawowych reguł ich dopuszczalności, co dyskwalifikuje zgromadzony materiał dowodowy - tłumaczył sędzia.

Ale też praca agentów CBA za czasów, kiedy kierował nimi Mariusz Kamiński, do dziś wzbudza emocje. Spektakularne zatrzymania, pokazowe konferencje prasowe. Tyle tylko, że tak naprawdę niewiele z tego zostało. Weronikę Marczuk, podobnie jak Sawicką, sąd uznał za osobę niewinną, kardiologa oskarżonego przez ministra Ziobrę o zabójstwo sąd z tego zarzutu i wielu innych zwolnił. CBA nie udało się też udowodnić niczego małżeństwu Kwaśniewskich, chociaż bardzo się o to starało. Pewnie sukcesy też były, ale to, co pozostało w świadomości społecznej po starym CBA, to - bardziej niż procesy i wyroki - styl pracy jego agentów: walizki pełne pieniędzy, romantyczne kolacje, drogie samochody, spotkania, prezenty - sidła zastawiane na swoje ofiary. Jak orzekł potem sąd: zastawiane nielegalnie, w sposób nieuprawniony. Ale pokusa była duża - spore pieniądze przyznane CBA, parcie na wynik, wreszcie swoboda działania.

Zmieniają się jakość i charakter korupcji. Wychodzi z mody dawanie niskich kwot w gotówce. Coraz częściej to dobrze płatna praca

- Jeszcze zanim zostałem ministrem, mówiłem, że jeśli nie było dowodów na popełnianie lub gotowość popełnienia przestępstw korupcyjnych, to nie powinno być sprawy ani wyroku skazującego. Inaczej policja chodziłaby po urzędach i próbowała korumpować urzędników. To by było niedopuszczalne - mówił mi jakiś czas temu prof. Zbigniew Ćwiąkalski.

Polski system prawny nie zna wprawdzie "teorii owoców zatrutego drzewa", inaczej mówiąc - zakazu używania w procesie karnym dowodów zdobytych nielegalnie, ale obowiązuje zasada swobodnej oceny dowodów przez sąd. A ten może nie uznać, tak jak to zrobił w sprawie Sawickiej, dowodów, które - jego zdaniem - zostały zdobyte niezgodnie z prawem.

Kiedy w 2009 r. szefem biura został Paweł Wojtunik, mocno się uspokoiło. Wojtunik rzadko udziela wywiadów, nie organizuje konferencji prasowych, nie ma mowy o zatrzymaniach w światłach kamer. Biuro pracuje spokojnie, bez rozgłosu.

- Od chwili, kiedy szefem CBA został Paweł Wojtunik, Biuro przeszło proces reorganizacji, wynikiem czego jest m.in. duże ograniczenie stanowisk kierowniczych oraz stworzenie bardziej efektywnej i sprawnej struktury. Biuro otworzyło się też na świat zewnętrzny, na inne instytucje, w szczególności policję i inne służby specjalne. Współpracujemy ze służbami zagranicznymi, na co pozwala nam znowelizowana ustawa o CBA - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik Biura.

CBA wciąż jest najmniejszą i zarazem najmłodszą służbą specjalną. W Biurze pracuje 766 funkcjonariuszy i 114 pracowników cywilnych. Jedna trzecia zatrudnionych osób to kobiety. Śledztwa prowadzone przez Biuro najczęściej dotyczą administracji samorządowej, a w dalszej kolejności: sektora gospodarczego, służby zdrowia i farmacji, administracji centralnej, terenowej administracji samorządowej oraz programów unijnych. Niektóre sprawy to naprawdę waga ciężka. Agenci Biura stwierdzili działania niezgodne z prawem w zamówieniach publicznych związanych m.in. z budową i wdrożeniem Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, modyfikacją systemów informatycznych dla policji czy przy zakupie usług i sprzętu teleinformatycznego dla Ministerstwa Sprawiedliwości. W innym śledztwie dotyczącym korupcji wśród podejrzanych znaleźli się marszałek województwa podkarpackiego i były zastępca komendanta powiatowego policji w Jarosławiu.

Ale jak mówią w Biurze, korupcja w Polsce ewoluuje.

- Polacy się zmienili. Są bardziej nowocześni, dużo podróżują, są świadomi swoich praw. Inna rzecz, że dzisiaj przeciętnego Polaka stać na zapłacenie mandatu. Więc oblicze korupcji na pewno się zmieniło. Zmieniły się jej jakość i charakter. Coraz rzadziej mamy do czynienia z taką ordynarną korupcją, nazwałbym ją kopertową. Powoli wychodzi z mody dawanie w ramach łapówek niskich kwot w gotówce. Częściej to na przykład dobrze płatna praca, fikcyjne umowy-zlecenia lub propozycja zostania czyimś doradcą. Amerykanie nazwali to zjawisko korupcją zakonspirowaną, bo to "układ" wielopoziomowy, bardzo inteligentny - tłumaczy Paweł Wojtunik.

Coraz częściej spotyka się też przypadki korupcji z tzw. płatnością odłożoną w czasie. O co chodzi? Otóż urzędnik pomaga coś załatwić konkretnemu klientowi, a ów klient zobowiązuje się, że za czas jakiś, kiedy urzędnik straci państwową posadę, zatrudni go u siebie.

Sąd apelacyjny przynajmniej w przypadku posłanki Beaty Sawickiej źle ocenił pracę Biura za czasów, kiedy kierował nim Mariusz Kamiński. Zdaniem sądu sidła zastawiane przez agentów CBA były zastawiane nielegalnie, w sposób nieuprawniony

Ale to, co z pewnością zmienia się na korzyść, to społeczna świadomość korupcji i reakcja ludzi na jej przejawy. Rośnie liczba sygnałów o potencjalnych przypadkach korupcji nadsyłanych do CBA. W 2013 r. liczba zgłoszeń wzrosła o 60 proc.

- Jako porażkę CBA traktujemy budżet Biura pozostający od kilku lat na podobnym poziomie i pozwalający jedynie na bieżące funkcjonowanie. W Warszawie jednostki CBA rozlokowane są w dwóch obiektach, z czego jeden jest wynajmowany. Nie stać nas na to, żeby powstały delegatury we wszystkich miastach wojewódzkich, np. w kujawsko-pomorskim - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik Biura. Agenci mają ponoć fatalne warunki pracy, niektórzy siedzą w adaptowanych piwnicach.

- Biuro należy rozbudować, ono nie zostało do końca zorganizowane. W pewnym momencie atmosfera wokół CBA nie była najlepsza, pojawiły się pytania o sens jego istnienia i nikt nie myślała już o tym, żeby doprowadzić tę służbę do takiego stanu, jaki był planowany. Należy to zrobić, bo inaczej grozi nam zapaść. Za nami stoją wyniki naszej pracy - tłumaczy Paweł Wojtunik.

Co konkretnie należy zrobić?

- Dofinansować CBA: pokryć delegaturami Biura cały obszar kraju, przyjąć nowych ludzi, polepszyć warunki pracy - wylicza Paweł Wojtunik.

Problemem CBA za czasów, kiedy kierował nim Mariusz Kamiński, pomijając już fakt, jak zbierano dowody, było na to pewno to, że o Biurze było głośno. Może zbyt głośno. Tymczasem wiadomo nie od dziś, że dla każdej służby najlepszą sytuacją jest taka, kiedy się o niej nie mówi. Pracy agentów sprzyja cisza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl