Wielki Kniaź, świta Wettyna i wizja Korwin-Mikkego. Kim są polscy monarchiści?

Jakub Szczepański
Leszek Wierzchowski
Leszek Wierzchowski Polskapresse
Chociaż ostatni król zasiadał na polskim tronie ponad dwieście lat temu, to w kraju ciągle działa kilkanaście organizacji monarchistycznych. Nawet w Parlamencie Europejskim znajdzie się zwolennik władzy królewskiej.

Wminionym tygodniu europejska monarchia zatrzęsła się w posadach. Premier Hiszpanii ogłosił, że po blisko 40 latach rządów Juan Carlos I de Burbon zamierza abdykować. Jego miejsce ma teraz zająć jedyny syn monarchy, książę Filip. Zdjęcia dokumentujące przekazanie królewskiej decyzji na ręce Mariano Rajoya trafiły na Twittera monarchii i błyskawicznie obiegły cały świat. Powody abdykacji? Oficjalnie to był po prostu dobry moment dla 76-letniego króla. Ale ze źródeł mniej oficjalnych wiadomo, że arystokrata próbował ratować nadszarpnięty honor własnego rodu. Sondaż opublikowany miesiąc temu wskazywał na to, że 62 proc. Hiszpanów chce ustąpienia monarchy. Mniej niż połowa ankietowanych odpowiedziała, że ma dość królewskiego urzędu w ogóle.

Niezależnie od królewskich problemów i współczesnych skandali z arystokratami w rolach głównych wydaje się, że koronowane głowy na trwale zadomowiły się na Starym Kontynencie. W zasadzie jeszcze na początku XX w. rządy monarchów dominowały w Europie. Obecnie zostało jedynie 12 monarchii, a aż 10 z nich podlega dziedziczeniu. W każdym razie od czasów, kiedy na polskim tronie zasiadał Stanisław August Poniatowski, minęło już ponad 200 lat. Wydawałoby się, że zdążyliśmy zapomnieć, jak to jest żyć pod rządami koronowanego władcy. Nic bardziej mylnego. W Rzeczypospolitej ciągle znajdą się entuzjaści monarchii. Jedni chcą restytucji starych, arystokratycznych rodów, inni zamierzają wybrać kogoś zupełnie nowego. W większości są to środowiska powszechnie kojarzone z prawą stroną areny politycznej i konserwatywnym światopoglądem. Część dąży do wyznaczonego celu, zakładając stowarzyszenia, a niektórzy biorą się nawet do tworzenia partii politycznych. Z pewnością niewielu Polaków o tym wie, ale mamy w kraju człowieka, który określa się mianem regenta Polski i rozdysponowuje tytuły szlacheckie.

W tyglu polskich monarchistów
Tytuły Leszka Wierzchowskiego brzmią co najmniej imponująco: Regent Polski, Wielki Kniaź Ukrainy-Rusi, Kniaź Imperium Rosji, Emir Tatarów. Nie mają żadnego znaczenia dyplomatycznego ani nie są uznawane przez żadne państwo. Kim jest człowiek, który się nimi posługuje? Jak mówi sam o sobie, nie jest ani oligarchą, ani biedakiem, ale po prostu średniozamożnym człowiekiem o szlacheckim pochodzeniu. W 1991 r. założył Polski Ruch Monarchistyczny, partię polityczną, której celem jest ustanowienie monarchii konstytucyjnej w Rzeczypospolitej. W tym wypadku o restytucji nie ma mowy.

- Polski Ruch Monarchistyczny u zarania swoich dziejów, po rozmowach z wysoko urodzonymi i za zgodą przedstawiciela starej arystokracji noszącego historyczne nazwisko, wyłonił swojego kandydata jako pretendenta do tronu. A ja zostałem jego regentem - opowiada mi założyciel Polskiego Ruchu Monarchistycznego. Tajemniczy kandydat do polskiego tronu podziałał na mnie jak płachta na byka, od razu zapytałem o nazwisko. - Kandydat do polskiej korony zabronił mi ujawniać swoich danych. Powiedział, że społeczeństwo nie jest jeszcze na to gotowe. Wszystko skupiłoby się na osobie króla, jego życiu prywatnym. Wówczas stałby się celebrytą. A przecież nie o to chodzi - tłumaczy mi Wierzchowski.

Jak opowiada regent, do jego organizacji należy ponad tysiąc osób. Jego zdaniem jest największa i wyznacza standardy. Inni to jedynie "marna kalka". Założenia programowe? "Polski Ruch Monarchistyczny dążyć będzie do upowszechnienia szlachetnego - uczciwego - honorowego postępowania. Na straży tej idei powinien stać król, a kraj, którym będzie władał, winien nosić miano Królestwa Polskiego. Polski Ruch Monarchistyczny zmierzać będzie do powołania króla, a następnie stać w jego obronie i godnie go reprezentować" - czytamy na nieco archaicznej stronie WWW.
W statucie partii zapisano, że PRM może nadawać także tytuły szlacheckie. Tylko po co komu dzisiaj taka godność? - Chodzi o przeżywanie pewnych wartości: uczciwości, patriotyzmu, honoru, godności osobistej, szacunku do najważniejszych osób w państwie, a w przyszłości do majestatu króla - wyjaśnia Leszek Wierzchowski. - Jeśli ktoś legitymuje się tytułem odziedziczonym po przodkach, to utożsamia się z historią Polski, z dziejami. Zobowiązuje to do zaangażowania w życie społeczne, polityczne, gospodarcze kraju - dorzuca.

Szef Polskiego Ruchu Monarchistycznego nie ogranicza się jedynie do działań w obrębie własnej organizacji. W 1995 r. - bez powodzenia - startował w wyborach prezydenckich. Był też śląskim kandydatem na senatora, ale i w tym wypadku się nie powiodło. O wiele lepiej niż w polityce poszło mu za to w pisarstwie. Pracował m.in. jako dziennikarz "Dziennika Zachodniego". Wydaje również fraszki. W zdecydowanej większości traktują o erotyce, chociaż specjalnie dla "Polski" znalazł się utwór o innej tematyce: " Monarchia to jest władzy ozdoba/a co jest piękne, to się podoba".

Monarchia "podoba się" także Konfederacji Spiskiej - stowarzyszeniu, które postawiło sobie za cel przywrócenie do władzy uprawnionego rodu arystokratycznego. Słowem: restytucja pełną gębą. Kto jest prawowitym władcą Rzeczypospolitej? Zdaniem konfederatów tron należy się dynastii Wettynów. To stary ród rycerski pochodzący z Turyngii. Jego protoplastą był Burkhard, potomek Widukinda. Człowiek żyjący na przełomie IX i X w. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego zagraniczni arystokraci mieliby zasiadać na polskim tronie. Odpowiedź jest prosta: po prostu im się to należy. Historia panowania Wettynów na ziemiach polskich sięga XVII w., czasów Augusta II Mocnego, elektora Saksonii. Chociaż kochliwy król miał ponad 300 nieślubnych dzieci, to jego jedyny syn z prawego łoża zasiadł na polskim tronie jako August III. W 1791 r. ustawa rządowa wyznaczyła potomka monarchy na króla po śmierci Stanisława Augusta Poniatowskiego. Monarsze plany zniweczył drugi rozbiór Polski, ale warto pamiętać, że jeszcze za czasów Księstwa Warszawskiego rządził tu Fryderyk August, kolejny Wettyn. Co prawda, władca ów został zmuszony przez koalicję antyfrancuską do zrzeczenia się tronu, ale to jego potomkowie powinni rządzić Rzecząpospolitą. Wnioski? W telegraficznym skrócie: polski tron należy się nikomu innemu, a pretendentowi do tronu Saksonii Albertowi Wettynowi. Tyle o restytucji, przyjrzyjmy się samej Konfederacji i jej członkom.

Konfederacja Spiska to twór stosunkowo młody. Zawiązano ją 17 września 2006 r. na zamku w Starej Lubowni. - Konfederacja w swoich założeniach odwołuje się do legalizmu politycznego związanego z Konstytucją 3 maja. Uznajemy, że ten dokument, jako ostatni akt prawny uchwalony przez Polaków bez zewnętrznego oddziaływania, był pismem reformującym ustrój polityczny w Polsce. Monarchia dziedziczna to był zasadniczy przełom w tej całej myśli - mówi "Polska The Times" Jan Skowera, wicemarszałek organizacji. - Bo Polska była monarchią, ale I Rzeczpospolita, zgodnie z nazwą, była republiką. Konstytucja 3 maja to zmienia. Jeżeli monarchia ma być w Polsce przywrócona, to powinna funkcjonować w myśl zasad zawartych w konstytucji. Stąd nasze odwołanie do rodu Wettynów - tłumaczy.

Członkowie stowarzyszenia doskonale zdają sobie sprawę, że po 200 latach wcale nie będzie łatwo przywrócić w Polsce monarchii. Ale budują swoje struktury, by uczestniczyć w życiu publicznym, kulturalnym i społecznym. W planach jest utworzenie uczelni we Wrocławiu, a nawet start w najbliższych wyborach samorządowych.

Konfederacja liczy w tej chwili 400 działaczy. Podobno jest największa i najbardziej aktywna w kraju. Struktury lokalne nazywają się starostwami. Taka jednostka odpowiada wielkości dawnego województwa. Konfederatów znajdziemy w Warszawie, Tarnowie, Nowym Sączu, Częstochowie czy Sosnowcu. Najwięcej na Śląsku i południu Małopolski. Pochodzenie, podobnie jak w Polskim Ruchu Monarchistycznym, nie ma tu większego znaczenia. Chociaż, jak przyznaje Jan Skowera, w szeregach stowarzyszenia znajdują się również arystokraci noszący doskonale znane z historii nazwiska oraz aktywni politycy. Za przykład może tu posłużyć chociażby poseł Platformy Obywatelskiej Marian Cycoń.

Monarchiści a polityka
Do Parlamentu Europejskiego dostał się jeden z najbardziej znanych monarchistów na polskiej scenie politycznej. Niewątpliwie jest nim Janusz Korwin-Mikke, lider Kongresu Nowej Prawicy. Kiedy zapytałem go o stowarzyszenia monarchistyczne, zareagował impulsywnie: - Chce mnie pan stawiać w jednym rzędzie obok tych wszystkich przebierańców?! W takim razie nie zgadzam się na publikację! - zastrzegł już na samym początku naszej rozmowy. Organizacje monarchistyczne uważa za ludzi, którzy nie mają żadnego realnego znaczenia. Z rozbawieniem wspomina wizytę sprzed lat, kiedy gościł wśród świty Leszka Wierzchowskiego. - Mówiło się wtedy, że facet sprzedaje tytuły. Kiedyś ludzie z jego organizacji zaprosili mnie na kolację. Siedziało tam zacne grono, ze 40 osób - wspomina szef KNP. - Gdzieś przy drugim daniu powiedzieli w końcu, o co im chodzi.
Doszli do wniosku, że ich szef nie miał prawa tych tytułów sprzedawać - śmieje się polityk. Ale podejście do polskich organizacji monarchistycznych wcale nie oznacza, że monarchia jest dla Korwin-Mikkego złym ustrojem. Wręcz przeciwnie: - Przez 99 proc. historii ludzkości przewijają się monarchie. Demokracje i republiki to rzadkie przypadki. To teraz obserwujemy jakiś wysyp. Tak czy owak każda demokracja kończy się katastrofą. To po prostu nieuniknione. W tej chwili oglądamy ostatnie lata demokracji. Milton Friedman mówił, że dekadencja to piękny okres, ale jednak okres upadku. Nie wiem, czy ten obecny potrwa jeszcze 15 lat, dłużej czy krócej - tłumaczy Korwin-Mikke. - W każdym razie przyszły monarcha to będzie zdolny, agresywny młody człowiek mający poparcie wśród wiernej drużyny. Ktoś, kto ma autorytet wśród ludzi. On koronuje się sam, podobnie jak Napoleon. Przecież król nie zasiądzie na tronie dzięki głosowaniu ludu - uważa.

Podobno tylko w samym Senacie jest czterech monarchistów. Plotki głoszą, że należy do nich chociażby Piotr Andrzejewski z PiS. Jeżeli chodzi o posłów, to swojej monarchistycznej przeszłości z pewnością nie może ukryć Artur Górski, również z PiS.

Parlamentarzysta, który niedawno zmagał się z nowotworem, należy do założycieli Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. Do dzisiaj to jedna z poważniejszych organizacji krzewiących myśl konserwatywną. - Byłem monarchistą w okresie lat 80., w sensie poglądów politycznych jestem zdeklarowanym konserwatystą - mówi "Polsce" były prezes Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego. - Monarchizm jest ideą ponadpartyjną, a ja jestem członkiem konkretnej partii politycznej. Mamy precyzyjnie wyznaczone zadania i cele. Między innymi dlatego wycofałem się z prowadzenia klubu - mówi poseł PiS.

Chociaż parlamentarzysta nie był zbyt wylewny, to "Polska The Times" dotarła do ludzi, którzy pamiętają jego pierwsze kroki w szeregach monarchistów. - Za czasów Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego był bardzo rzutki. Świetny organizator.

Poznaliśmy się przy okazji pierwszej wizyty księcia Alberta saksońskiego. To był bodajże 1993 r. Opinia Artura była taka, że najpierw musimy uszlachetnić społeczeństwo, podnieść jego poziom. Uważał, że ludzie muszą dorosnąć - wspomina mój rozmówca. - Jest to człowiek o przekonaniach monarchicznych, w tej chwili musiał się natomiast jednoznacznie zdeklarować w sensie politycznym. PiS nie jest organizacją demokratyczną, więc nie ma tam miejsca na różne opcje i poglądy. Zwątpił trochę. Każdy ma prawo do wyboru, chociaż ja osobiście żałuję, bo jest to prawy, uczciwy i porządny człowiek - uważa.

Jeśli chodzi o myśl monarchistyczną, to KZ-M zasługuje co najmniej na odnotowanie. Organizacja uważa się za bezpośredniego spadkobiercę idei krzewionej przed wojną przez Stanisława hrabiego Tarnowskiego. Wówczas chodziło o przywrócenie monarchii, dzisiaj jest inaczej. "Jesteśmy organizacją apartyjną, chociaż żywo zainteresowaną polityką, na którą patrzymy z pozycji konserwatywnych i katolickich. Wbrew swojej nazwie, nawiązującej do przedwojennej prawicowej organizacji, nie skupiamy się na problemie restauracji monarchii w Polsce, obce jest nam wysuwanie »pretendentów« do ewentualnego tronu.

(...) Głównym polem zainteresowania KZM jest walka o »władzę kulturową«, czyli tworzenie i propagowanie prawicowych idei politycznych" - pisze prof. Adam Wielomski, prezes organizacji. Konserwatywną myśl promują za pośrednictwem strony internetowej Konserwatyzm.pl oraz półrocznika "Pro Fide, Rege et Lege". KZ-M współpracuje z miesięcznikiem "Najwyższy Czas" i innymi prawicowymi tytułami.

Kiedy zapytałem prof. Wielomskiego o organizacje pragnące przywrócenia monarchii w Polsce, odpowiedział krótko: - Nie mam ochoty tracić czasu na komentowanie tej błazenady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl