Niebezpieczna miłość w sieci. Jak ustrzec się przed oszustem matrymonialnym?

Agnieszka Smogulecka
Myślały, że złapały Pana Boga za nogi. Były szczęśliwe, wierzyły, że budują nowy, trwały związek. Bujając w obłokach, nie zauważyły, że obietnice wspólnego życia to kłamstwa. Bo trafiły na oszusta matrymonialnego.

To prawdziwy Kalibabka naszych czasów. I tak jak on: przystojny, zadbany, doskonale ubrany i szarmancki - opowiada o Arturze Buczku Maciej Karczyński z Komendy Stołecznej Policji. - Bardzo skrupulatnie wybierał swoje ofiary. Celowo szukał kobiet, które nie ułożyły sobie życia i oczekiwały męskiego wsparcia. Rozkochiwał w sobie kobiety, które poznawał za pośrednictwem portali internetowych. Obiecywał ożenek. Okradał je i znikał.

32-letniego Artura Buczka ujęto w grudniu w Częstochowie po trzynastu latach poszukiwań. Wpadł przez przypadek, gdy warszawscy policjanci pojechali prywatnie na Jasną Górę. Przed jednym z bloków zobaczyli mężczyznę, który wydał im się znajomy… Szybko zorientowali się, że widzieli go wśród zdjęć poszukiwanych. Zatrzymali go.

Piotr Pietrzykowski, Michał Podgórny, Piotr Jons, Artur Bączkowski, Piotr Salomon, Piotr Ewilsner, Waldemar Grawacki, Piotr Mejsner, Paweł Ebinger - tak Buczek przedstawiał się dziewczynom. Mówił, że jest rehabilitantem, pracownikiem NIK, inspektorem nadzoru budowlanego, pediatrą, policjantem drogówki, byłym żołnierzem armii USA czy też kierowcą ambasady USA. Kobiety poznawał poprzez portale społecznościowe. - Był czuły, delikatny - wspominają jego ofiary.

Znikał w delegacji
Artur Buczek mieszkał u swoich wybranek zwykle przez kilka miesięcy. Po pewnym czasie zaczynał wspominać, że potrzebuje pieniędzy. Na działalność gospodarczą. Operację ojca w szwajcarskiej klinice. Czasem w ogóle nie tłumaczył, po co mu gotówka. Brał ją. Nakłaniał "narzeczone" do zaciągania kredytów lub zakupu telefonów komórkowych. Nie miał skrupułów, by wykorzystywać też rodziny i znajomych "przyjaciółek" - pożyczał także od nich. Było go więc stać na wynajem luksusowych aut i pięknych mieszkań.

Rolnik spod Parczewa łamał męskie serca. W listach do panów podpisywał się Miranda lub Narcyza

Oszukał kilkadziesiąt kobiet na setki tysięcy złotych. Dokonywał też drobnych oszustw, brał zaliczki za naprawę samochodu lub jego sprowadzenie. Pierwszego dopuścił się na Pradze w Warszawie. Pracował wtedy w sklepie, był sprzedawcą. Obiecał klientowi sprowadzić wymarzony telewizor. Wziął 1600 złotych zaliczki i zniknął. Ani pracodawca, ani klient już go więcej nie zobaczyli. Później zrozumiał, że łatwiej będzie mu omotać samotne kobiety. Wśród pokrzywdzonych są: pielęgniarka, realizatorka dźwięku, bibliotekarka, asystentka notariusza. - Żyjemy w kulturze, w której panuje kult miłości romantycznej. Literatura, filmy, gazety są przepełnione romantycznymi opowieściami o cudownych spotkaniach zagubionych w szerokim świecie kochanków, którzy jakimś cudem się odnajdują - mówi psycholog Martyna Goryniak. - To niestety jest sprzeczne z racjonalną oceną mężczyzny, z którym chcemy być blisko, i tym samym stwarza zagrożenie, że zwiążemy się raczej z naszym wyobrażeniem na czyjś temat niż z realną osobą.

Prawdziwy "Tulipan"
Przez lata o oszustach matrymonialnych myśleliśmy tylko wtedy, gdy oglądaliśmy film "Tulipan". Pierwowzorem głównego bohatera był Jerzy Kalibabka, najsłynniejszy w czasach PRL oszust matrymonialny. Rozkochiwał kobiety tylko po to, by po zdobyciu ich zaufania grabić je z kosztowności.
- Kobiet, które uwiodłem, było kilka tysięcy. Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć - opowiadał w ubiegłym roku w telewizji Jerzy Kalibabka.
Akt oskarżenia był imponujący, znalazło się w nim dwieście nazwisk ofiar. Niektóre z pań ciągle wierzyły, że to nieporozumienie. - On mnie kocha, wróci do mnie i odda wszystko, co zabrał - zeznawały przed sądem. Płakały, gdy w dzień kobiet, 8 marca 1984 roku, sąd ogłosił wyrok: 15 lat więzienia.
Po 9 latach kary został zwolniony dzięki ogłoszeniu amnestii. Wcześniej jednak, w 1987 roku, nakręcono "Tulipana". Tulipan, Kalibabka - te dwa słowa są dzisiaj równoznaczne z oszustem matrymonialnym.

Podryw przez internet
Matrymonialni oszuści nigdy nie mieli tak łatwo jak teraz. W sieci jest wiele portali, dzięki którym można kogoś poznać, umówić się na randkę. Anonimowy rozmówca często jest oparciem w trudnych chwilach, z czasem łatwo nabrać przekonania, że się go zna, zaufać -_także w realu.
- Dawniej, kiedy ludzie żyli w małych, dość zamkniętych społecznościach, bardzo łatwo można było sprawdzić tożsamość każdego, często analizując jego rodzinną historię kilka pokoleń wstecz. Tym samym ludzie przeważnie wiedzieli, z kim mają do czynienia. Dzisiaj nie jest to takie proste - tłumaczy Martyna Goryniak. - W internecie można udawać kogoś zupełnie innego, dlatego warto ostrożnie oceniać to, co czytamy. Trzeba być ostrożnym w budowaniu relacji z drugą osobą i zachować czujność.

Internetowy sposób "podrywu" wykorzystywał także 21-letni Konrad K. (złapany miesiąc temu w Warszawie). Młodzieniec od dwóch lat wyszukiwał ofiary za pośrednictwem portali internetowych. Wzbudzał zaufanie. Obiecywał stały związek, nie wspominając jednak ani słowem, że ma żonę i dwoje dzieci. Kobiety, które mu wierzyły, same przekazywały mu pieniądze. - Na prowadzenie własnej działalności - tłumaczył jednej z nich. Innej wmówił, że ma chorego ojca i potrzebuje pieniędzy na jego leczenie za granicą. Dziś policja już wie, że zdobytą gotówkę przeznaczał na wynajem luksusowych aut i mieszkań na terenie kraju.

W ubiegłym roku inny oszust wpadł w Poznaniu. On również poznawał kobiety przez portale internetowe. Jedna z ofiar opowiedziała swoją historię kryminalnym z Grunwaldu. - Spodobał mi się, sądziłam, że ułożymy sobie razem życie - pochlipywała. - Po kilku tygodniach znajomości wprowadził się do mnie. Później zniknął, a razem z nim moja biżuteria.
Policjanci do złapania oszusta również wykorzystali internet. Jedna z funkcjonariuszek zarejestrowała się na portalu i umówiła z oszustem.

- Podawał się za przedsiębiorcę trudniącego się transportem - wspomina funkcjonariuszka. Po prawie czterech miesiącach "flirtu" nadeszła chwila zatrzymania. - Rozpuściłam włosy, włożyłam sukienkę, zrobiłam makijaż - uśmiecha się policjantka. - "Tulipan" podjechał mercedesem (poszukiwanym). Miał wielki bukiet kwiatów. Po jego ujęciu wyszło na jaw, że już wcześniej oszukiwał kobiety.

"Chciałam ostrzec przed Grzegorzem z Warszawy. Podaje, że jest ze Szczecina, Włocławka. Mówi, że jest strażakiem lub pracuje w straży granicznej. Jest wysokim, czarnym mężczyzną, ma tatuaż na ręce. Jest bardzo miły, ciepły i… na każdym kroku kłamie. Naciąga na pieniądze i nie oddaje" - ostrzega jedna z użytkowniczek na stronie Oszukana.pl. Kobiety dzielą się na niej przykrymi wydarzeniami z życia.
"Chcę was przestrzec przed oszustem o imieniu Wojtek, którego poznałam na Sympatii. Niesamowicie inteligentny, oczytany człowiek. Potrafi znaleźć, już w trakcie rozmowy internetowej, czuły punkt kobiety i na nim się skupia. Na spotkaniu opowiada o sobie w sposób niezwykle ciekawy, mądry, wiarygodny, chociaż po tym, gdy już wiem, że jest oszustem, zastanawiam się, jak mogłam się nabrać na te historie" - dodaje inna. "Mówi, że jest wdowcem lub rozwodnikiem. Najbardziej interesują go samodzielne panie z własnym mieszkaniem i dobrą pracą. Potrafił przez rok mieszkać z kobietą, opowiadając jej, że jest chirurgiem i wychodząc do pracy, przy okazji kroić na kasę oraz spotykać się z kilkoma innymi naiwnymi paniami".
"Ja zostałam oszukana przez bydlę z Małopolski. Podawał się za prokuratora. Ubiera się w markowe ciuchy, wyłudza pieniądze, szantażuje" - skomentowała na Oszukana.pl Wilczyca.

Oferują to, czego pragniemy
- Wszyscy oszuści robią, co mogą, by wzbudzić zaufanie ofiar - wyjaśnia Joanna Kęciń-ska z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. Niedawno prowadziła Akademię Bezpiecznej Kobiety. - Charakteryzuje ich wysoka kultura i sposób wysławiania się oraz staranny wygląd zewnętrzny. Swoją "ofertę" dostosowują do potrzeb ofiary. Jedni mówią o wygranej, inni o pomocy w opłatach, kolejni o "cudownych" kosmetykach.
Zdarzają się i tacy oszuści, którzy dla osiągnięcia zysku oferują ciepło, czułość, czasem małżeństwo. Wykorzystują zaufanie, jakim zostali obdarzeni.

- Relacja z partnerem oparta jest na uczuciu do niego, z natury nie skłania do szczególnego kontrolowania. Z definicji jest to relacja oparta na zaufaniu, natomiast ofiary oszustów zapominają, że zaufanie powinno wynikać ze znajomości kogoś drugiego, i że aby ufać, trzeba mieć podstawy - zaznacza Martyna Goryniak. Obdarzanie kredytem zaufania kogoś, o kim nic nie wiemy, może przysporzyć kłopotów. Zaufanie, jakim darzymy drugą osobę, pojawia się często w związku w reakcji na fascynację i życzeniowe myślenie, że to ona jest tą "jedyną", której szukaliśmy.

W Poznaniu w 2008 roku ujęto złodzieja, który ofiary poznawał przez ogłoszenia z telegazety. Z jedną ze swoich wybranek z Pomorza zaczął wymieniać SMS-y, później umówili się, że kobieta przyjedzie do niego. Spotkali się na dworcu PKP Poznań Główny. Rafał kazał kobiecie zapakować bagaże do auta. Chciał zaparkować, ale stwierdził, że nie ma drobnych do parkometru. Poprosił ją o rozmienienie pieniędzy w kiosku. Kiedy kobieta wróciła, nie było mężczyzny, samochodu i wszystkich jej rzeczy. Oszust został zatrzymany w Tarnowie Podgórnym.

W tym samym czasie w Wągrowcu ujęto innego oszusta matrymonialnego. Mężczyzna poznał kobietę przez internet, po długich pogawędkach w sieci i kilku spotkaniach zamieszkał u niej. Po niecałym miesiącu kobieta wróciła do pustego domu. Stwierdziła, że zniknęły jej kosztowności i pieniądze z konta. Zauroczona 36-latka była tak nierozsądna, że udostępniła numer PIN do swojej karty bankowej przyjacielowi. Po pewnym czasie śledczy ustalili, że jej przyjaciel to 34-latek z Jeleniej Góry, karany już wcześniej za podobne przestępstwa.

"Tulipan" z Wołomina natomiast poznał swoją ofiarę w sklepie. Razem tam pracowali.
Z czasem zaczęli umawiać się. Młodzieniec bywał gościem w jej domu, prawił komplementy i zapewniał o gorącym uczuciu. Mówił też o sobie: że został porzucony przez matkę, że rodzice adopcyjni oddali go do domu dziecka. Twierdził, że nie ma nikogo bliskiego, a bardzo chciałby mieć normalną rodzinę i dom. Dostał od kobiety miłość, ale też pieniądze, kredyty, dwie umowy na telefony komórkowe. Odchodząc, zabrał jeszcze MP4 i biżuterię. Krzysztof T. został zatrzymany. Jeden z kradzionych pierścionków podarował… nowej dziewczynie.

Mówił, że ma na imię Narcyza
Męskie serca natomiast łamał... rolnik spod Parczewa. Jarosław D. dawał ogłoszenia w zagranicznych mediach, podpisywał się imieniem Narcyza lub Miranda. Twierdził, że może odwiedzić adoratorów, ale potrzebuje pieniędzy na podróż. Trzech Kanadyjczyków, Niemiec, Francuz i obywatel Wielkiej Brytanii dali się nabrać. Jarosław D. został skazany, nie pierwszy raz - wcześniej wpadł, gdy jeden z rozkochanych panów odwiedził swoją miłość w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl