Agnieszka Czerwińska: Zrozumiałam, że niczego nie muszę. Ale mogę wszystko

Anita Czupryn
Agnieszka Czerwińska
Agnieszka Czerwińska fot. Bartek Syta / Polskapresse
- Jeśli w twojej głowie jakiś głos mówi, że czegoś nie możesz, to kłamie - to motto Agnieszki Czerwińskiej, właścicielki agencji modelek plus size, autorki książki "Śmierć Grubej Berty, czyli jak skutecznie zabić w sobie grubasa"

Kim była Gruba Berta?
Pięcioletnią dziewczynką, która była świadkiem, jak funkcjonariusze milicji aresztują jej tatę, nożami rozpruwają jej misie i lalki, szukając w ich wnętrzach jakichś dokumentów. To był 1986 r., czas komuny. Ojcu zarzucono bliżej niesprecyzowane przestępstwa gospodarcze. Po 10 miesiącach uniewinniono go i wypuszczono. Ale uraz w tej małej dziewczynce, która miała na imię Beata, pozostał. Zaczęła jeść. Rodzice nie ostrzegali: "Nie jedz", czując, że w ten sposób dziecko chce poradzić sobie z traumą. Dziewczynka była oczkiem w głowie tatusia, najmłodszą z czwórki rodzeństwa. Jej waga wciąż rosła. W szkole Beatę nazwano Grubą Bertą. Przezwisko pasowało idealnie, a nauczyciele nie widzieli żadnego problemu.

Gruba Berta na całego zawładnęła życiem małej Beatki, czyli Twoim.
Na WF-ie początkowo symulowałam, że nie mam stroju, że źle się czuję, muszę coś załatwić, w końcu nie dało się inaczej, jak załatwić zwolnienie z lekcji. Nauczycielka była zadowolona - Gruba Berta nie przeszkadza, siedzi sobie cichutko w kąciku. Tylko nikt wtedy nie wiedział, że siedzę z wewnętrzną nienawiścią do całego świata.

I nienawiścią do własnego ciała?
Też. Ale grałam. Nawet kiedy już zostałam modelką plus size - do godziny 20 grałam osobę pewną siebie, walczącą, mierzącą się z każdym problemem. Potem wracałam do domu i płakałam. Nienawidziłam siebie. Nienawidziłam tego, że mam ograniczenia, że nie mogę wejść na drugie piętro, że sapię, nie mogę biegać, bo łapie mnie zadyszka. Żyłam w lęku, że przyjdzie lato, gorące dni, dziewczyny odkryją ramiona, nogi, a ja nie będę mogła włożyć lekkiej sukienki, bo zaraz zrobią się otarcia. Zastanawiałam się - w czym ja wyjdę na plażę? A i tak wiedziałam, że cokolwiek bym włożyła, wszyscy będą się na mnie patrzeć. Rozumiem, że nie można dawać przyzwolenia na otyłość, ale boli to, że nasze społeczeństwo daje sobie przyzwolenie na komentowanie otyłości w bardzo ordynarny sposób. Otyłej osobie brakuje siły i mnie też jej brakowało. Byłam ofiarą i pozwalałam, aby wszyscy mi to udowadniali. Z tym poczuciem ofiary wędrowałam do dorosłego życia. Byłam dyskryminowana. Jeden z kolegów powiedział: - Nie zatańczę z tobą, bo mnie wyśmieją. Odezwał się do mnie niedawno. Ma 33 lata, znalazł mnie na Facebooku i napisał, że chciałby mnie za tamto zdanie przeprosić, bo wie, jak musiało mi to ciążyć. Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo to zdanie odbiło się na moim życiu. Już choćby przez to, że pamiętam je do dzisiaj.

Postanowiłaś zabić Grubą Bertę, zmieniając imię. Miałaś 19 lat, gdy Beata została Agnieszką, ale Gruba Berta ciągle się za Tobą wlokła.
Gdybym nie podjęła wyzwania, ważyłabym dziś ze 150 kg i każdy następny rok przyniósłby kolejne. Stałabym w miejscu, nie robiła tego, co teraz robię. Nie chodziła po górach, które kocham, nie biegała 10 km co drugi dzień, jak biegam.

Schudłaś 62 kilogramy. W jakim czasie?
W 2008 r., ważąc 122 kg, postanowiłam się odchudzać. Chodziłam na siłownię. Cztery godziny dziennie. Rowerek, ćwiczenia siłowe. Po roku doszłam do 95 kg. Przerwałam treningi. Nie było nikogo, kto by mnie pokierował, abym jadła tak, by mieć siłę ćwiczyć. I z powrotem przytyłam - do 107 kg. To był też czas, kiedy mama walczyła o życie, ważniejsze było dla mnie przebywanie z nią niż cztery godziny dziennie na siłowni.

Twoja mama trafiła wówczas do szpitala.
Zapytałam lekarza, czy mama przeżyje. Odpowiedział: - Ani mama nie przeżyje, ani ty nie przeżyjesz, jako gruba kobieta. Opowiadał wtedy straszne rzeczy - mama miała poważną operację, lekarze mieli problem z jej obróceniem, krzyczał na mnie, do jakiego stanu doprowadziła się mama i do jakiego stopnia doprowadziłam się ja sama. Ważąc ponad 100 kg, nie byłam wcale mniejsza od mamy. - Dziewczyno, gdybyś zemdlała na ulicy, myślisz, że przyjechałaby karetka i udałoby się położyć cię na nosze? - wołał. To był ten moment - 31 grudnia 2010 r. kolejny raz podjęłam decyzję o odchudzaniu. Ale już z głową. 6 stycznia 2011 r. zjawiłam się u dietetyka. To było moje postanowienie noworoczne. Spełniło się po dwu i pół roku.

Bez diety?
Bez diety się nie da. Choć w moim przypadku trudno uznać, że to była dieta. Dietetyk rozpisał mi zdrowy styl odżywiania. Jadłospis był tak obfity, że czasem prosiłam, aby mi trochę odjął, bo nie jestem w stanie tyle zjeść. Raz w tygodniu miałam Dzień Dziecka, czyli mogłam zjeść to, na co miałam ochotę. Nie miałam poczucia, że waga wróci. Skóra pięknie się wchłonęła.

Zanim się spełniło, Twoje życie było pasmem upokorzeń.
Po jednym z programów telewizyjnych, w jakim wystąpiłam, ktoś podszedł do mnie w metrze i powiedział: - Gruba świnio, widzieliśmy cię w telewizji - i napluł mi w twarz. Kiedy zjawiałam się u lekarza, pierwsze słowa, jakie słyszałam to: - Ale pani jest gruba! Nie interesowało go, co mnie boli. Mocno odczułam dyskryminację, kiedy zaczęłam pozować do zdjęć. To był czas, kiedy w mediach nie pokazywano jeszcze grubych kobiet. Ludzie potrafili odszukać numer telefonu do moich rodziców i dzwonić, czując się "w obowiązku" mówić im, jaka to jestem gruba i że powinnam się odchudzać.

Zaczęłaś pozować do zdjęć jako modelka plus size. Jak to się zaczęło?
Zobaczyłam raz zdjęcie takiej modelki. Napisałam do fotografa, bardzo znanego, który je wykonał. Zdjęcie bardzo mi się podobało, wspomniałam mu, że sama również pozuję. Odpowiedział: - Gdyby twoja mama wiedziała, jak teraz wyglądasz, to by cię wyskrobała. Na dodatek napisała do mnie jego dziewczyna - setki wyzwisk. W ubiegłym roku znów napisała do mnie: "Już z nim nie jestem i chciałam cię bardzo przeprosić. Po tych kilku latach czuję, że muszę to zrobić. Bardzo źle się z tym czuję". To było dla mnie bardzo oczyszczające. Ona coś zrozumiała.

Odkąd w Twoim życiu dokonała się przemiana, ludzie wokół Ciebie też zaczęli się zmieniać.
Odkąd się zmieniłam fizycznie, często się uśmiecham, jestem radosna, zadowolona z życia i rzeczywiście takich ludzi też przyciągam. Energia przyciąga energię.

Twój pomysł na pozowanie do zdjęć, a potem stworzenie agencji modelek plus size zrodził się, kiedy miałaś jeszcze sporą wagę.
Zrodził się już w 2004 r. z potrzeby, kiedy okazało się, że gdy idę do sklepu, nie ma dla mnie ubrań. Nie miałam w co się ubrać. Pomyślałam, że może stworzyłabym taką agencję, ale to było chyba za wcześnie. Wysyłałam mejle do fotografów, 10 odpowiedziało mi: "Z czym do ludzi?", "Jesteś kosmitką!", "O co ci chodzi?". Jedenasty zaproponował: "Przyjedź. Może zrobimy coś ciekawego". Zdjęcia się ukazały, zostałam zauważona. Czegoś takiego jeszcze nie było. Inni fotografowie zaczęli mnie zapraszać na sesje zdjęciowe. Pomyślałam o grubych kobietach, o tym, żeby zawalczyć i o nie, aby miały się w co ubrać, i żeby to było gustowne. Dziś moje modelki plus size i XXL wynajmują do kampanii reklamowych bielizny zagraniczne firmy szyjące biustonosze, biorą je do teledysków, pokazów mody, na targi. Rozwijam agencję - 14 czerwca w Warszawie odbędzie się casting do działu fit. Ludzie zrozumieli, że kobiety noszące rozmiary 40-44 też chcą się ładnie ubrać.

Przeżyłaś dramatyczne momenty, kiedy zaczęłaś brać niedozwolone środki.
DNP, czyli silnie trujące herbicydy okrzyknięte w internecie cudownym spalaczem tłuszczu. Podgrzewają temperaturę wewnątrz ciała i można się ugotować od środka. Głośno było o 20-letniej Martynie, która rok temu po ich zażyciu zmarła. Dzień po jej śmierci na forach internetowych wrzało. Młode dziewczyny pisały: "Chcę dostać ten środek!". To chore. W podstawówkach, gimnazjach, liceach powinny być lekcje uświadamiające nie tylko, czym jest otyłość, ale też czym są takie środki, bo takich nieszczęść może być wiele. Myślę, że mnie uratowało to, że miałam dużą masę ciała, Martyna była szczuplutka. U mnie to się rozłożyło, ale garściami wypadały mi włosy. Po dwóch tygodniach to odstawiłam. Czułam się, jakbym była na chemioterapii. Potem przez pół roku odczuwałam pulsacyjny ból głowy w jednym miejscu. Wybrałam się do lekarza z myślą, że mam guza mózgu. Tomografia wykazała, że na szczęście go nie mam.

Dziś masz już pewnie zdrowe nawyki: wstajesz rano, pijesz wodę z cytryną?
Wstaję rano i piję wodę z octem jabłkowym. Polecam. Szklanka wody i dwie łyżki octu jabłkowego. Po 15 minutach lekkie śniadanie: dwie kromki ciemnego chleba, mnóstwo warzyw, indyk pieczony. Posiłki przygotowuję sama i nie jest to malutka garsteczka.

Jesteś szczupłą kobietą. W środku nadal pozostałaś gruba?
Gdy byłam gruba, czułam się w środku szczupła. Nie traktowałam swojego ciała jak własne. Kto mnie wrzucił w to ciało? To nie jestem ja? - tak uważałam. Czułam, że nadejdzie dzień, w którym nareszcie będę sobą. Niedawno w sklepie zobaczyłam 14-letnią dziewczynę. Oglądała okulary. Pomyślałam: Kurcze, jaka ta dziewczyna jest podobna do mnie, gdy miałam 14 lat. Podeszła do niej ekspedientka i powiedziała: - Okulary możesz oglądać, ale ubrań nie przymierzaj. A we mnie wstąpił wtedy buntownik. Poszłam do kierownika sklepu. Doprowadziłam do tego, że ekspedientka straciła pracę, a dziewczyna w ramach przeprosin dostała okulary. Miałam ogromną satysfakcję, że przyczyniam się do zmiany świadomości, jeśli chodzi o otyłych.

Kiedy nadszedł dzień, gdy spojrzałaś w lustro i zamiast kruczoczarnej, zamaszystej, dużej kobiety ujrzałaś delikatną i pełną subtelnego wdzięku blondynkę?
Całkiem niedawno. Kiedy założyłam sukienkę o rozmiarze 38. To chyba najbardziej mnie cieszy - wreszcie mogę sobie kupić to, co chcę. Wówczas też przypomniałam sobie, jak będąc gruba, mówiłam: - Nigdy nie będę szczupła i nigdy nie napiszę książki. Życie bywa przewrotne, prawda?

Bywa wspaniałe! Bo oto dziś jestem na premierze Twojej książki "Śmierć Grubej Berty, czyli jak skutecznie zabić w sobie grubasa". Widzę, że ta udająca pewną siebie gruba kobieta jest w istocie delikatną, nieśmiałą dziewczyną.
Udając pewną siebie, przykrywałam swoją wrażliwość, próbowałam ją zakrzyczeć. Nigdy wcześniej nie byłam sobą i bardzo z tego powodu cierpiałam, że wciąż muszę grać.

Kobiety z nadwagą często mówią, że akceptują swoje ciało i nie chcą tego zmieniać. Myślisz, że tak jest rzeczywiście?
Też tak mówiłam. Ale ja w to nie wierzę. Poznałam masę takich kobiet, które opowiadają, że siebie akceptują, ale tak nie jest. Tylko nie chcą się do tego przyznać. Ja swoim schudnięciem narobiłam sobie wśród nich wielu wrogów. Wcześniej walczyłam o to, aby nas, grube, akceptowano. Brały mnie za swojego adwokata. W momencie, kiedy schudłam, uznały, że daję ludziom do ręki kamienie, żeby w nie rzucały. Bo pokazałam, że się da. Bardzo im współczuję, bo wiem, co naprawdę czują. Po prostu to wiem.

Myślisz, że Twoja książka, w której opisałaś własne zmagania z odchudzaniem i wygraną walkę, może im pomóc?
Nie wiem, czy im pomoże, nie wiem, czy się do tego przyznają, czy uda im się schować dumę i przyznać do swoich słabości. Duma otyłej osoby zagłusza wszystko.

Ta duma jest czymś, co pozwala im funkcjonować.
To prawda. Będąc grubą i słysząc, jak ktoś mnie obraża, nabierałam twardej skóry. Ale tylko na chwilę, aby się odgryźć. Wracałam do domu i analizowałam każde słowo, które usłyszałam.

To dla kogo jest Twoja książka?
Chciałabym, aby była traktowana prewencyjnie. Aby przeczytali ją rodzice, by wiedzieć, że pozwalając bez ograniczeń jeść swoim dzieciom, mogą je głęboko unieszczęśliwić. Nie ma w tej książce pochwały otyłości, pewnie wiele kobiet będzie się krzywiło, że nie piszę, iż będąc grubym, można być pięknym. Może niektóre są piękne, może i się akceptują. Ja piszę o sobie.

Jak teraz zmieniło się Twoje życie?
Czasami idąc ulicą, słyszę: - Jaka piękna kobieta. Odwracam się, aby sprawdzić, czy nie idzie za mną jakaś piękna kobieta. Nie idzie, więc to o mnie. (śmiech) Robię sobie zdjęcia komórką i wciąż doznaję szoku, gdy je oglądam. Zmieniła się też moja osobowość. Dziś jestem silniejsza wewnętrznie. Zamknęłam pewien rozdział w życiu. Wybaczyłam tym, którzy mnie krzywdzili, źle o mnie mówili, i do nikogo nie czuję urazy. Dziś, w dniu, w którym ukazała się moja książka, naprawdę pogrzebałam Grubą Bertę.

Nie masz obaw, że Berta może wrócić?
Już się tego nie boję. Jeśli w twojej głowie pojawi się głos mówiący, że nie możesz czegoś zrobić, to kłamie. Ja zrozumiałam, że niczego nie muszę. Nie muszę nawet być szczupła. Ale mogę wszystko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Czerwińska: Zrozumiałam, że niczego nie muszę. Ale mogę wszystko - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl