Jaka była pozycja kobiet za czasów Jezusa? Chrześcijaństwo dało kobietom wyzwolenie?

Bożydar Brakoniecki
Na paradoks zakrawa, że feministycznie nastawione badaczki Biblii głównego wroga kobiet widzą w chrześcijaństwie. Zapominają, że w Starym Testamencie los kobiet był bez porównania gorszy.

Niemiecka teolożka Uta Ranke-Heinemann zaszokowała przed laty tamtejszych katolików stwierdzeniem, że kobiety nigdy nie miały tak źle jak w czasach Jezusa. Pomijając historyczną nieprawdę tej rewelacji, trudno nie wyczuć w niej ideologicznego podtekstu. Dziś głosy, że dzieje chrześcijaństwa to jedynie pasmo kobiecych udręk, są coraz częstsze. A przecież prawda jest zupełnie inna. To chrześcijaństwo dało kobiecie wyższą pozycję, niż miała kiedykolwiek przedtem. Spójrzmy na kobiety doby Starego Testamentu. Mimo zawartej w Księdze Rodzaju "równościowej" wizji ludzkiej płciowości ("I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich"), kobiety znajdowały się w roli ofiar patriarchalnej wizji świata.

W świecie żydowskim podstawowym obowiązkiem kobiet było rodzenie dzieci. Z posiadaniem potomstwa ich rola wzrastała, z kolei bezdzietnymi pogardzano. Istniał nawet wywiedziony przez uczonych w piśmie przepis, że jeśli przez dziesięć lat małżeństwa nie przyszedł na świat potomek, mąż mógł odesłać żonę albo sprowadzić sobie do domu inną. Oczywiście dziewicę i młódkę, bowiem w tamtych czasach za mąż wydawano 12- i 13-latki. Niewierne żony kamienowano. Jeszcze lepiej niski status kobiet widać na płaszczyźnie religijnej. Do świątyni jerozolimskiej odbudowanej przez Heroda kobiety nie miały wstępu - mogły stać jedynie za wysokim murem. W czasie miesiączki i po narodzinach dziecka nie tylko nie mogły pojawiać się w świątyni, ale - bez rytualnego oczyszczenia - dotykać przedmiotów kultu. Taka kwarantanna po miesiączkach trwała tydzień, po urodzeniu syna - 40 dni, córki - 80.

Sprawy obyczajowe nie wyglądały lepiej. Biedne wdowy nie miały żadnego źródła utrzymania, a nierzadko jedynym ich ratunkiem była prostytucja, która zresztą w Starym Testamencie nie była aż tak bardzo potępiana jak później, istniało też tzw. prawo lewiratu, nakazujące bratu zmarłego męża poślubić wdowę. Jeszcze Chrystusowi zarzucano, że zasiada z nierządnicami przy jednym stole. Wielu biblistów zwraca uwagę, że na tle sąsiednich krain Izrael w kwestii stosunku do kobiet był wyjątkowo opresywny. Ks. prof. Mariusz Rosik dowodzi nawet, że o ile w Egipcie kobieta mogła zostać głową rodziny, a w Babilonie mogła nabywać nieruchomości czy występować w sądzie, w starotestamentowym Izraelu była wyłączną własnością mężczyzny. Jej też przynależało wykonywanie prac. Kobieta wytwarzała wszystko, co było potrzebne w domu: mełła ziarna, szyła odzienie, nosiła wodę.

A przecież historia Izraela dostarcza też innych świadectw. Ks. prof. Waldemar Chrostowski przywołuje przykład Debory, bohaterki Księgi Sędziów. Nie tylko zajmowała stanowisko zastrzeżone dla mężczyzn, ale też prorokowała. "W tym czasie sprawowała sądy nad Izraelem Debora, prorokini, żona Lappidota. Zasiadała ona pod palmą Debory, między Ramą i Betel w górach Efraima, dokąd przybywali Izraelici, aby rozsądzić swe sprawy" (Ks. Sędz. 4, 1-5). To właśnie Debora rozkazała przywódcom ludu Izraela rozpoczęcie wojny, przekazuje boskie przesłanie i przekracza tym samym obowiązujące normy. W czasach przed przyjściem Chrystusa taka sytuacje nie byłaby już możliwa. W synagogach można było raczej usłyszeć modlitwę "Błogosławiony bądź panie, Boże nasz, Królu wszechświata, że nie stworzyłeś nas kobietą".

Wspomniana na początku Uta Ranke--Heinemann dowodzi w wielu książkach, że poprawa sytuacji kobiet po przyjście Chrystusa jest tylko pozorna. "Dowodem mają być słowa św. Pawła "Żony niechaj będą poddane swym mężom" (Ef 5, 22). W pierwszym Liście do Koryntian dopuszcza nawet jako normalne, że we wspólnocie kobieta może "prorokować". Wydaje się, że to nieuprawniona redukcja chrześcijańskiego przesłania. Wszak św. Paweł powiada też: "Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół (Ef 5, 25). Więcej, można powiedzieć, że dzieje chrześcijaństwa mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie rola, jaką odegrały w nim kobiety.

Mają racje ci badacze Nowego Testamentu, którzy twierdzą, że Chrystus całkowicie zmienił stosunek mężczyzny do kobiety. Weźmy choćby taki drobny fakt: w owych czasach nauczyciel (Chrystus tytułowany był przez uczniów rabbi) nie tylko nie mógł rozmawiać z kobietą, ale ona nie mogła też zostać jego uczennicą. Dlatego spotkanie Jezusa z Samarytanką przy studni Jakubowej musiało być odebrane przez Żydów jako niebywałe. Nawet uczniowie zdziwili się, że On rozmawia z kobietą, "nikt jednak nie śmiał go o nic zapytać". Musieli jednak zrozumieć, że stosunek Mistrza do kobiet jest inny.

W opowieści ewangelisty Łukasza, w której Chrystus przybywa do domu Marii i Marty, rzadko widzi się fakt, że Maria zachowuje się jak Jego uczennica, siedzi u Jego stóp, jak uczniowie wokół rabinów. Ten sam Łukasz wiernie przekazał nam informacje o niewiastach współczujących Chrystusowi w drodze na Golgotę, stojących pod krzyżem i opowiadających apostołom o pustym grobie. Na pierwszym miejscu jest oczywiście Matka Boska, jak wzór kobiety doskonałej, ale na kartach Nowego Testamentu pojawia się cały niewieści korowód.

Przedmiotem szczególnych zainteresowań feminizmu jest Maria Magdalena. Jej postać służy do przekształcenia dziejów chrześcijaństwa w dzieje kobiet poddanych kościelnej (czytaj męskiej) dominacji. Na jej temat pojawiła się fura wydawnictw i publikacji, niekiedy tak dalece odbiegających od historycznych faktów i zdrowego rozsądku, że skłaniających do pytań o intencje ich powstania. Wystarczy przypomnieć "Świętego Graala. Świętą krew" Michaela Baigenta, Richarda Leigha i Henry'ego Lincolna czy opublikowaną ostatnio "Ewangelię żony Jezusa" harvardzkiej profesor Karen Leigh King. Mają przekonać czytelników do tezy, że nowo powstały Kościół nie tylko w niczym nie ulżył doli kobiet, ale nałożył na nie nowe ciężary.
"Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o Królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka niewiast, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia" - czytamy w Ewangelii Łukasza (8, 1-3). Chrystus pełni wobec nich funkcję opiekuna: broni ich, zwłaszcza tych niezamężnych, porzuconych, oddalonych i bezdzietnych. Umierając na krzyżu, Syn Boży troszczy się o swoją matkę - owdowiałą kobietę, a pierwsza Zmartwychwstałego zobaczyła Maria Magdalena. Trudno w tym doszukać się jakichś szczególnych patriarchalnych akcentów.

Nie była też niczym dziwnym wcześniejsza obecność kobiet na weselu w Kanie Galilejskiej. Można powiedzieć wręcz, że to Jezus jest traktowany jako osoba dodatkowa przy swojej matce: "Była tam matka Jezusowa. Zaproszono też na wesele Jezusa i Jego uczniów" (J 2,1-2). To Maryja dostrzega problem braku wina i Maryja nakłania Jezusa do działania. Dzięki temu następuje pierwszy cud: "Jezus objawił swoją chwałę. I uwierzyli weń uczniowie Jego" (J 2,11).

Feministyczna reinterpretacja dziejów chrześcijaństwa wydaje się więc bardziej atakiem w patriarchat niż troską o właściwe odczytanie roli kobiet w historii zbawienia. Nie bez powodu Uta Ranke-Heinemann, podczas 80. urodzin w 2007 r., oświadczyła, że przed "krytycznymi badaczkami Biblii i roli, jaką odegrały w niej kobiety" jeszcze sporo pracy. Z czego można wnioskować, że genderowych sensacji nam nie zabraknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl