Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szanowna Redakcjo! Piszę, bo przeżyłem niemiłą przygodę... Poczytaj listy do DZ z dawnych lat

Monika Krężel
Rok 1978. Rodzielnia przesyłek listowych Wydzielonego Dworcowego Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego w Katowicach. Stąd też listy dostarczano do redakcji "Dziennika Zachodniego"
Rok 1978. Rodzielnia przesyłek listowych Wydzielonego Dworcowego Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego w Katowicach. Stąd też listy dostarczano do redakcji "Dziennika Zachodniego" archiwum DZ
Przejrzeliśmy listy do redakcji "Dziennika Zachodniego" z lat 60., 70. i 80. O tym, co fascynowało, dręczyło albo zdumiewało naszych Czytelników, na co się żalili lub skarżyli i dlaczego czasami mieli wszystkiego dość - pisze Monika Krężel.

Dlaczego od roku nie ma w sklepach maślanki, miodu ani kozaczków w rozmiarze 38? Czemu kierownik pociągu wyrzucił nas z wagonu, choć mieliśmy miejscówkę? Dlaczego konduktorka w PKS-ie odezwała się do mnie: "Ty wstrętna mordo, lepiej się ogól"? - takie listy trafiały do redakcji "Dziennika Zachodniego" w ciągu ostatnich 50 lat.

Proponujemy dzisiaj podróż w przeszłość. Nietypową, bo śladami listów do redakcji, które nasi Czytelnicy pisali w latach 60., 70. i 80. Nie krytykowali władz i nie wypowiadali się na tematy polityczne (bo nie mogli), ale wściekali na sytuację gospodarczą. Umęczeni staniem w kolejkach, widokiem pustych półek, prosili redakcję o interwencję i znalezienie winnych tej sytuacji.

Wszyscy ci, którzy pamiętają tamte czasy, przypomną sobie, jak uciążliwa była codzienność. Ci młodsi zaś odkryją, że to, co dla nich jest oczywiste, 30 lat temu wcale tak oczywiste nie było. Bo jak to możliwe, żeby sklepową, kierowcę, konduktora czy urzędnika traktować jak bóstwo, od humoru którego dosłownie wszystko zależy?

- Bardzo dobrze pamiętam te czasy - wspomina prof. Wojciech Świątkiewicz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. - W 1984 roku pojechałem na stypendium do Rzymu. Robiąc drobne zakupy w sklepie, przyłapałem się na tym, że jako jedyny cały czas pilnuję koszyka.

Czytając listy do redakcji pisane na przestrzeni 50 lat, często porównujemy te czasy z obecnymi. - Nie można powiedzieć, że dziś jest lepiej, a wtedy było gorzej. Jest inaczej. To były inne czasy. W akademiku razem oglądaliśmy mecz na jedynym telewizorze. A dziś każdy ma laptopa, słuchawki na uszach i siedzi w swoim pokoju - mówi prof. Świątkiewicz. - Kilka lat temu komentowałem pewne badania. Na pytanie, co jest największym problemem dla przygotowujących święta, badani odpowiedzieli, że kolejki w supermarketach. Czyli problemem jest to samo, co 20 i 30 lat wcześniej, tylko wtedy kolejki oznaczały stanie za czymkolwiek, co rzucono w sklepach. W latach 90. wpisywałem studentom zaliczenia. Ustawili się w kolejce, pchali się na stół. Powiedziałem, co to za kolejka, jak w socjalizmie. I jedna dziewczyna skomentowała: "A, kolejki to my mamy w genach". Roześmialiśmy się.

Mój klient rzucił słoniną i boczkiem na sklepową ladę

18 sierpnia 1982 r.
W odpowiedzi na list zamieszczony w DZ "Starsi niemile widziani" wyjaśniam: W dniu 16.07 w godzinach rannych dokonał zakupu pan Mojsa w ilości 1 kg boczku wędzonego. W godzinach popołudniowych także przyszedł po zakup boczku tłumacząc, że teraz kupuje synowi. Po odważeniu 70 dkg, poprosił też o kilo słoniny.

Gdy poprosiłam o bony na słoninę, tłumacząc, że to na P-II, powiedział, że innych nie ma i jak nie chcę sprzedać, to on nie kupuje. Rzucił słoninę na ladę, ludzie zaczęli mieć do mnie pretensje, że obsługuję dwa razy dziennie.

Około godziny 15.30 wpada do sklepu jak chmura gradowa syn pana Mojsy, krzycząc: "Ja wam pokażę, ja was nauczę". Postarałam się uspokoić syna pana Mojsy, tłumacząc, że to ojciec rzucił słoniną i boczkiem. Pan Mojsa powiedział: "To ja bardzo panią przepraszam". Zdobył się nawet na piękny gest pocałowania mnie w rękę i zaprosił na kawę do "Ludowej", z której to okazji do dziś nie skorzystałam.
Janina Buszko, kierowniczka sklepu 102062 w Tychach oraz świadkowie zdarzenia (następuje 8 podpisów)

Zamówiliśmy pół litra wyborowej, a kelner, pan Kazio, zawyżył rachunek

15 paździenika 1965 r.
Bardzo przykrą przygodę przeżyłem w sosnowieckim "Savoyu". W gronie kilku koleżanek i kolegów zostałem w tymże lokalu na dancingu. Kelner, pan Kazio, kazał czekać na kawę 50 min., a na tatary około pół godziny. No, ale duża liczba klientów może to czekanie usprawiedliwić. Po zapłaceniu rachunku za powyższe zamówienia stwierdziliśmy, że pozostają nam trzy niewykorzystane bony konsumpcyjne.

Zamówiliśmy więc pół litra wyborowej, trzy wody sodowe i piwo. Z podsumowania pana Kazia wyszło, że za to drugie zamówienie mieliśmy zapłacić 297 zł 40 gr.

Prosiliśmy, żeby podpisał ten rachunek. Pan Kazio stwierdził: "Co, cwaniak? Czekajcie, ja was poszukam". I oddalił się od stolika. Minęła godzina. Zdenerwowany podchodzę do stolika, przy którym pan Kazio kłócił się z klientami o wysokość rachunku i proszę o załatwienie nas. Czekając dalsze pół godziny sporządziliśmy własny rachunek, wynoszący 160 zł. Towarzystwo nasze wyszło z lokalu, ja pozostałem, żeby dopłacić różnicę. Pan Kazio widząc, że stolik opróżnił się, wyskoczył jak z procy z lokalu, dopadł koło kina "Zagłębie" moich kolegów, wrzeszcząc, że chcemy uciekać, a najbardziej szarpał kobiety z naszego towarzystwa.
Na szczęście zjawił się patrolujący milicjant, zażądał wyjaśnienia i rachunku od kelnera. Jakiś pracownik lokalu pokazał butelkę, w której rzekomo mieliśmy przynieść wódkę spoza restauracji. Milicjant stwierdził, że ponieważ nie złapano nas na gorącym uczynku, nie ma dowodów, aby sporządzić protokół.
H.B., Sosnowiec

Panienki z kilku okienek opowiadały sobie żarciki

12 września 1980 r.
Z wielkim pośpiechem jechałam z Zabrza do Katowic, aby zdążyć przed godz. 17 wykupić w Locie zarezerwowany telefonicznie bilet. Pod biurem znalazłam się o godz. 16.35, a drzwi były zamknięte. Dowiedziałam się, że nie będę obsłużona, bo biuro pracuje do 17 i na dziś ma odpowiednią ilość klientów.

Nazajutrz o godz. 8.30 byłam jedyną klientką. Zaobserwowałam swojską scenę obyczajową. Panienki z kilku okienek opowiadały sobie radosne żarciki i i zabawiały pana, który je odwiedził, jedna z pań prowadziła rozmowę telefoniczną (mówiła głośno o swoich przygodach, nie zawodowych bynajmniej). Na biurku porozkładane puderniczki, szminki. Czułam się jak intruz, który przeszkadza komuś (chyba nie w pracy), a nie jak klientka eleganckiego biura.
Maryla Pieszka z Katowic

Pobraliśmy się po trzydziestce. Nie przysługuje nam kredyt dla młodych

23 czerwca 1982 r.
Jesteśmy małżeństwem od 8 miesięcy. #Powinniśmy korzystać z ułatwień, jakie daje w obecnej sytuacji gospodarczej naszej Ojczyzny instytucja "MM". Niestety, nic z tych rzeczy, które ułatwiałyby start życiowy dwojgu ludziom, którzy zechcieli iść przez życie wspólnie w niezbyt łaskawym okresie. Aby otrzymać kredyt dla młodych małżeństw jednym z kryteriów jest nieprzekroczony wiek 30 roku życia jednego z małżonków. Niestety, tak się złożyło, że oboje mamy po 30 już kilka lat. Mamy jednak nadzieję, że związek małżeński mogą także zawierać ludzie nieco starsi. Obecnie otrzymaliśmy mieszkanie, ale jak je urządzić, gdy nie możemy niczego kupić? Jest paradoksem, ale w każdym sklepie jest sprzedaż wyłącznie dla młodych małżeństw. Wszędzie obowiązuje kredyt "MM". Nie możemy otrzymać tak podstawowych niezbędnych rzeczy jak najzwyklejszej pralki czy lodówki.

U.Z. Majewscy-Dudek, Zawiercie

23 czerwca 1982 r.
Po zapoznaniu się z programem telewizji odniosłam wrażenie, że telewizja działa tylko dla kibiców piłki nożnej. Otóż od 13 czerwca do 17 lipca nie ma w programie żadnych filmów ani też rozrywek. Czy pozostali widzowie nie mają prawa korzystać z telewizora, za który płacą?
Stała czytelniczka DZ

8 września 1982 r.
W związku z pobytem na wczasach w Wiśle -Nowej Osadzie informujemy o panujących tam zasadach i niegospodarności. Zakupiliśmy wczasy w DW "Idylla" płacąc za skierowanie 7.200 zł od osoby. Na powitanie otrzymaliśmy klucze do niesprzątniętych pokoi (pod łóżkami kurz, butelki, stare pomidory). Personel domu wczasowego zamieszkujący w "Idylli" całymi nocami urządzał sobie hulanki sprowadzając obce osoby.
Sprawy kulturalno-oświatowe też były grubo nie w porządku. Wyprowadzając nas na wycieczkę instruktor k.o. zostawił nas w powrotnej drodze samopas.
Wczasowicze "Idylli 2"

Żonie skradziono kartki na żywność. Co będziemy jeść?

13 paździenika 1981 r.
W dniu 4 sierpnia na trasie Mysłowice -Katowice została okradziona moja żona z bonów żywnościowych na cukier i mięso, a mam troje dzieci. Po zaciągnięciu informacji u prezydenta Mysłowic, kazano mojej żonie przynieść zaświadczenia z milicji, opinię z mojego zakładu pracy oraz prośbę o wydanie nowych bonów - to wszystko zajęło nam 8 dni.
Po dostarczeniu pism żonę poinformowano, że będzie musiała pojechać do Urzędu Miejskiego w Katowicach i tam załatwić bony, ponieważ Urząd Miejski w Mysłowicach tam właśnie wysłał kartki żywnościowe w formie rozliczenia (kłamstwo).
Kazano żonie przyjść na drugi dzień po odbiór dokumentów podpisanych przez prezydenta. Okazało się, że w ogóle one nie zostały podpisane, a Szanowny Pan Prezydent wyjechał na urlop, zabierając niby całą pocztę ze sobą i nie przekazując nic swojemu zastępcy. Czy to możliwe? Kazano przyjść 1 września.
Nie chodzi mi o mnie i żonę, ale dzieci. Co mam im dać jeść? Cukru, mięsa nie mamy, gdyż nie stać mnie na kupno mięsa bez kartki. Sam pracuję na rodzinę - 9100 zł z rodzinnym, a żona wychowuje dzieci: syn - 7,5 roku, córka - 5,5 roku, córka - 14 miesięcy.
R.S., Mysłowice

12 marca 1981 r.
Ustroń to miejscowość wczasowa, a intendenci domów wczasowych, szkół hurtem wykupują towar ze sklepów. Podam przykład. Od godz. 6 ustawia się kolejka przed mleczarnią nr 9, gdzie kierowniczką jest pani H. Sznapka, sklep otwierany jest o godz. 6.30. Wcześniej już podjeżdżają samochody, biorą chleb, masło, ser i co jest. Otwierają sklep i dla nas nie ma już nic... Cały tydzień chodziłem za białym serem i słyszałem tylko, że jest ser, ale tylko dla szkoły. Przecież moje dzieci też chcą jeść biały ser, więc aby go zjadły muszą chyba pójść na stołówkę.
T. K., Ustroń

Piosenka o szaberplacu to skandal!

7 lipca 1983 r.

Ogromnie zdenerwowałam się oglądając transmisję z Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Nie chodzi o to, że i piosenki, i wykonawcy są dziwaczni. Tak uważam nie tylko ja, ale i mój 22-letni syn. Zbulwersowała mnie piosenka o Katowicach. Jak sięgam pamięcią nigdy o naszym mieście piosenki nikt nie napisał, a przynajmniej nie śpiewano takiej w Opolu. No i nareszcie - jest! Jest o zlikwidowanym ostatnio "szaberplacu", a jej tytuł "Czarny rynek". I w dodatku to paskudztwo dostało jeszcze nagrodę - co jest chyba jeszcze większym skandalem niż sama piosenka. Wykonawcami są jacyś górnicy pod nazwą "Poziom 600". Dziwię się zatem owym górnikom, że jeśli już śpiewają i grają, to sięgają po czarne strony naszego życia. Przecież Katowice zasługują na jakąś ładną piosenkę, a bazary z nielegalnym handlem są w całym kraju.
Irmina Soduś, Katowice

5 maja 1983 r.
W Czeladzi w Hali Jubileuszowej odbył się koncert "Ludziom pracy w dniu ich święta". Oburzenie moje dotyczy sposobu zorganizowania imprezy. Decybele, jakie docierały do naszych uszu, mogłyby uszczęśliwić, ale głuchych. Człowiek pracy nie potrzebuje hałasu, tylko muzyki, która ukoi jego nerwy.
W. K.

W autobusie usłyszałem: "Ty wstrętna mordo..."

9 stycznia 1974 r.
W dniu 27.11.73 r. o godz. 17.25 na plac autobusowy w Żorach podjechał autobus linii Bielsko-Rybnik. Około 30 osób czekało na stanowisku 2, gdzie autobus powinien planowo podjechać. Podjechał, ale na stanowisko 4. Ktoś krzyknął "Bielsko" i wszyscy ruszyliśmy biegiem, ale gdy byliśmy przy autobusie konduktorka krzyknęła: "Odjazd". Podbiegłem do drzwi i wołałem do kierowcy, aby się zatrzymał, gdy usłyszałem "Niech idą pieszo". Na głośne wołanie kierowca zatrzymał wóz i zabrał pasażerów. Gdy zapytałem konduktorkę, dlaczego tak postępuje, obrzuciła mnie obelgami w rodzaju: "Ty wstrętna mordo, lepiej się ogól, a nie mądruj". Z zachowania się konduktorki odniosłem wrażenie, że była w stanie wskazującym, a gdy jej to powiedziałem, zagroziła, że mnie wyrzuci z autobusu albo zawiezie na posterunek MO. Świadkami powyższego było ponad 15 osób.
Brunon Godziek, Suszec

10 lutego 1983 r.
Jestem człowiekiem bardzo wrażliwym na ludzkie nieszczęście. W wolną sobotę, 29 stycznia jechałem autobusem linii 18 z Dąbrowy Górniczej do Huty Katowice. W centrum Gołonoga wsiadła ciężarna kobieta z siatkami z zakupami. Ponieważ nie mogła sobie poradzić z wejściem, pomogłem jej wnosząc torby. Wtem drzwi się zatrzasnęły i jedna z siatek została na zewnątrz, wisząc u drzwi. Pobiegłem do kierowcy z prośbą o zatrzymanie się, w odpowiedzi usłyszałem: "Wsadź sobie palec do..." i kilka innych epitetów. Drzwi podczas jazdy otworzyły się i kobieta mogła wciągnąć siatkę. Zachowanie kierowcy (numer boczny wozu 477) jest godne potępienia i stosownej kary.
Dariusz D., Dąbrowa Górnicza

Konduktor wyrzucił nas z pociągu

11 sierpnia 1982 r.
Jechaliśmy do Łeby na wczasy. Mieliśmy dwa wagony zarezerwowane przez zakład pracy oraz miejscówki na ten pociąg.
Do Kutna dojechaliśmy szczęśliwie. W Kutnie spotkało nas wielkie rozczarowanie. Przyszedł kierownik pociągu wraz z konduktorem, obładowani neseserami, a za nimi kobieta i mężczyzna gdzieś po czterdziestce. Kierownik krzyczał abyśmy opuścili dwa miejsca, bo chce usadowić przyprowadzone osoby.

Zszokowani mówiliśmy, że miejsca nie ustąpimy, bo płaciliśmy za nie. Kierownik jeszcze bardziej rozdarł buzię. Powiedział, że jak nie zwolnimy dwóch miejsc to bardzo gorzko tego pożałujemy w Bydgoszczy.

W Bydgoszczy przyszedł kierownik pociągu i powiedział: proszę wysiadać, wagon będzie odczepiony, bo jest niesprawny. Ludzie nie chcieli wysiadać, to kierownik powiedział, że wywiozą nas na bocznicę.

Ze strachu wszyscy pasażerowie wysiedli z wagonu na dworcu w Bydgoszczy, zrobił się szum. Wagonu nie doczepiono, musieliśmy strasznie się gnieść. Wysłałam do PKP miejscówki prosząc o ich zwrot.
B.P. , Dąbrowa Górnicza

Przecież musimy kupić tacie papierosy, bo inaczej by nas pozabijał...

24 listopada 1981 r.
Wprowadzono w całym kraju możliwość zamiany alkoholu i papierosów na słodycze i uważam to za jak najbardziej słuszne. Tylko jak wiadomo kartki na alkohol i papierosy są dla dorosłych. W naszym województwie szczęśliwe te dzieci, których obydwoje rodzice nie palą, nie piją alkoholu ani kawy. Ale chyba jest ich niewiele. A większość może sobie zjeść miesięcznie tabliczkę gorzkiej czekolady i od niedawna pooglądać leżące na półkach sklepów landrynki w wielkich torbach. Na pewno często powtarzają się sceny w rodzaju tej, której byłem świadkiem, gdy dwoje małych dzieci błagało matkę, żeby im kupiła landrynek, a biedna mama ze łzami w oczach tłumaczyła im, że "przecież musi kupić ojcu papierosy, bo by ich pozabijał". Czy naprawdę nie można zapewnić naszym dzieciom choć trochę słodyczy?
K.K., Lubliniec

15 lutego 1979 r.
Dlaczego nie ma w sklepach kozaczków damskich nr 38. Szukam ich już drugą zimę regularnie dwa razy w tygodniu. W sklepach słyszę: "Nie ma", "Nie wiem, kiedy będą".
Zofia Kowalska, Bielsko-Biała

19 stycznia 1974 r.
Od trzech miesięcy nie można nabyć w Gliwicach ani w sąsiednich miastach miodu naturalnego. W okresie panującej grypy miód zniknął jak kamfora. Kupujący pytają, gdzie się podział. Przecież lato było znośne i pszczoły gorliwie pracowały, więc miodu powinno być pod dostatkiem.
Michał Sycz, Gliwice

5 lutego 1981 r.
Zgadzam się, że bez słodyczy można żyć i powtarzam to ostatnio często dzieciom (6 i 11 lat). Dzieci to odczuły szczególnie przy paczkach mikołajowych, gdy ilość słodyczy była minimalna. Pracuję zawodowo i nie mogę sobie pozwolić na stanie w tasiemcowych kolejkach. Przed świętami mąż w zakładzie nr 6 Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego (gdzie pracuje i pobiera zasiłek rodzinny) kupił słodycze, które dzieci otrzymały pod choinkę. Dzieci również liczyły na paczki noworoczne z zakładu pracy. Niestety, mąż poinformował mnie, że może każde dziecko zamiast paczki otrzyma 100 zł. Przedzwoniłam do działu socjalnego, gdzie potwierdziłam wiadomość. Wydaje mi się to wielkim nieporozumieniem, bo nie dam dziecku 100 zł do ręki i nie wyślę do kolejki.
Elżbieta Chabior, Katowice

2 kwietnia 1981 r.
Czy alkohol musiał zdrożeć? My, żony i dzieci ucierpimy na tym, bo dla chłopa, co lubi wypić i dalej będzie pił, alkohol nie ma wysokiej ceny. Przechodzę to z moim mężem, on musi wypić, muszę mu dać pieniądze na wódkę, jeśli bym się upierała, byłoby gorzej dla całej rodziny, nie dałby wypłaty. Jestem zależna od niego, nie pracuję zawodowo. Mąż nie jest zły, oddaje całą wypłatę, lecz żąda swoje - dziennie setkę, mówi - na to na zdrowie, w niedzielę pół litra, bo jest w domu. Poza domem nie pije.
N.S., Katowice

Marcin: Wiem, że większość tatusiów pracujących w tym zakładzie też pije

12 maja 1983 r.
Piszę do redakcji w mym wielkim zmartwieniu. Mam 13 lat i kilkoro rodzeństwa, ukochaną mamusię i niedobrego ojca. Tato mój bardzo często po dniówce wraca z pracy do domu w stanie nietrzeźwym. W domu awanturuje się, przeklina, mamusię wyzywa od najgorszych. Nie mogę na to patrzeć.

Wiem, że większość tatusiów, którzy pracują w tym samym zakładzie też pije. Z opowieści mego ojca wynika, że piją w pracy wszyscy - i kierownicy, i brygadziści. Również i kobiety. Redakcjo, proszę, pomóż, aby zakłady pracy były pod szczególnie surową kontrolą, aby ich dyrektorzy nie patrzyli przez palce na pijących.
Marcin

19 maja 1983 r.
13 maja weszła w życie ustawa antyalkoholowa. Mieszkam w sąsiedztwie sklepu "Pewex", gdzie głównym artykułem sprzedaży jest alkohol. W dniach jego dostaw przed sklepem tworzą się kolejki dochodzące do 100 osób. Dziwię się, że nasze sklepy "Pewex" są tak zawalone alkoholami zagranicznymi. Czy na ten cel nie szkoda państwowych dewiz? Czy nie należałoby sprowadzać lekarstw lub innych artykułów, których odczuwamy deficyt?
Czesław Sieniawski, Katowice

6 listopada 1965 r.
23 lutego 1964 roku kupiłem motorower marki "Komar" na 36 rat. Przez półtora roku jeździłem nim do pracy. Ostatnio odmówiły mi posłuszeństwa dętki i opony. Szukałem ich po całej Polsce, ale nie znalazłem. "Komar" stoi, a ja muszę łazić do pracy pieszo i spłacać raty jeszcze przez półtora roku.
Czytelnik

6 lutego 1974 r.
Dlaczego w Jastrzębiu-Zdroju nie ma ani jednego sklepu spożywczego, który by prowadził sprzedaż piwa butelkowego na wynos? Górnik wracający po ciężkiej pracy chętnie wypiłby w domu po obiedzie szklankę piwa, a tak musi iść do zadymionego baru, wystać się w kolejce i wypić piwo z obtłuczonego lub ogryzionego kufla.
Tadeusz Wiatkowski, Jastrzębie-Zdrój

Nie sprzedajemy trzech kawałków tortu, tylko pięć!

9 czerwca 1983 r.
Miałem zamiar kupić w cukierni obok hotelu "Monopol" trzy sztuki tortu. Odmówiono mi tłumacząc, że mogą mi jedynie sprzedać ćwierć tortu, czyli pięć sztuk. Problemem nie do pokonania dla szefa był sposób obliczenia ceny jednego kawałka tortu. Z tego wniosek - lepiej niech w upalny dzień towar zjełczeje niż złamać wydumane kanony biurokracji.
Stały Czytelnik

Mąż dostał nieraz pantoflem, ale teraz chętnie chodzi w fartuchu i sprząta

8 grudnia 1965 r.
Czytając DZ i obejrzawszy rysunki Gwidona Miklaszewskiego jestem oburzona. Dlaczego jeszcze obecnie robi się na temat męża w fartuchu takie dowcipy? Dlaczego nikt nie śmieje się z kobiety w spodniach czy kombinezonie? Gdy oboje pracują, to krasnale nie posprzątają w domu. Mój mąż też dawniej uważał, że fartuch i chustka to nie dla mężczyzny, ale obecnie nauczyłam go chodzić w fartuchu i chusteczce na głowie. Tylko dlaczego w sklepach nie ma większych fartuchów, tylko trzeba zamawiać u krawcowej? Dziennik powinien zachęcać mężczyzn do pracy domowej. Ile to trudu kosztowało nauczyć męża sprzątać, szorować czy prać. Ale efekt jest. I co tu ukrywać - dostał nieraz pantoflem, ale czy można męża bez pantofla wychować?
R.K., Katowice

8 marca 1979 r.
W DZ piszecie, że palenie szkodzi, ale dlaczego sami lekarze palą i to w obecności pacjentów? Taki widok miałem 19 stycznia w Szpitalu nr 1 w Zabrzu w pokoju zabiegowym. Było kilku pacjentów, przyszedł lekarz i zapalił papierosa. W szpitalu nr 2 dnia 8 lutego personel oddziału radiologicznego palił papierosy w obecności pacjentów. Przyszła jakaś pani - zwrócono się do niej "pani doktór" - i też paliła papierosa.
Helmut Dombek, Zabrze

14 lipca 1983 r.
W związku z ogłoszeniem w DZ konkursu "Lato w słońcu" niniejszym pozwalam sobie zwrócić uwagę na niepełną informację. Organizatorzy nie wskazali, gdzie można zaopatrzyć się w materiały fotograficzne, a w szczególności w filmy małoobrazkowe, których co najmniej już od roku nie widziałem w sklepach. Proponuję, aby chętnym do fotografowania wydać talony do zakupu filmów, bo w przeciwnym wypadku konkurs będzie pustym hasłem.
Lesław Stachura, Brzeszcze

Mąż dostał nieraz pantoflem, ale teraz chętnie chodzi w fartuchu i sprząta

18 listopada 1982 r.
Nie mogę przejść do porządku dziennego nad incydentem w Zakładzie Szewskim w Tychach na ul. Dąbrowskiego 3. Zgłosiłam się po odbiór jednego buta letniego. Przy odbiorze pozwoliłam sobie sprawdzić jakość wykonania usługi. Okazało się, że pasek został przyklejony, ale podeszwa była na pół złamana. Na pytanie czemu taki but mi się oddaje, usłyszałam że: "Jeszcze nie zapłacone, a już pretensje" i stwierdzenie, że "tylko pasek miał naprawić". Tłumaczę więc, że jak dobry fachowiec weźmie rzecz do naprawy, to sam widzi, co ma robić. Wtedy usłyszałam: "Idź babo stąd. Wynocha mi stąd, bo ci do d... nakopię i nie będziesz mi tu gadać, jaki ja fachowiec". Myślę, że Cech Rzemiosł zareaguje na mój list.
E.G. Tychy

8 grudnia 1983 r.
Otrzymuję od wujka z zagranicy paczki. Ostatnia paczka przy nadaniu ważyła 19,8 kg, a ja otrzymałam ją uszczuploną o 10 kg. Brakowało: 1 kożuch damski skórzany, sukienki, spódnice, spodnie i kupony sztruksowe, itd na ogólną wartość 107 tys. zł. Interweniowałam zaraz na poczcie w Zebrzydowicach. Sporządzono protokół, lecz z miejsca mnie poinformowano, że to mija się z celem.
W. S.


*Eurowybory 2014: Sprawdź, kogo naprawdę popierasz [TEST WYBORCZY]
*Egzamin gimnazjalny 2014 ARKUSZE + KLUCZ ODPOWIEDZI
*Wielkanoc 2014: Tradycje i zwyczaje wielkanocne, które musisz znać
*Gala 50 wpływowych kobiet woj. śląskiego [ZOBACZ ZDJĘCIA Z GALI]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!