Arka Gdynia - Zagłębie Lubin 0:0
Arka: Miszczuk - Cichocki, Juraszek, Sobieraj (46 Rzuchowski), Tomasik, Kowalski, Jarzębowski (46 Budka), Pruchnik, Wojowski, Aleksander, Ślusarski (54 Szwoch).
Zagłębie: Rodić - Rymaniak, Bilek, Dzinić (I) , Ćotra, Gudlan, Piątek (I), Przybecki, Curto (79 Bonecki), Abwo (54 Błąd), Piech (68 Papadopoulos).
Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa);
Widzów: 3709
Ten sezon nie jest jeszcze stracony dla Miedziowych. Awans do finału Pucharu Polski jest pewną osłodą dla kibiców i piłkarzy Zagłębia.
Jako że kibice Arki i Zagłębia sympatyzują ze sobą, to w Gdyni mieliśmy mecz przyjaźni. To nie oznaczało oczywiście przyjaźni na murawie. Tam walki nie brakowało.
Pierwsza połowa meczu była dobrym widowiskiem, w którym oba zespoły miały okazje do zdobycia bramki, ale albo brakowało dokładności, albo po prostu szczęścia.
W grze obu drużyn ewidentnie nie było ostatniego podania. Nawet jeśli piłkarze jednej z ekip przedostawali się pod pole karne rywali, to niewiele z tego wynikało. Najczęściej piłkę przechwytywali obrońcy lub akcja kończyła się niecelnym zagraniem. Do przerwy zatem kibice w Gdyni bramek nie oglądali.
Niewiele więcej można powiedzieć o drugich 45 minutach. Widać było, że Zagłębie chciało przede wszystkim gola nie stracić, a piłkarze Arki mieli duże problemy ze sforsowaniem dobrze funkcjonującej defensywy gości.
Lubinianie ograniczali się do gry z kontrataku i pojedynczych strzałów z dystansu, które nie były w stanie poważnie zagrozić bramce Jakuba Miszczuka. Brylował w nich Adrian Błąd, który w 74 min zastąpił Davida Abwo. Przebojowy Nigeryjczyk nie rozgrywał złych zawodów, ale gdyby dostał żółtą kartkę, to nie mógłby wystąpić w finale tych rozgrywek i to najprawdopodobniej było głównym powodem ściągnięcia go z murawy, przed ostatnim gwizdkiem sędziego.
Sporo ożywienia do gry Arki wniósł rezerwowy Mateusz Szwoch. W 54 min zastąpił niewidocznego Bartosza Ślusarskiego i zdecydowanie wyróżniał się swoją szybkością i zaawansowaniem technicznym. Napsuł sporo krwi obrońcom Zagłębia, ale w pojedynkę nie był w stanie odwrócić losów tego spotkania.
Trener Lenczyk widząc, że jego zespół kontroluje wydarzenia na murawie, zdecydował się ściągnąć z murawy swoich liderów. Oprócz wspominanego już Abwo, na ławkę powędrowali jeszcze Piech i Curto.
W końcowej fazie spotkania oba zespoły mogły jeszcze zdobyć gola, ale ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
- Graliśmy za słabo, żeby wygrać i za dobrze, żeby przegrać. Oczywiście biorę pod uwagę również to, że Arka miała swoje szanse, a na pewno była groźna pod nasza bramką. My jednak dopełniliśmy oczekiwania naszych kibiców i awansowaliśmy do finału. - mówił po zakończeniu spotkania Orest Lenczyk.
- Czeka nas teraz siedem ciężkich meczów o życie. Zawodnicy, którzy grali dzisiejszy mecz, powinni grać w następnym spotkaniu. Mam nadzieję, że przerwa świąteczna da nam chwilę oddechu. Nigdy nie miałem okazji być na Stadionie Narodowym, więc nawet dla mnie będzie to duże przeżycie - zakończył szkoleniowiec lubinian.
Finał tegorocznej edycji Pucharu Polski rozegrany zostanie 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie. Rywalem Zagłębia będzie Zawisza Bydgoszcz prowadzony przez Ryszarda Tarasiewicza. To jego swego czasu w Śląsku zastąpił Lenczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?