Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa: Widzę wolę ratowania Stoczni Gdańsk ROZMOWA

Rozmawiał Jacek Klein
Tomasz Bołt/archiwum
- Zawsze byłem za utrzymaniem Stoczni Gdańsk. To ciągle moja stocznia - rozmowa z Lechem Wałęsą, byłym prezydentem RP.

Chrzest statku Syn Antares można chyba postrzegać jako symbol problemów stoczni, choć w tym konkretnym wypadku wpływu na długość budowy nie miała.
Zawsze byłem za utrzymaniem Stoczni Gdańsk. Oczywiście z dostosowaniem do wymagań rynku, nawet z częściową zmianą profilu produkcji, z podjęciem walki o rentowne kontrakty, ale z utrzymaniem jej gabarytu i potencjału produkcyjnego do budowy statków, z zachowaniem nazwy, utrzymaniem załogi. Byłem przeciwny sprzedaży i podziałowi. Sprzedaż się dokonała kilka lat temu. Demokracja i wolny rynek mają swoje prawa i teraz mamy inną rzeczywistość. Zawsze jednak, gdy były trudności, zwracano się do mnie o wsparcie. W ostatnim czasie również angażuję się w rozmowy między udziałowcami w celu uratowania stoczni. Jak widać, coś się udało osiągnąć. Stocznia zbudowała statek, a więc pokazała, że ma możliwości. Zawsze będę do dyspozycji, jeśli zajdzie potrzeba pomocy stoczni i stoczniowcom. To ciągle moja stocznia.


Czytaj także: Statek Syn Antares ochrzczony w Stoczni Gdańsk. Budowa trwała 6 lat [ZDJĘCIA]

Na jesień zeszłego roku zaangażował się Pan w negocjacje między udziałowcami stoczni.
Poproszono mnie o to. Zawsze się angażowałem, jeśli otrzymywałem sygnał. Oddałem do dyspozycji wszystkie swoje możliwości. Biura, ludzi. Gdy było ciężko, aby przełamać impas, bezpośrednio spotykałem się z ministrami i ukraińskim właścicielem. I każdy właściwie chce dobrze. Polski rząd się stara, chociaż ciągle są dawne zaszłości wokół stoczni. I muszę powiedzieć, że ukraiński inwestor też robi, co może, i nadal chyba w stocznię wierzy. Jest wysokiej klasy fachowcem, twardo stąpającym po ziemi.

Jest jakieś pole do porozumienia czy mamy do czynienia z patem w relacjach agencji rządowej i ukraińskiego właściciela?
Mam zapewnienia i tak widzę te spotkania i rozmowy, że jedna i druga strona chce uratować stocznię. To mnie cieszy. Natomiast, na jakich warunkach? Trzeba pamiętać, że stocznia w większości jest w rękach prywatnych. Polski rząd ma trochę związane ręce, ma mało do powiedzenia. Mamy tyle firm polskich, które wymagają pomocy, trudno więc wspierać tylko ukraińską. Wola jednak, jak widzę, jest, żeby coś zrobić. To w końcu nasza historia, nasza wartość. Słyszę też, że miasto Gdańsk chce się jakoś włączyć. To dobrze. Dziś sprawa stoczni ma jeszcze dodatkowy element. Ukraina przeżywa poważne problemy, więc kwestia stoczniowa może znajdzie większe zrozumienie. Także dla zgody, aby polski podatnik, jeśli zajdzie taka potrzeba, dołożył do ratowania stoczni trochę więcej. To są szczegółowe kwestie co do zaangażowania się stron w sposób ratowania stoczni. Ich uzgodnienie to rola udziałowców. Ja się tym nie zajmuję, ale całym sercem jestem za osiągnięciem porozumienia. Liczę na utrzymanie dialogu i włączenie się każdego, kto może jakoś pomóc.

Jest Pan zwolennikiem wolnego rynku, zatem angażowanie się państwa w prywatny biznes trochę się z tym kłóci.
Oczywiście, to się kłóci. Ale w końcu to przecież walka o miejsca pracy dla naszych stoczniowców, i to w tak ważnym dla nas zakładzie. A dziś dodatkowo, w obecnej sytuacji Ukrainy, wszelka pomoc w jakimś stopniu mogłaby być wskazana. Oczywiście ciężaru ratowania stoczni nie można składać w całości na państwowe barki. Ale bez udziału wszystkich stron w ratowaniu nie może się obyć.

Jedna z koncepcji ratowania stoczni przewiduje sprzedaż jej terenów. Nie boli to Pana?

Jestem i pozostanę przeciwny temu, by naruszać gabaryt stoczni i jej serce. Chciałbym, by potencjał możliwie utrzymać i wykorzystywać go także do innego rodzaju produkcji, takiej jak konstrukcje stalowe. Załoga i majątek niezbędne do wielkiej pracy powinny zostać zachowane, żeby statki też mogły powstawać. Co potrzeba zrobić dla ratowania, pozostawiam fachowcom i udziałowcom.

Wyobraża Pan sobie, że stocznia zbankrutuje, przestanie istnieć?

Kilka miesięcy temu, gdy włączałem się w mediacje, było tak blisko upadku, że zacząłem wątpić. Rozmowy jednak jakiś skutek przyniosły, zakład działa nadal, buduje statki, czego dowodem jest pierwszy od kilku lat chrzest jednostki. Co przyniesie jutro? Trudno przewidzieć. Stocznia Gdańsk jest matką polskiej wolności. Nie można jej ratować za wszelką cenę, ale też nie można pozwolić jej wykończyć przez brak mądrych decyzji i działań. Stocznia się zmienia, dużo inwestuje, utrzymuje miejsca pracy, ale boryka się jaszcze z innym problemem. Mimo że minęło kilkadziesiąt lat, ciąży jej historia walki o wolność. Kontrahenci z krajów zachodnich podchodzili do niej ostrożnie, trochę się bali i chyba nadal się obawiają. Czas udowodnić, że stocznia potrafi. A teraz jeszcze problemy na Ukrainie mamy. Stocznia i jej przyszłość to trudna sprawa. Ale zawsze będzie leżeć mi na sercu.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki