Jesteś w raju / Żaden tłum nie dotarł nigdy na twój szczyt/Jesteś w raju/ Gdzie spokojny słyszysz krwi i myśli rytm... - w 10. rocznicę śmierci Jacka Kaczmarskiego śpiewali Mirosław Czyżykiewicz, Jacek Bończyk i Hadrian Filip Tabęcki, przypominając "Raj", obok "Muzeum", "Murów" czy późniejszej "Wojny postu z karnawałem", jeden z legendarnych programów legendarnego barda, wykonywanych w 1980 roku z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim.
- Czy Jacek spogląda dziś na nas z raju? - zastanawia się Mirosław Czyżykiewicz, nawiązując do ambiwaletnego stosunku Kaczmarskiego do wiary czy współczesnej polityki, a także skomplikowanego życia osobistego opisanego, bez przemilczeń, przez Krzysztofa Gajdę w świetnej biografii pt. "To moja droga". Czyżykiewicz uważa, że erudycja, wiedza i wielki talent Jacka Kaczmarskiego sprawiły, że dorobek, jaki nam pozostawił, jest nie do przecenienia.
- Każdy, kto pozna jego piosenki, wiersze, poematy, powieści, każdy, kto posłucha, jak śpiewał, w jaki sposób grał na gitarze, wie doskonale, że mieliśmy do czynienia z jednym z największych fenomenów kultury polskiej XX i XXI wieku - mówi poeta piosenki, który pierwszy raz osobiście zetknął się z Jackiem w 1980 roku jako 19-latek. Kaczmarski, który wykonywał "Rejtana", podczas Spotkań Zamkowych w Olsztynie miał wówczas 23-lata i już był legendą, liderem mocnego wówczas środowiska piosenki literackiej.
Ich znajomość trwała aż do śmierci, Czyżykiewicz wspomina, jak po powrocie z emigracji Kaczmarski wybrał go, śpiewającego wiersze Josifa Brodskiego, jako... support własnych koncertów. - A czy jego duchowe życie toczy się teraz w raju, z którego przecież dał "sprawozdanie", będąc jeszcze wśród nas? Jeśliby sięgać do jego prywatnych doświadczeń, o których dziś także się mówi bez ogródek, to wydaje mi się, że dzieło rozgrzesza twórcę, przynajmniej w jakiejś części - uważa Mirosław Czyżykiewicz. - Jacek, jakiego znałem, z jednej strony miał zmysł niezwykle naiwnego, dobrego i otwartego człowieka, a z drugiej za sobą emigracyjną tułaczkę, doświadczenia alkoholowe i trudne związki z kobietami. Ten świat go po prostu porządnie przeturlał - przypomina poeta piosenki.
"Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!/Kto sam, ten nasz najgorszy wróg!/A śpiewak także był sam
Czy Kaczmarski był bardem? - Był, ale w najszerszym tego słowa znaczeniu, a nie tylko "bardem Solidarności", która trochę go zawłaszczyła - tłumaczy Jacek Bończyk, który od lat wykonuje jego piosenki, a w tym roku z własną Fundacją na Rzecz Kultury i Fundacją Jacka Kaczmarskiego, prowadzoną przez Alicję Delgas, ostatnią partnerkę życiową poety, organizują wiele imprez poświęconych zmarłemu 10 kwietnia 2004 roku artyście. - Kaczmarski był przede wszystkim poetą, intelektualistą, znawcą historii i malarstwa. Po prostu kilka walczących piosenek zafunkcjonowało w naszym kraju, w momencie, gdy było to nam wszystkim potrzebne. I wtedy narodził się mit barda Solidarności, na co Jacek się nieco zżymał. Bo przecież nigdy nie był kimś, kto idzie z gitarą wraz z tłumem. Widać to, jeśli się przeanalizuje tekst "Murów", które miliony ludzi walczących o wolność uznały za swój hymn - tłumaczy Jacek Bończyk. I przypomina, że artysta był człowiekiem z krwi i kości, żyjącym jak my, pijącym wódkę, jak każdy - tyle że obdarzonym niezwykłym talentem.
- Warto jednak pamiętać, że śpiewał również limeryki, piosenki miłosne czy pijackie. Właśnie dzięki Kaczmarskiemu, dotarłem do twórczości Stanisława Staszewskiego, przecież to on śpiewał "Baranka" - wspomina Bończyk, który w młodości natrafił na kasety z piosenkami Kaczmarskiego.
Tak było ze wszystkimi wielbicielami Kaczmarskiego: kasety, za pośrednictwem drugiego obiegu, przegrywane z grundigów na grundigi, krążyły w latach 80. po całej Polsce. A jak twierdzi większość wielbicieli talentu barda, gdy się raz trafi na twórczość Kaczmarskiego, to się już z niej nie można wyplątać. Tak jest do dziś. "Za dużo" napisał tekstów ważnych.
- Ale najważniejsze, że dziś twórczość Jacka chcą odczytywać na nowo kolejne pokolenia i odkrywają ją bardzo młodzi ludzie - cieszy się Bończyk. - To nie jest tak, że tylko my, dziadkersi po czterdziestce i starsi, którzy chodzili na koncerty Jacka, o nim pamiętamy. Choć w czasie, gdy telewizja i radio, poza Trójką, atakują nas chłamem, i gdy w mediach nie usłyszysz o rzeczach ważnych, trzeba szukać jego twórczości na własną rękę.
Trzęsie się z płaczu pan Zagłoba/Nad symboliczną Polski trumną/I krwi nie woła - sam nad grobem/Bo umrzeć łatwo; żyć jest trudno.
Szymon Podwin, który od prawie 8 lat z nieustannym powodzeniem prowadzi Wrocławski Salon Kaczmarskiego (comiesięczne koncerty i spotkania wielbicieli jego twórczości), tłumaczy, że na szczęście, jeśli już ktoś zacznie szukać, to... łatwo i dużo znajdzie.
- Wielką zasługą przyjaciół Kaczmarskiego jest to, że jego twórczość jest dostępna i świetnie opracowana. To dziś chyba najlepiej "zdokumentowany" artysta w Polsce. Na kilku kompilacjach płyt ukazały się właściwie wszystkie nagrania Jacka, są dostępne jego śpiewniki, książki, i wciąż ukazują się kolejne opracowania - zapewnia polonista (prace maturalna i magisterska o Kaczmarskim), niestrudzony kaczmarolog oraz lider zespołu Triada Poetica. Podwin, wraz z przyjaciółmi, świętuje nawet "urodziny" kolejnych utworów Kaczmarskiego.
Wrocławianin przypomina, że w Polsce są trzy festiwale, na których wykonuje się piosenki Kaczmarskiego (najsłynniejszy jest Festiwal "Nadzieja" w Kołobrzegu). Jest też kilku artystów, którzy wykonują wyłącznie jego piosenki (np. Trio Łódzko-Chojnowskie, poznański Kwartet Pro Forma i wspomniana wyżej wrocławska Triada Poetica), nie licząc wielu wykonawców z zupełnie innych gatunków muzycznych, którzy włączają utwory barda do swojego repertuaru i wykonują je np. w rytmie rocka, jak Strachy na Lachy lub reggae, jak to czyni Habakuk, a nawet na jazzowo.
Nic w tym dziwnego, gdyż o skali talentu Kaczmarskiego świadczy też to, że ilu jest wielbicieli Kaczmarskiego, tyle ulubionych utworów. Przecież poeta w zależności od potrzeb potrafił pisać jak... Jan Kochanowski, Sienkiewicz albo po "mikołajorejowemu". Był genialnym stylistą. Nie stanowiło problemu, czy jego piosenka to analiza flamandzkiego malarstwa, wcielenie się w "Carycę Katarzynę", czy powiedzmy, w Boga, jak to uczynił w programie "Raj", filozoficzno-poetycką refleksja nad naturą dobra i zła.
We śnie nie śpiesz się, masz czas/Snom daj płynąć, a nie płonąć/Śnij, jak śni się tylko raz/Swą maleńką nieskończoność
Szymon Podwin wspomina, jak kilka godzin przed każdym wrocławskim koncertem przychodził do Jacka Kaczmarskiego i rozmawiał z nim o konspektach lekcji polskiego, poświęconych analizie i rozmowach o jego twórczości. Kaczmarski nigdy nie lekceważył rozmówców. Autor tego tekstu miał przyjemność w 1991 roku (gdy Kaczmarski był jurorem Festiwalu Piosenki Autorskiej "Łykend") poznać i przegadać z poetą kilka wieczorów, a potem jeszcze kilka razy przeprowadzać z nim wywiady. Nie o poezji. O polityce, współczesnej, "wolnej" Polsce, porównaniach z Wysockim, życiu w Australii...
Rozmówca idealny, który lubił Wrocław, miał tu wielu przyjaciół i znajomych. Przyjaciół jeszcze z lat siedemdziesiątych, gdy wchodził w dorosłość, z osiemdziesiątych (tych, którzy pracowali z nim w Radiu Wolna Europa i wrócili do Polski), dziewięćdziesiątych (którzy poznali się z Jackiem w Australii), dwutysięcznych (artystów, organizatorów jego koncertów) i tych najnowszych, z XXI wieku, którzy właśnie odkryli, że mieliśmy takiego poetę piosenki, balladzistę, pieśniarza. I że będziemy o nim pamiętać, nie tylko w rocznicę polskich Czerwców, Grudniów, Sierpniów, opowiadając dzieciom i wnukom, jak śpiewało się z nim "Wyrwij murom zęby krat...". Zresztą to przecież nie była piosenka Jacka Kaczmarskiego, on tylko przetłumaczył i strawestował utwór Lluisa Llacha.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?