18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

"Proboszcz", "Breivik", "Elvis", "Agent"... Skąd się wzięły ksywy polskich polityków [ZDJĘCIA]

Dorota Kowalska
Paweł Graś dziś to po prostu "Grasiu", ale w latach 80. miał ksywę "Talib"
Paweł Graś dziś to po prostu "Grasiu", ale w latach 80. miał ksywę "Talib" Wojciech Barczyński/Polskapresse
Parlamentarzyści dorobili się w polityce swoich ksyw. Mają je posłowie Miller, Ziobro, Grabarczyk, Schetyna. Nawet premier Donald Tusk, wcześniej "PDT", został "Kierownikiem".

Sejm jak szkoła - trzeba pewne rzeczy upraszczać i skracać. W każdym razie wielu posłów dorobiło się ksyw, bo wiadomo - krótko i od razu człowiek wie, o kogo chodzi. Dla tych, którzy nie wiedzą, ksywa czy też pseudonim, to "indywidualna nazwa danej osoby, inna niż oficjalne imię i nazwisko". Jak dalej czytamy w definicji, pseudonim jest stosowany w rozmaitych celach: dla ukrycia swoich oficjalnych personaliów (to w Sejmie raczej nie wchodzi w grę), w celu łatwiejszego zapamiętania danej osoby, dla podkreślenia jakichś swoistych cech osobowych czy wyglądu zainteresowanego.

Po raz pierwszy w Polsce pseudonimu użył pod koniec XV w. Filippo Buonaccorsi, włoski humanista, poeta i prozaik, podpisując się: Callimachus Etruscus, Kallimachus Philippus, Callimacho Romano.

Przy Wiejskiej, co warto zauważyć, ksywy noszą politycy wszystkich opcji politycznych, ba, dorobił się ich sam premier. Jakiś czas temu mówiło się o nim "PDT" (Pedet), czyli premier Donald Tusk, w każdym razie tak zaczęli nazywać Tuska jego najbliżsi współpracownicy po tym, jak został premierem. Jakiś czas temu Tusk został jednak "Kierownikiem". - To prawda, kiedy gdzieś wchodzi, po sali niesie się szept: Uwaga, "Kierownik" w drodze - przyznaje jeden z polityków Platformy. W Platformie jest jeszcze "Grasiu", czyli Paweł Graś, który wcześniej był jednak "Talibem". Wcześniej, znaczy w latach 80., ale wtedy minister Graś miał kruczoczarne włosy i mógł robić za taliba. Dzisiaj już nie może. Jest oczywiście "Schet", czyli Grzegorz Schetyna. Był "Drzewko", czyli Mirosław Drzewiecki.

No i "Elvis", czyli Cezary Grabarczyk, przynajmniej tak o byłym ministrze infrastruktury mówią dziennikarze, ale wśród parlamentarzystów też przyjęła się ta ksywka. - Pewnie chodzi o charakterystyczną fryzurę zaczesywaną do tyłu, Elvis też taką nosił - wyjaśnia jeden z polityków. Bo ksywy to najczęściej skrócone nazwiska, przymiotniki określające wygląd zainteresowanego albo jego cechy charakteru. Może stąd Julia Pitera nazywana jest w klubie "Giulianim", od nazwiska byłego burmistrza Nowego Jorku znanego z twardej walki z przestępczością. Sławomir Nowak, to "Belmondo", że niby taki ładny. Andrzej Halicki po wakacjach w Grecji został "Halkidikim", prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz od lat jest "Gronkowcem". Bartosz Arłukowicz, który wciąż pozostaje ministrem zdrowia w rządzie Donalda Tuska, to po prostu "Agent". Nie, żeby był szpiegiem Sojuszu w obozie rządzącym, Leszek Miller nie darzy przecież ministra Arłukowicza zbytnią sympatią po tym, jak ten z lewej strony sceny politycznej przesunął się bardziej do centrum. Chodzi o pierwszy program typu reality show w polskiej telewizji emitowany na antenie TVN na licencji belgijskiego programu "De Mol" (Kret). Drugą edycję show, zanim jeszcze zaczął swój flirt z polityką, wygrał nie kto inny, a lekarz pediatra Bartosz Arłukowicz i tak został dla kolegów "Agentem".

Koalicjant wcale pod względem pseudonimów nie zostaje w tyle. Waldemar Pawlak to "Cyborg", ksywka wzięła się pewnie stąd, że u byłego premiera trudno dostrzec emocje. Jego twarz pozostaje jak maska - żadnych oznak wzruszenia czy strachu. Marek Sawicki to "Strateg", Franciszek Stefaniuk - "Proboszcz". - Ma najlepszy w PSL kontakt z Kościołem. No i łagodzi obyczaje - jak coś powie, to człowiek od razu staje się spokojniejszy. Do tego ten jego dar pisania wierszy, to wszystko doprowadziło do "Proboszcza" - tłumaczy poseł Eugeniusz Kłopotek.

Stefan Żelichowski, inaczej "Leśniczy", przez lata był przewodniczącym klubu parlamentarnego ludowców. Ksywka nie mogła być inna, bo po studiach Żelichowski pracował w leśnictwie. A jako polityk był ministrem ochrony środowiska w rządach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego, Włodzimierza Cimoszewicza i Leszka Millera. Zsiadał też w sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz Komisji do spraw Kontroli Państwowej. Obecny szef klubu parlamentarnego PSL Jan Bury jest z kolei dla kolegów "Szarym".
W ksywki mocno obrodziło na lewicy. Leszek Miller ma aż trzy pseudonimy. - "Kanclerz" mówią na niego ci, którzy się go boją, "Młynarz", od białych włosów, ci mniej strachliwi - uściśla Krzysztof Janik, były szef MSWiA. Ostatnio Miller dorobił się trzeciej ksywki - "LM", od Leszek Miller albo od pewnej marki papierosów.

Dość ciekawą historię ma ksywka posła Tadeusza Iwińskiego, który w rządzie Leszka Millera był podsekretarzem stanu i często podczas oficjalnych uroczystości stał tuż za Leszkiem Millerem. Na zdjęciach jest "Kanclerz", a za jego plecami poseł Iwiński, może stąd ten "Plecak", bo tak mówią na Iwińskiego przy Wiejskiej. Józef Oleksy to "Józio" albo "Łysy", Wojciech Olejniczak - "Wojtuś", jego brat Cezary - "Czaruś".

Jest też cała masa ksywek, przy których nic nie trzeba wyjaśniać. "Kwachu", "Cimoszko", "Bela". O kogo chodzi? Wiadomo przecież, żadna filozofia! A, jest jeszcze "Rychu", teraz poza Sojuszem, którego złośliwi nazywają też "Grubym Rychem". I jest "DJ", czyli didżej, czyli Dariusz Joński.

Teraz prawica. Tu też znajdziemy sporo inwencji twórczej. Adam Lipiński, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, bywa dla kolegów "Lipą", o prezesie nikt w jego towarzystwie "Kaczor" nie powie, ale już wieczorem w pubie - i owszem.

Z dwóch Kamińskich jeden jest "Młody", jeden "Stary", trzeci Kamiński - Michał, obecnie na listach Platformy, z racji słusznej postury nazywany jest też "Miśkiem". Marek Suski to w skrócie "Suseł", Joachim Brudziński - "Jojo", a Krzysztof Szczerski - "Profesor".

Solidarna Polska od miesięcy rywalizująca z Prawem i Sprawiedliwością o wyborców nie może być gorsza. Jacek Kurski zwany jest "Kurą", posłanka Marzena Wróbel "Ptaszyną", Tadeusz Cymański "Cymanem". Zbigniew Ziobro, jak na szefa przystało, dorobił się aż trzech pseudonimów. Wołają na posła Ziobrę: "Zizu", "Zizol" albo po prostu "ZZ".

Paweł Kowal, dzisiaj w jednym szeregu z Jarosławem Gowinem, może z racji krótkiego i dość charakterystycznego nazwiska pseudonimu nie ma. Jest Kowalem i tyle, ale już Marek Migalski bywa nazywany przez kolegów "Migalem" albo "Migaczem", Paweł Poncyljusz to w Sejmie po prostu "Poncyl", Joanna Kluzik-Rostkowska, dzisiaj w Platformie, wcześniej w Polska Jest Najważniejsza, występuje także jako "Kluzica".

Są też ksywy, można by rzecz, dość kłopotliwie, do których żaden polityk oficjalnie się nie przyzna, a raczej nie przyzna się do tego, że ich używa w codziennych rozmowach. Ale też John Godson nazywany jest "Czarnym", pewnie z racji koloru skóry, a Marcin Mastalerek z Prawa i Sprawiedliwości - "Breivikiem". - On ma taki sam wyraz twarzy, nie mówiąc o fizycznym podobieństwie - mówi jeden z polityków i prosi, żeby, broń Boże, nie podawać jego nazwiska.

Cóż, ksywy jak ksywy - jedne są bardziej wymyślne, inne mniej. Większość tworzy się po to, żeby było krócej i wygodniej. Chociaż bywają takie o lekkim zabarwieniu emocjonalnym. Od razu wiadomo, czy kogoś w Sejmie lubią, czy się z niego śmieją, czy może raczej omijają go szerokim łukiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl