18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Trójkąt bermudzki? Nikomu nie życzę tu mieszkać

Bartosz Józefiak
Trójkąt bermudzki już w PRL- u był we Wrocławiu znany jako wylęgarnia przestępców. Czarna legenda osiedla Przedmieście Oławskie jest żywa do dzisiaj. W okolicy popularnym trunkiem jest „trauguttówka” – wódka domowej roboty sprzedawana w melinach na podwórkach. Cena – 6 zł za pół litra.

Podwórko przy ul. Łukasińskiego. Kilkunastu chłopaków ma przerwę po grze w piłkę nożną na jednym z niewielu odnowionych boisk w okolicy. Choć najmłodszy z nich ma na oko 10 lat, tak samo, jak cała reszta trzyma w dłoni zapalonego papierosa. Chłopaki na nasz widok nie przebierają w słowach. Po chwili jednak opowiadają nam, że życie na osławionym trójkącie to świetna zabawa.

– Wszystkie te rzeczy, które o nas opowiadają, to bzdura. Tu się nic takiego nie dzieje. No, chyba że ktoś jest konfidentem, donosi policji. Wtedy ma z nami ciężkie życie. Ale sąsiedzi mają się dobrze. Dawniej było tutaj dużo gorzej – mówi jeden z piłkarzy, choć ciężko uwierzyć, by mógł pamiętać „dawne” czasy, o których opowiada.
Wszyscy, z którymi rozmawiamy, potwierdzają, że kiedyś było dużo gorzej. Ale dzisiaj też nie jest różowo.

– Chłopaki włóczą się po bramach i podwórkach, nudzą się, nie mają co robić. Wybijają szyby, tłuką butelki, zaczepiają ludzi. 14-letnie, pijane dzieci to tutaj norma – mówi Magda z ul. Mierniczej.
Mieszka na trójkącie od urodzenia. – Mnie nigdy tu nie zaczepiali, ale z okien balkonu widziałam, jak grupa chuliganów pobiła mojego kolegę. Nie miał akurat przy sobie fajki, jego pech. Takie historie to u nas norma.
Magda ma czwórkę dzieci. – Moja najstarsza córka idzie do czwartej klasy podstawówki. Boję się, gdy myślę, co ją tu czeka. Chciałabym się stąd wyprowadzić. Czekamy z mężem na przydział lokalu komunalnego gdzie indziej. Nikomu nie życzę mieszkania tutaj – mówi.

Honor lwowskiego złodzieja
Trójkąt czy też trójkąt bermudzki to potoczna nazwa dla okolicy zamkniętej ulicami Kościuszki, Traugutta i Pułaskiego. Oficjalnie to część wrocławskiego osiedla Przedmieście Oławskie (mieszka tu około 25 tys. ludzi). Nieoficjalnie – owiana złą sławą, najniebezpieczniejsza wrocławska okolica.

CZYTAJ TEŻ: Różanka - osiedle w cieniu Śląska Wrocław. Bezpieczne?
Przed wojną ten rejon zamieszkiwała klasa średnia. To jej zawdzięczamy piękne kamienice, które możemy podziwiać np. wzdłuż ulicy Traugutta. Dziś w większości są zaniedbane i całkowicie zniszczone. Jeszcze przed wojną były tam dwa komisariaty policji. Później przeprowadzili się w te strony włamywacze ze starej, przedwojennej lwowskiej szkoły. Ze Lwowa, oprócz złodziejskiego fachu, przywieźli też kodeks honorowy. Nie okradali najbliższych sąsiadów ani osób starszych.
W latach 60., 70. i 80. rejon słynął z przestępczości. Peerelowskie władze zaczęły przeprowadzać tu tzw. ludzi z problemami. Nazwa trójkąt bermudzki wzięła się stąd, że czasem ludzie znikali w podwórkach – na zawsze.
Trójkąt słynął z patentów na włamania. Do sklepu wchodziło się przez podłogę, z piwnicy. Albo przez sufit z mieszkania nad sklepem.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Grażyna Godlewska mieszkająca przy ul. Prądzyńskiego opowiada, co dziś zostało z tych złodziejskich tradycji. – Ja już niczego nie trzymam w piwnicy. Nie ma sensu. Kilka lat temu złodzieje włamali mi się do piwnicy, przetrząsnęli całą, potłukli słoiki. I to nie było pierwsze włamanie – opowiada nam wrocławianka.

Piotr Wojtczyk opowiada o śmiałym napadzie na sklep ze... słodyczami. – Mieszkałem z żoną w pobliżu, przy skrzyżowaniu Traugutta i Mierniczej. Pewnej nocy usłyszałem hałas na zewnątrz. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem dwóch panów. Próbowali włamać się do sklepu, kopiąc w drzwi. A że byli mocno pijani, włamanie nie wychodziło im najlepiej. Zadzwoniłem po policję, która bez problemu zgarnęła nieudolnych włamywaczy do radiowozu – mówi.

Hotel jak z horroru
– Co ja panu będę dużo mówił. Tu patologia mieszka – podsumowuje listonosz pracujący w okolicy trójkąta. Nie chce podać nazwiska, bo boi się stracić pracę. Z drugiej strony – taka praca...
– Wyzwiska, bluzgi, okrzyki „dawaj złotówkę” czy „dawaj rentę” są na porządku dziennym. Ale zdarzają się też gorsze rzeczy. W jednym z mieszkań napadli na mnie pijani lokatorzy, gdzie indziej w kolegę rzucano nożami... Teraz jest spokojniej, ludzie mnie znają. Ale na początku bywało różnie. Miernicza, Łukasińskiego, Więckowskiego – tam jest najgorzej.
Właśnie przy Więckowskie-go znajduje się osławiony hotel socjalny, do którego wprowadzają się m.in. osoby opuszczające więzienie. W hotelu powinny spędzić krótki czas w oczekiwaniu na przydział innego mieszkania lub dokończenie remontu własnego. W praktyce zostają jednak na znacznie dłużej – rekordzista spędził tam 30 lat.
Nie ma tam dnia bez awantury, wybitych okien, wyłamanych drzwi, bijatyki czy małego pożaru. Straż pożarna jest tam gościem co tydzień, nierzadko pojawia się też... karawan.
– Tam listonosz w ogóle nie wchodzi . Zostawia listy na klatce i jak najszybciej ucieka – podsumowuje nasz rozmówca.

Cukier sprzedają na targu
Grażyna Drobik, prezes stowarzyszenia „Pierwszy Krok” z siedzibą przy ul. Kościuszki, opowiada, że gdy jej grupa rozdawała podstawowe produkty spożywcze: mąkę, cukier – to kolejka mieszkańców liczyła 250 osób.
– Później widzieliśmy tych ludzi sprzedających ten sam cukier na targu przy Dworcu Świebodzkim. Czasami jeden z drugim tylko wyszedł z naszej bramy, a już próbował przehandlować jedzenie, by mieć na wódkę – mówi Grażyna Drobik.
Trzeba jednak przyznać, że ani jej wolontariuszy, ani podopiecznych przez lata nie spotkały żadne nieprzyjemności.
– Ale pijaków w okolicy nie brakuje. Z naszej pomocy korzystają te same osoby – mówi prezes. – Przy Świstackiego czy Worcella są kamienice w całości zamieszkane przez rodziny alkoholików.
W okolicy popularnym trunkiem jest „trauguttówka” – wódka domowej roboty sprzedawana w melinach na podwórkach. Cena – 6 zł za pół litra.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Powódź zmieniła wszystko
– Burdy, pobicia? Bez przesady. Nigdy nie spotkało mnie tu nic złego – opowiada artysta Robert Lenart.
Wprowadził się do mieszkania na trójkącie pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. W podwórku przy Traugutta założył pracownię plastyczną. – Kiedy jadę rowerem, pijaczkowie z okolicy krzyczą do mnie „cześć, Robercik!”. Z sąsiadami mam dobre kontakty, kilka razy się nawet napiliśmy. W okolicy mieszka wielu artystów i muzyków. Nie powiedziałbym, że tu jest groźnie.
Fakt – najczarniejsza historia trójkąta dobiegła końca w latach 80., kiedy wielu rzezimieszków wyjechało stąd na Zachód. Dużo zmieniła też powódź tysiąclecia w 1997 r. Z najbardziej zniszczonych budynków trzeba było wysiedlić lokatorów. – Wielu ludzi przeprowadzono wtedy w rejon ul. Sycowskiej. Od tego czasu dużo się tu zmieniło – mówi artysta.
Policyjne dane mówią o spadku przestępczości w okolicy. W 2013 r. zarejestrowano tu 64 rozboje (spadek o 12 proc. względem 2012 r. – dane dla całego terenu komisariatu Rakowiec), 17 uszkodzeń ciała (spadek o 45 proc.), 590 kradzieży (spadek o kilkadziesiąt proc.), a także zabójstw (w zeszłym roku – jedno, w 2012 r. – trzy).

Dwa światy na trójkącie
– Sytuacja od kilku lat się poprawia – mówi rzecznik policji Paweł Petrykowski. – Okolicę zmieniły liczne nowe budynki, które powstały w okolicy.
Faktycznie, w pobliżu trójkąta jak grzyby po deszczu wyrastają nowe apartamentowce. Przy skrzyżowaniu Kościuszki i Dąbrowskiego bloki postawił Dach - Bud. Kilkaset metrów dalej, także przy Kościuszki, kończy się budowa Nowej Papierni. W budynkach po XIX-wiecznej fabryce papieru powstają luksusowe lofty. Przy ul. Prądzyńskiego budynki postawiły firmy Interes i Atc Development. Te lokale i reszta trójkąta to zupełnie inne światy, których nie łączy nic oprócz bliskiego położenia.
– Mieszkam tu, bo czynsz jest niewielki, lokal ładny i blisko do centrum. Ale nie wychodzę z domu po 22, z imprez w Rynku zawsze wracam taksówką, autem podjeżdżam pod samą bramę. Gdyby to nie było zamknięte osiedle, to bym się bała tu zamieszkać – opowiada Anna Kowalska z nowych bloków przy Prądzyńskiego. Robert Lenart ma swoją teorię dotyczącą lokalnego spokoju.
– Obowiązuje zasada – nie kalać własnego gniazda. Tutejsi nie lubią rozgłosu i burd, które przyciągnęłyby uwagę mediów, policji, prokuratury. Gdy kilka lat temu zamordowano tu młodą dziewczynę, cały trójkąt szukał sprawcy – mówi Lenart.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trójkąt bermudzki? Nikomu nie życzę tu mieszkać - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl