Gra kobietę bezgranicznie podporządkowaną mężczyźnie. W życiu taka nie jest

Rozmawia Urszula Wolak
Sandra Staniszewska: – Nawiązałam silną więź z bohaterką filmu. Aż za silną.
Sandra Staniszewska: – Nawiązałam silną więź z bohaterką filmu. Aż za silną. Oliwka Grochal
– Chciałam, by Hala miała jak najmniej dialogów. Nie trzeba przecież dużo mówić, by trwać u boku mężczyzny i wspierać go – uważa Sandra Staniszewska, która debiutuje na dużym ekranie w filmie Roberta Glińskiego „Kamienie na szaniec”. Wciela się w dziewczynę „Zośki”.

– Filmowi bohaterowie „Kamieni na szaniec” przeżywają miłosne uniesienia w czasie, gdy trwa okrutna wojna. Czytając scenariusz, nie przeszło ci przez myśl, że miłość w tamtym okresie była niemożliwa?

– Uczucie, którym moja bohaterka – Hala – darzy Tadeusza Zawadzkiego „Zośkę”, zostało tak wiarygodnie opisane przez scenarzystę, że nie miałam żadnych wątpliwości co do jego prawdziwości. Inaczej było w przypadku męskich bohaterów filmu. Oni byli zdecydowanie skupieni na wojnie.

– Tylko kobiety były zdolne do uczuć?

– Z filmu wynika, że były dla nich ważniejsze niż wojna. Ale to właśnie kobiety odgrywały istotną rolę w życiu młodych mężczyzn. Były ich podporą.

– Grana przez Ciebie Hala Glińska przedkłada więc miłość do „Zośki” nad miłość do ojczyzny. Rozumiałaś jej motywacje?

– Przygotowując się do roli, oglądałam między innymi dokument, w którym historię członków Szarych Szeregów wspominała koleżanka Hali – Danuta Rossmanowa. Opowiadała o chłopcach i ich relacjach z dziewczynami; „Baśka z Alkiem – niesamowita miłość”, „Maryna Trzcińska z Rudym – jak oni się kochali”, nadeszła w końcu kolej na Halę i Tadeusza. W tym momencie nastąpiła długa pauza, którą zaczęło wypełniać niespodziewane napięcie. Efekt był natychmiastowy. Rozpłakałam się. „W tym związku musiała być jakaś magia, jakaś tajemnica” – pomyślałam. Łączyła ich bowiem miłość, ale tragiczna. Dostrzegłam w tym uczuciu szekspirowskie pokłady.

– Udało Ci się nawiązać silną więź ze swoją bohaterką?

– Aż za silną. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam film Roberta Glińskiego – scenę, w której umiera „Zośka”, nie mogłam powstrzymać się od łez. Wychodząc z kina, prędko ruszyłam w kierunku reżysera i producenta. Powiedziałam: „Dziękuję za to doświadczenie”. Za to, że Hala we mnie pozostała i jeszcze długo pozostanie. Jako człowiek – czuję się przez to bogatsza. Bardzo chciałam spotkać się z żyjącą wciąż ukochaną „Zośki”, ale niestety nie udało mi się. Gdy zapytałam reżysera, czy ta kobieta jeszcze żyje, nie odpowiedział. Po prostu się uśmiechnął. Był to dla mnie kolejny dowód na to, że jej postać jest owiana tajemnicą.

– Odkryłaś ją?

– W filmie tajemnica została odkryta, ale scena, w której to następuje, została wycięta podczas ostatecznego montażu.

– Dlaczego?

– Ze względu na kontrowersje.

– Nie zdradzisz nam jej na łamach?

– To chyba zrozumiałe.

– Ale i tak dzieło nie uniknęło skandalu.

– Niestety. Harcerze nie są zadowoleni z obrazów, jakie zobaczyli na ekranie, zarzucają twórcom, że podeptali ich etos. Staram się jednak ich zrozumieć. Rozmawiałam z nimi. Wiem, jak ważne są dla nich zasady i ideały, których nie odnajdują w naszym filmie. Nie zrobiliśmy jednak „Kamieni” dla hermetycznego środowiska harcerzy, którzy wyznawali w czasie wojny rygorystyczne zasady – obce szerokiej publiczności. Dzięki temu przeciętny widz może łatwiej zidentyfikować się z bohaterami filmu. Są oni dla niego bardziej ludzcy, ze swoimi dylematami, uniesieniami i porażkami.

– Czy to prawda, że przygotowując się do roli, odwiedzałaś grób „Zośki”?

– Tak. Czułam, że to jedna z dróg, którą muszę przebyć, by odnaleźć wewnętrzne porozumienie z Halą. Reżyser postawił bowiem przede mną bardzo trudne zadanie. Musiałam zagrać kobietę, która jest ode mnie całkowicie odmienna i w pełni podporządkowana mężczyźnie, którego kocha. Dosłownie nie widzi poza nim świata. Idzie za nim krok w krok, wspiera go, jest, niczego nie wymaga, nie oczekuje. Chce tylko przy nim być.

–Nie uważasz, że żyje też ze świadomością, że nie ma na „Zośkę” wpływu?

– To prawda. Bo nie posiada też odpowiednich środków oddziaływania na mężczyzn. Hala nie jest Monią – dziewczyną „Rudego”, która nosi zwiewne, seksowne sukienki, kocha kino i jest uwielbiana przez chłopców. To typowa działaczka, dziewczyna niezdająca sobie sprawy ze swoich walorów. Musiałam więc kompletnie zapomnieć o tym, co ja – Sandra – mam jako kobieta, jak jestem dowartościowana i zanurzyć się w mężczyznę, który staje się dla Hali dosłownie całym światem, który początkowo nie ma wcale ochoty na nawiązywanie jakichkolwiek stosunków z kobietami. Musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, jak do niego dotrzeć.

– Jak do tego doszłaś?

– Obejrzałam „Drogę do szczęścia” – film, w którym zagrali Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Dzieło doskonale ukazuje kobietę – trwającą przy swoim mężu. Do reszty w nim zatraconą. Kreując Halę, wzorowałam się na znakomitej Kate Winslet.

– Sugerowałaś coś reżyserowi?

– Zawsze staram się dawać od siebie jak najwięcej na planie. Zależało mi na tym, by Hala miała jak najmniej dialogów. Chciałam w ten sposób silniej zaznaczyć jej obecność. Kobieta nie musi nic mówić, by trwać u boku mężczyzny. Tę obecność starałam się zbudować m.in. poprzez wytworzenie bliskości z „Zośką”.

– Pomógł Ci pobyt na grobie „Zośki?

– Tak. Miałam ze sobą białą świeczkę i białą różę. Serce biło mi jak opętane. Myślałam: „Zaraz spotkam się z rzeczywistością”. Długo nie mogłam tam jednak trafić. W końcu ktoś wskazał mi właściwy kierunek. Zapaliłam świeczkę i zaczęłam z nim rozmawiać. Czekałam na odpowiedzi. Nadeszły. Wierzę, że nad grobem unosiła się wtedy dusza „Zośki”. Czułam jego obecność. To było niesamowite. Tego samego dnia na grób „Rudego” przyszła też Magda Koleśnik, grająca w filmie Monię. Przyniosła podobnie jak ja – białą różę i świeczkę. Zbieg okoliczności?

– Jedną z najmocniejszych scen w filmie – to ta, w której Hala odkrywa w łazience, że „Zośka” planuje popełnić samobójstwo. Czy zagranie tej sekwencji było dla ciebie emocjonalnie wykańczające?

– To prawda. Zwłaszcza że w życiu niestety często stykamy się z osobami, które postanawiają odebrać sobie życie. Statystycznie najczęściej próbują popełnić je w łazience. Dlatego praca właśnie nad tą sceną miała dla mnie jakiś szczególny wydźwięk. Znałam powody, dla których ludzie chcą ze sobą skończyć. Tym łatwiej mogłam utożsamić się z tym, co czuli bohaterowie filmu. Oboje znaleźli się na straconej pozycji. Nie udało im się odbić „Rudego”, zawiedli jego rodziców, Monię i w końcu Szare Szeregi.

– Mieli jednak siebie.

– Tak, ale co to znaczy w wojennej rzeczywistości? Zamknęli się w bezpiecznej klatce mieszkania Hali, wijąc sobie ciepłe gniazdko. Ale nie chcieli już dalej żyć. Bo jak żyć z tak ciężkim bagażem doświadczeń, z dojmującym poczuciem bezsensu losu? Tylko na krótką chwilę udaje im się – razem – wyjść z tej beznadziei.

***

–Sandra Staniszewska, w tym roku kończy krakowską PWST. Ma na swoim koncie współpracę z wybitnymi twórcami teatru, takimi jak Krystian Lupa czy Maja Kleczewska. To właśnie razem z Lupą zrealizowała głośną „Pływalnię”. Podczas Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi - za rolę Sanny otrzymała nagrodę. Ostatnio nawiązała współpracę z cenioną reżyserką Eweliną Marciniak.

Sandra Staniszewska wyjechała z Krakowa i postanowiła zamieszkać w Warszawie. Niebawem zobaczymy ją w Teatrze IMKA. Gra także w serialu „M jak miłość”. Udział w „Kamieniach na szaniec” to jej pełnometrażowy debiut.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gra kobietę bezgranicznie podporządkowaną mężczyźnie. W życiu taka nie jest - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl