Janusz Heitzman: Psychiatra nie uleczy zła, które siedzi w środku mordercy

Anita Czupryn
Janusz Heitzman
Janusz Heitzman FOT. PIOTR SMOLINSKI / POLSKAPRESSE
- Każdy pracownik więziennictwa powie, że w zakładach karnych wszyscy są nienormalni - mówi prof. Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, w rozmowie z Anitą Czupryn.

Na początku marca sąd wznowi rozprawę o izolację dla Mariusza T., pedofila i zabójcy, który od kilku tygodni przebywa na wolności. To człowiek z psychicznymi zaburzeniami?
Utożsamianie go z osobami chorymi psychicznie jest nadużyciem. Mariusz T. jest zdrowy psychicznie, bo gdyby był chory, byłby w szpitalu psychiatrycznym, a nie w więzieniu. Orzeczono wobec niego karę śmierci. Ta kara, jak wiemy, została zamieniona na 25 lat pozbawienia wolności, a nie na karę dożywotniego więzienia, co było ustawowym błędem. To osoba, która była i jest zbrodniarzem, zabiła kilka osób i społeczeństwo ma prawo się bać, ale szukanie pretekstu, który ochroni społeczeństwo przed ewentualnością popełnienia kolejnych zbrodni, to wykorzystywanie słabości prawa. Twierdzenie, że najlepiej będzie go izolować, zrobić z niego wariata, zamykając go w szpitalu psychiatrycznym, rodzi problem. Przepisy unijne, ale też nasze konstytucyjne zabraniają podwójnego karania. Nie można karać kogoś dwa razy. Pierwsza kolizja dotyczyła więc tego, czy jeśli zabezpieczylibyśmy go, bo stwarza poważne zagrożenie, i zamknęlibyśmy go w zakładzie karnym - złamalibyśmy prawo? Złamalibyśmy. Stąd pomysł, żeby go izolować w szpitalu psychiatrycznym - wtedy tego prawa nie złamiemy. Staramy się na siłę udowodnić osobie, która jest niepoprawna, a ta niepoprawność wynika z jej nieprawidłowej osobowości, że jest psychicznie chora, i mamy złudne nadzieje, że lecząc taką osobę - nie wiem, w jaki sposób, bo ani psychiatria, ani psychologia nie znają sposobów wyleczenia zła - doprowadzimy do tego, że będzie ona "naprawiona" i niestwarzająca zagrożenia.

Mariusz T. to niejedyny zbrodniarz na wolności. Za chwilę wyjdzie Leszek Pękalski.
I sytuacja będzie się powtarzała. Psychiatria nie neguje tego, że są osoby niebezpieczne, wobec których istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że mogą popełniać zbrodnie po odbyciu kary. Ale nie można od psychiatrii oczekiwać, że w stu procentach będzie mogła stwierdzić, że ktoś dalej jest niebezpieczny bądź nie jest. To jest nadawanie psychiatrom mocy nadprzyrodzonej. Jak można decydować o pewności wystąpienia prawdopodobieństwa? Szukanie w psychiatrii narzędzia do tego, żeby naprawiać prawo, jest z założenia błędne. To wykorzystywanie nauki, co więcej - bardzo niebezpieczne ze względów kulturowych i społecznych. Edukujemy, że zło należy utożsamiać z medycyną, że zło należy leczyć, że odpowiedzialność za zło będzie polegała na tym, żeby jakąś osobę zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Od tego jest bardzo blisko do tezy, że wszystkie osoby, które się leczą w szpitalach psychiatrycznych, są potencjalnymi zabójcami albo generalnie złymi ludźmi, w związku z tym musimy się ich bać i chronić społeczeństwo przed takimi ludźmi. Bardzo łatwo jest stworzyć ze szpitala psychiatrycznego tak zwane drugie więzienie albo to, z czym walczy współczesna światowa psychiatria - żeby problemy zaburzeń psychicznych wyprowadzać poza środowisko społeczne. Tworzyć izolatoria…

… getta.
Getta! Dla osób ze schizofrenią, depresjami, takich, które sobie w życiu nie radzą, mają zmiany organiczne, upośledzonych umysłowo. To niebezpieczny kierunek, który będzie nawiązywał do nazistowskiej ideologii traktowania chorych psychicznie jako "życia niegodnego życia". A to będzie prowadziło do eksterminacji chorych psychicznie jako szczególnie niebezpiecznych. To, co w tej chwili zaczynamy, to powrót ideologicznie do korzeni nazizmu. Nie wiem, dlaczego tego się nie dostrzega, że jeżeli będziemy utożsamiali zło i zbrodnię z zaburzeniami psychicznymi, to stworzymy wśród tysięcy ludzi społeczny lęk przed chorobami psychicznymi, że są odpowiedzialne za zbrodnie. A jeżeli tak, to takie osoby należy ze społeczeństwa eliminować. Prostą drogę do takiej eliminacji wymyślił Hitler, kiedy to miliony nie Polaków, nie Żydów, ale niemieckich chorych psychicznie uśmiercił. A gdzie ich uśmiercał? Między innymi na obecnym terenie Polski, w Międzyrzeczu. Zwożono autobusami ze szpitali psychiatrycznych niemieckich upośledzonych i ich zabijano. To jest niebezpieczeństwo, które wiąże się przede wszystkim z medialną histerią lęku. To nie na Mariusza T. odbywa się teraz polowanie z nagonką, ale na wszystkie osoby, które są zaburzone psychicznie, co do których może istnieć prawdopodobieństwo, że mogą się zachować w sposób agresywny w stosunku do innych.
Najnowszy raport o schizofrenii przygotowany przez PTP i Fundację Ochrony Zdrowia Psychicznego jest zaskakujący: po chorobach układu krążenia, nowotworach, chorobach układu kostno-stawowego i mięśniowego jest ona na czwartym miejscu, jeśli chodzi o wydatki z budżetu. ZUS wydaje na renty ponad 940 mln zł, a NFZ na świadczenia zdrowotne prawie 500 mln zł.
Choroby psychiczne są kosztowne nie tylko ze względu na kosztowne leczenie, ale dlatego, że koszty społeczne są nieprzeliczalne. Absencja, praca na 30 proc. możliwości - te schorzenia przynoszą straty gospodarcze. W 2020 r. koszty chorób psychicznych będą na drugim miejscu, po chorobach układu krążenia! Nie dostrzegamy tego, że chorobą cywilizacyjną będą właśnie zaburzenia psychiczne. I nie myśli się na razie o tym, że trzeba eliminować przyczyny, nie leczyć. A te koszty będą narastały do granic takich, aż wreszcie zacznie się zauważać to, że nie da się myśleć o prozdrowotnej polityce w oderwaniu od psychiki człowieka. Dziś leczymy choroby zakaźne, układu krążenia, budujemy wspaniałe systemy, które mają powodować, że człowiek przeżyje, jak ma zawał serca. Profilaktyka zdrowia psychicznego nie może być oddzielana od profilaktyki zawałów, cukrzycy, otyłości. Sytuacja zmusi nas do tego, abyśmy inwestowali w ludzkie warunki szpitali psychiatrycznych, aby nie były one miejscem zapomnianym przez Boga, gdzie nikt nie będzie szukał pomocy, bo będzie wiedział, że jeśli się tam pojawi, to wyjdzie z etykietą wariata. Proszę wejść na oddziały psychiatryczny i kardiologiczny. Na kardiologicznym lśni i jest piękne. Na psychiatrycznym są smród, brud i ubóstwo. Dlaczego? Bo NFZ zaniża potrzeby szpitali psychiatrycznych. Nigdy nie inwestuje w bazę. Inwestuje w świadczenia. A baza szpitali psychiatrycznych jest z okresu zatęchłej komuny.

Schizofrenia dotyczy ludzi młodych, w wieku 18-35 lat, w czasie kiedy wybiera się drogę życiową albo zaczyna zawodową karierę. Wśród nich są osoby, które palą marihuanę. To ona może być impulsem do tej choroby?
To nie jest takie proste. Nie wpychałbym do jednego worka narkotyków, które miałyby przyczyniać się do rozwoju schizofrenii. Podobnie jak marihuana może działać alkohol. Nie jestem zwolennikiem palenia marihuany przez wszystkich, ale coraz więcej doniesień jest takich, że wcale nie jest to środek tak szkodliwy, że też działa neuroprotekcyjnie.

Co to znaczy?
Zapobiega rozwojowi chorób nowotworowych mózgu, działa po chorobach Parkinsona, w SM, bólach. Na temat pozytywnego działania marihuany są prowadzone światowe badania zapoczątkowane jeszcze w latach 60., które wskazują na to, że tzw. dobre kanabinole wywołują wiele korzystnych efektów. Młodzi ludzie chorują na schizofrenię nie dlatego, że palą marihuanę czy piją alkohol, tylko dlatego, że ich możliwości adaptacyjne do środowiska, do trudnych sytuacji się nie sprawdzają. Ani wychowanie, ani nabyte w genach sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami nie pomagają. Są niewykształceni w odporności. Brak tej odporności powoduje, że uciekają w chorobę. Choroba oczywiście nie jest z wyboru, to choroba mózgu, chory albo się izoluje, albo sięga po środki, o których myśli, że mogą mu pomóc. Przypadkowo może się zdarzyć, że ktoś miał predyspozycje do nieradzenia sobie z sytuacjami, sięga po skręta, przypala. Wtedy problemy, których nie potrafi rozwiązać, odchodzą. Ale ten środek zastępczy, który ma dawać moc, tak naprawdę tej mocy nie daje, tylko odsuwa sytuację, która być może nigdy by nie nastąpiła, gdyby umiał sam rozwiązywać swoje problemy życiowe, emocjonalne, związane z uczuciami, z poczuciem własnej wartości, tożsamości. Młodzi ludzie mają najwięcej problemów z tym, kim naprawdę są.

Problemem jest to, że ludzie ze zdiagnozowaną schizofrenią nie chcą brać leków, więc trafiają do szpitali, tracą pracę i koszty dla państwa wzrastają.
Nie ma idealnego leku na schizofrenię, cały czas leczymy objawowo. Oczywiście, cały czas trwają badania nad coraz doskonalszymi lekami przeciwpsychotycznymi stosowanymi w schizofrenii, bardziej przyjaznymi i wygodnymi do stosowania. Są to leki długoterminowe, o przedłużonym działaniu, które nie dają objawów ubocznych. Te nowoczesne leki są drogie, ale też nasza polityka refundacyjna powoduje, że nie zawsze one są dostępne dla wszystkich. Jest przepis, kiedy można je stosować. Dla mnie błędem jest, że nie są dostępne dla osób, u których jeszcze tego rozpoznania nie postawiono jednoznacznie. Postawienie rozpoznania schizofrenii to swego rodzaju wyrok. Dla chorego, ale też dla rodziny. Nie może minister zdrowia czy ktoś, kto odpowiada za politykę refundacyjną, decydować, że powinniśmy leczyć nowoczesnymi lekami tylko te osoby, które mają postawione rozpoznanie schizofrenii. Tymi lekami powinny być leczone wszystkie osoby, które mają psychozę albo zaburzenia z kręgu schizofrenii, które mają objawy psychotyczne, urojeniowe, połączone z depresją. Jeżeli pierwsze objawy pojawiają się w wieku kilkunastu lat i okres największego nasilenia tych objawów jest między 15. a 16. rokiem życia, a choroba wybucha w sytuacji nadmiernego stresu, np. na studiach, to nie można czekać z włączeniem skutecznego leku i leczyć lekami klasycznymi, które dają objawy uboczne, po których pacjent chodzi jak sparaliżowany, cieknie mu ślina i wszyscy mówią: "O, schizofrenik! Izolować!".
Nie można wycofać leków starej generacji?
A właśnie. Można by wycofać, gdyby państwo przyjęło stosowanie leków nowej generacji. Ale niedługo do tego dojdzie, spowodują to światowe organizacje, krytyczna naukowa ocena ich przydatności, już przecież wiele leków wycofano ze względu na działanie uboczne. Czy jednak musimy na to czekać? Proszę zwrócić uwagę - nie oszczędza się na kardiologii. A tu się nie robi nic, bo mówienie o chorobach psychicznych jest niemedialne. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie gra dla szpitali psychiatrycznych. Bo się wstydzimy chorób psychicznych. A ja chciałbym, żeby WOŚP zagrała dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, chorych na schizofrenię, żeby można wymienić rozlatujące się meble w oddziałach psychiatrycznych, które pamiętają czasy przedwojenne. Finansowanie polityki psychiatrycznej w Polsce jest na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Dlaczego inne kraje inwestują w zdrowie psychiczne? Bo to się im opłaca. Bo wiedzą, że choroby psychiczne będą oddziaływały na somatyczne. Ale u nas oszczędzamy na zdrowiu psychicznym - to pierwszy zarzut wobec państwa. Państwo nie dostrzega tego, że kiedyś to się odbije. Na średniej długości życia. Na tym, że będzie wzrastać, już zresztą wzrasta, liczba samobójstw.

Ta oszczędność jest pozorna, generuje większe wydatki państwa.
Oczywiście, że tak! Około półtora miliona osób korzysta z pomocy psychiatrycznej, to poważny wydatek dla państwa, które musi zabezpieczyć środki na te osoby. Te, które mają świadczenia z tytułu swoich zaburzeń psychicznych, najczęściej nie dorabiają, bo nie mają możliwości. Pracodawca woli przyjąć osobę z cukrzycą niż ze schizofrenią. Jednak trzeba też pamiętać o tym, że chorzy z chorobami psychicznymi takie jak schizofrenia nie tylko kosztują państwo, ale też swoje rodziny, bo na ich utrzymaniu najczęściej pozostają. A przecież można przy dzisiejszym postępie farmakoterapii stosować takie leki o przedłużonym działaniu, które nie będą dawały objawów ubocznych, będą wygodne w stosowaniu, które można podawać raz na dwa tygodnie, dzięki czemu chory nie będzie ujawniał omamów, będzie funkcjonował normalnie i miał świadomość, że biorąc te leki, może nadal pracować, być wtopiony w środowisko tak, że nikt nie będzie pokazywał na niego palcem: "O, schizofrenik, ten gorszy, nie nadajesz się, aby z nami mieszkać, bo nam dzieci podusisz w windzie". I zyski dla państwa byłyby o wiele większe, ponieważ nie chodzi tylko o to, że mniej osób będzie leczonych w szpitalu, co jest kosztowne, ale że takie osoby będą mogły dalej tworzyć dochód narodowy.

Pacjent chory psychicznie jest podwójnie obciążony - jest to skutek choroby przewlekłej i piętna społecznego. To Pana słowa.
Tak! Społeczny ostracyzm wynika z naszych lęków i uprzedzeń.

Dlaczego boimy się ludzi chorych psychicznie?
My się boimy inności. Tego, co dla nas niezrozumiałe, boimy się myślenia, które wymyka się stereotypom. Jeśli bowiem chory wypowiada jakieś dziwne tezy, to też wynika z jego lęków, ale te lęki powodują, że on interpretuje rzeczywistość inaczej, gdyż ona jeszcze większy lęk w nim generuje. Manifestuje więc poczucie siły, co często jest urojeniem wielkościowym, ale on sobie radzi ze swoimi lękami w ten sposób. Bo ta rzeczywistość jest dla niego tak okropna.

Boimy się też, myśląc, że chory psychicznie może nam wyrządzić krzywdę.
Tak naprawdę to są nasze lęki przed innością. Ale nie możemy utrzymywać, że rozpoznanie choroby psychicznej wiąże się ze szczególnym zachowaniem niebezpiecznym. Osoby, które dokonują przestępstw, a mają rozpoznane zaburzenia psychiczne, to ułamek wśród zdrowych ludzi, którzy są niebezpieczni, mogą popełniać poważne przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu.

Chorujący na schizofrenię mogą popełniać takie przestępstwa?
W mniejszości! Wśród 100 proc. tych, którzy popełniają takie przestępstwa, osoby chore stanowią 5 proc. Oczywiście nie jest tak, że one chodzą po ulicach i szukają, komu zrobić krzywdę. Nie stajemy się ofiarami osób przypadkowych na ulicy. Przemoc, która jest związana z zachowaniami agresywnymi, najczęściej odbywa się w rodzinach. Jeżeli mamy do czynienia z zachowaniami agresywnymi osób chorych psychicznie, w tym na schizofrenię, to obiektem ich agresji w 99 proc. są osoby najbliższe.
Z czego ta agresja wynika?
Z rozwijania się procesu psychotycznego, w który rodzina jest najbardziej uwikłana. To kwestia konieczności leczenia i często sprzeciwu wobec leczenia, traktowania osób najbliższych jako szczególnie zagrażających, osób najbliższych dotyczą urojenia chorego - urojenia odnoszące, urojenia oddziaływania, urojenia prześladowcze.

Na czym one polegają?
Na tym, że bliska osoba zna nasze myśli, że je wykrada, że jest nam szczególnie nieżyczliwa. W stosunku do tych najbliższych rozwijają się tego typu uprzedzenia. Ale nie wynika to z pierwotnego zła, które w tym człowieku jest, a z choroby, bo to choroba powoduje. To jest ta różnica między Mariuszem T. czy innymi sprawcami, którzy zostali skazani na karę bezwzględnego pozbawienia wolności, nawet jeśli mieli orzeczone przez biegłych psychiatrów nawet bardzo znaczne ograniczenie poczytalności. To jest ten szczególny obszar diagnostyki sądowo-psychiatrycznej, że nie wszystkie choroby psychiczne albo może zaburzenia psychiczne skutkują niepoczytalnością. Jest duży obszar zaburzeń psychicznych, z lekkim upośledzeniem umysłowym albo z zaburzeniami osobowości, wadami charakteru, który powoduje, że taka osoba nie jest niepoczytalna, ale jej poczytalność jest w znacznym stopniu ograniczona. To znaczy, nie jest w stanie do końca rozpoznawać znaczenia tego, co robi. A przede wszystkim nie jest w stanie pokierować swoim postępowaniem, ponieważ jej zachowania popędowe, emocjonalne biorą górę nad racjonalnym widzeniem rzeczywistości. Nie jest w stanie się pohamować. Ale i te osoby nie trafiają do szpitali psychiatrycznych. One trafiają do zakładów karnych. Po to w zakładach karnych powinno być prowadzone postępowanie terapeutyczne, resocjalizacyjne, by te negatywne cechy charakteru zmienić.

Jak to w rzeczywistości wygląda?
Ustawa, która została wprowadzona i nakłada na osobę kończącą karę konieczność wcześniejszego jej pobytu w systemie terapeutycznym, a dopiero po tym ma ona zostać umieszczona na bezterminowej izolacji, może rozłożyć cały system resocjalizacji. Ponieważ jeśli ktoś będzie wiedział, że może trafić na bezterminowy pobyt w ośrodku, gdy wcześniej będzie w systemie terapeutycznym, nigdy się nie zgodzi na żaden system terapeutyczny. Nigdy nie będzie chciał być na oddziale terapeutycznym zakładu karnego, żeby się tam poprawiać, bo wie, że jeśli przez niego przejdzie, to pierwsze, co go czeka, to droga do ośrodka, z którego nigdy nie wyjdzie. Ta ustawa jest kulawa. Jednak ja nie boję się w tej chwili ustawy, ale tego, że reforma Kodeksu karnego, która w tej chwili się dokonuje i której pierwsze projekty już Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawia, zakłada jej likwidację, a te wszystkie przepisy będą wpisane w znowelizowany Kodeks karny. Jedno niebezpieczeństwo, jakie mi się tu nasuwa, to takie, że po raz kolejny inicjatorzy ustawodawczy, ci, którzy zajmują się tworzeniem nowego prawa, nie traktują nas, psychiatrów, jako partnerów, nie zapraszają do komisji kodyfikacyjnej, mimo że w kodeksach wszystkich - karnych, cywilnych - roi się od psychopatologii, problematyki psychiatrycznej. My, jako środowisko psychologów, psychiatrów dostajemy już gotowe projekty, które czasami nijak się mają do współczesnej wiedzy psychiatryczno-psychologicznej. Nie wiem, dlaczego tak jest. Jak był tworzony Kodeks Makarewicza w 1923 r., to trzech profesorów psychiatrii zasiadało w komisji kodyfikacyjnej i przez całe lata, a nawet dziesiątki lat ten kodeks był doskonały i stanowi również dziś podstawę kodeksów.

Ale dziś czasy się zmieniły.
Tak, powstały nowe diagnozy stresu pourazowego, rozwinęła się diagnostyka zaburzeń osobowości i oto uważa się, że największym znawcą psychiki człowieka jest karnista. No, tak nie jest! Bo później jest taki efekt, że ten karnista daje psychiatrom człowieka, aby go naprawili. "Weźcie go jak popsuty zegarek i naprawcie, żeby był dobry". A to jest niemożliwe. Jeśli popatrzymy, ile jest dziś osób z zaburzeniami psychicznymi w zakładach karnych, to każdy pracownik więziennictwa powie, że wszyscy tam są nienormalni.

Jeśli zaburzeń osobowości nie da się wyleczyć, to co zrobić z człowiekiem, który stwarza zagrożenie, a o Mariuszu T. powie tak każdy psychiatra.
Zmienić w taki sposób prawo, które by umożliwiało stworzenie tak zwanej gwarancji społecznej. Niezależnie od wyroku, niezależnie od kary powinny istnieć takie możliwości opiniowania człowieka, co do którego będzie istniała możliwość zminimalizowania ryzyka. Od dbania o bezpieczeństwo powszechne jest państwo i jego przygotowane organy: policja, sądy, prokuratura. Nie ma takiej święconej wody i nie ma takiej tabletki, które by mogły takie osoby zamienić w anioły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl