Studiują, pracują, robią badania. Ukraińcy, którzy pokochali Polskę

Anita Czupryn [email protected]
Mieszka nas w Polsce kilkaset tysięcy, ale widzicie w nas głównie robotników na czarno i sprzątaczki. A przecież Ukraińcy są tu największą grupą studentów wśród obcokrajowców - mówi były student Aleks Marewicz pochodzący ze Lwowa

Jeśli w Polsce spotykamy Ukraińca, to na pewno jest to robotnik budowlany pracujący na czarno, jeśli Ukrainkę - to albo sprzątaczka, albo prostytutka. Ten stereotyp, który zresztą powielany jest i w innych krajach (podobnie mówią przecież o Polakach mieszkających w Anglii), zdaje się mieć coraz mniejsze uzasadnienie. W ubiegłym roku w naszym kraju studiowało 25 tys. osób ze Wschodu, w przeważającej większości z Ukrainy.

- Są w Polsce i takie uczelnie, gdzie studiują tylko Ukraińcy, trochę Rosjan i Białorusinów - mówi Aleks Marewicz, prawnik po studiach na Ukrainie, który w 2011 r. przyjechał ze Lwowa kontynuować studia w Polsce. Dwa lata studiował w Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, zajmował się Bałkanami i Rosją. Niedawno dostał dobrą pracę w Polskiej Fundacji Kultury i Sportu, zajmuje się piłką nożną i związkami ze Wschodem. Rzadko chodzi na ukraińskie imprezy, nie chce przebywać wyłącznie wśród swoich, jest otwarty na Polaków. Ma dziewczynę Polkę, mieszkają razem.

Takich Ukraińców jak Aleks jest wielu w Warszawie i innych polskich miastach.

Anastazja Iszczenko z centralnej Ukrainy przyjechała do Warszawy, gdy miała 17 lat, dziś ma 21. Studiowała u nas hotelarstwo i gastronomię, otrzymała licencjat, teraz studiuje turystykę. Pracuje w recepcji jednego z apartamentowców, mieszka w akademiku. Światosław Czewniuk z Kijowa był w podobnym wieku, gdy przyjechał do Krakowa. Dziś jest na II roku na stosunkach międzynarodowych, kierunek: logistyka. Z Kijowa przyjechał też do Polski Witalij Tukało, jest doktorantem w Polskiej Akademii Nauk.

Zgodnie mówią, że Polska to kraj, który Ukraińcy mogą pokochać.

Z Aleksem spotykam się w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. - To dobrze znane mi miejsce, spędziłem tu dwa lata - uśmiecha się. W okularkach z modnymi oprawkami, z modnie przystrzyżonymi baczkami Aleks niczym się nie różni od młodych warszawiaków.

- Nigdy nie myślałem, że swoją przyszłość zwiążę z Polską. Zadziałał przypadek. W lutym 2011 r. trafiłem do Wrocławia na Zimową Szkołę Wschodnią. Tam się dowiedziałem, że jest taka opcja: można złożyć dokumenty i aplikować na studia w Polsce. Nie liczyłem, że mi się uda. Skończyłem prawo na Ukrainie, szukałem pracy, dostałem propozycję z Ministerstwa Sprawiedliwości Ukrainy. No i wtedy dowiedziałem się, że przyjęto mnie na studia w Polsce - opowiada. Zrezygnował z intratnego stanowiska, jakie mu się szykowało, i przyjechał do Warszawy. Wcześniej bywał już w Polsce, w Krakowie. Spotkał się tam z niechęcią krakusów. - Rozumiałem to. Kraków to miasto, gdzie jest nawał turystów, mieszkańcy mają ich już dosyć. Podobnie jest we Lwowie - mówi.

Wtedy po polsku potrafił powiedzieć ledwo kilka słów, podstawowe zwroty: "dziękuję", "dzień dobry". Nie było mu lekko. Zakupy robił wyłącznie w supermarketach, bo samemu mógł wybierać, co chciał kupić, i zapłacić tyle, ile pokazała kasa. - No, ale miłość potrafi zrobić wiele. Poznałem dziewczynę - Polkę. Od półtora roku mieszkamy razem. Na studiach chciałem też brać udział w dyskusjach. No to nauczyłem się polskiego - mówi.

Aleks właśnie zmienił mieszkanie - z Pragi, w której się zakochał całym sercem, przeniósł się do śródmieścia. - Będę tęsknił za Pragą. To najpiękniejsza dzielnica w Warszawie, bo… jest prawdziwa. Na Starówce wszystkie budynki odbudowane, niewiele po wojnie zostało. Na Pradze się uchowały - opowiada.

A on lubi architekturę. We Lwowie był przewodnikiem - oprowadzał turystów po mieście. Jeśli byli to Austriacy, to mówili, że Lwów jest austriacki. Jeśli Polacy - że polski. - Część budynków wybudowali tam Austriacy, część Polacy, no i władza radziecka pozostawiła nam blokowiska okropne, są jak krosta na ciele miasta, no, ale obiecała dać mieszkanie i to zrobiła - mówi.
Przyjazd do Polski potraktował jak wyzwanie: czy nauczy się języka, poradzi sobie. Dziś wie, że świetnie dał sobie radę. Ma też dobrą pracę w Polskiej Fundacji Kultury i Sportu. Zajmuje się piłkarstwem i związkami ze Wschodem.

Ale kiedy wybrał się w podróż do Polski, nie miał specjalnych oczekiwań. Warszawa zaskoczyła go pozytywnie. - Warszawa to co innego niż Kraków, gdzie zdarzyło mi się kilka przykrych sytuacji. Warszawa to miasto bardzo otwarte, nikt tu się nie interesuje tym, skąd człowiek przyjechał. Warszawa to też miasto pieniędzy - trzeba pracować, nieważne, czy przyjechałeś z Mongolii, Afryki, Ukrainy, jeśli coś potrafisz, to będziesz zarabiał i będą cię szanować - uważa Aleks.

Ma też swoją teorię na to, dlaczego Polska, jego zdaniem, zrobiła tak wielki postęp społeczny, gospodarczy, kulturalny.
- Polacy lubią swoją ziemię i wiedzą, że ona jest ich. Problem Ukrainy polega na tym, że oni o ziemię cały czas walczyli ze wszystkimi: Rosjanami, Polakami, Tatarami, a jak ją już dostali, to nie wierzą, że ją mają, boją się, nie wiedzą, co będzie jutro, kto przyjdzie, kto im ziemię zabierze, nie mogą zrozumieć, że to jest ich, a wszystko, co robią, jest dla ich dzieci. Potrzeba na to kolejnej generacji - wróży Aleks.

W Polsce podoba mu się to, że nie ma tu łapówkarstwa.

- Na Ukrainie są dwa rodzaje łapówek. Pierwsze to łapówki wdzięczności, np. dla lekarzy. Lekarz zarabia ok. 700 zł. A jeśli widać, że pomaga uczciwie, to daje mu się pieniądze. Druga kategoria: łapówki dla urzędników, na nowy samochód, dom czy wakacje w Grecji bądź we Włoszech. Tych wymagają urzędnicy, bo inaczej sprawy nie załatwią. I tu też są dwa rodzaje urzędników: jedni mówią wprost tyle i tyle, nie boją się, mają plecy, a drudzy udają uczciwych, ale jak się nie da, to niczego nie załatwią, będą przedłużać czas rozpatrywania sprawy.

Na Ukrainie nie podobało mu się, że tam jest podejście klasowe: jeśli dziecko w szkole nie ma najnowszej komórki, jest uznawane za gorsze. - U mnie na studiach był chłopak, który jeździł maybachem ręcznie składanym w Niemczech. Na Ukrainie maybachów jest najwięcej w Europie. Jego ojciec pracował na granicy. Na zajęciach wyciągał dwa portfele: jeden z dokumentami, drugi z gotówką, czasem trzeci z gotówką nieukraińską - euro, dolary - a do tego dwie pary kluczyków: od samochodu i od alarmu. To było straszne. Tam dzieci adwokatów muszą mieć samochody, i to nie za 40 tys. zł, ale od 150 tys. w górę.

Bo poza takimi ludźmi były ogromne obszary biedy, ludzie, którzy dosłownie nie mieli co jeść. W Polsce tych różnic nie widać. Nawet ci, co mają pieniądze, nie demonstrują tego.

- Są między naszymi narodami niezabliźnione rany, jest Wołyń, choć na Ukrainie to temat zamknięty, rzadko się mówi o wołyńskiej rzezi. Nie chcę usprawiedliwiać nacjonalistów, ale ciągłe nagłaśnianie tych spraw nie pociąga za sobą praktycznych wniosków prócz tego, by wygrać na wyborach. Ludzie, którzy wtedy mordowali, już nie żyją albo mają po 90 lat. Zamykać ich do więzienia? - rzuca Aleks. Ale wydarzenia na Majdanie spowodowały, że Aleks inaczej patrzy dziś na Polaków. - Ich zaangażowanie we wspieranie Ukraińców można tłumaczyć różnie. Niektórzy mówią, że to tylko dlatego, że Polacy chcą zrobić przykrość Rosji. Ale ja widzę naprawdę zmianę, ludzie chcą pomagać, bo wiedzą, że tam stała się straszna tragedia. I myślę, że Ukraińcy też podobnie by zareagowali, gdyby to Polacy potrzebowali pomocy. Wolę być optymistą i wierzyć, że Polacy się zmienili i angażują się szczerze. Ale słyszałem i takie opinie: "Bardzo dobrze, że banderowcy dostali, rezuny".

Z Anastazją rozmawiamy na Facebooku. Pisze mi, że ponad dwa lata temu jechała do Polski przestraszona. To była taty decyzja, nie jej. Ona chciała zostać w Kijowie. Tata stwierdził: "Polska to piękny kraj. A ja chcę dla ciebie jak najlepiej". Rozpoczęła studia, szukała pracy, bo miała tylko trzy dni zajęć na uczelni. Ale nikt nie chciał zatrudnić dziewczyny bez znajomości języka. - Teraz jest lepiej, jednak ten wschodni akcent słychać. Nie wszyscy Polacy to akceptują. Pracuję na recepcji i czasem spotykam się z przykrymi sytuacjami. Już znam ten wzrok, który nie akceptuje Ukrainki. Ale ja na to uwagi nie zwracam. Jestem w stanie pokochać Polskę, zostać tu, jeśli tylko Polska będzie mnie chciała. Tu lepiej się żyje, jest inne podejście do ludzi. Polacy mnie nie rozumieją, gdy tak mówię. Tu jest większa stabilność. Nie muszę się przejmować jutrzejszym dniem jak na Ukrainie, gdzie wszystko się zmienia. Tu ludzie bardziej kulturalni. W pracy - wszystko zgodnie z prawem, tylko numer PESEL muszę podać. Na Ukrainie, po pierwsze, żeby dostać pracę, trzeba zapłacić łapówkę. Po drugie - mogą nie wypłacić pensji o czasie - opowiada.

Kiedy zbliżała się pierwsza sesja na uczelni, pytała Polaków: "Trzeba kupić wykładowcom prezenty?". Tak było na Ukrainie. Polacy robili wielkie oczy. A na Ukrainie to i złoto trzeba było kupować, obrazy malowane przez artystów i nikogo nie interesowało, czy coś wiesz, tylko musisz zapłacić. - Mam nadzieję, że po tych ostatnich wydarzeniach to się już zmieni - wzdycha Anastazja. Mieszka w akademiku, na ukraińskie Boże Narodzenie z koleżankami przygotowała kutię. A potem zaniosła paniom na recepcję i je poczęstowała. Nigdy nie jadły! - Jak to możliwe? U nas to tradycja - śmieje się. Choć polska kuchnia jej się podoba: żurek, flaki i golonka, która pewnie jest pyszna, ale ona jej zaakceptować nie może, bo tłuszczu nie lubi.
Z uwagą obserwowała to, co się działo na Majdanie. - Nawet nie myślałam, że jestem taką patriotką, chodziłam do ambasady, czułam, że muszę, choć niektórzy mówili, że boją się tam chodzić. Sama byłam zaskoczona, jak się tym przejmowałam, serce mnie bolało, ale mam nadzieję, że ci, co tam zginęli, to nie nadaremno - mówi z nadzieją. Takiego wsparcia od Polaków nie oczekiwała. - Widziałam plakaty: "Polacy czekają na Ukrainę w UE". To było wspaniałe. Trzeba zamknąć oczy na to, co się działo w historii, przecież my jesteśmy Słowianie, jesteśmy jednej krwi. Tylko… Sama sobie zadaję pytanie, czy gdyby podobne wydarzenia działy się w Polsce, to czy Ukraińcy też by byli tacy zaangażowani? Nie znam odpowiedzi.

Od prawie dwóch lat jest w Polsce i teraz studiuje w PAN Witalij Tukało. Najpierw otrzymał grant badawczy, przeprowadzał badania na Uniwersytecie Jagiellońskim związane z reakcją społeczeństwa na zmiany, które miały oszacować, od czego zależy poparcie partii takich, jak: PO, PiS, SLD, PSL i kluczowych partii na Ukrainie, i zobaczyć, czy te czynniki jakoś ze sobą korelują. - Polska to była dla mnie szansa, żeby zobaczyć, jak zorganizowany jest system edukacyjny za granicą, szansa na badania. Tu jest więcej możliwości - mówi. Pochodzi z Kijowa. W Polsce najbardziej podoba mu się to, że można zaplanować podróż z zegarkiem w ręku. Wiadomo, o której przyjedzie tramwaj czy autobus. Na Ukrainie wychodzi się na przystanek i się czeka 30 minut, po czym przyjeżdża pięć tramwajów naraz o tym samym numerze.

Witalij mieszka na Bemowie, wyjeżdża z domu rano na zajęcia, wraca wieczorem. Zawsze praca - przygotować się do zajęć, robi też własne projekty, bo zajmuje się fotografią. Robił zdjęcia marszów spod kolumny Zygmunta do ambasady na al. Szucha 7. - Widzę, że Ukraina jest głównym tematem w polskich mediach. W porównaniu z takimi krajami jak Włochy, Niemcy czy Francja, gdzie imigranci z Chin lub Indii tworzą własne getta i w nich się rozwijają, nie asymilując się, gdy zdarza się, że Chińczyk w Niemczech po niemiecku nie rozmawia, to w Polsce nie ma tak z Ukraińcami. Jesteśmy włączeni w Polskie społeczeństwo, no, ale i różnic kulturowych między nami nie widać, rozmawiamy w podobnych językach, mamy podobną kuchnię, jemy barszcz ukraiński, i to nie tworzy barier. A zaszłości historyczne? Dla mnie to historia i powinno się ją zostawić historykom, a nie obywatelom. Zależy nam najbardziej na współpracy i współistnieniu, mamy wspólną granicę, jesteśmy sąsiadami, a z sąsiadem lepiej przecież żyć w zgodzie niż niezgodzie - wykłada. I nie ma wątpliwości, że każdy Ukrainiec, który mieszka w Polsce, kocha ten kraj. Ale czy on zostanie w Polsce? - Cztery lata temu nawet nie myślałem, że będę tu mieszkać, nie wiem, co będzie za kolejne cztery lata. Robię doktorat, żeby kontynuować karierę nauczyciela akademickiego. Jeśli będę mógł się realizować tu, to dlaczego nie - odpowiada.

Pradziadek Światosława Czewniuka był Polakiem, ale po wojnie wrócił na Ukrainę, bo się zakochał. Dzięki temu Światosław, który pochodzi z Kijowa, może studiując w Krakowie, mieć Kartę Polaka - czyli zagwarantowany pobyt na 10 lat i bezkosztowo wizę do Polski. Jest na II roku stosunków międzynarodowych, kierunek: logistyka. Przyjechał tu jako 17-latek, teraz, po dwóch latach, czuje się jak u siebie. - Mam tu inny poziom życia. W końcu zdaję egzaminy na ocenę, na jaką zasługuję, a nie za jaką zapłacę - mówi. Mieszka w nowoczesnej dzielnicy z innymi Ukraińcami: kolegą i dwiema koleżankami. Dwa pokoje, niedużo płacą, za osobę 550 zł, to dobra cena, biorąc pod uwagę ceny w Krakowie. Na życie potrzebuje 400 dol. na miesiąc. Pieniądze jeszcze przysyła mu mama, ale ma nadzieję, że w nowym semestrze coś sobie znajdzie. Porządek, demokracja - to mu się u nas podoba. A w ludziach - że chętni do pomocy bardzo, życzliwi. Mówi: - W końcu nasze narody są bratnie i razem stoimy przeciw Rosji. To nas łączy. Zakochałem się w Polsce. Kiedy tu przyjeżdżam, to czuję, że wracam do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 4

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

T
TS
Naciągacze na forex
11m
Pamiętamy ***
J
Ja12
Pokochali Polskę?
Ja się z nimi kochać nie będę.
Niech sobie założą własne narodowe agencje towarzyskie.

Ukrainiec i Ukrainka jak Niemiec - ostatnie miejsce umiejętności łóżkowych w Europie.
...
O
Oszołom z radia maryja
Nie ma łapówek? A to dobre. Kiepski żart u mas trzeba po prostu więcej dać i tyle No i nie za bale co trzeba dać łapówkę to tylko nas różni od Ukrainy
Wróć na i.pl Portal i.pl