Skoki narciarskie: Spełniło się marzenie 12-latka z Zębu. Kamil Stoch i jego olimpijski sen [VIDEO]

Robert Małolepszy
Kamil Stoch cieszy się po zwycięskim skoku w Soczi
Kamil Stoch cieszy się po zwycięskim skoku w Soczi Paweł Relikowski/Polskapresse
Adam Małysz wciąż jest najwybitniejszym polskim skoczkiem. Ale to Kamil Stoch zdobył olimpijskie złoto w skokach, na które czekaliśmy od czasów Fortuny. Ten medal Kamil wymarzył sobie jako 12-letni chłopak...

Zima 1999 r. Wielka Krokiew. U jej stóp 12-letni, rumiany, troszkę pyzaty, ale bardzo wygadany chłopak udziela swego pierwszego w życiu telewizyjnego wywiadu.

Źródło: TVN24/x-news

"Do treningu namówiła mnie pani Jadzia z Zębu, która założyła ten klub, nasz LKS Ząb. Bardzo się cieszę, że skoczyłem tutaj, na tej skoczni [dzieciak odwraca się w kierunku skoczni, którą ma za plecami, i pokazuje palcem] 128 metrów, no i z mistrzostwa Polski młodzików w Szczyrku".

Tak, to był Kamil Stoch. Pierwszy polski mistrz olimpijski w skokach. Film, a raczej krótki reportaż, w którym wystąpił, wyprodukowała TVP i od dawna jest to hit w sieci. Do tej pory miał ponad pół miliona odsłon. Teraz na pewno przekroczy milion. Stoch już wtedy, mając 12 lat, miał zadatki na gwiazdę. Uśmiechnięty, mówiący pięknymi, składnymi zdaniami. Mający wielkie marzenia. Marzenia o złotym olimpijskim medalu.

Gdy to opowiadał, miał już na koncie mistrzostwo świata młodzików, które zdobył w Ga-Pa. Największe wrażenie zrobił jednak dwa miesiące później w Zakopanem. Podczas zawodów Pucharu Świata w kombinacji norweskiej rozgrywanych na Wielkiej Krokwi występował jako przedskoczek. Uzyskał 128 metrów. Żaden z zawodników biorących udział w zawodach nie zbliżył się do tej odległości. Najlepszy uzyskał 125 metrów.

Stoch urodził się w podzakopiańskim Zębie. Z tej najwyżej położnej w Polsce wsi pochodzą również Stanisław Bobak, legenda polskich skoków, trzeciego w klasyfikacji PŚ sezonu 1979/1980, a także mistrz świata w biegach narciarskich Józef Łuszczek.
"Miesiąc temu trener zadzwonił do mnie i powiedział, że na następny tydzień pojedziemy na trening na Krokwie, pierwszy raz. No i nie spałem przez tę całą noc. Bo chciałem skoczyć. Widziałem to przed oczami".

- Skoki to od zawsze była jego ukochana dyscyplina. Pierwsze dwie pary nart, jakie mu dałem, to były zwykłe zjazdówki. Szybko je zdeformował, bo używał ich do innych celów, niż były przeznaczone. Dopiero po jakimś czasie kuzyn dał mu jakieś używane narty do skoków. Były to "deski", które mały Kamil zabierał ze sobą do łóżka - wspominał w jednym z wywiadów dla "Polski Gazety Krakowskiej" ojciec Kamila Bronisław, psycholog sądowy.

- Gdy syn skończył szkołę podstawową i trafił do sportowego gimnazjum, rano jechał do Zakopanego na treningi. Po treningu szedł na lekcje. Do domu wracał około 20, czasem 21. - Siadał przy stole i zanim zdążyłam podać mu obiad, zasypiał. Czasem z łyżką w talerzu (...) - wspomina mama Kamila Krystyna.

Konkurs na dużej skoczni odbędzie się w sobotę. W zgodnej opinii fachowców Kamil Stoch jest jeszcze większym faworytem tego konkursu, niż był przed zawodami na średniej skoczni

- Poza skokami nie widział niczego. Początkowo w LKS Ząb miała być tylko sekcja biegowa. Kamil jednak mocno się awanturował, że on nie będzie biegał, tylko chce skakać. Chcąc nie chcąc, pani Jadzia musiała więc zatrudnić trenera od skoków - wspomina pierwszy klubowy trenera Kamila, dziś asystent Łukasza Kruczka, Zbigniew Klimowski.

"Jakoś zasnąłem. Rano (...) trener przyjechał po mnie (…). Wyjechaliśmy na górę. Czułem lekki strach. Zapiąłem narty, siadłem na belkę. Puściłem się i pojechałem".

- Czy mamy następców Adama? Jest Kamil Stoch. Ma piękną sylwetkę w locie, potrafi łapać wiatr, to jest coś, z czym się zawodnik rodzi. On to w sobie ma od dziecka - to słowa Apoloniusza Tajnera z 2003 r. Ostatniego, który pracował z Małyszem. Powiedział je w wywiadzie, jakiego udzielił mi przed sezonem 2003/2004.
Na pierwsze wielkie sukcesy ambitnego Stocha musieliśmy jednak poczekać kilka lat. Po raz pierwszy w Pucharze Świata wystartował dwa miesiące po tej rozmowie - w styczniu 2004 r. Oczywiście, w Zakopanem. Zajął 49. miejsce.

Pierwsze punkty zdobył we Włoszech, w Pragelato. Dokładnie 11 lutego 2005 r. W 33. rocznicę zdobycia przez Wojciecha Fortunę złotego medalu olimpijskiego. Skoczył 118,5 metra i 121,5 metra. Zajął siódme miejsce. Małysz był dziewiąty.

Już wtedy nie lubił porównań do Adama. Nigdy ich nie lubił.

- Nie chcę być drugim Adamem ani jego następcą. Chcę być Kamilem Stochem - powiedział mi w wywiadzie, którego udzielił przed rozpoczęciem sezonu 2004/2005. To było w jednym z krakowskich hoteli. Nie był ani zły, ani obrażony. Grzeczny, uśmiechnięty, ale stanowczy. Ale z Adamem - czy tego chciał, czy nie - był związany i porównywany był do niego od pierwszego dnia swej dorosłej kariery.

"Na progu to już wszystko zapomniałem. O tremie, o wszystkim. No i odbiłem się, no i skoczyłem. 112 metrów za pierwszym skokiem. (…) Wyjechałem drugi raz. 120 metrów. Oddałem na tej skoczni 20 skoków. Najdłuższy był 128 metrów. I tyle (szeroki uśmiech)".

Tak naprawdę najdłużej walczył jednak sam ze sobą. Od kiedy zaczął skakać, ciągle słyszał, jak wielki ma talent. Wiedział, że może zajść daleko. I to mu przeszkadzało. Długo jego największe kłopoty na skoczni wynikały przede wszystkim z ogromnej ambicji, wysokich oczekiwań wobec samego siebie. W każdym konkursie walczył o zwycięstwo, nawet jeśli nie był do tego gotów. Na początku próbował pomagać mu ojciec, ale jako psycholog sądowy nie potrafił pomóc młodemu sportowcowi. Udało się dopiero po kilku latach. A pracowało nad tym kilka osób - psycholog sportowy Kamil Wódka, trener Łukasz Kruczek. Przełomem okazał się ślub. W 2010 r. Stoch poślubił Ewę Bilan. Poznali się - a jakże - na skoczni w Planicy. Kamil często podkreśla, że w jego przypadku nie sprawdziło się stare powiedzenie, że w tym fachu zawodnik po ślubie lata o 10 metrów bliżej.

23 stycznia 2011 r. - było coś symbolicznego w pierwszym triumfie Stocha w zawodach Pucharu Świata. Wygrał w Zakopanem. Adam Małysz skocznię opuszczał na noszach po groźnie wyglądającym wypadku w pierwszej serii.

Ale jeszcze bardziej symboliczne było to, co wydarzyło się dwa miesiące później - 20 marca w Planicy - miejscu, gdzie Małysz trzykrotnie odbierał Kryształową Kulę za zwycięstwo w Pucharze Świata i gdzie właśnie kończył karierę. Dalej - 216 metrów poleciał Orzeł z Wisły. Ale to Stoch wygrał, mimo że wylądował pół metra bliżej. Skakał w dużo gorszych warunkach i dostał pięć punktów kompensaty. To był ostatni w karierze konkurs Małysza. Włodzimierz Szaranowicz popłakał się na wizji, mówiąc: "Małyszomanii już nigdy nie będzie".

Dwa lata później w Predazzo legendarny komentator TVP znów mógł krzyczeć: "Jest pięknie, jest pięknie, jest tak jak przed dziesięciu laty. Kamil w locie po złoto, po nagrodę za swą karierę. Daleeeko".

Stoch zdobywał złoto na tej samej skoczni, na której Małysz odniósł swój największy sukces w karierze. To był nie tylko jego, ale też trenera Łukasza Kruczka wielki triumf. Obaj udowodnili, że mają potencjał na odnoszenie wielkich sukcesów. Kruczek pokazał, że potrafi wyciągnąć zawodników z dołka, w jaki wpadli na początku sezonu. A Stoch, że jest gwiazdą, która potrafi sobie poradzić z bagażem oczekiwań, z porównaniami do Małysza i presją rywali.

"Chciałbym wystartować na olimpiadzie. Zdobyć złoty medal. A jak na razie, to ja mam jeszcze czas. Może za jakieś pięć, sześć lat wystartuję. Jak będę dobrze skakał".

No i skoczył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl