Józef Łuszczek, mistrz z Lahti: Tira załaduj, tira rozładuj. Tak pracował "żelazny biegacz"

Redakcja
Tira załaduj, tira rozładuj. Tak pracował facet, którego podejmowali kiedyś królowie
Tira załaduj, tira rozładuj. Tak pracował facet, którego podejmowali kiedyś królowie Andrzej Banaś
- Podejmowali mnie królowie, a potem klepałem biedę. Jak człowiek kończy karierę, jak wychodzi z tego reżimu treningowego do normalnego życia, to jest bezbronny jak dziecko. Prace miałem różne. Tira załadować, tira rozładować. Wózkiem widłowym jeździłem. Ta robota mnie uratowała, bez treningów człowiek czuł się dziwnie, a tu było jakieś zajęcie - opowiada Józef Łuszczek, pierwszy Polak, który został mistrzem świata w biegach narciarskich. Wspomnienia notował Przemysław Franczak.

Miałem te medale na dłoni. Prawie je czułem. Przygotowany byłem jak należy. Ale… No, trochę brakło. Na 30 kilometrów nie dałem z siebie tyle, ile trzeba. Piąte miejsce. Niby niezłe, ale nie po to jechałem do Lake Placid - wspomina Józef Łuszczek, pierwszy Polak, który został mistrzem świata w biegach narciarskich (1978 r., Lahti). - Sztuczny śnieg, takie tępe warunki, narty nie chciały jechać. To sobie pomyślałem, że trzeba się oszczędzać na następny bieg, na 15 km. Na trasie nie znałem wyników, nie byłem zorientowany co i jak. Inne czasy. Jakbym dał wtedy maksa, to miałbym olimpijski medal. Na sto procent. A potem na "piętnastkę" byłem szósty... Znowu trochę brakło.

Zadra została
Zadra jest, czasem o tym myślę. Bo z tym medalem to byłoby mi w życiu łatwiej. Byłaby przynajmniej ta olimpijska emerytura. Średnia krajowa, choć Wojtek Fortuna, z którym często gadam przez telefon, mówi, że średniej nie dostają. Nie ma waloryzacji czy coś. A jeszcze trzeba od tej kwoty jakiś podatek płacić. Franek Groń mi kiedyś opowiadał tak: "Ja nie wiedziałem, że trzeba im coś oddawać. Dutki poszły, a ja za cały rok muszę płacić".

Urodzony za wcześnie
Zawsze mówię, że za wcześnie się urodziłem. Tak ze 30 lat za wcześnie. Gdybym był młodszy to bym im w tym Tour de Ski pokazał. W górach byłem mocny, lubiłem to. Wydolność miałem jak ten kolarz, Eddy Merckx. Tylko takich nagród jak teraz nie było.

Wszystkiego to ja wygrałem 150 dolarów i dwa skuterki śnieżne. Od razu je w Szwecji sprzedałem, dzięki temu to mieszkanie na Kasprusiach sobie kupiłem. Tyle z tego biegania mam. I jeszcze rentę inwalidzką. 300 złotych. No i te medale, co tu wiszą nade mną. Popatrz, ten złoty z mistrzostw świata w Lahti jak był nowy, to był piękny. Teraz zmatowiał. Czas leci. Może zrobię sobie z niego zęby, ha, ha, ha.

Najlepsze? To żona
Nie przelewa się, ale na chleb i opłaty jest. To najważniejsze. Żona teraz idzie do nowej pracy, więc będzie lepiej. Wcześniej przez pięć lat pracowała w Rossmanie, ale jak to w życiu, ostatnie pół roku roboty nie było. Żona to najlepsze, co mi się zdarzyło. Nie bije mnie, ha, ha.

Co to bieda, wiem dobrze. Bywało, że głodny chodziłem. Wiesz, jak człowiek kończy karierę, jak wychodzi z tego reżimu treningowego do normalnego życia, to jest bezbronny jak dziecko. Albo jakby z więzienia wyszedł. Dostaje obuchem. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Ale żalu do nikogo nie mam. Takie czasy.

Załaduj, rozładuj

Oszczędności nie miałem żadnych. Pojechałem pracować do Austrii. Robota w firmie spedycyjnej. Tira załadować, tira rozładować. Wózkiem widłowym jeździłem. Ta robota mnie uratowała, bez treningów człowiek czuł się dziwnie, a tu było jakieś zajęcie.

Tak pracował facet, którego kiedyś podejmowali królowie Norwegii i Szwecji. Ale źle mi z tym nie było. Człowiek żadnej pracy bać się nie może, każdą pracę trzeba szanować. Zresztą, skoro mogłem biegać na nartach po 60-70 km dziennie, to co mi tam popracować osiem, dwanaście godzin.

Kiedy tu w Polsce na budowach pracowałem, to zawsze najcięższe prace lubiłem brać. Ręce może miałem chude, ale silne. Niektórzy to takie lelum polelum, a u mnie krzepa była. Lubiłem się zmęczyć.

Najgorzej jak do Niemiec pojechałem. Taki krajan z Cyrhli mnie tam ściągnął, na budowę. Pierwszą pensję wypłacił, drugiej nie. Akurat święta się zbliżały. Wróciłem do domu, a tu rachunki ze skrzynki się wysypywały. Podłamałem się. Ech, ja tam zapier......., pilnowałem budowy, a tu tylko długi rosły. W pewnym momencie nawet komornik siadł, telewizor chciał zabrać. No, juści, zabierz, będziesz widział.

Uratował mnie Buzek
Jakoś się z tego wyciągnąłem. Uratował mnie też premier Buzek, który dał emeryturę mistrzom świata. Po 1200 Szczakielowi, Średnickiemu, Leletce i mnie.

Czasem coś dorobię. W telewizji, choć ostatnio coś się nie odzywają, czasem z dzieciakami ze szkoły gdzieś polecę na nartach. W zimie to tu się pojedzie to tam, parę złotych wpadnie. Ostatnio byłem na sympozjum lekarzy. Opowiadałem im o kontuzjach.

Zapalisz? Ja już paliłem jak miałem pięć lat. No, może sześć. Dziadkowi podkradałem "sporty". A z kumplami w gazetę zawijaliśmy suszoną paproć. Jak się puściło dyma, to tak szczypało, że kurde… Ha, ha, ha, łzy leciały z oczu. Każdy chciał się przed drugim popisać. Kiedyś kolega ukradł ojcu paczkę, wykurzyliśmy całą. Chorowałem tak, że rzygałem dalej niż widziałem. Ale kiedy mam pogadanki dla dzieciaków w szkołach, to im tego nie opowiadam. W ogóle nie mówię, że palę, bo jakby to wyglądało? Mistrz świata Łuszczek i pali fajki. Choć podczas kariery to nie paliłem. Tabakę czasem zażywałem.
No, ale teraz będę musiał rzucić. Założyłem się z córką, na piśmie jej to dałem, że jak w Pucharze Świata zajmie miejsce w "20", to rzucę. No i w Szklarskiej Porębie była 19. Jeszcze dobrze nie ochłonąłem, a ona już dzwoni: "Rzuciłeś?". Zrobię to, ale, cholera, lekko nie będzie. Jeszcze teraz Paulina będzie biegać na igrzyskach, nerwy, stres.

Paulinę uczyła mama
Z drugiego małżeństwa mam dwóch synów: Daniela i Rafała. 17 i 12 lat. Chciałem, żeby biegali , ale na siłę się nie da. Ja też jestem trochę za leniwy, żeby ich do tego zagonić. Są rodzice, którzy będą piłować dziecko, ja nie. Paulina wszystko swojej mamie zawdzięcza, to ona ją biegać uczyła, zachęcała.

Ja dla przyjemności to już nie biegam. Już się nabiegałem. 15O tysięcy kilometrów. Wystarczy. Ale jak zima przychodzi, to jestem szczęśliwy. O, klawisze pilota już są pościerane, bo oglądam sport jak leci. Zjazdy, biegi, biatlony, skoki, curling nawet. Narkotelewizja. Powtórki też oglądam.

Czasem chciałbym nawet chłopaków odłączyć od komputera, ale nie mogę, bo telewizor mam na tym samym bezpieczniku.
W życiu parę razy się potknąłem. Byli tacy redaktorzy, co mi kieliszki pod nos podstawiali, żeby tylko efektowne zdjęcie zrobić. Dużo legend o mnie krążyło. Trochę prawdy w nich było, ale niektórzy też dokładali coś od siebie.

Aniołkiem nie byłem. Sportowiec nie powinien być. Byli tacy, co tutaj książka, tutaj słuchaweczki, ale co z tego, jak potem bańki dostawali. W sporcie trzeba być takim, że, kuźwa, nie popuszczę. I czasem zaśpiewać, czasem zatańczyć, pójść z kumplami tu i tam.

Jak byłem mały, to na początku tylko skoki mnie interesowały. Ale raz, drugi, narta mi się w powietrzu odpięła, trochę mnie poturbowało. Lecz był taki trener, Antoni Marmol, u niego w klubie wszyscy biegali na tych patyczkach. Chciałem spróbować, zapiąłem narty, ale tylko bach, bach, na dupie lądowałem. Wszyscy się śmiali. Jak wygrałem z nimi na pierwszych zawodach to się przestali śmiać. I tak pomyślałem, że co tam, spróbuję na tych patykach.

Śmieszne to były czasy. Teraz Justyna ma do pomocy, no właśnie, ile osób? Osiem? Matko jedyna, ja na igrzyska sam z trenerem Budnym jechałem. Serwismenów nie mieliśmy, trener smarował narty, a ja próbowałem, czy jadą.

Biedaki z Polski
Zmęczony byłem już przed zawodami. Nic my nie mieli. Jechały biedaki z Polski, nie było nawet na picie. Dolar za butelkę wody, w Polsce to była dniówka. Na obozy jeździliśmy do Murmańska, za koło polarne. 60 godzin pociągiem. Czasem trenowaliśmy w szczerym polu, jak był dłuższy postój.

Gdy się biegło w Holmenkollen 50 kilometrów, to były dwie pętle po 25 km, nie miał mi kto podać picia na trasie. Umawiałem się z Rosjanami, ale jak z nimi wygrywałem, to udawali, że mnie nie widzą. W hotelach prosiliśmy, żeby nam zostawiali plastikowe butelki po keczupach, robiliśmy z nich bidony. Wlewało się do nich glukozę, soki, żeby mieć coś do odżywienia się na trasie. Jak się taką czarną jagodą pobrudziłeś albo malinami, to nie można potem było doprać ubrania.

Kiedyś miałem taki ładny, biały strój. Jeden na cały sezon. Można sobie wyobrazić jak potem wyglądał. Kiedy byliśmy na igrzyskach w Lake Placid w 1980, to mieszkaliśmy w więzieniu. To znaczy, wtedy to był nowy budynek, ale więzienie. Płoty na pięć metrów, siatka, policajty, psy.

Niektórzy sportowcy normalnie w celach spali. My nie, bo obok więzienia stały cztery przyczepy kempingowe i załapaliśmy się do jednej z nich. Warunki spartańskie, ale było się gdzie wykąpać.

Kuźwa, no, czułem tam te medale.

Narta nie szła po ropie
Gdyby było jak teraz, krótkofalówki, obstawiona trasa... Wiedziałbym co i jak, nie odpuściłbym. Wiesz, jak to się wtedy biegało. Jak nagle zalodziło, to trzeba było stawać i patykiem narty odrapywać. Pamiętam takie mistrzostwa na Cyrhli. Brudny śnieg, narty w ogóle nie chciały jechać. To dawali nam szmaty w ropie namoczone, żeby to przetrzeć. Bo te 50 kilometrów trzeba biec. Ciężko, narta nie szła.

Teraz na pięćdziesiątkę zawodnicy cztery raz narty mogą zmienić. Ja to dwie pary miałem na cały sezon. Gdybym miał 70, jak Justyna, to bym chyba zgłupiał.

Te Kneissle, na których złoto wybiegałem w Lahti, to mam do tej pory. Pokazać? Kiedyś takich dwóch gości w mercedesie dawało mi za nie malucha. Słuchajcie - powiedziałem im - one nawet za tego mercedesa nie pójdą.

Liczę na Justynę

W Soczi liczę na Justynkę. W biegach fuksa nie ma, trzeba być mocnym. Przypinasz numer, fotokomórka cię puszcza i musisz sobie radzić. Mogłem mieć z tych biegów więcej, ale niczego nie żałuję.

Jak stan wojenny zastał mnie w Norwegii, to mieszkanie mi tam dawali. Nie wziąłem. Jak to było? Byliśmy na zawodach. A my zawsze biedaki, bez pieniędzy. Mieliśmy tylko bilety powrotne do Warszawy, a w Polsce prawie wojna. Nie goliłem się z nerwów.

Patrzę w TV, Polska czołgami obstawiona. Myślałem sobie: ja pier...., co to będzie. A mieliśmy potem jechać na zawody do Davos, więc norweski organizator kupił nam bilety do Zurychu i załatwił wizy. Dobrze, że mnie wpuścili, bo na tym zdjęciu z brodą wyglądałem jak z kryminału. Ale wcześniej mówi ten Norweg do mnie: Jozef, mam tu trzypokojowe mieszkanie, jak chcesz, to jest do twojej dyspozycji. Podziękowałem.

W '84 z kolei Turcy chcieli, żebym u nich jako trener pracował. Dawali 25 tysięcy dolarów miesięcznie, willa, mercedes. Spokojna robota, bo oni słabi byli. Orłów bym nie wychował, ale szmalu bym zarobił, że hej. Odmówiłem, bo chciałem jeszcze biegać. Może i źle zrobiłem, kto wie.

Ale tak też sobie myślałem, zwłaszcza w tej Norwegii: "Józek, zostaniesz, to już Giewontu nie zobaczysz".
Widać go dzisiaj? Cosik nie widać. Chmury. A ja bez tego widoku żyć bym chyba nie mógł. Mówili mi czasem: zdurniałeś, żeś nie został. Takie gadanie. Wszędzie dobrze, ale w chałupie najlepiej.

Józef Łuszczek

Urodził się 20 maja 1955 r. w Bustryku k. Zakopanego.
Pierwszy Polak, który został mistrzem świata w biegach narciarskich. W 1978 r. podczas mistrzostw świata w Lahti wygrał bieg na 15 km, a na 30 km był trzeci. Cztery lata później, na mistrzostwach świata w Oslo, Łuszczek zajął 15. miejsce na 30 km i 19. na 15 km. Dwukrotnie startował w igrzyskach olimpijskich. W 1980 roku w Lake Placid zajął 5. miejsce na 30 km, 6. na 15 km oraz 17. na 50 km. Na igrzyskach w Sarajewie cztery lata później zajął 27. miejsce na 50 km, 36. na 15 km i 41. na 30 km. 36 razy zdobył mistrzostwo Polski.

Paulina Maciuszek

Ma 29 lat. Biegaczka narciarska, zawodniczka klubu LKS Poroniec Poronin. Jest córką reprezentantów Polski w biegach narciarskich: Józefa Łuszczka i Michaliny Maciuszek. Jutro o godz. 11 wystartuje wraz z Justyną Kowalczyk i Sylwią Jaśkowiec do biegu łączonego na 15 kilometrów.

Napisz do autora:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Józef Łuszczek, mistrz z Lahti: Tira załaduj, tira rozładuj. Tak pracował "żelazny biegacz" - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl