Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurencyjny znachor

Artur Drożdżak
Strzyka cię w udzie w rytmie rumby, masz pulsujący bąbel pod językiem lub fioletową biegunkę? Nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie z taką sprawą do lekarza, co najwyżej do znachora, wróżki lub jasnowidza. Do połowy lat trzydziestych w Krakowie takimi sprawami zajmował się urodzony w 1856 roku Ignacy R.

Ukrócić ten stan rzeczy postanowił 16 marca 1936 r. dr nauk medycznych Władysław S. "przesyłając doniesienie z obowiązku społeczno-lekarskiego" do wydziału zdrowia starosty krakowskiego. Oto szczegóły.
- Doszło mej wiadomości, że na terenie Prokocimia czynny jest od dłuższego czasu osobnik, z zawodu podobno szewc, który trudni się znachorstwem skupiając w swoim ręku klientelę przede wszystkim ze wsi okolicznych garnącą się do niego masowo. Osobnik ten, jak słyszałem, stawia swe rozpoznanie na podstawie oglądania flaszek z moczem, leczy zaś za pomocą ziół przez siebie wydawanych. Przy czem za rozpoznawcze badanie moczu pobiera 1,50 zł lub 2 zł, a za wydane zioła liczy sobie 5-10 zł. Wśród okolicznej ludności wiejskiej znany jest jako "sławny doktor" i pod tą nazwą jest wśród ludności polecany - pisał zawistny Władysław S.

Z donosu wynikało również, że "znachor ten stwarza poważną konkurencję dla lekarza, czego wyrazem dobitnym jest, iż w ciągu zaledwie rocznej mej praktyki w Prokocimiu zaledwie parę osób rekrutowało się wśród mych pacjentów z ludności wiejskiej, przy czym większość była tymi przez pomyłkę trafiającymi do mnie". Starosta sprawę potraktował poważnie, na miejscy wysłał policję. Starszy posterunkowy Michał Kępa potwierdził szczegóły doniesienia, iż "Ignacy R. prowadzi partactwo znachorskie bez żadnego zezwolenia władz". Przeprowadzono rewizję i znaleziono 26 worków różnych ziół, 17 flaszek po pół litra kwasów leczniczych i 7 słoików różnych maści leczniczych. Wymienione rzeczy zostały zakwestionowane i w zarządzie gminnym na Woli Duchackiej zdeponowane, bo to "naruszało przepisy w przedmiocie wykonywania praktyki lekarskiej".

Ignacy R. tłumaczył się, że znachorstwo uprawia od 18 lat i nigdy do odpowiedzialności pociągany nie był. Starosta w postępowaniu karno-administracyjnym wymierzył mu 16 września 1936 r. grzywnę w wysokości 20 zł, z zamianą na 5 dni aresztu. I kazał uiścić 50 gr kosztów. Znachor odwołał się od tego orzeczenia, czuł się niewinny i pokrzywdzony, także dlatego, że, jak napisał, jest już w podeszłym wieku, liczy bowiem 80 lat. - Ja tylko udzielam porad tym, którzy się do mnie zgłaszają i nie biorę za to wynagrodzenia poza pobraniem tylko takiej należności, która jest liczona za wydatki na lekarstwo lub za zioła, które kupuję, bo w tak podeszłym wieku nie jestem w stanie sam ich zbierać. Ponadto zgłosił się do mnie lekarz z Bochni, który mi nic nie zapłacił za poradę, tylko za zioła, które nabyłem w aptece. Z poważaniem Ignacy R., zamieszkały Wola Duchacka, róg ul. Beliniaków 3.

Sędzia Józef Partyka wyznaczył datę procesu na 23 marca 1937 r., ale obwiniony Ignacy R. się nie zgłosił. Przybyła natomiast jego żona, Anna R. I poinformowała, że dzień wcześniej mąż zmarł. Wysłano więc pismo do urzędu parafialnego na Woli Duchackiej, czy prawdziwe jest oświadczenie kobiety i poproszono o podanie daty zgonu. Po tygodniu sąd dostał potwierdzenie smutnej prawdy i sprawę umorzył.
Proces znachora jest żywym przykładem, że do dziś nic tak nie denerwuje dyplomowanych lekarzy, jak zdrowa konkurencja. Niestety rzadko się dzieje, tak jak w tym przypadku, że sprawa umiera śmiercią naturalną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska