Śląska godka dla Hanysów i Goroli

Agata Pustułka, Monika Pacukiewicz Katowice
Joanna Furgalińska sama zilustrowała śląską godkę dla Hanysów i Goroli. Jest na co popatrzeć i co poczytać
Joanna Furgalińska sama zilustrowała śląską godkę dla Hanysów i Goroli. Jest na co popatrzeć i co poczytać fot.materiały prasowe
O jak oberiba, g jak gruba. Śląskie słówka można wkuwać jak angielskie czy niemieckie. Są w nich urok, tajemnica, dowcip, a dla wielu po prostu smak lat dziecinnych. Niepowtarzalny. Nic dziwnego, że lekcje śląskiego organizowane w każdy poniedziałek w chorzowskim skansenie przez "Pro Loquela Silesiana" Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy cieszą się sporą popularnością.

- W ciągu jednego dnia przeprowadzamy pięcioro zajęć. Trwają około kwadransa. Nie chcemy zanudzić, ale zachęcić do nauki. Na każdej lekcji mamy zazwyczaj komplet, tj. ponad 20 osób - mówi Rafał Syniawa ze stowarzyszenia, który razem ze swoją dziewczyną uczy godki nie tylko chętne dzieciaki, ale też... dorosłych. Beata Benecka była na lekcji z siedmioletnią córką Anią. Ania śląskiego nie zna, a pani Beata, choć zna, to nie używa. Jednak pozostały sentyment i pragnienie, by kolejne pokolenie polubiło śląszczyznę.

12-letni Adaś z Tarnowskich Gór na lekcji popisywał się znajomością śląskiego i rozmawiał z nauczycielami o fojermanach. Godkę podsłuchał u rodziców. - Między sobą rozmawiamy po śląsku, ale dzieci specjalnie śląskiego nie uczymy - wyjaśnia mama chłopca pani Joasia. Dodaje, że z mężem starają się z dziećmi rozmawiać po polsku. - Żeby problemów w szkole nie mieli - dodaje.

Gdy sama szła przed laty do pierwszej klasy, była przekonana, że Śląsk i Polska to dwa różne państwa! - Mama zawsze mówiła, że na Śląsku to jest tak, a w Polsce to jest inaczej. Teraz coś się zmienia. Już nieraz się z tym spotkałam, że ludzie gdzieś tam "w Polsce" mi mówią: O, pani jest ze Śląska, a ja tak lubię tę śląską mowę - wyjaśnia pani Joasia, która wtedy sięga po swoje ulubione śląskie słowa - fuzekle i szczewiki - i... szokuje znajomych.

Moda na śląszczyznę trwa, a sprawa stała się nie tylko ważnym językowym, ale też politycznym wyzwaniem. 15 września dojdzie do kolejnego posiedzenia Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, która od kilku miesięcy pracuje nad nowelizacją ustawy sankcjonującą śląszczyznę jako język regionalny. Argumenty na rzecz śląskiego zbiera niestrudzenie poseł PO Marek Plura, który ma w ręku coraz więcej dowodów na to, że trzeba go chronić i wspierać. Są to nie tylko wyniki spisu powszechnego z 2002 r., gdy okazało się, że śląski jako język codziennej komunikacji wskazało 56 tys. mieszkańców województwa śląskiego. Trzeba ocalić od zapomnienia język, który jest jednym z regionalnych skarbów.
- Kwestia uznania śląskiej mowy za język regionalny ma rosnącą grupę zwolenników we wszystkich klubach, nawet wśród tych posłów, którzy nie są ze Śląska - wyjaśnia poseł Plura. Ważnym momentem dla sukcesu naszych starań było czerwcowe posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych. - Wtedy ostro ścieraliśmy się z negatywnym stanowiskiem MSWiA w tej sprawie. Nieoczekiwanie z odsieczą przybywali nawet posłowie spoza komisji, którzy wiedzą, że język regionalny to nie dążenie do separatyzmu, a wyłącznie objęcie wsparciem moralnym i finansowym tej ważnej części polskiej mozaiki kulturowej, jaką jest śląskość - dodaje Plura, który nie ukrywa, że w klubie PO toczy się na ten temat ostra dyskusja.
Śląska godka od kilku lat zdobywa rynek wydawniczy, a choć na salony wchodziła kuchennymi schodami, to właśnie teraz stała się wyjątkowo... trendy. Na przykład choć Ślonsko Nacyjno Łoficyno z Zabrza od lat wydaje programowo książki o Górnym Śląsku i Ślązakach, a czytelnikom oferuje dwujęzyczny periodyk śląsko-polski "Ślonsko Nacyjo", to dopiero teraz można mówić o zainteresowaniu wykraczającym poza grono wiernych wyznawców.
Swoje zrobił energetyczny pisarz i artysta Marek Szołtysek, który goda i pisze, gdzie popadnie, powodując, że śląski stał się przyjazny dla ucha. Oswajaczy śląskiego jest coraz więcej.
Heft w budki, czyli zeszyt w kratkę, oraz tajemnicze fizymatynta [tak określa się różności - przyp. red.] to ulubione śląskie słowa Joanny Furgalińskiej, znanej katowickiej graficzki, która przygotowała słownik "Śląska godka dla Hanysów i Goroli". Pomysł na publikację, którą wydaje właśnie PWN, powstał trzy lata temu, gdy śląszczyzna zaczynała upominać się o swoje. - Moja książka zrodziła się z tęsknoty za klimatami dzieciństwa, za światem, którego już nie ma - wyjaśnia autorka, która prosi, by traktować jej dziełko jako cegiełkę w popularyzowaniu godki i przełamywaniu lokalnych barier językowych. Wiele słów do słownika wpisała, korzystając z własnej pamięci, rozmów z rodziną i sąsiadami. - Adresuję tę książkę do Hanysów i Goroli, by przełamać pewne bariery, a nawet po to, by nie mieli problemu ze zrozumieniem sąsiadki, która prosi o wygrabienie liści, bo jej aichle na głowa lecą - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl